Rozdział 12 Chora teoria
~~Hiroshi~~
Odkąd wróciliśmy z wyprawy minął tydzień. Kapitan Levi wciąż jest niedysponowany, co wiąże się z ciągłym leżeniem w łóżku. Przez ten wypadek nie jest w stanie prowadzić treningów, tak więc oddział specjalny ma je z nami. Muszę przyznać, że jest świetnie. Najśmieszniej jest, gdy Jean i Eren skaczą sobie do gardeł, bo chcą pokazać kto jest lepszy.
Dziś kapitanowie oddziałów wymyślili test walki wręcz. Innymi słowy konkurs lania się po mordach. Zapewne Jean i Eren znów spróbują rywalizować i z pewnością znów nie skończy się to dobrze.
Wszyscy podchodzimy do generała, który poprzydzielał nas w pary, czyli dobrał przeciwników. Blondyn odczytuje listę, a ja wśród potoku nazwisk staram się usłyszeć swoje. Znajduje się ono na samym końcu listy.
- Akanawa i Ross.
Nie! Nie! Nie! Czemu ona?! Błagam, przydzielcie mi kogoś innego!
W korpusie treningowym słynęła z nieczystych chwytów podczas walk. Każdy kto był z nią w parze, zawsze albo dostawał kamieniem po twarzy, albo obrywał błotem po oczach!
- Już się nie mogę doczekać - słyszę tuż przy uchu. Gwałtownie odwracam się w stronę blondynki. Obdarzam ją złowrogim spojrzeniem.
***
- Walka czterdziesta pierwsza! Akanawa Hiroshi i Ross Diana! - wykrzykuje jeden z kapitanów.
Z walącym sercem wychodzę na środek pola, gdzie ma się odbyć pojedynek. Staję naprzeciwko blondynki.
- Zaczynajcie!
Diana zaczyna z grubej rury. Biegnie na mnie z pięściami, nie dając mi szansy na żaden manewr, poza stopniowym cofaniem się w tył. W końcu dostrzegam jej słaby punkt. Napiera na mnie, ale nie osłania brzucha. Wykorzystuję sekundową szansę na wyprowadzenie ciosu z kolana. Diana chwiejnym krokiem cofa się w tył, jednak nie opuszcza gardy. Przez kilka sekund stoimy ciężko oddychając. Diana uwielbia grać ofensywnie. Pomiędzy nami dochodzi do ostrej wymiany ciosów, choć u mnie głównie sprowadza się to uników. Zdobywam nad moją rywalką pozorną przewagę, gdy łapię ją za rękę i wykręcam ją. Niestety drugą ręką zbiera ona piach z ziemi. Robi duży zamach, tym samym rozniecając w powietrzu pomarańczowo-żółty obłok. Drobinki piasku wpadają mi do oczu. Nerwowo pocieram oczy. W tym czasie mocno dostaję po twarzy z pięści. Lecę jak długa na ziemię.
- Hiroshi dawaj! - słyszę doping przyjaciół.
Zaciskam powieki i wytężam słuch. W tej sytuacji polegać mogę tylko na nim!
Kiedy Diana znajduje się nade mną, uderzam ją nogą w brzuch i przerzucam za siebie. Dziewczyna szybko się podnosi i znów na mnie naciera. Uderzam ją pięścią od dołu, prosto w szczękę. Tym razem poczuje skutki nie spiętych, długich włosów. Łapię ją od tyłu za jej jasne kudły i pchnę w dół. Jej twarzyczka zostaje sharatana przez drobne, ostre kamyczki leżące na placu. Ciągnę ją w górę. Całe przedstawienie zwieńczam potężnym kopniakiem w żołądek. Blondynka leci na ponowne spotkanie z gruntem. Leżąc kaszle i kuli się z bólu.
Sama tego chciała.
Przecieram oczy rękawem kurtki. Odwracam się w stronę przyjaciół. Robię dwa kroki do przodu, gdy nagle ktoś rzuca mi się na plecy, podduszając przy tym. Uderzam tą osobę z łokcia w żołądek. Nasza z początku godna żołnierzy walka, zmienia się w "pojedynek" dwóch nieporadnych dziewczyn szarpiących się za włosy i nie potrafiących trafić w cel. Zaleta spiętych włosów: przeciwnik ma trudność je złapać. Kończy się na tym, że dwóch kapitanów próbuje nas odciągnąć od siebie, ale i im się dostaje.
***
Wieczorem idąc na kolację, na ścianie zauważam zbliżające się cienie dwójki ludzi i ich głosy. Jeden męski, drugi damski. Przystaję na chwilę.
- Może pomóc? - pyta kobieta.
- Nie.
- Napewno?
- Czemu wszyscy nagle są tacy mili?!
- Bo potrzebujesz pomocy.
- Obejdzie się.
Czy na stołówkę musi prowadzić tylko ten jeden korytarz? Nie chcę tamtędy przechodzić. Doskonale rozpoznaję te głosy. Przejście obok nich może skończyć się tylko w jeden sposób. Kolejną bójką z Dianą i złośliwą uwagą ze strony zakompleksionego skrzata. Z drugiej strony jestem głodna, z tego powodu chciałabym zjeść coś, zanim mój żołądek zacznie domagać się jedzenia w głośniejszy sposób.
Chwilę czekam, aż kłopotliwa dwójka oddali się na bezpieczny dla mnie dystans. Niestety mój brzuch zaczyna burczeć akurat w takim momencie, zdradzając moją obecność. Załamana chwytam się za niego, a ten jak na zawołanie wydaje z siebie jeszcze bardziej donośny odgłos. Zrezygnowana wychodzę zza rogu z obojętną miną, udając, że absolutnie nic nie wiem o podejrzanych dźwiękach jakiegoś wygłodniałego zwiadowcy. W miarę jak się zbliżam zostaję obrzucona ciekawskimi spojrzeniami.
- Te, Akanawa, tylko nie nażryj się jak świnia - rzuca złośliwie Diana.
- Uważaj, żebyś ty nie zamieniła się w świnię... Oj, przepraszam. Zapomniałam, że już nią jesteś, a takiego dorodnego ryjka jak twój na próżno szukać u innych przedstawicieli twojego gatunku.
Z twarzy Diany natychmiast schodzi uśmieszek, a zastępuje go złowrogie spojrzenie Punkt dla mnie.
- Akanawa jesteś bezczelna - odzywa się Ponurak, którego uwagę puszczam mimochodem.
Nie zwalniając przechodzę obok i zmierzam do jadalni.
W pomieszczeniu jak zwykle panuje gwar. Dostrzegam moją ekipę przy stoliku, stojącym przy oknie, gdzieś na końcu sali. Siadam obok Lilki. Na kolację jak zawsze zajadam się płatkami z mlekiem. Gdy w misce pozostaje mi już tylko resztka mleka, przystawiam miskę do ust i wypijam pozostałości. Po odstawieniu miski wszyscy zaczynają chichotać.
- O co chodzi? - pytam zdezorientowana.
- Masz wąsy! - wydziera się Lilka, która eksploduje śmiechem.
***
Kolejnego dnia na obiedzie serwują nam... Papkę, mającą gdzieś wszelkie prawa grawitacji. A żeby spotęgować absurd tego wszystkiego, gwiazda naszej szlachetnej paczki - Jean, wystawia talerz przed siebie i przechyla do góry nogami. Wynik doświadczenia: papka ani drgnie. Zniesmaczony Armin delikatnie odsuwa od siebie talerz.
Nie wiem skąd biorą tych pseudo kucharzy, ale błagam, jak mamy walczyć z tytanami, kiedy obiady są nie do zjedzenia?!
~~Lila~~
Spóźniona na obiad biegnę przez zamkowe korytarze. Przez uchylone drzwi jednego z pokoi dobiegają do mnie dwa żeńskie głosy. Na obiedzie pewnie nie ma jakiś rewelacji, z tego względu przystaję na moment. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, tylko, że właścicielką jednego z głosów jest Diana!
***
Wieczorkiem kładąc się spać przypomina mi się podsłuchana rozmowa. Moja współlokatorka jak zwykle zaczytana, nie zwraca na mnie żadnej uwagi. Jedyną rzeczą jaką mogę w tej sytuacji zrobić to zabrać jej książkę, za co najprawdopodobniej zamorduje mnie wzrokiem, a jak odzyska skradziony skarb, zdzieli mnie nim po głowie.
Temat rozmowy warty ryzyka.
Wspinam się na posłanie Hiroshi i siadam na nim opierając się plecami o ścianę. Z uśmiechem na twarzy łapię za książkę, by po chwili wprawić ją w lot. Lekturka przefruwa niczym ptak przez cały pokój. Zapewne leciałaby dalej, gdyby nie przeszkoda w postaci ściany.
Tak jak się spodziewałam, jestem mordowana wzrokiem przez Hiroshi.
- Nie patrz tak na mnie, mam bardzo ważny powód. Słyszałam dziś dość dziwną rozmowę Diany z jej koleżanką. Nie uwierzysz co się stało!
- Oświeć mnie - mówi znudzona.
- Diana ma chłopaka! I w życiu nie wpadniesz na to, kto nim jest!
Dziewczyna przewraca oczami.
- No dawaj.
- Jest nim... Uwaga, przygotuj się na szok! To kapitan Levi!
Brązowowłosa patrzy na mnie, delikatnie mówiąc jak na przygłupa.
- Lila, jak mocno uderzyłaś się w głowę?
- Nie uderzyłam!
- Masz gorączkę?
- Nie!
- Jesteś chora?
- Nie!
- Swędzi cię coś?
- Co? - pytam lekko zbita z tropu.
- Skąd wytrzasnęłaś tak absurdalną plotkę?
- To nie plotka. Słyszałam rozmowę Diany z... kimś tam... W każdym razie Diana ma na szyi taki... Oj, no wiesz!
- Z niesprawdzonych wieści, a tym bardziej fragmentów czyiś rozmów rodzą się plotki, które zazwyczaj mijają się z prawdą. A ślad na szyi Diany to może być zadrapanie, obdarcie lub otarcie spowodowane naszą potyczką z wczoraj.
- A jak wyjaśnisz to, że ta blondyna ostatnio dość często kręci się koło kapitana?
- Idź spać, bo zaczynasz wymyślać rzeczy nie z tego świata.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić.
- Będę, bo aktualnie jesteś na moim łóżku, a na nim obowiązuje moje prawo. Złaź.
Nie ruszam się z miejsca, dlatego zostaję brutalnie zrzucona na ziemię. Patrzę z ukosa na szatynkę, ale ona tylko wypina się do mnie plecami i przykrywa się kołdrą.
Zrezygnowana wczołguję się na własny materac, uprzednio gasząc świeczkę.
Jakoś w środku nocy słyszę zeskakującą z łóżka Hiroshi. Obudziła mnie chwilę temu, bo strasznie się wierciła, a piętrowe łóżka mają to do siebie, że to strasznie słychać. Dziewczyna zaspanym krokiem wychodzi z pokoju. Chętnie bym za nią poszła, ale wolę spać niż szlajać się w nocy po kwaterze.
***
Rano jak tylko wstaję, sprawdzam czy dziewczyna wróciła na miejsce. W końcu kto wie, co porabiała o takiej porze.
Hiroshi śpi w najlepsze, jak gdyby nigdy nic. Ściska mocno swoją poduszkę. Szturcham lekko przyjaciółkę, a ona mówi tylko, żebym się odwaliła.
- Spóźnisz się na śniadanie.
- Mam to w dupie - mówi takim tonem, że bezpieczniej będzie dla mnie, jeśli się odsunę. Co ją ugryzło?
Na śniadaniu jej paskudny humor nie umyka uwadze pozostałym. Tylko Mikasa ma na tyle odwagi, aby spytać, co się dzieje. Jej wyjaśnieniem jest tylko drobne niewyspanie. Ciekawa jestem ile jest w tym prawdy.
Zmieniam temat. Dzielę się zdobytymi przeze mnie informacjami na temat nowego romansu w naszych szeregach. Oczywiście Hiroshi mówi, że to bzdura. Wysunięte przez nią argumenty przegrywają tę rundę, gdyż wszyscy wierzą, w to co mówię ja.
- Wiecie, co? Mam pomysł - odzywa się dość obojętnie niebieskooka. - Podejdę teraz do Diany i spytam ją o to wprost.
- Zwariowałaś?!
- Nie. Na stołówce jest dużo osób. Nie może skłamać, bo rozejdzie się plotka, która tak czy owak, w końcu trafi do kurdupla. Nie, skłamie ma za dużo do zaryzykowania, a nikt raczej nie chce wchodzić z nim na wojenną ścieżkę.
- A jeśli powie, że ich związek to prawda?
- Przyznam ci rację i będę się trzymać od tamtej dwójki dalej niż do tej pory. Coś jeszcze?
To chore! To przecież prowokacja! Choć, wszyscy uważają to za zły pomysł, Hiroshi i tak wciela swój plan w życie.
Dziewczyna pewna siebie idzie do stolika Diany. Staje obok niej. W momencie, gdy ta ją zauważa, Hiroshi bez żadnych ceregieli pyta ją wprost.
- To prawda, co ludzie mówią? Że ty i kapitan Levi jesteście razem?
Mina blondynki jest bezcenna. Chyba nigdy nie spodziewała się takiego pytania. Na jej twarzy wyraźnie widać wahanie. Po niezbyt długiej chwili wstaje dumnie wypinając klatkę piersiową.
- Tak, to prawda.
Hiroshi wyraźnie zamurowało. Z resztą nie tylko ją. W całej stołówce unosi się cisza. Diana uśmiecha się triumfalnie.
- Co zazdrościsz mi? - pyta zadziornie.
- Zazdrościć? Niby czego? Tylko pamiętaj, że kłamstwo ma to do siebie, że ma krótkie nogi. Lepiej powiedz prawdę tu i teraz. Przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że jeżeli kapitan się dowie, to będziesz miała kłopoty...
- Błagam cię, w całym korpusie jest tylko jedna osoba, która jest na tyle głupia, żeby z nim zadzierać. I jesteś nią ty!
W tym momencie na twarzy blondynki ląduje jej śniadanie. Oniemiałam. Wiem, że Hiroshi momentami potrafi przywalić, ale tylko w określonych przypadkach. Co z nią?! Ciężko ją wytrącić z równowagi, a dziś... Wystarczyło tylko jedno słowo z ust Diany!
Dziewczyna z pasemkiem pospiesznie opuszcza pomieszczenie. Wychodzę za nią. Zatrzymuję ją w drodze do pokoju.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic się nie dzieje! Wszystko w normie! - odpowiada poddenerwowana. Odsuwam się od niej o dwa kroki, boję się dostać w zęby.
***
Od dziwnego zdarzenia na stołówce mija osiem dni. W tym czasie zauważyłam, że Hiroshi chodzi gdzieś w środku nocy, ale o poranku zawsze zastaję ją w łóżku. Ona coś ukrywa, ale co? Muszę się dowiedzieć. Wiele razy miałam ochotę ją śledzić, ale lenistwo i chęć wyspania się za każdym razem wygrywały. I prawdopodobnie wciąż będą...
~~Levi~~
Około trzeciej w nocy ostrożnie idę w stronę kuchni. Wciąż potrzebuję ścian, żeby chodzić. Chociaż od tamtej okropnej wyprawy i tak jest znacznie lepiej. Przez pierwsze dni od powrotu okularnica kazała mi leżeć cały czas. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że lubiła do mnie przychodzić i wygłaszać masakrycznie długie wykłady na temat tytanów i zanudzać jakże "fascynującymi" opowieściami o nich.
Na schodach ostrożnie stawiam kroki. W tym stanie znacznie lepiej schodzić nić wchodzić. Przy czym wchodzenie jest prawie jak wspinaczka na najwyższą górę tego świata.
Z powodu takiej, a nie innej pory po zamku nikt nie powinien się krzątać. Stąd właśnie moje zdziwienie, kiedy to w kuchni przy stoliku widzę siedzącą Akanawe. Pochyla w dół głowę, wpatrując się nieprzytomnie w zawartość kubka. Zwykle związane włosy, tym razem są rozpuszczone i w kompletnym nieładzie.
Momentalnie odechciewa mi się wypicia herbaty. Powoli wracam do pokoju. Przy schodach patrzę na górę lodową, jaką są schody. Głęboko wzdycham. Pokonuję pierwszy stopień, potem drugi, a przy trzecim źle stawiam nogę. Ta objeżdża, a ja lecę w dół. Zaciskam zęby przygotowując się na uderzenie. Nieoczekiwanie czuję, jak ktoś łapie mnie pod ramię, jednocześnie pomagając uniknąć bolesnego upadku.
Zerkam z ukosa na pomocnika, którym okazuje się być nikt inny jak Akanawa. Z tak bliskiej odległości z łatwością dostrzegam jej delikatnie podkrążone oczy. W ciszy wchodzimy na górę. Na piętrze zostawia mnie i najzwyczajniej w świecie wraca do swojego pokoju. Na język ciśnie mi się słowo "dziękuję", ale nie przechodzi mi ono przez gardło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest rozdział, miał być dłuższy, ale prawdopodobnie miał by jakieś... Dużo stron. Dlatego postanowiłam, że to podzielę i tym sposobem macie rozdział szybciej. :)
Jakieś teorie odnośnie tego rozdziału???? :D
Dla osoby, która mnie nominowała: nominacja będzie, ale raczej w przyszłym tygodniu. Nie było mnie tydzień w szkole, teraz muszę nadrabiać i jak już siadam przed kompem to zabieram się głównie za pisanie. To odpręża.
Zapomniałabym!
Ludzie kocham Was! Ponad 400 wyświetleń i około 70 gwiazdek. DZIĘKUJĘ! :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro