6
Wcześniej byłam spragniona widoku Louisa, a teraz przyznaje, że mam go już dość. Cały czas stara się tu pojawiać i psuć mi nastrój.
− To jedźmy – mówię do Briana. Nie mam zamiaru niweczyć swoich planów, bo on się tu zjawił. Teraz zamierzam myśleć jedynie o Niallu.
– Mogę wiedzieć gdzie się wybierasz? – pyta się mnie mój były chłopak nie spuszczając mnie z oczu. Robi też kilka kroków w moją stronę. – Z chęcią mogę cię gdzieś podwieźć.
Jego słowa wyprowadzają mnie wręcz z równowagi. On przecież doskonale wie jak ja bardzo nienawidzę tego owijania w bawełnę, a teraz mówi do mnie w taki sposób jakby dawał mi do zrozumienia, że mam zapomnieć o moich wcześniejszych planach.
Niedoczekanie jego.
– Jadę do Nialla, a ty nie jesteś tam mile widziany – oznajmiam, a szybko pokonuje dzielącą nas odległość, łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę mojego pokoju.
Słyszę, że Brian chce interweniować, ale ta kretynka jego żona go powstrzymuje.
Niech tylko ta suka urodzi, a nieźle dam jej popalić.
– Puszczaj mnie do cholery! – staram się wyrwać z jego uścisku.
To zachowanie jest dla niego zupełnie nie podobne. Podczas tej śpiączki coś mu się musiało poprzestawiać w głowie.
– Tyle czasu się o ciebie starałem i teraz mam cię mu tak po prostu oddać. Nigdy! – wrzeszczy.
– Nie jestem twoją rzeczą byś mnie komuś oddawał. Byłam z tobą, ale to już przeszłość. Teraz już jestem żoną Nialla i nie zamierzam tego zmieniać.
– Jesteście już po rozwodzie!
Śmieje się na jego słowa.
Prędzej uwierzę, że Ziemia jest płaska niż w to, że Niall podpisał papiery rozwodowe. Zbyt długo starał się zdobyć moje uczucia by teraz jak już mu się to udało rezygnować. To nie jest do niego podobne.
– Nie obchodzą mnie kartki papieru na których sfałszowaliście jego podpis. Zejdź mi z drogi, a najlepiej raz na zawsze zniknij z mojego życia – zdaje sobie sprawę z tego, że moje słowa są okrutne, ale on nie pozostawił mi innego wyjścia.
Chcę go wyminą i wyjść, ale on znowu łapie mnie za nadgarstek.
Jego wzrok jest przepełniony złością, bólem i rozczarowaniem. To jest jedna z najgorszych mieszanek.
– Oddałbym za ciebie wszystko skarbie. Od kiedy tylko cię zobaczyłem to wiedziałem, że będziemy razem. Nie interesowała mnie ta twoja obojętność, wiedź, że teraz też się nie zrażę.
Łapie mnie jeszcze za drugi nadgarstek, a następnie do siebie przyciąga.
Patrzy mi prosto w oczy. Ja jednak spuszczam wzrok, bo nie chce tak bezpośredniego kontaktu z nim.
Muszę go jakoś podejść.
Nie znoszę udawania, ale co mi tam, podnoszę wzrok, a następnie zaczynam zbliżać swoją twarz do jego.
On myśli, że chce go pocałować, więc nachyla się do mnie i łączy nasze usta. Jego ucisk na moje ręcę lżeje, a ja szybko to wykorzystuje i kopie go w jego czułe miejsce.
Ten nagły atak go dekoncentruje, więc szybko zaczynam uciekać.
– Co jest do cholery? – w korytarzu łapie mnie zdziwiony Brian. – Coś ci zrobił? – pyta zmartwiony.
– Póki co to ja jestem jedyny poszkodowany – odpowiada ciężkim głosem Lou powoli się do nas zbliżając. – Jestem jednak przyzwyczajony, bo to nie pierwszy kopniak, który od niej dostałem. To mnie jednak ani trochę nie zraża.
– Już nigdy mnie nie dotkniesz! – warczę w jego stronę. – Zawieź mnie wreszcie do tego szpitala – zwracam się do brata, ale widzę, że w jego spojrzeniu już coś się zmieniło.
Kurwa czemu to wszystko się dzieje!
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro