Rozdział 14 Z wizytą w domu
Rozdział dedykowany dla chrupka010.
~~Lila~~
Dzień wolny, słoneczny poranek i możliwość spania do południa. Czegóż chcieć więcej?
Czuję przyjemne ciepło na plecach. Przez najbliższe minuty nie zastanawiam się, co może być jego źródłem. Po prostu pół śpię, pół kontaktuję z rzeczywistością.
Jednak po jakimś czasie, gdy powracam ze świata uwielbianego przeze mnie snu, odczuwam czyjąś rękę oplatającą mnie w talii. Odwracam się na drugi bok. Pierwsze co widzę, to śpiący Armin. Czuję, jak robię się czerwona. Dobrze, że tego nie widzi.
Od, jak dawna tu jest?
Wykorzystuję obecną sytuację poprzez wtulenie się niego. Z drobnym uśmiechem na twarzy zamykam oczy z nadzieją na dalszy sen. Nie jest mi, jednak dane długo pospać.
Czuję, jak blondyn całuje mnie w czubek głowy. Gwałtownie otwieram oczy, po czym równie gwałtownie podnoszę się do siadu, przez co uderzam się głową o łóżko nade mną. Na moją reakcję Armin śmieje się pod nosem.
-Nie śpisz!- Krzyczę na chłopaka, który zaczyna śmiać się jeszcze głośniej.
-Nie, czekałem aż się obudzisz.- Wypowiada przez śmiech.- Jak ty możesz tak długo spać?
-Długo? Jest pewnie coś koło dziewiątej!
-Jest jedenasta. Wszyscy są już od dawna na nogach.
Jedenasta? Chyba najwyższa pora wstać, chociaż mogłabym spać jeszcze długo. Dwunasta nie byłaby taką złą porą na pobudkę.
-To... Co tu robisz? Sądziłam, że wcześnie rano chciałeś iść do miasta z pozostałymi.
-Eren i Mikasa zmyli się do miasta. Jean także gdzieś się stracił... Poza tym chciałem ten dzień spędzić z tobą. Rannym ptaszkiem nie jesteś, więc przyszedłem cię obudzić, ale tak słodko spałaś, że żal było to robić.
-Jeszcze sobie poczekasz, bo ja mam zamiar przespać cały dzień.
Kładę się z powrotem. Łapię za kołdrę i naciągam ją na siebie. Wtulam głowę w mięciutką poduszkę.
Niezbyt zadowolony z mojej decyzji blondyn, wstaje. Obejmuje mnie ramionami w pasie i zwleka z łóżka. Sunę po materacu, a potem spadam na twardą podłogę.
-Mam dzisiaj drobne plany co do ciebie, więc nie ma obijania się.
-Niby jakie?- Pytam ospale.
-Niespodzianka.
***
Całe popołudnie snujemy się po zatłoczonym mieście. Przytulam do siebie przesłodkiego pluszaka, którego przed chwilą dostałam od najwspanialszego chłopaka pod słońcem.
Pluszak jest czarno-biały i gruby, i puchaty! Przypomina zwierzaka, żyjącego tylko w bardzo odległym, zimnym miejscu. Tam, gdzie zamiast ziemi jest lód, który nigdy nie topnieje. W miejscu, gdzie wiecznie pada śnieg.
Pewnie nigdy nie będę mogła zobaczyć go na żywo, ale pluszowy też jest świetny!
Idąc jedną z bardziej zatłoczonych uliczek, przez swoje dzisiejsze roztrzepanie, wpadam na wysoką kobietę w średnim wieku, robiącą zakupy przy jednym ze straganów.
-Przepraszam.- Odzywam się niewinnie, po czym unoszę wzrok na jej twarz.
-Nic się nie stało, ale następnym razem patrz przed siebie.- Mówi poważnie, jednak potem jej głos przybiera zdziwiony ton.- Lila?
Przekręcam lekko głowę na bok. Staram się dostrzec coś znajomego w kobiecie, co skutecznie uniemożliwia mi cień ciemnobrązowej chustki, spoczywającej na jej głowie. Ta po chwili lekko się zsuwa do tyłu, odsłaniając zielone oczy i spięte w warkocz marchewkowe włosy.
Z początku stoję oszołomiona widokiem kobiety. Jednak później rzucam jej się na szyję z szerokim uśmiechem. Rudowłosa zamyka mnie w czułym uścisku.
-Mamo.- Mówię cichutko.
-Ile ja cię nie widziałam? Wysiliłabyś się trochę i nas czasem odwiedziła. Właśnie, czemu wcześniej tego nie zrobiłaś?- Pyta uśmiechając się.
-No wiesz... Jakoś się nie składało.- Odpowiadam zakłopotana.
Zostaję wypuszczona z ramion mamy.
-To nie jest wytłumaczenie. O, a może przyjdziesz do nas na obiad? Poopowiadasz trochę, co tam się u was dzieje, a coś czuję, że w listach nie piszesz o wszystkim.
-Obiad?! No pewnie! A co do opowieści to bardzo chętnie!
W tym momencie przypominam sobie o Arminie, który jeszcze zanim wpadłam na mamę, gdzieś zniknął.
Rozglądam się po okolicy. Niespodziewanie ktoś zachodzi mnie od tyłu. Tą osobą jest poszukiwany przez mnie chłopak, który robi mi wyrzuty, bo mu zniknęłam z oczu. Moją reakcją na jego zachowanie jest tylko cichy chichot.
Odwracam się do zdezorientowanej mamy. Nie pisałam do niej w listach, że się zakochałam, bo zaraz zaczęłaby zadawać masę pytań, a bardzo chciałam tego uniknąć. Potem pewnie chciałaby z tatą go poznać i z pewnością nie dawaliby ani jemu, ani mnie żyć. Choć teraz bez wyjaśnień raczej się nie obejdzie.
-Mamo, to jest Armin, mój chłopak.- Wskazuję na chłopaka gestem ręki.
-Chłopak?- Wypowiada nieprzytomnie, jakby to, co powiedziałam wciąż do niej nie dotarło.
***
-No więc opowiadajcie, co tam się u was dzieje?!- Pyta podekscytowana matka, która po tym jak przedstawiłam jej mojego chłopaka, popadła w niebywałą euforię.
Siedzę na drewnianym krześle, przy drewnianym stole w kuchni. Po mojej prawej siedzi Armin. Mimo, że się uśmiecha, widzę u niego zdenerwowanie. Z resztą ja też jestem potwornie zakłopotana.
Nie widziałam moich rodziców od kiedy wstąpiłam do korpusu treningowego. Od tamtego czasu tylko pisałam listy.
Rudowłosa po wrzuceniu kilku warzyw do garnka, natychmiast siada naprzeciwko nas. Wypytuje dosłownie o wszystko. O wyprawy. Co robimy przez całe dnie. Jak doszło do tego, że zostaliśmy parą. Oczywiście opowiadamy jej o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami. Co prawda pomijamy niektóre detale w historii, związanej z moim notesem, ale na szczęście nie dopytuje o więcej.
-A właśnie zapomniałabym, gdzie Hiroshi?- Zapytuje zaciekawiona naszą jednodniową rozłąką.
-Cóż... Ona sprząta.- Odpowiadam rozbawiona.
Moja mama robi tylko duże oczy.
-To u nas taki rodzaj kary. Mocno podpadła jednemu z naszych przełożonych. Bardzo długa historia. Nie pisałam o tym, żeby cię nie martwić.
-Jak widać, nie piszesz o wielu rzeczach.- Stwierdza poddenerwowana.
Rozmowę przerywa dźwięk otwieranych drzwi. Odwracamy się w stronę wejścia do domu. Mój tata właśnie wrócił z pracy. Jest mocno zdumiony moim widokiem, a tym bardziej widokiem siedzącego obok blondyna.
Gwałtownie podnoszę się z krzesła. Podbiegam do taty, by po chwili wpaść w jego ramiona. Uśmiecha się pod nosem, jednocześnie posyłając Arminowi nieufne spojrzenie.
Odsuwam się ojca. Z szerokim uśmiechem, dłonią pokazuję na niebieskookiego.
-Tato... To jest mój... Chłopak.- Jąkam się.
Wzrok mężczyzny z każdym mym kolejnym słowem staje się coraz mniej przyjazny względem chłopaka. Coś czuję, że czeka go mała pogawędka z nim.
***
Powoli zaczyna się ściemniać. Wracamy powoli do zamku, trzymając się za ręce.
-Twój tata chyba niezbyt mnie lubi.- Przerywa ciszę lekko zdołowany chłopak.
-To nie tak, że cię nie lubi. On tylko... No wiesz, oni oboje ciężko znoszą to, że poszłam do wojska. A teraz po tym, jak na jaw wyszło, to że nie piszę do nich o wszystkim, będą jeszcze bardziej ciekawscy niż do tej pory.- Przerzucam wzrok z ścieżki przed nami na Armina.- Nie martw się o mojego tatę, nie taki wilk straszny jak go malują.- Uśmiecham się do niego.
Chłopak wpatruje się w ciemniejące niebo.
W jednej chwili ściska moją dłoń mocniej i ciągnie gdzieś w las.
-Dokąd idziemy?- Pytam próbując nadążyć za błękitnookim.
-Zobaczysz.- Na jego twarz wpełza szeroki uśmiech.
W którymś momencie dobiegamy do miejsca, gdzie kończą się drzewa. Zamiast nich naszym oczom ukazuje się, zapierająca dech w piersiach swym pięknem polana. Kosmyki jej trawy są lekko poruszane przez wiatr. Kwiaty przybierają najrozmaitsze kolory, które mieszają się z kolorem, padających na nie promieni zachodzącego słońca. Na środku łąki jest duże jezioro z krystalicznie czystą wodą. W jej lustrze odbija się złotopomarańczowe światło słońca, które wkrótce zniknie za horyzontem.
Jestem tak oczarowana tym widokiem, że nawet nie zauważam, jak znajdujemy się na końcu starego, drewnianego pomostu.
Armin staje naprzeciwko mnie. Przez dobrą minutę wpatruje się w moje oczy z uroczym uśmiechem. Czuję przyjemne ciepło na policzkach. Blondyn odgarnia kciukiem rude kosmyki z mojej twarzy. Kiedy nasze usta dzielą zaledwie milimetry... Słyszymy pod nogami skrzypienie pękającego drewna. Oboje wpadamy do jeziora. Kiedy wynurzam się, automatycznie wypluwam wodę z ust.
Wychodząc na brzeg pękamy ze śmiechu. Takie numery, to tylko nas mogą spotkać.
Wciąż roześmiany Armin podchodzi bliżej mnie. Ujmuje moją twarz w dłonie i składa na mych ustach czuły pocałunek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę luźniejszy rozdział.
Zgadnijcie, kiedy na niego wpadłam...
Na matmie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro