☽ III ☾
Eleonora musiała wrócić do pracy, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Pracownie jednak okazało się o wiele trudniejsze, kiedy blondwłosy wampir w niebieskiej, zdobionej marynarce chodził za nią krok w krok, wyglądając zbyt przystojnie i wzbudzając tym samym zainteresowanie pozostałych pokojówek. Na domiar złego, ewidentnie interesował się głównie nią i zaczęły ją o niego pytać.
Lestat wcale nie uważał, że obserwowanie jej przy pracy jest nudne. Wręcz przeciwnie. Pomijając już, że zawsze miło się patrzy, jak ktoś pracuje a samemu nie robi się nic, to była to dość zabawna alternatywa spędzania wolnego czasu.
Rozmawiał ze swoimi pracownicami chyba więcej niż przez cały okres mieszkania tam, a gdy Louis wstał i z zaskoczeniem na twarzy zorientował się w sytuacji, postanowił przyłączyć się do dziwnego zgromadzenia.
Eleonora w efekcie była w centrum uwagi dwóch wampirów i współpracownic. Czuła się obserwowana przez wszystkich. Kiedy więc tylko nadażyła się okazja, aby zostać sam na sam z oboma wampirami, oskarżycielsko wymierzyła w Lestata palcem.
– Co ty wyprawiasz?!
– Miałem zadać dokładnie to samo pytanie, ale w trochę innym tonie – przyznał Louis, zarówno teoretycznie jak i fizycznie przenosząc się na stronę Eleonory. – Myślałem, że tobie bardziej zależało na zachowaniu pozorów, a faworyzując jedną z pokojówek nie poprawisz sytuacji.
– Moją wręcz pogorszysz. – Eleonora splotła ręce na piersiach. – Nie zamierzam wysłuchiwać tych wszystkich złośliwości, które już dzisiaj padały z ich ust.
– Nie rozumiecie... – Lestat pokręcił głową, zawiedziony, że nie rozgryźli jego planu. A wydawało mu się to takie oczywiste. – Macie jakiś lepszy pomysł na to, aby służba mogła awansować do wyższego stanu?
Oboje unieśli brwi w zdziwieniu i niezrozumieniu jednocześnie.
– Chyba nie zamierzamy pozostawić Eleonory jako tylko pokojówki, skoro wiemy, kim jest. No i jest z nami związana układem – podsumował, nie mając pojęcia, w jaki inny sposób oni to sobie wyobrażali.
Louis uchylił usta w niemym zrozumieniu, Eleonora zaś wciąż miała szeroko otwarte oczy.
– Że co proszę? – zapytała, trochę przerażona, że jej domysły mogą się sprawdzić. Chyba nie mógł mówić o tym, o czym pomyślała?
– Masz rację – zgodził się Louis, teraz już wiedząc, co jego stwórca miał na myśli. Lestat uśmiechnął się, doceniając dość szybkie zrozumienie pomysłu. – Ty czy ja?
– Jak ci wszystko wyjaśnię, to zrozumiesz, czemu ja – odpowiedział Lestat, a Louis skinął głową bez najmniejszego oporu, choć z zaciekawieniem.
– O co wam chodzi? – zapytała ponownie, choć w zasadzie tylko gwoli formalności. Aż za dobrze domyślała się, co zamierzają zrobić i musiała to usłyszeć.
Oba wampiry spojrzały na siebie nagle, świadome, że już nie są w okolicy tylko we troje. Eleonora nie mogła wiedzieć, bo działo się to za jej plecami, a poza tym, była skupiona na czymś zupełnie innym. Lestat uśmiechnął się w nietypowy dla siebie sposób, po czym podszedł bliżej i upadł na jedno kolano.
– Ma chérie, Eleonoro – zaczął, ujmując jej dłoń. Patrzący na to z boku Louis uniósł kącik ust w rozbawieniu, patrząc na skromny teatrzyk. Eleonora z kolei otworzyła oczy jeszcze szerzej. A jednak miała rację! – Wybacz mi brak pierścionka, ale nie mogę dłużej zwlekać...
Louis przyłożył dłoń do ust, kryjąc za nią uśmiech. Jego oczy powędrowały wgłąb korytarza, gdzie właśnie stały dwie ich pokojówki, wmurowane w ziemię zaistniałą sytuacją. Eleonora była równie skamieniała.
– Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – zapytał Lestat.
Mop i wiadro z wodą upadły na ziemię, a przestraszone dziewczęta zaczęły szybko wycierać podłogę. Eleonora dopiero wtedy zwróciła na nie uwagę i wróciła wzrokiem do Lestata. Puścił jej oczko.
– Nie mogę, panie, ja... – odpowiedziała z trudem, ciągnąc grę dalej. Dlaczego on w ogóle wpadł na taki pomysł?!
– Błagam cię, mój aniele, nie rób mi tego! – Lestat upadł na oba kolana i złapał jej dłoń w swoje obie, całując ją czule i z pasją. – Nie łam mi serca! Zgódź się, zgódź. Wiem, że ty również darzysz mnie miłością!
Eleonora nie musiała udawać zmieszania sytuacją. Nie spodziewała się aż takiego popisu aktorstwa. Louis za to musiał powstrzymywać śmiech. O ile zabawy z ofiarami w ogóle go nie śmieszyły, to Eleonora nie była ofiarą, a od teraz ich kompanem. To już było zabawne.
– Ja... No dobrze – odpowiedziała w końcu niepewnie. Lestat podniósł się z klęczek i porwał ją w ramiona, po czym okręcił się z nią i ucałował w policzek, co z boku mogło wyglądać inaczej.
Obie pokojówki dostrzegłszy to, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach pomknęły wgłąb rezydencji, aby przekazać informację wszystkim. Ich Pan żeni się z Eleonorą, z jedną z nich! Niewiarygodne!
Gdy zniknęły już z pola widzenia i nie mogły też już ich usłyszeć, Louis klasnął kilkukrotnie w ręce.
– Bardzo ładne przedstawienie – przyznał, a Lestat dumnie poprawił kołnierzyk. Trochę brakowało mu aktorstwa.
– Talent – odpowiedział po prostu, Eleonora zaś wciąż nie do końca przytomna potrząsnęła głową.
– Mogliście mnie chociaż uprzedzić – powiedziała, wsuwając dłoń we włosy, nadal w lekkim szoku.
– Tak było zabawniej i naturalniej – uznał Lestat, a Louis gestem przyznał mu rację.
Eleonora zaś westchnęła, nie chcąc się kłócić. Może i tak. Rzeczywiście wydawało się to najprostsze. Szkoda, że tylko wydawało.
– Jedyną wadą tego jakże odważnego pomysłu jest to, że musimy na trochę zniknąć – zauważył Louis.
Niestety musieli się z nim zgodzić.
✟
Opuścili dom po dwóch dniach, obwieszczając służbie, że wrócą związani sakramentem. Tak się oczywiście nie stało. Wynajęli pokoje na trzy noce w sąsiednim mieście, aby wrócić, udając że Eleonora i Lestat są już po wziętym w tajemnicy ślubie. Wolne pokoje były tylko dwa, co nie do końca jej się podobało.
– Nie będę z tobą spać – powiedziała, kiedy okazało się, że jej ,,mąż" zajmuje ten sam pokój. Mimo upływu tylu dni, kolejny etap wciąż pozostawał niezaliczony. Nie zdołali znaleźć chwili prywatności.
– W czym widzisz problem, kochanie? – zapytał, unosząc brwi i poprawiając swoje spodnie. – Ja śpię za dnia, ty nocą. Nie musimy wcale spać razem.
– A dlaczego nie śpisz z Louisem? – Splotła ręce na piersiach.
Louis po tym, jak dowiedział się, na czym polega ich układ, wziął Eleonorę na osobność pod pretekstem spaceru i próbował zrozumieć, dlaczego przyszło jej coś takiego do głowy. Kompletnie nie potrafił wyobrazić sobie, jak wiele odwagi ją to kosztowało. Nie przypuszczałby, że kiedykolwiek ktokolwiek wpadnie na taki pomysł. Z ciekawości zapytał też, czy Lestat wpisuje się w jej gust. Zgodnie z prawdą odpowiedziała, że tak, ale wybrała jego, bo czuła, że łatwiej będzie go przekonać. Koniec końców, nawiązała się między nimi silna nic porozumienia i mogła z powodzeniem uznać Louisa za swojego powiernika.
– Myślę, że mu przykro – powiedziała w końcu. – Znalazłeś sobie zastępstwo i zostawiłeś go samego.
– Louis będzie żyć ze mną wiecznie, a my mamy umowę, zatem śpisz tu – zadecydował, stojąc przy krawędzi łóżka i wskazując na nie palcem.
– Myślałam, że to ja będę pomiatać tobą, nie ty mną – przypomniała, odpychając go tak, że opadł na pościel.
– Obawiam się, że jesteś zbyt nieśmiała, żeby móc mną pomiatać, chérie – przyznał, rozkładając się się wygodnie i patrząc na nią w sposób, który onieśmielał jeszcze bardziej.
– Po wszystkim pójdę spać z Louisem, obiecuję – obwieściła zupełnie poważnie, obrażona. Nie wątpiła, że drugi z wampirów ją przygarnie. Lubił ją i bardzo często w ciągu ostatnich dni opowiadał się po jej stronie.
– Ranisz mnie, skarbie – powiedział, łapiąc się za serce.
– Myślałam, że trudniej cię zranić – powiedziała półpoważnie, wdrapując się na łóżko i kładąc obok niego.
– Mnie się nie da zranić – zarzekł się, choć nie sądziła, aby tak naprawdę było. Obrócił się w jej stronę i podparł na łokciu. – Moja droga małżonko...
Powiedział to tylko po to, by sprawdzić, jak brzmi to w jego ustach i uśmiechnął się.
– Louis stwierdził, że postąpiłeś lekkomyślnie – rzuciła, zgadzają się z tym stwierdzeniem. Lestat zaś wzruszył ramionami.
– Przynajmniej jedna osoba przy naszym stole będzie jeść – odpowiedział, nieprzejęty. Nie upatrywał w tym żadnych prywatnych celów, a ona nie śmiała myśleć, że tak jest.
– Ale będzie wam trochę trudnej znaleźć... Pożywienie – stwierdziła, jakoś dziwnie czując się z tym, jak dużą akceptacją obdarzyła dietę wampirów, mimo że sama była jej częścią. – Rozumiesz, co mam na myśli.
– Ślub i wierność idą w parze tylko w teorii, o czym nasze pożywienie wie – odpowiedział i w gruncie rzeczy miał rację. Tym bardziej wśród wyższych klas związków nie wiązało się z wiernością. – Szalenie często małżeństwo to w pewnym sensie inwestycja, umowa, układ. Nasze idealnie wpasowuje się w tę metryczkę.
– Żyję na tym świecie dość długo, by to wiedzieć – westchnęła. Kiedyś po cichu liczyła, że może tylko wydaje jej się, że ma rację i że świat nie jest aż tak zbrugany.
– Żyję na tym świecie o wiele dłużej i nie muszę się już nawet nad tym zastanawiać. – Lestat podniósł się do siadu, a Eleonora zrobiła to samo. – Zbyt poważne tematy na takie luźne spotkanie, jolie.
– Jolie? – uniosła brew, pierwszy raz słysząc takie określenie na swoją osobę z jego ust. Zwykle rozmawiali po angielsku, mimo wszystko, nagminnie używał tylko chérie. Niemal każda była jego chérie, więc jak można było doszukiwać się uczuć gdzieś, gdzie nie miały prawa się pojawić?
– Chérie, jolie, ma belle, ma bien-aimée – mówił, nadając słowom pasję większą, niż gdy odgrywał oświadczyny. Objął ją w talii i usadził na swoich kolanach. – Nie uważasz, mon Anglaise, że francuski brzmi pięknie i romantycznie?
– Oui, l’homme de mes rêves! – rzuciła emocjonalnie, kładąc dłoń na jego policzku. W oczach błyszczały iskierki rozbawienia. Nie, nie był mężczyzną jej marzeń. Zwykła kochać romantyków takich, Louis. Lestat był tym typem, z którym nigdy by się nie związała, nie w ludzkim tego słowa znaczeniu.
– Que ferais-je sans toi? – zapytał, wciąż grając i plącząc dłonie w jej ciemnych, kręconych włosach. Co by bez zrobił? Wiele. Pewnie nawet o wiele więcej, niż z nią. Ale miałby trochę mniej rozrywki.
Umilkli na chwilę, zatrzymani własnymi spojrzeniami. Było coś magicznego w tym momencie. Jej brązowe oczy iskrzyły wesoło, jego szarofioletowe zaś patrzyły z zafascynowaniem. Nie byli dla siebie stworzeni, tego mogli być pewni, jednak nastrój chwili i wcześniejszy, udawany romantyzm przyczynił się do przypieczętowania ich skomplikowanej relacji.
Ten sam implus przepłynął przez ich myśli niemal jednocześnie. Zimne wargi dotknęły ciepłych, rozpoczynając wspólny taniec. Eleonora myślała, że będzie inaczej. Nie spodziewała się, że aż tak się w tym zatraci. Więcej, więcej, więcej. Pocałunek pogłębił się, a oni znaleźli się jeszcze bliżej siebie.
Lestat usadził ją sobie wygodniej i odsunął się w końcu, by na nią spojrzeć. Jej policzki były zarumienione, tak samo jak usta zdawały się być czerwieńsze.
– I jak? – zapytał, nie chcąc przedłużać niezręcznej ciszy, sięgając do wiązania gorsetu.
– Myślałam, że będzie gorzej – odpowiedziała, nie do końca przy tym myśląc i przyciągając go za koszulę.
– No tak, musiałabyś całować kogoś innego, żeby docenić moje umiejętności! – zawołał, udając urażonego. Nie chciała, żeby się tak czuł, ale nie zamierzała przyznawać się, że było cudownie.
– Myślisz, że z Loiusem również mogłabym tak robić? – zapytała, trochę prowokacyjnie, odpinając nieśpiesznie kolejne guziki jego koszuli. Niemniej, gdyby Lestat przystał na taki układ, to właściwie... Dlaczego nie?
– Pytasz o moje zdanie i samopoczucie czy kwestie praktyczne? – zapytał, rozluźniając jej gorset.
– Wybacz, ale nieszczegolnie przejmowałabym się wtedy twoimi uczuciami – przyznała, może nieco złośliwie. - Louis jest zbyt przystojny.
– Powinienem się obrazić albo być zazdrosny? – zapytał, próbując znaleźć najprostszą drogę do pozbycia się tego elementu garderoby.
– Pytałam pod względem praktycznym – ucięła, a Lestat westchnął niezadowolony z jej braku nastroju do żartów.
– To by byłoby zbyt ryzykowne – uznał w końcu, unosząc jej ręce do góry i w ten sposób pozbywając się niewygodnej części ubrania. Wyciąganie nici zajęłoby chyba wieki. – Louis nie chce pić ludzkiej krwi, ale gdyby był głodny mógłby nie potrafić się powstrzymać.
– A jak z twoją samokontrolą? – zapytała, uznając to za wystarczająco istotne pytanie w kontekście ich rekacji.
– Z moją? – zapytał, prostując się. Ich twarze dzieliła teraz tylko niewielka odległość. Nachylił się nagle, muskając ustami jej szyję. – Różnie... Nie bądź zaskoczena, jeśli przypadkiem zginiesz.
– Pytam poważnie – powiedziała, odpychając go tak, że opał z powrotem na poduszki.
– Moja samokontrola... – zaczął i ujął jej przedramię z zafascynowaniem. Jego wyraz twarzy stał się inny, a w oczach pojawił się głód.
Przybliżył je do siebie, sunąc po nim palcami. Z całą swoją wiedzą Eleonora miała prawo uznać, że wygląda to niepokojąco. Każdy taki dotyk powodował przyjemne mrowienie, aczkolwiek jej mięśnie były napięte, gotowe by się wyrwać. Podniósł się nieco, żeby przesunąć wargami po okolicach nagrastka, po czym delikatnie uszczypnął jej skórę, nie przebijając przy tym skóry mimo ostrych kłów. Podniósł na nią wzrok.
– ...jest na tyle duża, że mogę zrobić to i nie myśleć nawet o tym, by się napić i na tyle delikatnie, by nie było nawet śladu – wyjaśnił, znów znajdując się krępująco blisko.
Ponieważ wolała patrzeć na zasłony baldachimu niż na niego, ujął jej twarz i obrócił w swoją stronę.
– Gdyby moja kontrola nie była tak dobra, odwlekanie ostatecznego momentu nie sprawiałoby mi tyle przyjemności, ile sprawia – dokończył i zabrał się za to, co obiecał.
– Zabawa jedzeniem – podsumowała z prychnięciem, kiedy kolejne pocałunki schodziły niżej.
– Mówiłaś coś, pojemniku na krew? – zapytał, unosząc na nią wzrok.
– Nic nie mówiłam...
Lestat całował jej szyję, ale kiedy zatrzymał się w jednym miejscu na nieco zbyt długo, odsunęła go od siebie tak, żeby spojrzeć w hipnotyzujące, niebieskie oczy.
– Pamiętaj, że to nie są twoje żyły, tylko Loiusa – przypomniała. Wzięła jego dłoń w swoją i przystawiła dwa jego palce do swojej tętnicy, uprzednio odchylając głowę w bok. – Czujesz? Więc wspomnij na to, że to jest nie twoje.
– Siedzisz wampirowi na biodrach i kładziesz jego dłonie na swojej szyi tak, żeby czuł twój puls – podsumował spokojnie, zniżonym głosem. Naprawdę doceniał jej odwagę, choć wolał określać to głupotą. – Ty się aż prosisz o śmierć, chérie.
W miejscu, gdzie przed chwilą były jego palce znalazły się usta, a właściwie kły, które nacięły lekko jej skórę, zostawiając czerwone smugi. Eleonora pisnęła i chciała się odsunąć, ale ścisnął ją mocniej. Z jednego z zadrapaniań wyciekła mała kropelka krwi, którą zlizał.
– Jeśli będę chcieć, to twoje żyły będą również moje – uznał poważnie, wzruszając ramionami.
– Nie taki był układ – odpowiedziała ostro, poważnym tonem. Położyła rękę na jego klatce piersiowej w ramach swoistej asekuracji.
– To zmienię warunki – rzucił beztrosko.
– Nie pozwolę – złapała go za nadgarstek, kiedy chciał ogarnąć jej włosy i spojrzała na niego ze stanowczością w głosie.
– Nie będę prosić – odpowiedział, patrząc jej w oczy i korzystając z okazji, nakrył jej usta swoimi. Uległa, ale tylko na moment.
– Wtedy umrę – ostrzegła, gdy udało jej się oderwać. Oddychało jej się coraz ciężej przez nadmiar emocji.
– A jeśli nie będę chciał cię zabić? – Uniósł brwi. Nie chodziło mu o nic innego jak o to, by nie zawodziła ją pamięć. Był wampirem, ona kruchym człowiekiem. Nawet, gdyby łączyła ich miłość, nie miałoby to znaczenia.
– To zrobię to sama. – Eleanora złapała jego dolną wargę między zęby i przygryzła ją.
– Kusisz, bym zrobił to samo – powiedział jej, nie odsuwając się z ironicznym uśmiechem rozbawienia na twarzy. – Igrasz ze śmiercią.
– Może ja lubię igrać ze śmiercią? – zapytała, ponownie spotykając jego usta.
Pokręcił już tylko głową i oddał pocałunek zdecydowanie intensywniej. Nie wymieniali już więcej uwag i zerwali z wszelkimi zahamowaniami. Pocałunki były namiętniejsze, wszystkie ruchy odważniejsze, a każdy kolejny dotyk bardziej palący od poprzedniego.
A po wszystkim... Naprawdę poszła spać z Louisem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro