Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

- Lynn, to naprawdę ty? - pyta kucając. Patrzę na nią i przypomina mi się dawna Diana, wesoła, uśmiechnięta, nieco poważna i ogarnięta, w dłuższych włosach i wyglądająca  na nastolatkę, a nie seryjnego mordercę - zafarbowałaś włosy całkiem na różowo? - zerka w stronę moich odrostów, na co cała się spinam.

- Tak - odpowiadam na oba pytania. Mam nadzieję, że dziewczyna nie domyśli się co do mnie. Raczej nie wie, że nie jestem jedną z nich. Mimo moich obaw nawet nie dopytuje, tylko co jest raczej jeszcze gorsze zerka na białowłosego.

- A ty to?- pyta już bardziej podejrzliwie. Chłopak patrzy na mnie pytajaco, ale stara się brzmieć wiarygodne i niczego nie zdradzić swoją odpowiedzią.

- Peter, miło mi poznać. A, ty to Diana, tak?- Wstaje otrzepując spodnie i pomagając mi wstać.

- Czemu masz białe włosy? - rzuca bez zastanowienia, czuję że tak łatwo mu nie odpuści, musze szybko coś wymyślić, jednak zanim to robię chłopak odpowiada bez najmniejszego problemu. Kłamie zawodowo, tak jak robił to ze mną.

- Chcieliśmy mieć z Lynn jakiś kamuflaż, no wiesz zawsze na różowe włosy można puścić jakąś bajere, a na blondyna? Tak raczej średnio mi się wydaje, wiec postanowiliśmy się przefarbować, taki efekt. -mówi wskazując rękoma na siebie i na mnie z uśmiechem.

- Okey, tylko po co to robić skoro wszędzie istnieją patrole niezniszczalnych, nie rozumiem co chcieliście tym uzyskać? - pyta jeszcze bardziej podejrzając, że coś ukrywamy, zerkając to na mnie to na chłopaka.

- No tak, wiesz jednak my nie byliśmy tak blisko żadnego patrolu, bynajmniej, żaden taki do nas nie dotarł, a zanim wyruszyliśmy w wędrówkę woleliśmy się zabezpieczyć. Wam na przykład możemy to wytłumaczyć, a im nie sądzę - wzrusza ramionami, zachowując całkowity spokój. Wydaje się być szczery i gdybym nie znała prawdy myślę, że bym mu uwierzyła.

- Okej, ale gdyby nasi w ogóle nie chcieli was słuchać i od razu z daleka do was strzelali. Ciągle wolelibyście udawać dziwolągów?- na te słowa Peter się uśmiecha.

- Cóż, na szczęście nic takiego się nie stało-mówi zerkając na mnie. Wiem, że pomimo tego napięcia śmieje się w duszy na określenie dziwoląg. Właśnie wtedy dziewczyna zerka na mnie.

- A ty Lynn, czemu tak nagle zniknęłaś? Ciągle z Niallem cię szukaliśmy, pisaliśmy sms, dzwoniliśmy.

- Tak, wiem przepraszam. Mama nagle zadzwoniła mówiła coś o tym, że muszę w końcu poznać prawdę i jak najszybciej wracać. Nie wiedziałam co się dzieje, nie chciałam was zamartwiać na zapas, więc sama pojechałam. Okazało się, że miałam innego ojca, że mój jak dotąd myślałam biologiczny ojciec mnie adoptował- Diana ciągle słucham mnie w skupieniu i przytakuje, podobnie jak dwójką facetów stojących po obu stronach jej ramion. Jestem zdziwiona, że tak łatwo idzie mi kłamanie, a do tego najlepszej przyjaciółki, a raczej byłej najlepszej przyjaciółki- a więc spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam z matką do mojego biologicznego ojca.

- Ale tak normalnie, na początku ferii, kiedy wyjechałaś  nad jezioro oni do ciebie dzwoni, że tak naprawdę twój ojciec to tak naprawdę nie twój ojciec. Nie uważasz, że to trochę dziwne. Nie mogła ci tego powiedzieć wcześniej z dwa lata wcześniej, tylko właśnie wtedy? - pyta podejrzliwie.

- No właśnie nie, ponieważ okazało się że ma raka i zostało mu tylko kilka miesięcy, lekarze nie dawali mu więcej jak trzy, cztery. Nie chciałam się z nikim kontaktować, więc zostawiłam telefon w domu. Po jego śmierci byłam tak zrozpaczona, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wiem, że może to brzmieć absurdalnie, ale w ciągu tych kilkunastu tygodni naprawdę się do niego przyzwyczaiłam, o ile da się przyzwyczaić do ludzi. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy pytał o moje życie, a ja o jego, było tak pięknie do czasu- na te słowa opuściłam głowę tak aby moje włosy zakryly twarz a moja ręką za plecami jak najszybciej wyołała łzę na moim policzku, pociągając nosem podniosłam głowę i zaczęłam kontynuować- właśnie po jego śmierci poznałam Petera, wspierał mnie na duchu i od tamtej pory jesteśmy razem- jakby na znak moich słów chłopak przybliża się, jedną rękę kładzie mi na talii, a drugą wyciera łzę. Naprawdę, obiecuje sobie, jak to wszystko się skończy zabieram ze sobą białowłosego i idziemy do teatru.

- Nie wiedziałam, że tak dużo przeżyłaś, chodźcie zabierzemy was do bazy. To blisko, a wy się rozgrzejecie -  Diana podnosi torbę z ziemi, a mi nagle wiruje w głowie, jestem pewna, że to chwilowe, ale po chwili zaczynam się osuwac na ziemię słysząc tylko słowa chłopaka "jest naprawdę wyczerpana".

Znajduje się w innym świecie, a tak właściwie w nicości nie ma tu nic oprócz mnie i tego czarnego punktu.

- Mogę być też punktem- mówi, a ja cała sztywnieje, oczywiście od razu rozpoznaje jej głos. Kobieta w czarnej pelerynie.

-Co ty tu.. - natychmiast mi przerywa.

- Słuchaj, nie mamy czasu, obiecuję ci ze później się jeszcze z tobą skontaktuje, ale teraz posłuchaj. Ten zabudowany teren w który prowadzą was zamaskowani jest pułapką. Samo wejście tam nią jest. Brama ma zamontowany czujnik na żywioły płynące w waszych żyłach. Musicie wiec zrobić tak..

•••••••••••••
A, więc jutro zaczynają się ferie a ja dopiero teraz dodaje rozdział, ale cóż nie mam chęci za bardzo pisać. No, ale zabrałam się w sobie i w końcu jest. Kolejny rozdział postaram się dodać juz w tym tygodniu. Jest on już zaczęty :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro