9
Pov Veronica
Jedliśmy z Harry'm kolację. Na szczęście prawie w ogóle się nie odzywał. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim. Ciężko było mi nawet na niego patrzeć. Nie było człowieka, którego nienawidziłabym tak bardzo jak Harry'ego.
- Dlaczego nie jesz deseru? - spytał jak zostało nam podane ciasto miodowe z dodatkiem orzechów, na które miałam uczulenie.
- Mam alergię na orzechy.
- Powinnaś mi wcześniej o tym powiedzieć, mogły być zmielone i w środku. Masz na to leki? - zapytał jakby to w ogóle go obchodziło. Jeślibym umarła to pewnie by tylko żałował, że musi sobie szukać kolejne dziwki.
- Tak, schowałam je do szafki koło łóżka - wyjaśniłam mu.
Nagle jednak krzyknął.
- Elizabeth! - kobieta zjawiła się w przeciągu kilku sekund. Miała do niego respekt.
- Tak panie Styles.
- Od tej pory w jedzeniu dla Veronici nie mogę się znajdować orzechy, w żadnej postaci - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Ciekawe czy kiedyś spróbował być miły.
- Oczywiście - odpowiedziała i odeszła.
- Jeśli masz ochotę na coś słodkiego to powiedź, każę Elizabeth to przygotować - zwrócił się do mnie, najwidoczniej stwierdził, że należy mi się odrobinę słodyczy w tym moim strasznym życiu.
- Nie, dziękuję - chociaż miałam ochotę wstać iść stamtąd to nie mogłam. Powiedział, że muszę siedzieć przy stole aż on skończy jedzenie.
***
- Moja matka mam mnie niedługo odwiedzić. Od zawsze ma taki głupi zwyczaj, że robi to niespodziewanie. A, że zależy mi na tym by uznała nas za dobrą parę to musimy teraz tak się zachowywać. Zacznij odważniej chodzić po domu i czule się do mnie zwracać.
- Tak bardzo ci zależy na jej opinii?
- Tak, bo mimo, że sam mam dużo pieniędzy to, to nie może się równać z jej majątkiem. A nie chcę by to wpadło w ręce mojego brata idioty. Wszystko się należy mnie - nie rozumiałam go, skoro niczego mu nie brakowało to nie powinien liczyć ma kasę swojej mamy, ja bym się do tego nie poniżała. Wolałabym nie być na czyjeś łasce.
- A co jeśli uzna, że jestem dla ciebie za młoda i lecę jedynie na kasę tak jak to ujęła twoja służąca - nie obchodziło mnie, że mogę narobić tej kobiecie kłopotów, ona mnie oskarżyła zupełnie mnie nie znając.
- Dlatego musisz udawać zakochaną we mnie. Mam nadzieję, że będziesz bardzo przekonywująca.
- Co dokładnie mam robić? - spytałam nigdy nie byłam szaleńczo zakochana, więc nie miałam dużego doświadczenia.
- Siadaj mi na kolanach, trzymaj za rękę, patrz z uczuciem to na razie powinno wystarczyć - mogło się to wydawać proste lecz dla mnie nie było. Mogłam patrzeć się na niego jedynie z nienawiścią.
- Postaram się cię nie zawieść.
Oby jego matka mnie nie polubiła.
______________________________
Im większa będzie wasza aktywność tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro