27
- Villey -powtarza po mnie, a moje oczy ilustrują tylko jego twarz. Ku mojemu zdziwieniu nagle na twarzy różowowłosego pojawia się złość i frustracja- siostra, która odebrała mi rodziców i żyła w cieniu ich miłości. W sumie dobrze, że cię widzę. Mogę ci teraz przekazać jak bardzo cię nienawidzę- w jego oczach mogę tylko zobaczyć wściekłość.
- To nie było tak. Musieli cię okłamać- mówię choć nie do końca wiem jak mogłabym go przekonać.
- Jasne, Chuck ostrzegał mnie, że w końcu się zjawi siostrzyczka z poukładanym życiem- ciągnie dalej.
- A gdybym ci powiedziała, że nigdy nie poznałam rodziców, uwierzyłbyś?- pytam, choć znam jego odpowiedź. Nie uwierzyłby, sama bym nie uwierzyła, gdyby ktoś przez całe życie wmawiał mi co innego- rodzice zginęli jak byliśmy niemowlakami, ty wychowywałeś się z dziadkami. Ja z ludźmi- staram się wytłumaczyć, lecz widzę, że do niego nic nie dociera.
- Nie kłam. Wychował mnie Chuck, bo rodzice mnie nie chcieli, woleli ciebie, dziadków nie mieliśmy. Tylko on okazał się uczuciowy i mnie przygarnął. Inaczej bym wylądował pod mostem. A teraz?- prycha- co Lynn, drogi się odwróciły? Ja mam rodzinę, ciepła posadę, a ty? Przyszłaś prosić o pomoc, bo nie masz gdzie się podziać- mówi, a w moich oczach zaczynają zbierać się łzy. Nie mogę uwierzyć, że aż do tego stopnia sobie go wytresowali. Czuje jak ciało białowłosego obok mnie się spina i łapie go szybko za rękę, żeby nie zrobił nic głupiego. Nagle w mojej głowie pojawia się jej głos "zrozumie wszystko, gdy nadejdzie sen".
- Zrozumiesz wszystko z czasem. Wtedy się dowiesz kto jest kłamcą. A teraz jeśli pozwolisz powiedz nam tylko do jakiego działu jesteśmy przydzieleni, która jest godzina i idziemy- mówię podnosząc głowę, nie chce wyglądać na rozryczaną nastolatkę, nie po tym co przeszłam. Widać, że lekko go zaskoczyłam zmianą tematu, ale od razu stara się zamaskować i przyjąć obojętny wyraz twarzy.
- Ty jesteś przydzielona do uczenia małolatów. A Peter do lochów, najpierw przejdziesz szkolenia i za kilka tygodni zaczniesz prowadzić egzekucję- kontynuuje obojętnie- jest godzina przed dwudziesta pierwszą.
- W takim razie, dobrych snów- mówię czym znowu powoduje zmieszanie na jego twarzy i ciągnę Petera za rękę w stronę wyjścia.
Kiedy przechodzimy przez próg od razu łapie nas Zayn i o dziwo nic się nie odzywa. Prowadzi nas piętro wyżej, pokazując, że po prawej stronie znajdują się pokoje damskie, a po lewej męskie, później wręcza nam parę kluczy z numerkami i przypomina, że o godzinę dziesiątej musimy być w swoich pokojach, po czym zostawia nas samych.
Idziemy do mojego pokoju, mijając ciąg drzwi, w końcu dochodzimy do tych na których drzwiach widnieje liczba osiemnaście. Wkładam klucz do zamka i z cichym stukotem przekręcam klucz. Kiedy uchylam drzwi od razu w oczy rzuca mi się minimalizm w tym pokoju. Ściany pokrywa biel, a podłogę ciemne panele. Jedno pojedyńcze łóżko, mały stolik z krzesłem, nad nim małe lustro z czarną oprawą i małe okno obok łóżka, które z drugiej strony zasłonięte jest kratami.
- Czemu nie próbowałaś mu wytłumaczyć, więcej?- pyta białowłosy- może udałoby ci się go przekonać.
- Nie sądzę- wzruszam ramionami- dojdzie do prawdy tak czy siak- uśmiecham się tajemniczo i kładę na łóżko.
- Okey, w takim razie nie mam się o co martwić- odpowiada i kładzie się na łóżku pomiędzy mną, a ścianą. Nie mamy za dużo miejsca, bo jednak leżymy na pojedynczym łóżku, więc żeby nie spaść oboje leżymy na boku. Czuję tylko jak moje pośladki dotykają jego krocza i momentalnie przed oczami staje mu Ash. Od razu staram się go wyrzucić z głowy, jednak mi to do końca nie wychodzi i ciągle zadręcza mnie pytanie czy to białowłosy nie miał racji co do tego, że brunet naprawdę mógłby mnie zostawić, bo bał się, że się nie obudzę, z drugiej strony sam mi wcześniej mówił, że poszedł na zwiady. Nie mam pojęcia co jest prawdą. Ale jeśli Ash teraz mnie szuka, bo jednak wrócił do chaty ale nikogo tam nie zastał, a jego zwiady potrwały po prostu dłużej o kilka dni, bo trafił na jakiś patrol? Nie chce mieć zbędnych nadzieji. Może po prostu prawda musi być bolesna i jest nią po prostu to, że postanowił nas zostawić. Z zamyślenia wyrywa mnie ręką chłopaka, który przerzuca mi ją przez talię. Z jednej strony mam mętlik co do bruneta, a z drugiej na gest chłopaka pojawia mi się uśmiech na twarzy. Nie mam na dzisiaj już siły, żeby myśleć. Spoglądam tylko na drzwi, obok których jak się okazuje wisi duży zegar. Oczy same zamykają mi się do snu. Jutro zacznę kombinować. Ledwo co zamknęłam oczy, a już po chwili nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam.
**
Kiedy budzę się rano, obracam się na drugą stronę, wyczuwam tylko zimny materac. Najwyraźniej Peter musiał się obudzić w nocy i pójść do swojego pokoju. Mam tylko nadzieję, że nie został zauważony. Podnoszę się z łóżka i przecieram rękami dłoń. Zerkam na stolik, na którym widnieje plan na dzisiejszy dzień. Dałabym sobie rękę uciąć, że wczorajszego wieczoru tego nie było. Zerkam w lustro przeczesując dłonią włosy i zauważam, że moja twarz lekko przybrała rumieńców. Zerkam na kartę i jako pierwszy podpunkt mam zapisaną zbiórkę na apel na sali dla trenujących dzieciaków. Kolejnym podpunktem jest śniadanie. Bez dalszego czytania wciskam złożoną kartkę do kieszeni u wychodzę z pokoju. Idę totalnie na ślepo. Nikt mi wcześniej nie wytłumaczył gdzie jest sala, może miał to zrobić Logan tuż po zapisaniu naszych nazwisk, ale jednak wyszło jak wyszło. W końcu docieram na koniec korytarza na drugim piętrze. Pukam do ostatnich możliwych drzwi i zauważam duża salę treningową, a na jej początku grupkę ludzi.
- Przepraszam za spóźnienie- mówię- pogubiłam się w tych korytarzach.- Nie zerkam na twarze zebranych, jak na razie jest mi, aż za bardzo wstyd.
- To może zacznijmy od tego, że to jest Lynn, i od dzisiaj zacznie pracę w trenowaniu młodych- kontynuuję starsza babka, która widzę pierwszy raz. Postanawiam rozejrzeć się po zebranych. Bardziej niż na ich twarzach skupiam się na włosach. Białe, niebieskie, zielone zielone, czerwone, białe, brąz... zaraz. Patrzę na twarz bruneta i zamieram wpatrując się w te piwne oczy, których nie widziałam od ponad dwóch tygodni. Chłopak się lekko uśmiecha, a ja czuję wszystkie emocje na raz. Jednak największą jest chyba zmieszanie.
••••••••••••••••••••••••••••••••
Przepraszam? Chyba tylko to mogę napisać. W każdym razie krok po kroku zbliżamy się do końca. Zostało jeszcze może z pięć rozdziałów. O ile postaram się jakoś wszytko zmieścić. Jednak już przepowiadam nadejście dwóch nowych opowiadań, które nadejdą tuż po zakończeniu tej książki. Wiem, że pewnie nie wyobraźcie sobie jak będę prowadzić dwie książki na raz (szczerze to ja też nie) ale cóż. Jakoś może sobie poradzę. Wszystkie informacje publikuje na swojej tablicy więc jeśli mnie obserwujesz dowiesz się od razu. W takim razie do następnego !!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro