34
— Już jestem — z pół snu wyrwał mnie głos Louisa. Kurwa jak mogłam sobie pozwolić na sen? Przecież niedługo ma tu być Niall. Muszę na niego czekać. — Mam leginsy i luźne bluzki. Powinno ci się podobać.
Położył torbę z zakupami na moim łóżku.
Jeśli teraz go nie ostrzegę to na pewno spotka mojego męża. A Niall tym razem mu nie odpuści. Nawet to, że w końcu mnie tu przywiózł nie sprawi, że będzie chciał darować mu życie.
A ja nie chce by Louis umierał. Mimo tego wszystkiego co między nami zaszło to on jest dla mnie ważny.
— Wyjedź — radzę mu, a on marszczy brwi ze zdziwienia. — Udało mi się skontaktować z Niall'em i on zaraz tu będzie. Uciekaj i ułóż sobie życie na nowo.
Spogląda na mnie z rozczarowaniem i bólem. Pewnie traktuje to jak zdradę. Ja jednak tego tak nie postrzegam. Po prostu walczę o swoje.
— Czemu? Przecież mogło już być tak dobrze. Mamy już dziecko, przysięgam, że ona by nigdy nie dowiedziała się, że nie jest moja. Jeszcze mamy szanse, możemy stąd uciec
— Louis ja dopiero co urodziłam. A Niall...
— Już tu jest — nagle słyszę głos mojego ukochanego. Uśmiecham się na jego widok. Wygląda fatalnie, nieogolony z podkrążonymi oczami, ale nie zmienia faktu, że dla mnie jest najważniejszy na świecie. Kocham go. — A ty nie żyjesz! — warczy w stronę Louisa.
— Pozwól mu odejść — odzywam się przez co ich spojrzenia zostają skierowane na mnie. — Mimo wszystko bardzo mi pomógł. Jeśli by mnie tu nie przywiózł to najpewniej skończyłoby się to tragedią.
— Jeśli by cię nie porwał to nie byłoby żadnego kłopotu.
— Tylko, że nie on to wymyślił. To Laura to wszystko zaplanowała, sama udaje ciążę i postanowiła zabrać nasze dziecko — Niall patrzy na mnie tak jakbym oszalała. I szczerze to w ogóle się mu nie dziwię. To brzmi irracjonalnie.
— Ava ma racje. Laura pozbawiła ją przytomności, a następnie po mnie zadzwoniła. Znalazła też lekarza, który miał wywołać poród Avy i oddać jej dziecko. Twoja siostra to niezła intrygantka — oznajmia Louis. Dobrze, że wziął moją stronę, bo w innym wypadku Laura mogłaby się wykręcić. A ja zamierzam zadbać o to by zapłaciła za swoje czyny.
Przez nią urodziłam wcześniej.
— Zdajecie sobie sprawę z tego, że to co mówicie to jest dla niej wyrok śmierci.
— Nie wierzysz mi? — pytam ostrym tonem.
Niall się do mnie zbliża, a następnie łapie mnie za rękę.
— Jak nasza córeczka? — zadaje pytanie całkowicie zmieniając temat.
— Nawet jej nie widziałam, ale wszystko z nią dobrze. Chcę by twoja siostra odpowiedziała za to co zrobiła. Ona chciała nam zabrać dziecko — cedzę przez zęby. Jak mnie tylko puści znieczulenie to sama ją rozerwę na strzępy.
— Laura zapłaci za swoje błędy, tak samo jak on — mówi i nagle odwraca się do Louisa. — Tym razem nic cię nie uratuje.
— Proszę bardzo, i tak nie chce żyć bez Avy.
Kurwa po co on mu to mówi. Niall i tak już jest na niego wystarczająco wściekły.
— No to nie będziesz musiał już się męczyć — nagle mój mąż wyciąga za paska broń. Cholera nawet nie zauważyłam, że ma na sobie pas z kaburą.
— Schowaj to — rozkazuje mu. — Za chwilę cię stąd wyrzucą i nawet nie poznasz własnego dziecko
Te słowa na całe szczęście trafiają do Nialla, bo chowa pistolet.
— Wypierdalaj stąd, ale wiedź, że długo to się życiem nie nacieszysz, bo szybko cię dorwę i raz na zawsze pozbędę z naszego życia. Zakopię cię w jednym grobie z Laurą.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro