Rozdział 29 Zwiadowca
~~Eren~~
Doskakuję do Liama i przewracam go całym swoim ciężarem. Chłopak uderza głową o ziemię, przez co syczy głośno z bólu. Szybko umiejscawiam przedramię na jego krtani, a kolano pomiędzy udami, żeby go unieruchomić. Kaptur zsuwa się z jego głowy, ukazując drobną twarz, błękitne oczy i ciemne włosy z osobliwym pasmem. Hiroshi...
Przez chwilę nie wiem, co myśleć. Jakbym został wyrwany z najgłębszego snu.
Ona jest Katem... Miała nas zabić... Nie dociera to do mnie. Patrzę na nią. Poznaję ją. A jednak, jakby była zupełnie kimś innym.
Dziewczyna uwalnia jedną rękę, łapie mnie za kołnierz i przyciąga bliżej twarzy.
- Dziękuję - szepcze.
Dwie moje łzy skapują na posadzkę. Dlaczego...
Jestem tak załamany, że nawet nie czuję, jak poluzowuje się uścisk na mojej kurtce. Na sekundę tracę kontakt z rzeczywistością, i to wystarcza tej zdrajczyni, aby to mnie przygwoździć do podłogi. Czuję szarpnięcie, uderzenie głową o posadzkę, i w końcu ostry chłód, przystawionego do gardła ostrza! Nie mogę się ruszyć. Łza spływa mi po skroni. Dochodzi do mnie głos awanturującej się Mikasy, która jest niemal tuż obok, lecz słyszę jej głos jakby był gdzieś daleko.
Obezwładniający uścisk staje się lżejszy, a chłód ostrza znika. Hiroshi wstaje. W prawej dłoni ściska miecz, za to lewą wyciąga w moją stronę. Przez moment nie wiem, co mam zrobić, aż w końcu odruchowo chwytam za jej nadgarstek. Jej palce zaciskają się na moim. Czuję przyjemne ciepło, w miejscu na którym wcześniej spoczywały zimne kajdany. Miłe uczucie.
Hiroshi ciągnie mnie w swoją stronę. I, ku mojemu zaskoczeniu, szmata, którą miałem w ustach spada. Rozwiązała ją.
- Akanawa, co to ma znaczyć! - wykrzykuje generał, wskazując palcem na Hiroshi.
- Ja... Ja nie wiem! - zaczyna nerwowo się tłumaczyć, patrząc gniewnie na moją przyjaciółkę.
- Ta suka miała tu zostać tylko pod jednym warunkiem. Miała nie sprawiać kłopotów! - wykrzykuje generał.
- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy!
- Wiem. Ale pozwól, że to ja o to zadbam. - Generał ukratkiem zerka na balkon po jego prawej, gdzie stoi zaledwie parę osób. - Zastrzelcie ich.
- Nie! - rozbrzmiewają na sali na raz dwa głosy: tego całego kapitana oraz Hiroshi, która wyciąga także drugie ostrze i jedno z nich wysuwa w stronę osoby o takim samym nazwisku.
- Nie będę ciągnął tej farsy, Akanawa... - wysykuje generał.
- Proszę dać mi szansę - mówi szeptem, po czym znów unosi głos, tym razem zwracając się do Hiroshi. - Nie wiem jak było za murami, ale tutaj twoje wybryki nie będą tolerowane. Odłóż broń. Jesteście na przegranej pozycji, a twój "bunt" niczego nie zmieni...
Hiroshi zachowuje kamienną minę.
- Eren - ścisza maksymalnie swój głos - weź klucz i rozkuj pozostałych.
Robię, co każe. Oczywiście mój pierwszy krok w kierunku pozostałych członków naszego oddziału spotyka się z ostrą reakcją generała, który ponownie wydaje rozkaz rozstrzelania. Zarówno Hiroshi, jak i ten drugi reagują gwałtownie. Przez salę przechodzi fala szeptów. Wzrok Hiro ponagla mnie, więc ignoruję wszystko i klękam za Mikasą, jednocześnie przysłuchując się ostrym negocjacjom.
- Jeszcze raz powtarzam, odłóż broń...
- Nie! - warczy Hiroshi, która teraz z pewnością byłaby zdolna w każdej chwili naskoczyć na nich wszystkich.
- W przeciwnym razie cię rozstrzelają, tego chcesz?
- Nie mam nic do stracenia.
- Głupia! Masz pojęcie, ile zajęło mi przekonanie odpowiednich osób, aby zostawili cię przy życiu? Poza tym nie myśl sobie, może i jesteś w oddziale tego skurwiela, ale stanowisz zdecydowanie mniejsze zagrożenie niż pozostali twoi, jak ich nazywasz, przyjaciele.
- Akurat...
- Błagam, zostałabyś pokonana z palcem w dupie przez każdego, kto tutaj siedzi. Tak więc, jeszcze raz powtarzam odłóż broń. Poza tym, na twoim miejscu, kilka razy zastanowiłbym się kogo bronisz i czyim rozkazom podlegasz.
- Za te wszystkie lata... Powinieneś zdechnąć!
Na policzkach Hiroshi widzę łzy, a jej głos... Brzmi, jakby ktoś stopniowo zaciskał jej struny głosowe.
- Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor, siostrzyczko.
Słyszę te słowa przekręcając kluczyk w kajdanach Armina. Unoszę wzrok na Hiro.
Czyli... To jest jej brat - pomyślawszy to mimowolnie spoglądam z niedowierzaniem na mężczyznę, od którego popłynęły wcześniejsze słowa.
Nieoczekiwanie mężczyzna robi w jej kierunku dwa kroki. Hiro nieznacznie cofa się. Tamten robi kolejny krok, a ta znów się cofa, tym razem robiąc elegancki zamach lewą nogą i stawiając palce stopy tak, by stykały się z piętą prawej nogi. Jej kolana są lekko ugięte - gotowe w każdej chwili zrobić wypad w przód i, tym samym, przystąpić do ataku.
Chłopak uśmiecha się zwycięsko. Stawia kolejny krok, a jego siostra zaczyna ciężej oddychać. Lekko przechyla się do tyłu, ale już nie cofa!
Mężczyzna przesuwa się jeszcze o krok. Staje dumnie wyprostowany tuż przed Hiro, a konkretniej tuż przed skierowanym w niego ostrzem. Jego klatkę piersiową i miecz dzieli zaledwie kilka centymetrów.
Hiroshi ani drgnie, co wywołuje u jej brata jeszcze szerszy uśmiech.
- Nie jesteś w stanie nikogo zabić. A już tym bardziej nie mnie - oznajmia triumfalnie.
Hiro nie odpyskuje mu. Spieszę się z uwolnieniem kolejnych osób i tak docieram do kapitana, którego pomaga mi podtrzymać Mikasa; pozostali, czyli Armin, Jean oraz Diana jedynie stoją. Jesteśmy bezbronni.
Ręce Hiroshi zaczynają drżeć. Jej brat ma zamiar coś powiedzieć, ale wtedy...
- Eren, wyciągnij nas stąd! - krzyczy odwracając się w moją stronę z łzami w oczach.
W pierwszej chwili nie wiem, co ma na myśli, ale gdy tylko generał wykrzykuje już nam znaną komendę, przychodzi otrzeźwienie.
~~Hiroshi~~
Eren gryzie się w dłoń. Wszystko, co następuje później, dzieje się jakby w przyspieszonym tempie. Nie mija chwila, a już stoję na barku Erena w swej tytaniej formie. Biegnie przez miasto w stronę zielonej flary, którą przed momentem wystrzelił Lewis. Jak najszybciej krzyczę do ucha przyjaciela, żeby rozwalił bramę, gdy tylko do niej dobiegnie. Nie powinien mieć z tym kłopotów, biorąc pod uwagę siłę jaką teraz dysponuje i słabą konstrukcję tutejszej bramy.
Rzucam okiem przez ramię. Za nami przy użyciu sprzętu do manewrów przestrzennych leci parę osób, a potem przyłączają się do nich także kolejni.
- Spróbuję ich spowolnić. Uciekajcie, choćby nie wiem, co się działo! - znów krzyczę do ucha przyjacielowi.
Biorę głęboki wdech. Podskakuję i w locie naciskam na odpowiednie przyciski, w duchu modląc się, aby wszystko się udało. Liny wystrzeliwują; słyszę ich charakterystyczny dźwięk, a zaraz potem czuję pociągnięcie, co znaczy, że znalazły zaczep. Czuję się, jak w dniu, w którym ubrałam ten sprzęt po raz pierwszy. Ta sama niepewność... Ten strach... Bicie serca. Odchylam głowę w górę, jak podczas pierwszego lotu. Nocne, gwieździste niebo zmienia się w jasny błękit dnia. Zamiast migoczących gwiazd nade mną szelescą liście, poruszane przez wiatr, a przez gałęzie drzew przebijają się pojedyncze promienie słońca. Zamykam oczy, a gdy je znów otwieram jestem z powrotem tam, gdzie być powinnam.
Dodaję gazu. Przelatuję nad Lilką, robiącą za woźnicę powozu, na którym siedzą pozostali.
- Hiro, co ty wyprawiasz?! Nie zgrywaj bohaterki! - dochodzi do mnie jej krzyk.
Przecinam liny dwóch pierwszych żołnierzy, znajdujących się najbliżej wozu. Zaczepiam się o wysoką wieżę zegarową, zataczam łuk, zaskakując dwie osoby, będące bardziej z tyłu.
Wytracam wysokość, po czym atakuję od dołu osoby nade mną. Staję na dachu, jednego z wyższych budynków. Moi przyjaciele się oddalają, i są już tak blisko bramy... Tak się cieszę. Wznawiam lot, żeby ich dogonić. Jestem już bardzo blisko. Po drodze podcinam jeszcze trzy osoby... Na finalnym odcinku ktoś podcina także moje liny! Z hukiem spadam i uderzam o kocie łby, którymi w tym miejscu jest wyłożona droga. Mając już pierwszy kontakt z ziemią, ciągnę za pas bezpieczeństwa i turlając się, oraz zbierając przy tym nowe otarcia, zadrapania i siniaki, "gubię" mój sprzęt, który rozsypuje się po całej długości jaką przebywam. Ktoś łapie mnie za włosy i ciągnie w górę.
- Wiedziałem, że coś kombinujesz! - Spluwa mi w twarz Leon.
Chcę, by mnie puścił, więc chwytam za jego nadgarstek, a ten pchnie z ogromnym impetem moją głowę w stronę bruku. Uderzam o niego. Ból zalewa moją głowę. Dźwięki stają się tępe, a na dodatek dzwoni mi w uszach. Chłopak ponawia poprzednią czynność. Tym razem zamykam oczy i przez dłuższy czas ich nie otwieram.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro