ROZDZIAŁ III
Chłopak przed nim zamrugał, jakby nie rozumiejąc pytania.
Szczerbaty chłopczyk nabrał czerwieni na uszach i polikach.
—Hej, zapytaliśmy pierwsi!
Chłopak o ochrypłym głosem podszedł bliżej, kładąc mu zimną dłoń na barku.
—Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, kudłaczu. - kilka razy poklepał go po plecach, sprawiając że zimny dreszcze przeszedł przez jego ciało. Chłopak pochylił się do jego ucha, szepcząc na tyle cicho by tylko on był w stanie zrozumieć.
—Zacznijmy od początku, co?
Zanim Bible zdążył otworzyć oczy, tył jego głowy został uderzony rękojeścią noża, a worek owinął się wokół jego twarzy, powodując niedotlenienie i omdlenie.
•••
Bible jęknął obolale, gdy do jego uszu zaczęły docierać dźwięki głośnych rozmów, szeptów i szurania krzeseł.
Ruszył głową z boku na bok, próbując zmusić bębniące w głowie dzwony do zaprzestania.
—A kto tu do nas dołączył!
Ten sam, ochrypły, męski głos wybił się spoza reszty, zwracając uwagę Bible.
—Trochę Ci to zajęło mimo że nie uderzyłem Cię jakoś mocno.
Bible w końcu otworzył oczy, a przed jego oczami pojawił się widok ciemnogranatowych, wyglądających na upojone oczu i bladej cery, mocno rozciągniętej na twarzy co zwracało uwagę na ostrą linie szczęki.
Czarne, przedzielone na równo, proste włosy sięgały do połowy ucha, pomachując przy każdym najmniejszym ruchu głowy właściciela. Bible zamknął oczy i policzył do dziesięciu, nie mogąc sobie pozwolić na pstryknięcie palcami z powodu związanych taśmą rąk.
Czarnowłosy chłopak odsunął się o kilka kroków, ukazując stojącą za nim grupę nastolatków. Kilku Bible od razu skojarzył. Ciemnoskóry chłopczyk z brakującą jedynką oraz białowłosy niski chłopak o czarnych odrostach uśmiechnęli się niezręcznie do niego gdy tylko zwrócił na nich swoją uwagę.
Nie wyglądają groźnie - pomyślał przelotnie, przeskakując wzrokiem po chłopcach. Jego uwagę jednak chwile potem przyciągnęła wyraźnie poważna i piękna blondynka o oczach niebieskich niczym ocean. Zauważając jego spojrzenie, odpowiedziała na nie skrzywieniem warg oraz szturchnięciem w ramię niższej od siebie szarowłosej dziewczyny z przewieszonym za plecami mieczem.
Obie dziewczyny miały w oczach coś co sprawiało że Bible nie miał ochoty kwestionować ich autorytetu.
Wrócił wzrokiem do czarnowłosego „lidera" gdy chłopak kilka razy pstryknął mu przed twarzą.
—Na panny się pogapisz później, teraz skup się na mnie, okej? - przysunął do siebie stojące w kącie małego pokoju z przyciemnionymi oknami.
Usiadł.
— Imię i nazwisko.
Nie widząc powodu by kłamać, rzekł:
—Bible LaCroix.
Białowłosy chłopak w tle wyraźnie starał się zdusić parsknięcie śmiechu.
Bible zignorował go.
Przesłuchujący go chłopak zmarszczył brwi.
—Bible? Jak Biblia?
Skinął głową, nie widząc sensu w większym tłumaczeniu genezy swojego imienia.
—Uh, okej. - wymruczał czarnowłosy, widząc jego niechęć do rozmowy.
—Wrażliwy temat.
Bible milczał wyraźnie czekając na coś. Jednak gdy po dziesięciu sekundach nie otrzymał odpowiedzi na nurtujące go pytanie od nikogo z obecnych, westchnął ciężko, unosząc brwi.
—Wasze imiona mam zgadnąć? A może dostanę rebusik do rozwiązania.
Białowłosy tym razem nie był w stanie stłumić parsknięcia. Szarowłosa dziewczyna, która nawisem mówiąc była do niego przerażająco podobna, rzuciła mu karcące spojrzenie.
—Och, racja! Gdzie nasze maniery?! - ożywił się nagle siedzący najbliżej niego.
Wskazał palcem na swoją klatkę piersiową.
— Jestem Finn, a za mną od prawej masz Silasa, Arlo, Astrid oraz Margaritę.
Bible wyrzucił z siebie niezręczne „cześć" na co chłopczyk przedstawiony mu imieniem Silas odpowiedział machnięciem ręki.
Finn kontynuował, nie dając mu chwili wytchnienia.
—Dobrze więc...skąd się wziąłeś na ulicy? - zapytał, unosząc brwi.
—Trafiłeś tu przypadkiem, czy może wiedziałeś o tym co ma się wydarzyć i znalazłeś tu schronienie?
Bible nie zerwał kontaktu wzrokowego, czując że jeśli to zrobi, znajdzie się momentalnie na przegranej pozycji.
—Mój dziadek jest mieszkańcem. Przyjechałem do niego na wakacje. - przełknął ślinę, przygotowując się do odpowiedzi na drugą część pytania, nie będąc pewnym czy to co mówi jest prawdą.
—Nie miałem pojęcia o tym co się wydarzy.
Finn uniósł prawą brew a po chwili uśmiechnął.
—Nie wierze Ci.
Serce Bible zatrzymało się, gdy obserwował jak Finn podnosi się z krzesła by podejść a następnie uklęknąć, tak by ich twarze znajdowały się zaledwie kilka centymetrów. Bible zadrżał ze strachu gdy ich oczy się spotkały.
—Nie wierze Ci. - powtórzył Finn.
—A wiesz dlaczego? - zapytał i ucichł na kilka sekund, czekając na jego potwierdzające skinienie głową.
—Nie wierze Ci dlatego że każdy z nas tu obecnych miał tygodniami koszmary o tym dniu które ostatecznie sprowadziły nas w to miejsce. - wyszeptał, sprawiając że jego głos zabrzmiał milej i mniej szorstko dla uszu słuchaczy.
Bible wstrzymał rozdygotany oddech, wiedząc że to jeszcze nie koniec. Finn wyglądał jakby przygotowywał się do powiedzenia czegoś trudnego.
—Wbiegłem na ulice równo z tymi gamoniami za mną, a chwile później przed naszymi oczami z betonu wyrosła przezroczysta ściana. Nie zdążyłbym się nawet podrapać po dupie a lawa wylała się na ulicę a ziemia zatrzęsła i czy wiesz o czym wtedy myślałem? Czy wiesz, Bible?
Pokręcił głową, czując dyskomfort przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa.
Finn skinął, a jego oczy zaszkliły.
—Myślałem tylko o tym czy moja matka jest bezpieczna w swoim domu z zapasami. Więc jeśli wiesz coś, czego my możemy ewentualnie nie wiedzieć, powiedz to dla dobra naszych rodzin które pozostały po drugiej stronie tej pierdolonej ściany!
Finn opuścił głowę w dół, dając Bible widok na grupę stojącą za sobą.
Bible spojrzał w przerażone oczy Silasa. Chłopca, dziecka które wyglądało na nie więcej niż czternaście lat.
„Jeśli coś wiesz, powiedz to dla dobra naszych rodzin."
Wbił wzrok w ścianę.
―Wspomniałeś że macie te koszmary od tygodni, tak? - zapytał i widząc jak Finn podnosi zaszklony wzrok by skinąć głową Bible westchnął.
―Nie wiem czy to ważne, ale ja wizje mam o wiele dłużej.
Margarita rozchyliła usta a następnie zrobiła krok w przód.
Bible zacisnął z nią spojrzenia.
―O jakim okresie czasu mówimy?
Uśmiechnął się, czując jak ciężar nieprzespanych nocy spada na niego w sekundzie słowa opuściły jej usta.
―Rok.
Arlo i jego siostra wyglądali jakby ich omdliło, a Margarita skrzywiła się z wypisanym na twarzy współczuciem.
―Jakim cudem nie zwariowałeś?! - usłyszał ze strony gdzie ostatnio stał Silas. ― Ja je miałem przez trzy tygodnie i przez ostatnie dni przed katastrofą myślałem że zwariuje!
Finn uniósł się, stając płasko na stopach. Jego oczy, mimo że nadal zaczerwienione i nostalgiczne nie były już tak nieklarowne jak jeszcze przed chwilą.
―Wspomniałeś że mieszkasz u dziadka. Dlaczego więc spędziłeś noc w lasku?
―Wczoraj rano dziadek wyszedł wcześnie rano, według relacji sąsiadki, Pani Fisher. Nawet nie zdążyłem się z nim zobaczyć. - powiedział szczerze, ignorując zmarszczki zdezorientowania powstające na twarzach bliźniaków oraz spojrzenie jakie wymienili.
―Wczoraj zamierzałem pójść go odnaleźć, bo mój telefon nie miał zasięgu, jednak gdy tylko znalazłem się przy bramie wyjściowej zaczęło się..cokolwiek to jest.
―To nadal nie tłumaczy tego czemu spałeś w lasku po spotkaniu z Zakaryanami.
Bible otworzył usta, szykując się do wytłumaczenia nieporozumienia, gdy Arlo i Astrid podeszli do nich, stając tuż obok Finna.
―Pani Fisher? - zapytała Astrid.
―Mieszkamy na ulicy obok od urodzenia i znamy wszystkich mieszkańców, ale nigdy nie słyszeliśmy o kimś z nazwiskiem Fisher.
―Za to znamy twojego dziadka, Pana LaCroix. - dodał Arlo, przybierając najpoważniejszy wyraz twarzy w jakim Bible go kiedykolwiek wcześniej widział.
―I jestem pewien że nigdy nie miał sąsiadki.
Bible skrzyżował z nim spojrzenie.
—To jest niemożliwe. - odpowiedział, przekrzywiając głowę.
—Nawet z nią dzisiaj rozmawiałem, a dziadek mnie jej przedstawił gdy przyjechaliśmy.
Arlo zmarszczył brwi i nic nie odpowiedział. Jego siostra za to pokręciła niemo głową wyglądając na zdezorientowaną.
Finn odchrząknął.
—Tym zajmiemy się później, przed tem jednak wolałbym wiedzieć co łączy cię z Zakaryanami, mikrusie.
—Nie każdemu udaje się zagadać do Armena i nie skończyć w piachu. - zakomunikowała Margarita, zakładając ręce na piersi i przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Jej złote włosy, obecnie spięte w wysokiego kucyka poruszyły się wraz z jej ciałem.
Bible otrząsnął się i oderwał wzrok, by wrócić nim do Finna, który wyglądał na szczerze zainteresowanego, bardziej niż złego.
—Nie znam go, jeśli mam być szczery. - przyznał szczerze.
—Wczoraj, gdy mnie widzieliście koło sklepu tak naprawdę próbowałem podsłuchać ich rozmowę. Nigdy wcześniej nikogo z tamtej grupy nie spotkałem. - dodał.
—Więc dlaczego z nim rozmawiałeś? I wyraźnie znałeś ich imiona? - zapytała Margarita, nie wyglądając jakby mu wierzyła. Bible zamrugał, nie spodziewając się takich pytań. Czy jego odpowiedź nie była dla niej wystarczająca? Otworzył usta chcąc powiedzieć prawdę, jednak blokada w jego gardle nie pozwoliła mu wypowiedzieć słów na głos.
Nie wiedząc czemu czuł, że Armen Zakaryan nie chciałby by jego rola w ucieczce przed jego bratem wyszła na jaw.
Podniósł wzrok i zamknął na chwilę usta.
Przełykając ciężar jaki nosiła ze sobą ta decyzja, zdecydował się kłamać.
—Um..usłyszałem ich imiona przez szybę, gdy rozmawiali. A w lasku spotkałem Armena Zakaryana przypadkiem gdy..um...on sikał. - powiedział koślawo, wiedząc że jego głos nie brzmiał pewnie. Liczył na to że grupa uzna to jako zakłopotanie.
—To było dość niezręczne.
Silas skrzywił się, zapewne symulując sytuacje w głowie, a Arlo ponownie zdusił śmiech, sprawiając że jego twarz stała się czerwona.
Margarita i Astrid nie wydawały się być przejęte jego słowami.
Finn uśmiechnął się lekko, jednak gdy tylko zauważył przypatrujące mu się oczy Bible natychmiast narzucił na siebie maskę spokoju i opanowania. —To miałoby sens, stary. Więc spałeś na drzewie które podlał Zakaryan junior? - zapytał, a Arlo nie mogąc się dłużej wstrzymać, zaśmiał się donośnie i wysoko, kładąc rozdygotaną dłoń na ramieniu siostry, szukając podpory. Astrid natychmiast się odsunęła wprawiając ciało brata w niebezpieczne kołysanie.
—Czy to jakiś twój fetysz?
Bible oblał się rumieńcem, tak głębokim że jego policzki zapiekły z gorąca, przypominając piec w jego rodzinnym domu. Spojrzał w dół, próbując na szybko wymyśleć wymówkę.
—Um..nie. Po prostu...gdy już sobie poszedł stwierdziłem że nie chce wracać do mieszkania dziadka. Wspiąłem się na gałąź i zasnąłem.
Margarita i Finn unieśli przeciwne brwi prawie że równocześnie. Gdyby nie żenująca sytuacja w której się znalazł, Bible prawdopodobnie by się zaśmiał. —Wróciłem tam, bo gdy dzisiaj dotarłem z powrotem do mieszkania dziadka, zdałem sobie sprawę z tego, że zgubiłem klucze.
Finn zamrugał.
—Zgubiłeś klucze?
Bible skinął niepewnie głową.
Twarz czarnowłosego pociemniała, a jego oczy nagle wydały się o wiele głębsze i bardziej trzeźwe niż były przed chwilą.
—Nie zastanawia cię dlaczego wszyscy znamy i boimy się braci Zakaryan?
Tak, szczerze to zastanowiło go to. Przyznał się sam sobie Bible, nie otwierając ust. Ponownie skinął głową.
Finn wyglądał jakby wahał się tylko przez chwilę, zanim westchnął ciężko i przejechał dłonią po kruczo czarnych włosach.
— Pojawili się w Toronto pięć lat temu, a przynajmniej tyle mi powiedziano. Są sami, ich rodzice zostali w rodzinnym kraju, chociaż i tak ponoć nigdy się nimi nie zajmowali. Armen chodził przez kilka lat z Arlo i Astrid do szkoły, ale w zeszłym roku został zawieszony za pobicie innego ucznia i od tamtego czasu nie wrócił. Jeśli chodzi o Sahaka, sprawa jest bardziej skomplikowana. Nikt do końca nie wie czym się on zajmuje, ale faktem jest że on i jego przyjaciele maczają palce w nielegalnych sprawach.
Margarita podeszła do Finna, kładąc mu dłoń na ramieniu.
—Znam Zakaryana całkiem nieźle. Mieszkaliśmy przez ostatnie lata w jednej okolicy. - odwróciła się, by objąć spojrzeniem wszystkich w pomieszczeniu.
—Wszyscy musicie wiedzieć że nie wolno z nim pogrywać. Jest cholernie niebezpieczny i nieprzewidywalny. Zajście mu za skórę dla większości oznaczał koniec, dlatego zawsze starałam się mu schodzić z drogi. Na ulicy panują całkowicie inne zasady niż na waszych spokojnych osiedlach.
Bible przyjrzał się jej zgarbionemu ciału i dopiero zauważył brudne, poniszczone i gdzieniegdzie rozerwane ubrania. Wrócił wzrokiem do jej oczu by odkryć że blondynka już mu się przygląda.
—Co masz na myśli mówiąc „na ulicy"?
Uśmiechnęła się cierpko.
—Petrovie i Zakaryanie mają o wiele więcej wspólnego niż myślisz, dzieciaku. - odpowiedziała jakby to miało odpowiedzieć na wszystkie jego pytania, jednak widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy, wzdychnęła i schowała dłonie do tylnich kieszeni moro spodni.
— Po nazwiskach powinieneś się już domyśleć że jesteśmy imigrantami.
—Nielegalnymi. - dodał Silas ignorując karcące spojrzenia Astrid i Finna.
Gdyby oczy Margarity mogły zabić, Silas leżałby martwy na posadzce. Nie wyjmując rąk z kieszeni w trzech szybkich krokach znalazła się przy zuchwałym chłopcu, popychając go samą obecnością w kierunku dennej tapety na ścianie.
—Uważasz się za lepszego tylko dlatego że twój szmatławy ojciec złożył do urzędu kilka papierków więcej? - zapytała Margarita, głosem przerażająco spokojnym. Silas skulił się w sobie, coraz bardziej przylegając do bariery za plecami.
Chłopak pokręcił szybko głową, nie próbując spojrzeć w twarz starszej dziewczyny.
Margarita wyglądała jakby zamierzała coś jeszcze powiedzieć, gdy Finn w końcu wkroczył pomiędzy nimi, odciągając blondynkę od rozdrganego dzieciaka, który wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
—Myślę że przydałyby się nam zasady. - rzekł twardo czarnowłosy.
—Bo inaczej wszyscy skończymy jako wycieraczki Sahaka Zakaryana.
Margarita mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, wyglądając prawie że na obrażoną a bliźniacy jedynie skinęli głową, nie przykładając większej wagi do słów najstarszego.
Bible spojrzał w kierunku najmłodszego członka grupy i poczuł wewnętrzną potrzebę pocieszenia chłopca, jednak wiedząc że nie może zrobić nic poza milczącym przyglądaniem się po prostu opuścił wzrok, wbijając go w ziemię.
—Postaraj się nie ruszać. - usłyszał nad sobą, a po chwili w trajektorii jego wzroku pojawiła się para białych, markowych butów i czarne nogawki spodni.
Nie podnosząc wzroku, posłuchał rady a już po chwili poczuł dłonie na taśmie krępującej jego własne. Ostremu narzędziu uwolnienie go zajęło mniej niż sekundę.
Rozmasował nadgarstki i podniósł wzrok by skrzyżować go z tym Astrid.
Dziewczyna na twarzy trzymała niezmiennie bezbarwny wyraz.
—Dziękuje.
Odsunęła się, pozwalając mu wstać.
—Zrobiłam to tylko dlatego że potrzebujemy każdej pary rąk w przetrwaniu. Jeden fałszywy ruch i jesteś martwy. Bible uśmiechnął się gorzko, kiwając głową na znak zgody. Jeszcze raz rozmasował obdarte prawie że do krwi nadgarstki, sycząc cicho na uczucie pieczenia które przeszło od ramienia na całe ciało. Astrid odpowiedziała mu podobnym ruchem głowy, równocześnie robiąc przejście idącemu w jego kierunku Finnowi.
Czarnowłosy przystanął przed nim sprawiając że Bible zmuszony był do uznania sporej różnicy wzrostu między nimi. Jakby czytając jego myśli Finn uśmiechnął się z wyraźnym entuzjazmem i wyciągnął dłoń, umiejscawiając ją między ich ciałami.
Bible podniósł wzrok z ręki, by przenieść go w górę, do oczu. Widząc stal i pewność siebie wypisaną na twarzy lidera, Bible zawahał się tylko przez sekundę lub dwie, zanim przyjął oferowaną mu dłoń i nią potrząsnął.
—Witamy w naszej grupie, LaCroix. - powiedział Finn, a jego cwaniacki uśmiech poszerzył się.
Bible uśmiechnął się.
***
—Tu mieszkamy, według Arla i Astrid właścicielka zmarła kilka lat temu. Od tamtego czasu dom stał pusty, co zresztą widać po kilogramach kurzu na komodzie..SILAS! - krzyknął niespodziewanie Finn, sprawiając że Bible podskoczył, łapiąc się w pośpiechu za serce. Silas po sekundzie wychylił się zza rogu, wyglądając na przerażonego, gdy nieudolnie próbował schować trzymaną w dłoni talie kart UNO przed wzrokiem starszego kolegi.
Finn jedynie westchnął ciężko, jednocześnie kręcąc głową by ukryć lekki uśmiech na ustach. —Kazałem ci przetrzeć kurz w salonie.
Silas nie wyglądał na przejętego.
—Wczoraj.
Chłopczyk jedynie się uśmiechnął, wbiegając za róg by już po chwili wrócić ze zmiotką w dłoni. Przeszedł szybko obok starszych i przykucnął na staromodnym dywanie tuż przy meblu.
Finn i Bible spojrzeli po sobie zanim równocześnie wzruszając ramionami, ruszyli do kuchni. W kuchni zostali widok Astrid oraz margarity ostrożnie przemawiające ukorzone, znalezione w szafce nad zlewem talerze ciepłą wodą z na w pół zepsutego kranu.
Gdy tylko weszli do pomieszczenia dziewczyny odwrócił się w stronę hałasu kiwając głową na ich widok. Bible rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając stojący przy oknie duży duży stół z pięcioma lichymi krzesłami rozstawionymi dookoła. Wszystko wyglądało jakby zostało wyjęte z poprzedniej epoki, na czele z kwiecistym obrusem oraz gumolitem rozłożonym na podłodze. Skrzywili się na zapach mocnego detergentu zmieszanego z wszechobecną wilgocią.
Finn zmrużył oczy by spojrzeć na towarzysza.
—Już tylko dwie sypialnie i koniec wycieczki. Łazienkę przetestujesz sam.
Na szczęście sypialnie znajdowały się tuż obok. Pierwsza, zajmowana przez dziewczyny i Arla wyglądała na uporządkowaną i sterylną. Nie mógł niestety powiedzieć tego samego o drugiej. Ubrania małe i durze walały się w zasięgu wzroku, prawie całkowicie zasłaniając pierwotną podłogę. Bible spojrzał z szokiem na Finna który uniósł ręce w geście poddania.
—Zanim ocenisz, wiedz że wszystko należy tu do Silasa.
—Kłamca! - usłyszeli piskliwy głos z pokoju obok.
Bible uniósł brew, rozbawiony, gdy Finn przewrócił oczami, wyciągając środkowy palec w kierunku głosu.
—Wal się, Peretz! - spojrzał z powrotem na Bible.
—No dobra, prawie wszystko.
Weszli głębiej do pomieszczenia, przekopując się przez sterty spodenek.
W końcu gdy przystanęli na samym środku Finn założył dłonie po obu stronach bioder i wbił wzrok w widok za oknem. Mrużąc oczy można było dostrzec makabrycznie czerwony horyzont.
—Musimy skołować ci łóżko, może uda nam się wkraść do czyjejś piwnicy i zabrać.
•••
Powietrze na zewnątrz było chłodne mimo że lato trwało w pełnej parze.
Bible rozejrzał się wokół siebie widząc w zasięgu swojego wzroku jedynie smutne drzewa i różane krzaki wykąpane w ciemności nocy. Obok siebie usłyszał szeleszczące liście I ciche kroki swoich towarzyszy którzy z własnej nieprzymuszonej woli postanowili pomóc mu w poszukiwaniach zgubionych kluczy (tak jakby znalezienie kluczy nie równało się z nowym, lepszym miejscem zamieszkania).
Bible przykląkł na prawe kolano, Jednocześnie rozbijając rękoma kupkę liści suchych. W końcu, niczego nie znajdując, poddał się i przysiadł na lekko mokrawej trawie. Już po chwili Finn Valdisson, jak dowiedział się w ciągu postępowania poszukiwań, pojawił się w zasięgu jego wzroku wybijając się w ciemności lasu by dosiąść się tuż obok, opierając zmęczone plecy o konar szerokiego drzewa.
Nie poświęcając partnerowi spojrzenie czarnowłosy sięgnął do tylniej kieszeni za dużych, poplamionych spodni by po chwili wyciągąć zabrudzoną i pogniecioną paczkę papierosów. Bezgłośnie podstawił ją pod nos kolegi, kiwając zachęcająco głową. Bible szybko i bez zastanowienia odrzucił ofertę, przyglądając się płynnym i wyćwiczonym ruchom podpalającego papierosa Finna. Chłopak mruknął i westchnął ciężko, jednocześnie wyrzucając z siebie biały dym. W ciszy obserwowali kłębek toksyn unoszący się w kierunku rozgwieżdżonego, czarnego nieba. Bible spojrzał przed siebie, zginając kolana pod brodę i owijając je zmarzniętymi ramionami.
—Kiedyś pożałujesz że odmówiłeś, stary. - odezwał się lider, by po chwili mokro odkaszlnąć.
Bible zmarszczył brwi, nieprzekonany, nadal nie odwracając się w kierunku głosu.
—Szczerze w to watpię, dlaczego miałbym żałować niezapalenia papierosa?
Usłyszał zakrztuszony śmiech i po chwili rękę na ramieniu.
—Dobrze że któryś z nas pozostał niewinny. - skwitował, nie przejmując się zdezorientowaniem towarzysza.
W oddali zobaczyli Arlo goniącego roześmianego Silasa gdy Finn ponownie przemówił.
—Nie miałem okazji przeprosić za to..uderzenie w głowę.
—I porwanie. - dodał spokojnym głosem, jednak po chwili zaśmiał się i spuścił głowę, pozwalając na ukrycie rozbawionej twarzy w nieprzyciętych kosmykach włosów.
Mimo że tego nie widział, Bible mógł się założyć że na twarzy Finna znajdował się taki sam głupawy uśmiech jak na jego.
—Margarita nieźle cię wystraszyła. Dobrze że Cię nie zadźgaliśmy.
Bible oparł tył głowy o drzewo i zamknął oczy.
—Tak, jednak co z tego skoro nic z tego nie wyniknie? - zapytał cicho.
—Zgubiłem klucze, a bez nich nie dostaniemy się do mieszkania mojego dziadka, chyba że wyłamalibyśmy drzwi.
—Arlo uważa że to dobry pomysł. - wtrącił Finn.
Bible skrzywił się.
—Z tego co zdążyłem zauważyć, Arlo uważa wszystko za dobry pomysł.
Finn wiedział że nie ma prawa się z tym kłócić.
Zerknęli na siebie i ponownie wybuchli śmiechem.
—Nie ociągajcie się, leniwe dupska! - usłyszeli wyraźnie a potem zauważyli dobrze odbijające światło blond włosy Margarity.
—Musimy znaleźć te klucze jeszcze przed północą, bo inaczej jutro wszyscy będziemy żywymi trupami. - skomentował czarnowłosy i pomachał stojącej w oddali dziewczynie, która w odpowiedzi wyciągnęła rękę w górę, prawdopodobnie z uniesionym środkowym palcem.
Bible wstał, z ciężkim i głębokim wydechem i przystanął, chowając zmarznięte dłonie do przednim kieszeni jeansów. Spojrzał na swoje buty.
—Myślę że tych kluczy po prostu tu nie ma.
Finn również wstał i otrzepał z trawy i liści.
—Dlaczego tak myślisz?
Przypomniał sobie słowa Astrid i zamknął usta, bezgłośnie przeklinając Armena Zakaryana i jego szurniętego brata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro