24
Nigdy nie potrafiłam się gniewać na mojego brata. Teraz powinnam być na obrażona, a ja jak tylko go zauważam to biegnę i wpadam mu w ramiona przytulając się do niego.
− Tęskniłem za tobą siostrzyczko – mówi obejmując mnie. Nie wygląda jakby zamierzał mnie wypuszczać.
− Ja za tobą jeszcze bardziej – informuje go. Jak się od siebie odsuwamy to nadal nie potrafimy przestać się w siebie wpatrywać. Kocham go i to na pewno nigdy się nie zmieni.
− To co cię spotkało to tylko moja wina. Powinienem był trzymać Louisa z dala od ciebie, a tym bardziej jak już powiedziałaś, że jesteś szczęśliwa z Niall'em.
Łapie go za rękę i ciągnę do środka. Nie będziemy przecież stać w progu.
− Zaprowadzę cię do pokoju Nialla, bo tu jeszcze może nam przeszkadzać lodowa dama – Briana parska śmiechem na moje słowa. Mój mąż na szczęście już nie śpi, więc nie będę mu przeszkadzała. – Dobrze, że masz moją walizkę, bo zamierzam jak najszybciej się stąd wyprowadzić.
− Wracacie do tego domu?
− Nie, ja jadę do hotelu i to sama – wchodzimy do pomieszczenia gdzie już nie ma Nialla. Ciekawe gdzie poszedł? Ale z drugiej strony to nawet lepiej, że go nie ma, bo mogę bez skrępowania rozmawiać z bratem.
− Ale jak to sama? – pyta zdziwiony.
Siadamy razem na dwóch fotelach.
− Niall zamierza tu zostać, ale ja się nie zgadzam. Potrzebuję spokoju dla siebie i mojego dziecka.
− Nie sądzę żeby zaczepiała cię jak jesteś w takim stanie – przewracam oczami na jego słowa. Od razu widać, że nie ma pojęcia o czym mówi. Lodowa dama mnie nie znosi i tyle czeka by mi wytknąć jakiś błąd.
Dopiero co wymyśliła, że będzie mi układać garderobę.
− A może ty byś chciał z nią zamieszkać? To też twoja teściowa – po jego minie wnioskuje, że już nie jest do tego taki chętny.
− Zawsze możesz wrócić do naszego domu – proponuje, ale oboje wiemy, że to nie jest dobry pomysł.
Ja i Laura pod jednym dachem nie może znaczyć nic dobrego.
− Daj spokój, mam nadzieję, że Niall się opamięta po kilku dniach i do mnie dołączy.
Oby, bo nie chcę by moje małożeństwo było prowadzone na odległość.
***
Czekam na moje auto, które obiecał mi podstawić Brian. Walizki, którą mi przywiózł w ogóle nie rozpakowywałam. Zarezerwowałam sobie też pokój w pierwszym lepszym hotelu. Nawet go specjalnie nie sprawdziłam, bo nie zależy mi na luksusie, a na spokoju.
Mój mąż do tej pory nie powrócił, więc postanowiłam, że zostawię mu kartkę z adresem gdzie może mnie szukać.
Nagle drzwi się otwierają, ale zamiast Nialla wchodzi jego matka. Nawet nie puka, w ogóle nie interesuje jej moja prywatność.
− Za chwilę będzie obiad – mówi i wpatruje się w moją walizkę. – Przyślę kogoś by cię rozpakował.
− Nie trzeba, bo zaraz wyjeżdżam – robi zdziwioną minę zupełnie jakbym powiedziała coś szokującego. A ja od początku dawałam znać, że nie zamierzam tu zostawać.
− Niall o niczym takim mnie nie informował.
− Bo on zostaje, chociaż mam nadzieję, że jak najszybciej się opamięta – słyszę trąbnięcie i widzę, że ludzie mojego brata przywieźli moje auto. Wreszcie. – Jakby co to zostawiłam mu wiadomość gdzie mnie może szukać.
Przerzucam torebkę przez ramię i chwytam za rączkę walizki.
− Nie możesz wyjść bez pozwolenia od mojego syna – znowu przybiera ten swój wredny ton. Nareszcie zachowuje się w swoim stylu.
− Ale właśnie to robię – mówię, uśmiechając się do niej wrednie i maszeruje do drzwi.
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro