2
Pov Valerie
- Od zawsze chciałam mieć sportowe autko, ale to, to już przechodzi wszelkie moje oczekiwania - mówię do mojego przystojnego bruneta gdy mknę jego porsche po autostradzie. Niall przeważenie wolał większe i bardziej pojemne samochody. Ten jest mały, ale za to wspaniały. Żałuję, że wcześniej sobie takiego nie kupiłam.
- Może nie należy do najbardziej praktycznych, ale jest bardzo wygodny i doskonale się prowadzi. A komfort w życiu jest najważniejszy. Ja na przykład nie znoszę prowadzić samochodu i szczęśliwy los zesłał mi ciebie dzięki czemu nie muszę się tak męczyć.
- Masz dobre podejście do życia - chwalę go. Szkoda, że ja wcześniej tak nie myślałam. Oszczędziłabym sobie dużo nerwów.
- A zaraz zatrzymaj się gdzieś, bo jestem bardzo głodny. Już więcej nie dam ci zrobić śniadania, na owocowych sałatkach to długo nie najadę - lokalizacja w samochodzie pokazuje mi, że dopiero za trzydzieści kilometrów możemy liczyć na jakąś małą knajpkę.
- Musisz poczekać z dziesięć może piętnaście minut, ale ostrzegam, że nic wyrafinowego tam nie znajdziesz - z tego co zauważyłam to Marcel przepada za samymi drogimi rzeczami. Ja przez ten czas, w którym musiałam się ukrywać przyzwyczaiłam się do produktów z dolnej półki. Lecz nie zamierzam wspominać mu o tym.
- Nie szkodzi - odpowiada.
***
- Zajmujesz się tylko produkcją czy także i transportem? - pytam gdy przechodzimy się po magazynie, w którym poukładane są kilku kilogramowe paczki z narkotykami. Nikt wcześniej nie zabrał mnie do takiego miejsca. A szkoda.
- Tym i tym. W tym świecie im mniej osób wie o moim istatniu tym lepiej - nie posiada tego kompleksu wyższości co Niall. Jemu nie chodziło przede wszystkim o pieniądze tylko o szacunek i wzbudzanie strachu w innych. Nawet we mnie, swojej żonie.
- Czemu nie nosisz ze sobą pistoletu, u nas to zawsze była podstawa. Nawet ja mam broń.
- Naprawdę? - pyta wyraźnie zdziwiony na moje słowa. - Nigdy nic takiego przy tobie nie widziałem.
- Mam dobre kryjówki. Poza tym lepiej żebym go przeciw tobie nie wyciągała, bo nie raz słyszałam, że mam oko snajpera. Ja nigdy nie chybię - chwyta mnie w pasie, a następnie daje szybkiego, ale tym razie bardzo namiętnego buziaka.
- Coraz bardziej mnie zaskaujesz Dany. Gdzie obecnie przebywa twoja rodzina? Mówisz dobrze po francusku, ale po twoim akcencie można poznać, że stąd nie pochodzisz. Gdzie się urodziłaś?
- W ponurej i deszczowej Anglii. Nie mam już żadnej rodziny i nigdy tam nie wrócę.
Choć nie mam pojęcia, który z moich prześladowców umarł to i tak już się nie pokażę w Wielkiej Brytanii. W tamtym kraju zbyt wiele złego mnie spotkało.
- Jesteś tajemnicza, ale pojderzewam, że ktoś cię tam bardzo zranił. Tu już nic nie grozi.
Tak bardzo chcę w to wierzyć.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy dotyczących fabuły i rozdziału tym szybciej kolejny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro