Rozdział 5 Ochłodzenie
~~Lila~~
Minął już tydzień od wojny na stołówce. W przeciągu kilku kolejnych dni upały ustały i, ku uciesze wszystkich przyszło ochłodzenie. Na niebie wiszą ciężkie, ciemne, wręcz czarne chmury i wieje lodowaty wiatr. Teraz bieganie w mundurach jest przyjemniejsze niż kiedykolwiek.
Cały oddział generała stoi w szeregu, a przed nami dowódca. Powiedział, że czekamy. Tylko na co?! Z naszego składu nikogo nie brakuje.
Stoimy tak jeszcze przez chwilę, aż do naszej drużyny przyłącza się jeszcze oddział specjalny! To znaczy, że będziemy mieli z nimi trening?
Obok naszego kapitana staje drugi, czyli kapitan Levi.
- Dzisiaj założycie sprzęt do manewru przestrzennego. Miejscem waszej rywalizacji będzie las znajdujący się za wami. W nim znajdziecie atrapy tytanów. Waszym celem będzie trafienie w ich czuły punkt. Macie zlikwidować ich jak najwięcej. Teraz dobierzcie się w trzyosobowe zespoły. Grupę z najwyższym wynikiem czeka nagroda.
- Jaka?! - odzywa się ktoś z tłumu.
- Niespodzianka - oznajmia z lekkim uśmiechem dowódca.
***
Dziewczyny kontra chłopcy.
Arlelt Armin, Kirschtein Jean i Jaeger Eren - skład numer pięć.
Ackermann Mikasa, Akanawa Hiroshi i Kos Lila - skład numer osiem. My!
Stajemy na jednej z gałęzi drzew. Wypatrujemy innych drużyn.
Do tej pory "zabiłyśmy" jedenaście atrap. Cały czas zastanawiamy się, co to może być za nagroda, o której wcześniej wspominali. Może dzień wolny, albo lepiej... darmowe jedzenie w jakiejś restauracji! Zjadłabym coś!
Nagle w drzewo, na którym stoimy wbija się czyjaś kotwiczka. Podskakuję ze strachu. Pozostałe dziewczyny gwałtownie się obracają. Tuż obok mnie przelatuje Armin, obok Hiroshi - Eren, a obok Mikasy - Jean! Przelatują jeszcze trochę. Stają na wyżej położonej gałęzi, na drzewie oddalonym od naszego o kilka metrów. Pewni siebie spoglądają na nas z wysoka.
- I co, jaki wynik?! Naszego na sto procent nie przebijecie! - krzyczy zadowolony Eren.
- Doprawdy?! - Hiroshi uśmiecha się chytrze pod nosem.
- Jedenaście! - informuje dumnie czarnowłosa.
- Co?! - odzywa się zdziwiony Jean, wytrzeszczając oczy. - To... to tyle ile my!
- Chodźcie! Musimy ich przebić! - wszyscy wykrzykują jednocześnie.
Uruchamiamy sprzęt i lecimy między drzewami. Pośród drzew dostrzegam kolejną atrapę. Wszyscy pędzą w jej kierunku na łeb na szyję. Ackermann gwałtownie przyspiesza, tym samym wysuwając się na sam przód. Nikt nie daje za wygraną. W jej ślady idzie Eren i Jean. Ja, Hiroshi i Armin zostajemy w tyle. Brązowowłosa dodaje gazu i zrównuje się z pozostałymi na przodzie. Między atrapą a nami, dystans wynosi kilkanaście metrów! Cała czwórka jednocześnie wystrzeliwuje liny i tuż przy atrapie dochodzi do serii nieszczęść! Ich liny się splątują, oni sami wpadają na siebie. Wszyscy zaplątują się o siebie i liny. Na szczęście z Arminem w porę zatrzymujemy bezpiecznie się na gałęzi.
- Cieszę się, że jednak zostałem w tyle - wybucha śmiechem, przypatrując się pozostałym.
- Ja również - wtóruję mu.
- Eee... Pomożecie? - słyszymy jednego z zaplątanych.
***
- No proszę. Nie myślałem, że pierwsze miejsce egzekwo zajmą dwie drużyny - dziwi się Smith. - Jednak, nie przypuszczałem także, że rywalizacja będzie na tyle zacięta, by znokautować się wzajemnie - robi drobną przerwę. Uśmiecha się, po czym dodaje. - Waszą nagrodą jest trening pod okiem kapitana Leviego.
Spoglądamy zawiedzeni na znudzoną twarz Leviego.
Tyle zachodu o nic!
Niewysoki mężczyzna ciężko wzdycha.
- Macie tu być jutro o dziewiątej. - Odchodzi.
- Wszyscy mogą się rozejść - nakazuje blondyn i tak też robimy.
***
Na stołówce, w czasie kolacji panuje nadzwyczajny gwar. Prawdę mówiąc jestem zmęczona samą myślą o jutrzejszym dniu. Przydałaby się jakaś kontuzja albo choroba, cokolwiek!
Przysiadam się do przyjaciół.
- Chłopaki? - wszyscy zwracają na mnie uwagę. - Jak ciężkie są jego treningi?
- Szczerze? - Kiwam głową na pytanie Jeana. - Nie chcesz wiedzieć.
Załamana uderzam czołem o stolik, który wydaje z siebie głośny dźwięk.
- I po co się tak staraliśmy? - zadaję sobie pytanie. Armin mi odpowiada.
- Myślę, że gdyby nam powiedzieli, mało osób by się przyłożyło.
- A żeby tego było mało, to mam jeszcze zatarg z tym ponurakiem - dodaje pesymistycznie Hiroshi.
Szykuje się cudowny dzień...
***
Kolejnego dnia czekamy w ustalonym miejscu przed czasem. Ponoć on strasznie nie znosi spóźnialstwa, dlatego też woleliśmy nie ryzykować i być wcześniej.
Idąc tutaj musieliśmy iść wręcz zygzakiem. W nocy strasznie padało. Na ziemi zrobiło się błoto i setki kałuż. Musieliśmy uważać gdzie stawiamy kroki, bo ktoś ma "małą" obsesję na punkcie czystości. Mogłoby nam się nieźle oberwać, gdybyśmy nanieśli błota do zamku.
- Trening z tym kurduplem to chyba najgorsze, co mogło nam się przytrafić - Mikasa przerywa ciszę.
- Ty to chyba niezbyt go lubisz - zauważam. Z jej strony nie słyszę odpowiedzi, ale jej wyraz twarzy wszystko zdradza.
Znów zapada cisza.
Po jakimś czasie przychodzi kapitan. Zadaje nam różne ćwiczenia.
Jak dobrze, że jutro mamy luźniejszy dzień, bo czuję, że moje mięśnie permanentnie odmówią po dzisiejszym dniu posłuszeństwa.
***
- Na ziemię. Będziecie robić pompki - oznajmia znudzony.
Posłusznie wykonujemy polecenie. Kapitan liczy nam pompki, które robimy niemal synchronicznie. Z każdą kolejną liczbą jest coraz ciężej, ale cały czas staram się myśleć o przyjemnych rzeczach i zapomnieć o bólu ramion.
W pewnym momencie czuję jak coś kapie mi na nos. Spoglądam na niebo. Kolejna kropla deszczu kapie mi na policzek. Oby nie kazał nam ćwiczyć w deszczu, jeszcze się wszyscy pochorujemy.
Czuję uderzenie zimna. Wiatr jest nieprzyjemny. Czy on tego nie czuje? Błagam, niech ten dzień się już skończy!
- Niżej Akanawa - odzywa się dość szorstkim głosem Levi.
Ukradkiem zerkam na dziewczynę obok. Wykonuje ćwiczenie bardzo dobrze, ręce ma ugięte tak samo jak pozostali. O co mu chodzi?
- Niżej się nie da - odpowiada mu zirytowana Hiroshi.
- Nie pyskuj szczeniaku.
Kładzie swoją nogę na jej plecach i dociska. Ona nie daje za wygraną, całą swoją siłę skupia w rękach i stara się podnieść, lecz na nic!
Co za tyran! Jaki widać, wciąż jej nie zapomniał tej złośliwej, chociaż może bardziej nieprzemyślanej uwagi dotyczącej jego osoby.
Hiroshi nie daje rady i pada na ziemię prosto w błoto, które rozbryzguje się na boki plamiąc nie tylko jej mundur, ale także zlepiając luźno zwisającą grzywkę.
- Tak lepiej. - Wciąż nie zdejmuje z niej swojej nogi.
Wszyscy się na nich patrzą.
- Daj jej spokój! Nic ci nie zrobiła! - Eren staje w jej obronie.
- Zgadzam się z nim - dołącza się czarnowłosa.
- Cisza. Chyba, że chcecie do niej dołączyć.
Wszyscy milkną.
Na ziemię spadają kolejne krople deszczu. Mokniemy coraz bardziej, a ten wciąż liczy. Jego noga ciągle spoczywa na kręgosłupie niebieskookiej utrudniając jej jakikolwiek ruch.
Gdy pod nami tworzy się coraz większe błoto, a deszcz coraz mocniej przybiera na sile, kapitan ogłasza koniec treningu. Zabiera stopę z Hiroshi i jak gdyby nigdy nic, idzie w kierunku siedziby.
- Hej, wszystko w porządku? - Jean patrzy na wycieńczoną dziewczynę, a Eren podtrzymuje ją by nie upadła.
Kiwa lekko głową.
***
Leżę na łóżku i rysuję w swym nowym szkicowniku. Hiroshi zaraz po kąpieli i padnięciu na łóżko natychmiast zasnęła. Na zewnątrz leje jak z cebra, więc mało kto odważył się wyjść na dwór.
W drodze do pokoju zaczepiła nas Diana. Jak zwykle miała bardzo dużo do powiedzenia. Najpierw śmiała się z nas, a potem zaczęła wyzywać. I tak przez cały czas. Ona naprawdę nie ma innych rzeczy do roboty.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Ostatnio znalazłam trochę czasu, więc pracuję też nad kolejnymi rozdziałami i nad okładką :D.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro