25
— Puszczajcie do cholery! — wrzeszczę próbując się wyrwać tym pieprzonym ochroniarzom. Oni nie mają prawa mnie tu trzymać! — Nie jestem więźniem!
Jeden z mężczyzn zamyka drzwi, a ja po stukocie szpilek domyślam się, że podchodzi do nas lodowa dama.
— Zaprowadźcie ją do pokoju mojego syna. Oczywiście delikatnie, bo jest w ciąży — niech tylko zostanę z nią sama na sam. Wybije jej z głowy zmuszanie mnie do czegokolwiek.
— Jeszcze się na tobie za to odegram! — krzyczę, a oni wpychają, mnie do sypialni, a następnie słyszę przekręcanie zamka. Nie wierzę, że znowu mnie coś takiego spotyka. Nie po to uciekałam od wariata, by znowu być więziona.
Wyciągam komórkę i szybko wybieram numer mojego męża. Przysięgam, że za to oberwie.
— O co chodzi kochanie? — pyta po prostu, a ja jestem tak zdenerwowana, że muszę wziąć kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić.
— Jakim prawem mnie tak traktujesz? Wiele razy ci mówiłam, że nie chcę tu być, ostrzegałam, że chce się wyprowadzić, a ty nasłałeś na mnie swoich ludzi.
— Nie denerwuj się skarbie — te słowa same sprawiają, że mi się podnosi ciśnienie. Jak mam się nie denerwować, skoro zostałam tu siłą zatrzymana. — Niedługo wrócę do domu i wszystko omówimy — oznajmia, a następnie kończy połączenie.
Ledwo powstrzymuje się przed rzuceniem telefonem o podłogę, ale teraz zrobić tego nie mogę. Komórka będzie mi jeszcze potrzebna, bo przecież możliwe, że będę musiała jeszcze zadzwonić po swojego brata. Nie sądzę by on mnie zostawił z problemem,
Siadam na łóżku i staram się uspokoić. Nerwy nie są dobre dla mojego dziecka, a ono przecież jest teraz najważniejsze.
Poza tym muszę się poważnie zastanowić nad swoim związkiem z Niall'em. Nie jestem pewna czy chciałabym być z kimś kto w razie problemów gdzieś wychodzi, i nasyła na mnie swoich ludzi. On mnie zna i powinien się domyśleć, że łatwo nie pozwolę się tu zatrzymać.
Kładę się, bo i tak nie opuszczę tego pomieszczenia dokąd nie wróci Niall.
— Skarbie — budzi mnie delikatne głaskanie po policzku. Otwieram oczy i widzę przed sobą uśmiechniętego Nialla. — Już jestem kochanie — gwałtownie wstaje i zabieram jego rękę z mojej twarzy.
Nie chcę by mnie teraz dotykał.
— Zechcesz mi łaskawie wytłumaczyć czemu jestem tu więziona? — pytam poważnym tonem, bo teraz na pewno nie dam już siebie urobić. Łatwo mu nie odpuszczę.
— Uznałem, że będzie lepiej jak przed twoją wyprowadzką porozmawiamy. Ja się nie zgadzam byś mieszkała gdzie indziej niż ja.
— Skoro tak to się ze mną wyprowadź. Ja też nie chce mieszkać osobno, ale tu na pewno nie zostanę. Teraz potrzeba mi spokoju, a tu na pewno nie będę go miała — widać, że zastanawia się nad moimi słowami. Muszę go przekonać teraz jak ma wątpliwości. Nie będzie już na to lepszej chwili.
— Tu będziesz miała ciągle opiekę i będziemy bliżej lekarzy.
— Jeśli o to ci chodzi to możemy wynająć dom w centrum miasta. Mogę mieszkać wszędzie byle nie tu.
— Nie chcę byś była nieszczęśliwa — nareszcie zaczyna mięknąć.
— Nie proszę cię o wiele — uśmiecha się na moje słowa, a następnie łapie mnie za kark i całuje. Nie znam jego odpowiedzi, więc nie jestem pewna czy powinnam odwzajemniać jego pocałunek. Lecz jak zwykle mu ulegam.
— Zgoda — odpowiada jak już się od siebie odrywamy. — Nie mam pojęcia co ty ze mną robisz, ale ja nie umiem ci odmówić.
I dobrze.
Liczę na waszą opinię. I tylko zdradzę, że wpadłam na nowy pomysł odnośnie tego opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro