Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ I ☾

Działo się to w czasach, w których Louis i Lestat mieszkali jeszcze razem. W czasach, kiedy rezydencja nie była jeszcze spalona i w czasach, w których nie było jeszcze Claudii, a Louis żywił się tylko szczurzą krwią...


Ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo mają ku temu mnóstwo przeróżnych powodów, w które nie zamierzam się zagłębiać. Poza tym, mają także naprawdę wiele pomysłów na sposób, w jaki można to zrobić i chyba każdy z nas potrafi wymienić ich co najmniej kilka. Nie sądzę, jednak, że ktokolwiek z nich, nawet posiadając odpowiednią do tego wiedzę, wpadły na banalny wręcz w wykonaniu pomysł.

Eleanora jednak właśnie na to wpada i mało tego, zamiarzała ugrać w tym coś dla siebie. Myślała o odejściu z tego świata w zasadzie od dawna. Trzy lata temu uciekła z rodzinnej rezydencji w Anglii, a że potrafiła mówić po francusku, niecały rok temu znalazła pracę u dwóch Francuzów. Była jedynie pokojówką, w dodatku wśród samych niewolników. Po salonowych doświadczeniach początkowo było dla niej bardzo, bardzo męczące.

Powodów, żeby odebrać sobie życie miała mnóstwo i to wcale nie błahych, zatem gdy zaczęła podejrzewać, u kogo tak naprawdę pracuje, sytuacja okazała się niemal idealna.

Problem był jednak taki, że znikały wszystkie pracownice poza nią. Skoro życie nie miało zamiaru jej tego ułatwiać, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i położyć się wampirowi na tacy.

– A gdzie jest Agnès? – zapytał gospodarz, podnosząc się do siadu i przesuwając na skraj podwójnego łoża.

Był ranek, a ona przyniosła tacę z jedzeniem, które i tak trzeba będzie wyrzucić, bo wampiry przecież nie jadają. W każdym razie oficjalnie wyrzucić, bo w tajemnicy przed wszystkimi karmiła nim dzieci z ulicy.

– Niestety jest zajęta pracami domowymi, więc przysłano mnie – skłamała płynnie. Agnès została w kuchni na jej prośbę. Ponieważ współpracownica trochę źle się czuła, Eleonora znalazła sobie idealny pretekst, by ją zastąpić.

Lestat, który miał na sobie tylko w części zapiętą białą koszulę i spięte czarną wstążką blond włosy westchnął przeciągle i zmierzył przybyłą niedyskretnym spojrzeniem. Spodziewał się trochę innego śniadania do łóżka. Akurat tej służącej jeszcze nie chciał wysyłać na tamten świat. Była zbyt dobrą i sprawiającą niewiele kłopotów pracownicą, w przeciwieństwie do podejrzewającej coś nieco starszej Agnès.

– No cóż, w takim razie... Podejdź tu, ma chérie – powiedział Lestat i poklepał miejsce obok siebie, na krańcu łóżka.

Posłał jej spojrzenie, po którym chyba każdej kobiecie ugięłyby się nogi, gdyby nie wiedziały, co wkrótce nastąpi. Eleonora jednak wiedziała. Mało tego, miała świadomość, że gdyby był zwykłym człowiekiem, nie oddziaływałby tak na innych. Czując nagle ucisk w klatce piersiowej, niepewnie wykonała polecenie. Nie sądziła, że coś, czego niezachwianie chciała od tak dawna finalnie będzie ją aż tak przerażać.

– Powiedz mi, kochanie, dlaczego ten świat jest taki niesprawiedliwy? – zapytał, łapiąc między palec wskazujący i środkowy kosmyk jej ciemnych włosów i przyglądając mu się. Zapewne odnosił się do ostatniej kłótni z Louisem, który od wczoraj go unikał.

– Nie wiem – odpowiedziała, odczuwając nagle dużo większe skrępowanie, niż się spodziewała. Fakt, że śmierć siedziała tuż obok, bawiąc się jej włosami i znajdując się z sekundy na sekundę coraz bliżej, przerażał ją.

– Jesteś taka śliczna i niewinna – uznał Lestat, choć nie sądziła, by naprawdę tak uważał. Zresztą, mylił się bardziej, niż mógłby przypuszczać. – Nie wiem, czy jesteś świadoma, w jakim celu przychodzi tutaj ta, którą zastępujesz. Chyba nie, prawda?

Ujął jej brodę i przysunął w swoją stronę, zerkając na jej usta, zupełnie jakby chciał ją pocałować. Wstrzymała oddech, gdy tylko przeszło jej to przez myśl. Jej serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej i nie była pewna, czy to ze strachu czy...

Nie sądziła, że z ich strony sprawa wygląda tak prosto. Nawet nie musieli się wysilać, bo było w nich coś, co sprawiało że ofiary potrafiły wierzyć im w każde słowo. Teraz zaczęła się obawiać, że nie zdąży z nim porozmawiać, bo nawet nie zauważy, gdy będzie już po wszystkim. Może to i lepiej...? Umarłaby spokojnie.

– Nie musisz się obawiać – powiedział, przenikając ją kłamliwie łagodnym spojrzeniem niebieskich oczu. – To sama przyjemność.

Eleonora poczuła, że robi jej się gorąco. Lestat odsunął się od jej ust, wobec czego speszona odwróciła głowę. Zaśmiał się na to cicho, ale jej wcale nie było do śmiechu. Pozornie niegroźnymi ruchami odsuwał jej włosy tak, by ułatwić sobie dostęp do tętnicy. Nawet jeśli nie była pewna, czy on chce zakończyć to tak szybko, to było zbyt oczywiste.

– Czekaj.

Zanim usta, a przede wszystkim kły leniwego w swym działaniu Lestata zdążyły sięgnąć jej szyi, stała już dobre trzy metry dalej, jakoś lepiej czując się z tą myślą. Nawet jeśli doskonale wiedziała, że z jego szybkością nie ma szans.

– Jak ty się do mnie zwróciłaś? – Lestat uniósł brwi i otworzył usta w pełnym wyższości zdumieniu. Nie wydawał się jednak szczególnie zirytowany. Mniej więcej zdążyła poznać jego charakter, przypuszczała zatem, że tylko się droczy.

– Niech pan chwilę poczeka – poprawiła się z wyraźną niechęcią, którą on także odczuł. Splotła ręce na piersiach i spojrzała na niego, nie kryjąc rzeczywistych emocji, które odbijały się w jej pozornie spokojnych oczach. Strach, ciekawość, zdenerwowanie. – Wiem, czym pan jest. Wiem, do czego pan jest zdolny i czym się pan żywi.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, chérie – powiedział, podpierając z zainteresowaniem głowę na dłoni, imitując w ten sposób postawę myśliciela. A jednak wygląda na to, że się mylił. Trzeba było jej również zaglądać w myśli. Podejrzewała o wiele więcej, niż przypuszczał...

– Proszę przestać się mną bawić, doskonale pan wie o czym mówię - odpowiedziała i odważyła się złapać z nim dłuższy kontakt wzrokowy. Był wyjątkowo trudny do zniesienia. – I proszę nie czytać mi w myślach, czuję to.

– Jak to możliwe, że to czujesz, skarbie? – zapytał, marszcząc brwi, okazując tej sprawie cień zainteresowania.

– Od zawsze odczuwałam obecność świata nadprzyrodzonego, zatem taki rodzaj wpływów jest dla mnie dostrzegalny – odpowiedziała, rozpoczynając spacer po pokoju i uciekając w ten sam sposób przed utrzymywaniem kontaktu wzrokowego.

– Fascynujące - podsumował z nutą ironii Lestat, opierając kciuk o dolną wargę. – Skoro już wiesz, kim jestem, to czy możemy kontynuować w klasyczny sposób? Wchodząc dzisiaj do tego pokoju już byłaś martwa.

– Wiem, ale mam pewną propozycję... – zaczęła, jednak nim zdążyła dokończyć, wampir roześmiał się.

– Ty... masz propozycję? – powtórzył, szczerząc nieukrywane już kły z perlistym śmiechem. – Kochanie, na przeciwko ciebie siedzi twoja własna śmierć we własnej osobie, a ty masz propozycję!

Zamilkł na chwilę i uśmiechnął się kącikami ust. Musiał przyznać, że obserwowanie tego stworzenia było dość ciekawe. Odkąd przestał być człowiekiem, uważał, że ludzie są fascynująco głupi, a patrząc na tę istotkę? Doszedł do wniosku, że ludzie są jednak jeszcze głupsi.

– Mów dalej.

Westchnęła, czując, że stąpa po kruchym lodzie i właściwie balansuje na granicy życia i śmierci. Skoro tak strasznie się jej bała, to czy rzeczywiście jej chciała?

– Nigdy nie miałam szczęścia w miłości – kontynuowała, choć ciężko było doszukać się w jej głosie emocji. Choć mówiła prawdę, była to tylko swoista manipulacja. – Zawsze zakochiwałam się nieszczęśliwie i bez wzajemności. Nie dane mi było skosztować żadnych ziemskich przyjemności. Ponieważ mój wiek jest już... Hm, dojrzały, chciałbym się tym nacieszyć chociaż przez chwilę.

Lestat oparł łokieć na ugiętym kolanie i obserwował ją z uniesionym kącikiem ust. To była chyba najdziwniejsza pora śniadaniowa w jego drugim życiu.

– Rozumiem, że to jest twoja propozycja - skomentował, kpiąc z tego pod nosem. Położył dłonie za sobą i oparł się na nich z czarującym uśmiechem. – Obawiam się, że mój wampiryzm wpłynął na to, że wygasło we mnie fizyczne pożądanie i byłoby to z mojej strony zbyt duże poświęcenie.

Eleonora westchnęła, ale właściwie nie spodziewała się, że się zgodzi ani nawet, że będzie coś takiego rozważać.

– Czy możemy już zakończyć tę uroczą konwersację, żebym mógł w spokoju i ciszy zaspokoić swój głód? – zapytał taktycznie, gotowy w każdej chwili wstać.

– Właściwie to i tak nie chcę żyć, próbowałam nawet popełnić samobójstwo, ale jestem na to zbyt tchórzliwa, więc się nie udało... – Rozłożyła bezradnie ręce w geście.

Lestat już przewracał oczami i się podnosił, kiedy uniosła na niego palec. Spojrzał na nią wyczekująco.

– Jeszcze nie skończyłam – powiedziała szorstko, unosząc podbródek wyżej. – Wracając, to tak właściwie, ja już nie mam nic do stracenia, a chciałabym korzystnego dla obu stron układu.

– Skoro ma być korzystny dla obu stron, to co ja będę z tego miał? – zapytał, przechylając głowę.

– Trochę rozrywki, a przede wszystkim niemal stały dostęp do krwi – odpowiedziała mu i umilkła, czekając na reakcję.

Dopiero teraz się na niego patrzyła. Po nieco zbyt długim kontakcie wzrokowym nie byłaby w stanie zrobić tego wcześniej z obawy, że się zatnie, a chwila jej zacięcia mogła skończyć całą konwersację.

Jego brwi przysunęły się do siebie i na powrót usiadł normalnie. To była chyba pierwsza informacja, która autentycznie go zaintersowała. Bo, czyżby naprawdę jedzenie samo przyszło prosić się o to, żeby je zjeść? To można być aż tak głupim człowiekiem?

– Co masz przez to na myśli? – zapytał, nie do końca dowierzając w szczerość propozycji. Owszem, mógł sam to sprawdzić w jej głowie, ale jakoś nie chciał.

– Moją krew – odpowiedziała i pozwoliła tym słowom wybrzmieć pod ciężkim spojrzeniem Lestata. – Co prawda nie dam rady upuszczać jej sobie przez cały czas, jednak byłabym dostępna chyba wystarczająco często, żeby móc zaspokoić podstawowe potrzeby.

Wampir wziął oddech, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów.

– Wybacz skarbie, brzmi kusząco, ale... – zaczął, przesuwając dłońmi po swoich udach. – Za bardzo podoba mi się zabijanie i igranie z możliwością nakrycia przez ludzi.

Z tym nie mogła się kłócić. Mogła za to kłócić się z czymś innym.

– Ale ja nie mówię o krwi dla pana – podjęła z tajemniczym uśmiechem.

To właśnie w tym momencie zainteresowanie Lestata osiągnęło swoje jakże niskie apogeum. Cała jego postawa sugerowała, by mówiła dalej.

– Wiem, jak ważny jest dla pana pan Louis – powiedziała, znów na niego nie patrząc. – Jak pan wie, bywa bardzo rozchwiany, a z tego, co pan ostatnio do niego krzyczał, wychodzi na to, że nie może wiecznie żywic się zwierzętami – wyjaśniła, dając tym samym Lestatowi znać, jak bardzo nierozważni byli.

Teraz już wiedział, jakim cudem dziewczyna wie praktycznie wszystko. Pracowała u nich wystarczająco długo, by słyszeć niejedną mało dyskretną rozmowę. Skoro ona wiedziała, to inni mogli dowiedzieć się równie łatwo. Cenna rada na przyszłość. Nie przypuszczał, że drzwi są aż tak nieszczelne. Chyba czeka go spotkanie ze służbą.

– Nie zgodzi się na to – zaprzeczył w odniesieniu do Louisa, nie siląc się na rozważanie pomysłu. – Powiedział, że nie zamierza zabijać i krzywdzić ludzi.

– A czy ja powiedziałam, że będę martwa lub krzywdzona? – zapytała na poły ironicznie, zerkając na niego przelotnie.

Biorąc pod uwagę jej obecną sytuację, to owszem. Proponowała swoją krew, głodny wampir siedział sobie na łóżku w tym samym pokoju, co ona, a ona próbowała zawiązać z nim umowę.

Brzmi dobrze.

– Będę żywa i będę oddawać mu krew w ramach wolontariatu – kontynuowała, podczas gdy Lestat rozważał wreszcie wady i zalety tego pomysłu. Zanim zdążyła skończyć, już twierdził, że to nie jest aż takie głupie. – Czy potrafiłby mieć z tym problem etyczny?

– Przypuszczam, że tak – mruknął pod nosem, ale ostatecznie wstał i sprawnym, ale nie niepokojącym krokiem ruszył w jej stronę, uśmiechając się dziwnie radośnie. – Zapytajmy go o zdanie. Jeśli się zgodzi, to może w końcu zacznie zachowywać się normalnie. Jeśli się nie zgodzi, żadnej umowy między nami nie będzie.

– I wtedy po prostu wypijesz ze mnie krew, żebym przypadkiem nikomu nie powiedziała, kim jesteście? – Uniosła brew, dotrzymując mu kroku. Teraz cała jej nadzieja w zdecydowanie bardziej ludzkim gospodarzu. W tym przypadku jego ludzkość mogła okazać się jednak dużo bardziej problematyczna.

– I wtedy po prostu wypiję z ciebie krew, żebyś przypadkiem nikomu nie powiedziała, kim jesteśmy – powtórzył, kładąc rękę na jej plecach i prowadząc ją do jadalni, gdzie powinien znajdować się Louis.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro