Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32

*Perspektywa Logana*

Po apelu, na którym muszę być obecny czekam na dobry moment i gdy wszyscy kierują się w stronę wyjścia zatrzymuje Jayden i zabieram ją nieco na bok.

- Nie mam dużo czasu- mówię rozglądając się, czy napewno nikt nie zwraca na nas większej uwagi.

- Co jest? - pyta zerkając na mnie, ciągle nie do końca ufając.

- Wiesz kim był ten chłopak?- pytam, na co zaprzecza- pomógł wam wydostać się z lasu i dzięki niemu Lynn nie wpadła razem z wami do ciężarówki, bądź przy niej teraz, możliwe, że znają się nieco dłużej niż od spotkania w lesie - czekam już tylko na jej odpowiedź. Kiedy przytakuje uśmiecham się tylko i wychodzę z zebrania tuż za innymi.

Na plus wychodzi to, że dzisiaj jestem wolny od jakichkolwiek obowiązków, co w zasadzie oznacza, że kieruje się od razu w stronę magazynu, a raczej śmieciowiska, do którego trafiaja wszystkie rzeczy znalezione przy dzieciakach. Kiedy uchylam drzwi do pomieszczenia, zdaje sobie sprawę, że czeka mnie tu kilkanaście godzin szukania, zanim uda mi się znaleźć torbę czerwonowłosej. Rozglądam się dookola, starając się choć trochę rozejrzeć, jednak coś mi mówi, że bez żywiołu się nie obejdzie.

- Jest tu kto?!- krzyczę, odczekuję chwile, jednak gdy odpowiedź nie nadchodzi, wiem co w końcu mogę zrobić.

Pierwszy raz od dawna mogę użyć swoich mocy. Dzięki Bogu nie pokazywałem Chuckowi co tak do końca potrafię. Pamiętam jak dziś, schodziłem w tajemnicy do piwnicy lub po prostu głęboko w las, żeby tam udoskonalać swoje żywioły. Przywołuje do swoich dłoni powietrze, żeby zrobiło małą wichurę i patrzę spokojnie jak przedmioty zaczynają się podnosić, aby wirować w pierścieniu nade mną. Większość z nich to stare dokumenty lub zapisane stare kartki z pamiętników, które już teraz do niczego nie są potrzebne. Przez cały ten bałagan, nie uda mi się odnaleźć torby. Chyba, że spróbowałbym zniszczyć połowę tych rzeczy nie uszkadzając żadnej stali. Przemieszczam żywioł powietrza do lewej ręki, a do prawej przywoływuje najbardziej zdradliwy żywioł, ognia. Wtapiam płomienie z wiatrem na tyle, aby pierścień w którym wirują rzeczy spalał te niepotrzebne. Pilnuję, żeby ogień nie miał na tyle wysokiej temperatury, żeby naruszyć obrożę, o której mówiła Lynn. Gdy zaczynają opadać pierwsze spopielone papiery, na horyzoncie pokazują się stare plecaki i torby, które po mału również zaczynają zachodzić płomieniami, w tym i brązowa Jayden. Wiatr niesie ją ku mojej dłoni i kiedy już ją trzymam cały pierścień upada na ziemię, ugaszając wszystkie płomienie. Odwraca się tylko w stronę drzwi upewniając czy aby napewno jestem sam w pomieszczeniu i otwieram torbę. Zerkam tylko na obrożę i wiem, że widziałem ją już gdzieś wcześniej. Odwracam ja w ręce szukając czegoś w rodzaju przełącznika i znajduję go po wewnętrznej stronie. Mija chwila i już pamiętam, gdzie widziałem to po raz ostatni, było to kilka lat temu, co prawda urządzenie się trochę zmieniło, ale dalej służy do tego samego. Jedno jest pewne, pora przeszukać gabinet ojca.

* Perspektywa Ashtona*

Siedzę jeszcze w swoim pokoju, choć powinienem wychodzić już na trening. Ciągle jednak zamiast się zbierać myślę o Lynn. Kiedy zobaczyłem ją w tych murach dwa dni temu ucieszyłem się jak dziecko. Choć wiem, że nie było tego po mnie widać i w tamtym momencie nie powinno. Reszta trenerów dowiedziałaby się szybciej i o wiele szybciej wiadomości trafiłaby do Chucka, może i wie, że było ze mną kilkoro przyjaciół, ale nie podawałem mu nazwisk. Kiedy zjawiłem się wczorajszego wieczoru w pokoju różowowłosej i ją pocałowałem czułem, że coś jest nie tak, ale na tyle byłem podekscytowany, że znów ją widzę po takim czasie, że nie zwróciłem uwagi na to co czuję Lynn. Domyśliłem się później, gdy w drzwiach stanął Peter, a dzisiaj na ceremonii.. ta, ceremonia zabicia Niala.  Na dodatek na oczach całego urzędu i jeszcze odebranie księgi. Miało to być zapewne czymś w celu ostrzeżenia jak na przykład "nie zadzieraj ze mną, bo tak się to dla ciebie skończy". Gdy Lynn zaczęła płakać po zastrzeleniu blondyna nie poruszyłem się, pozwoliłem białowłosemu zabrać dziewczynę do pokoju. Prawda jest taka, że to ja opuściłem ich na te dwa tygodnie i mogę być pewien tylko tego, iż nie mam pojęcia co się wydarzyło przez ten czas. Mogę chwilowo odpuścić i zrobić jej trochę miejsca, dać wybór. Nie mówię, że może mnie on nie zaboleć, kocham ją, więc postaram się zaakceptować jej decyzję. Mówiłem jej co do niej czuję, te dwa słowa dużo znaczą i byłem ich, ciągle jestem ich pewny. Za to od Lynn usłyszałem je raz, w akademkii, choć wtedy wydawały mi szczere, tak po upływie tych tygodni widzę, że były one wypowiedziane pod wpływem chwili, niepewne. Po prostu dam jej czas, żeby wszystko przemyślała od początku do końca, żeby doszła do tego co tak naprawdę czuje. Wzdycham, zakładam na siebie koszulkę, którą mamy specjalnie na treningi i wychodzę z pokoju. Zajście do sali nie zajmuje mi wiele czasu, a kiedy tylko wchodzę do środka widzę dzieciaki, które stoją w rzędzie czekając na jakikolwiek mój znak. Zanim staję na sam środek sali, witają mnie chórem, zerkam od razu w stronę czerwonowłosego chłopca.

- Marcus po treningu masz zostać w sali, zrozumiano?- pytam starając się trzymać obojętny wyraz twarzy.

- Tak jest- odpowiada niemal od razu. Patrząc tak na niego, nie chcę sobie wyobrażać co musiał przechodzić tutaj przez te ostatnie tygodnie, zresztą jak wszystkie te dzieci, zerkam jeszcze na jednego siedmiolatka, który jest u nas od niecałego tygodnia i widać po nim, że jeszcze jest przerażony, ale stara się dostosować. Jak tylko stąd zwiejemy będziemy musieli wrócić po te dzieciaki.

- Zaczynamy- mówię, zerkam na każdego po kolei, utrzymując spojrzenie nieco dłużej na najmłodszej świeżynie i pokazuję chwyt, którego dzisiaj mamy się w planie nauczyć.

***

Po zakończeniu treningu czerwonowłosy zostaje w sali, stoi na baczność czekając, aż zacznę mówić, a w jego oczach mogę zobaczyć tylko lekki strach, który nieudolnie próbuje zamaskować. Zerkam na drzwi, za którymi właśnie znika ostatniej dziecko i właśnie wtedy dochodzi do mnie, że nie rozmawiałem z Marcusem odkąd zostałem przydzielony do tej grupy. Nie wiedziałem co miałbym mu powiedzieć w razie jakichkolwiek pytań o Vivana i Jayden, dlatego wolałem się nie wychylać. Teraz jednak dokładnie wiem co mam mu przekazać.

- Zatrzymałem cię, żeby przekazać ci dobrą i złą wiadomość- odzywam się w końcu i widzę jak postawa żołnierza schodzi z tego chłopca i pokazuje się prawdziwe oblicze dziecka, które w małej części siebie wierzy w powrót rodzeństwa, dlatego zdaję sobie sprawę, że lepiej będzie pokazać mu, niż powiedzieć- musimy tylko przejść do innej sali- niemal od razu przytakuje i opuszczamy pomieszczenie, kierując się w stronę sali dla starszych roczników. Stajemy jeszcze przed drzwiami słuchając czy zajęcia na pewno dobiegły końca i gdy już jesteśmy pewni wchodzimy do środka. Dziewczyny stoją do nas odwrócone tyłem rozmawiając, kiedy jednak słyszą nasze kroki od razu się odwracają. Najpierw patrzę na uśmiechniętą różowowłosą, nie mogę zignorować szczęścia na jej twarzy, więc sam zaczynam się szczerzyć teraz jak głupi do sera. Następnie zerkam na Jeyden, która stoi chwilę w miejscu, wypuszcza kilka łez na policzek i podbiega do brata, żeby móc go przytulić. Czekamy, nie chcąc przerywać im tej chwili, nie widzieli się od tygodni i lepiej te kilka minut pozostawić im na osobność, dlatego stoimy sami na środku sali, kilka metrów od nich.

- Chociaż to mi się udało- uśmiech nie schodzi jej z twarzy.

- Chciałaś powiedzieć, na razie to mi się nie udało- odwzajemniam uśmiech, po czym nadchodzi chwilowa cisza, którą co chwila przerywają szepty rodzeństwa.

- Ash- zaczyna niepewnie, więc bez dłuższego namysłu jej przerywam.

- Przepraszam za wczoraj- mówię lekko już się uśmiechając- nie powinienem się tak zachowywać, nie mam pojęcia co wydarzyło się przez te dwa tygodnie, mogło tak naprawdę wszystko. Dlatego nie chcę naciskać i dać ci trochę przestrzeni- mogę zobaczyć tylko wdzięczność w jej oczach- a co zadecydujesz jak już się stąd wydostaniemy, to będzie twoja decyzja i mimo wszystko przystosuje się do niej, jednak chce żebyś wiedziała że moje uczucia się nie zmieniły- kończę po czym odwracam się w stronę rodzeństwa- Marcus, Jayden musimy się zbierać na stołówkę- odwracam się jeszcze, żeby posłać jej słaby uśmiech i wychodzę z rodzeństwem z sali.

•••••••••••••••
Miał być wczoraj, a jednak skończyłam go dopiero po północy i dzisiaj poprawiłam wszystkie niedokładności (tak mi się wydaje, że wszystkie) Jak znajdziecie jakieś błędy będę wdzięczna za wskazanie. Miłego weekendu :)))

* I jeszcze chciałabym podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze, bo naprawdę motywują ;))*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro