Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

– To za wcześnie – mówię do Nialla, który uparł się by już dziś wyjść ze szpitala. Minęły zaledwie cztery dni od kiedy tylko tu jest. Nadal do końca nie wydobrzał.

– Prawie w ogóle nie śpię, bo się martwię że jesteś u nich sama. Jak już będę z tobą to sytuacja będzie zupełnie inna – nadal nie mogę uwierzyć, że Niall zgodził się byśmy przez jakiś czas zostali w domu moim i Briana.

Laura musi sobie uświadomić, że tak naprawdę to nic do niej nie należy. Nie jestem interesowna, ale muszę jej odpłacić za to wszystko przez co przez nią przeszłam.

– Od razu uprzedzam, że nie wypuszczę cię z łóżka – uśmiecha się na moje słowa. On myśli tylko o jednym. – O seksie też na razie zapomnij, bo nie zamierzam być powodem pogorszenia twojego stanu.

No i od razu dobry nastrój z niego wyparowywuje.

Najwyraźniej inaczej sobie wyobrażał swoją rekonwalescencje. No cóż, nic mu na to nie poradzę.

– Chociaż będę mógł cię trzymać w swoich ramionach. Dobre i to – powoli wstaje z łóżka krzywiąc się przy tym co tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że jeszcze powinien tu zostać.

Mamy jednak wypis w ręce, więc trzeba wracać.

– Nie bierz dla mnie otwarte jedzenia z lodówki. Wszystko ma być szczelnie zapakowane, nie zdziwiłbym się gdyby ona postanowiła mnie otruć

Jeszcze zupełnie niedawno wyśmiałabym go, ale teraz wiem, że w jego słowach może być trochę racji.

Do tej pory nie jadałam w domu, bo wracałam jedynie na noce. Całe dnie spędzałam z Niall'em by nie czuł się samotny.

– Po drodze coś nam kupię.

– Doskonale, wykorzystałem już chyba limit pobytu w szpitalu na jakieś pięć lat.

Czyżby znowu subtelnie wypominał mi, że go wcześniej postrzeliłam.

– Nie licz na nic poza sałatką.

– Okej, ale niech chociaż dorzucą jakieś mięso.

Po powrocie do domu od razu prowadzę go do mojego pokoju. To cholernie dziwne, ale on jeszcze nigdy tu nie był.

– To jest właśnie to czego się spodziewałem. Żadnego różu ani pastelów – nie wiem co mu przeszkadza w ciemnym granacie. Ja nigdy nie znosiłam jasnych barw.

– Przestań narzekać.

– Ciekawe kto będzie ubierał naszą córkę w śliczne sukienki.

– Jest jeszcze zbyt wcześnie żeby poznać płeć – siada na łóżku, a ja niosę jego torbę do łazienki. Trzeba przeprać te ciuchy, które tam nosił.

– I tak mam nadzieję, że to będzie córka. Ze mną są same problemy, nie twierdzę, że z tobą nie, ale i tak wolę wychowywać dziewczynkę.

Kręcę głową na jego słowa. Ja nadal nie pogodziłam się jeszcze z tym, że jestem w ciąży, a on już planuje płeć i co będzie po narodzinach.

– Mi tam wszystko jedno co się urodzi. Mam tylko nadzieję, że poród będzie lekki i bez żadnych konsekwencji.

– Na pewno tak będzie – pociesza mnie, a następnie wyciąga dłoń w moją stronę. Siadam obok niego, a on owija swoją rękę wokół mnie. – Kocham cię i nasze dziecko.

***

Niall szybko idzie spać, nie chce mówić, że jest zmęczony, ale ja to wiem. Jesteśmy tu już kilka godzin, ale do tej pory nie trafiliśmy, ani na mojego brata ni na Laurę.

Nie jest mi przykro z tego powodu.

Rozglądam się jednak po domu, bo już na pierwszy rzut oka widać, że Laura sporo tu zmieniła.

Co jak co, ale trzeba jej przyznać, że ma dobry gust. Ja nie mam talentu do urządzania wnętrz, więc wystrój był dość minimalistyczny.

— Dobrze cię znowu widzieć — prawie podskakuje na dźwięk głosu Louisa.

Odwracam się i widzę go za sobą.

— Co ty tu robisz? — pytam zirytowana. Mam już dość, że ciągle za mną chodzi. Czemu nie może dać mi spokoju?

— Zanim on się tu pojawił inaczej reagowałaś na mój widok — mówi z żalem. — Moja obecność sprawiała ci radość. Ja nadal pragnę twojej obecności.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro