Rozdział XVIII
<pół roku później>
Wróciłam z Yoongim i Jiminem do Koreii. Są już po swoim comeback'u. Fani przyjęli to normalnie. Dalej wspierają chłopaków, ja nadal czuję jakąś taką pustkę. Jeszcze się nie pozbierałam w całości po stracie dziecka no i przede wszystkim po stracie Jina. Fakt, że częściej się uśmiecham i wychodzę z pokoju, bo z domu nie mam jeszcze mentalnie siły aby z niego wyjść. Miałam wrócić na studia, ale tego nie zrobiłam. Zamiast tego postanowiłam co innego, przemyślałam to na kilkaset sposobów. Ale jestem do tego w stu procentach przekonana. Muszę się czymś zająć, bo jeszcze zwariuję. Więc postanowiłam wstać z łóżka, ubrałam się, oczywiście wcześniej biorąc prysznic. Wyszłam do kuchni, teraz to ja przejęłam kuchnię i matkowanie chłopakom. Heh... podobno jestem w tym dobra. Zrobiłam tej zgrai śniadanie i czekając, aż łaskawi panowie raczą pokazać swoje gęby zaczęłam jeść bez nich. Pierwszy przyszedł wiecznie nie wyspany Suga! Tak on pierwszy wstał szoking normalnie. Pocałował mnie w policzek na dzień dobry i zaczął jeść. Po nim zszedł Jimin i też obdarzył mnie pocałunkiem w policzek. Ugh... co oni ostatnio jacyś tacy mili? Coś się święci, zobaczymy tylko co. Przyszła reszta też potulni jak baranki. Coś tu nie gra. Jedliśmy w ciszy, ale ona mi zaczęła dokuczać.
- Pojadę z wami do wytwórni.- oznajmiłam.- I nie chcę słyszeć żadnego „ale". Czy to jasne?- spojrzeli na mnie. Widać było, że Yoongi chciał coś powiedzieć, ale się od tego powstrzymał.- Zamknij buzię, bo Ci mucha wleci.- Uśmiechnęłam się słodko i wstałam od stołu aby włożyć naczynia do zmywarki. Tak! Zainwestowaliśmy w zmywarkę. Ja postanowiłam na swoim. Hehe... nie mieli nic do gadania. Ze mną nie wygrają. A co do znajomych z Londynu, nadal mam z nimi kontakt. Piszemy ze sobą smsy, gadamy na Skype i czasem wysyłamy sobie paczki i listy.
- Dobra! Zbieramy się! – krzyknął Rapi.
- Kookie! Kuźwa! Zostaw te ciasteczka! Do samochodu, bo jak nie to Cię rodzona Matka nie pozna!- Od jakiegoś czasu jestem kłębkiem nerwów. I niestety wyładuję złość na chłopakach. Kookie wybiegł z domu jak struś pędziwiatr. Nie ogarniam człowieka. Zamknęłam dom na klucz i wsiadłam za kierownicą. A właśnie mam niedługo dwudzieste urodziny. Jak ten czas szybko leci. Mam prawko więc mogę prowadzić. Włożyłam kluczyk do stacyjki i ruszyliśmy. Oczywiście zaczęli się wygłupiać. A mnie dziś, ale to wyjątkowo dziś musiało coś ugryźć.
- Rapi, mógłbyś ich uspokoić?- mówiłam już z zaciśniętymi rękami na kierownicy, co nie umknęło liderowi.
- Zamknąć się! Dajcie się jej skupić na drodze! Gorzej niż z dziećmi.- posłałam dziękujący uśmiech w jego stronę co odwzajemnił. Posłuchali go, ale nie długo trwała ta cisza. W lusterku widziałam, że Jimin próbował spać i Yoongi również, ale ta trójka debili... eh... szkoda słów. Wkurzyłam się i zatrzymałam samochód na uboczu. Odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu. Głowa mi zaraz pęknie. Co z tego, że była zima i było chyba ze -10*C. W dupie to miałam, muszę odetchnąć chodź na chwilę. Otworzyłam drzwi od samochodu i kazałam im wszystkim wysiąść co zrobili od razu po zobaczeniu w jakim jestem humorze. Cała szóstka stała przede mną i marzli. A niech marzną.
- A teraz mnie posłuchajcie i to bardzo uważnie, bo nie będę się powtarzała.- mówiłam jeszcze ze spokojem.- Jeśli dalej będziecie się tak wygłupiać to mogę przez nie uwagę stracić panowanie nad kierownicą i wpaść w poślizg i spowodować wypadek, w którym wszyscy ucierpimy i nie tylko my. Jest zima, - 10*C i cholernie ślisko. Więc...- już moje nerwy poszły się jebać, bo Tae i J-Hope mnie w dupie mieli.- WIĘC JEŚLI SIĘ WASZA TRÓJKA NIE USPOKOI WYSADZĘ WAS, GDZIEŚ I BĘDZIECIE W TAKIĄ POGODĘ ZAPIERDALAĆ DO WYTWÓRNI I NAŁAPIECIE ZAPALENIE PŁUC!!! CZY TO JASNE!!!!!!? TAE! JUNGKOOK I J-HOPE?!!- widać było moje poirytowanie. Bali się, ale ja chcę ich tylko bezpiecznie zawieźć do wytwórni.- Jazda do środka!- ruszyli wszyscy. Zajęłam znowu miejsce kierowcy i ruszyłam.
Po piętnastu minutach byliśmy już w środku budynku. Oni poszli na salę, a ja do wujka. Zapukałam i usłyszałam: „Proszę!"
- Hej, jak tam praca?- uśmiechnęłam się. Ten na mnie dziwnie spojrzał.
- Jakoś, chodź trochę się gubię w tych papierach.- zaśmiał się. Ale z niego śmieszek. Postanowiłam walić z mostu. Oparłam się rękoma o biurko, przy którym siedział wujek i spojrzałam na niego.
- Chcę zostać twoją zastępczynią. Naucz mnie tego co potrzebne. Mogę nawet zostać wice prezes.- spojrzał na mnie z zaskoczeniem z nad papierów, które mu wypadły z zaskoczenia z rąk. Jeszcze chwilę tak na mnie patrzył, chyba musiał to przetrawić.
- Jesteś tego pewna? To ciężka nauka.- kiwnęłam pewna siebie głową na tak. Ten tylko westchnął.
- No proszę, musze się czymś zająć bo wyjdę z siebie. Bo zaczynam się wyżywać na chłopakach.- spojrzał na mnie.- Nie, nie biję ich tylko się wydzieram i wywieram na nich niepotrzebną presję. To, co?- dalej patrzyłam w jego oczy.
- Zgoda. Załatwię wszystko, co potrzeba. Mój asystent Ci pomoże. Jakbyś miała pytania pytaj jego albo mnie.- pokiwałam głową, że rozumiem.
- A teraz daj to, pomogę Ci bo widzę, że cienko Ci idzie. – wzięłam część papierów skompletowanych ze sobą i usiadłam w fotelu i położyłam je na stoliczku. Wzięłam jeszcze długopis i zaczęłam przeglądać.
- Jakby było coś nie jasne pytaj.- kiwnęłam skupiona na papierach. Mogłam wyczuć, że się uśmiecha.
I tak minął mi cały dzień. Ignorowałam telefon, który za drugim razem gdy dzwonił wyciszyłam. Asystent taty przyniósł nam kawę i coś do przekąszenia. Podziękowaliśmy. Po zjedzeniu i uporaniu się z tym wszystkim udało się nam skończyć.
- Jesteś niesamowita. Wszystko zrobiłaś dobrze. Jestem z ciebie dumny. – uśmiechnęłam się a on to odwzajemnił. Zaczął mi tłumaczyć jak to wygląda i w ogóle. Nagle do biura wparował Jimin i Yoongi.
- Tutaj jesteś! Martwiliśmy się o ciebie. Nie odbierałaś telefonów.- powiedział zdyszany Yoongi.
- Przepraszam, ale byłam zajęta. – uśmiechnęłam się i podeszłam do nich. -Wujku, ja już pójdę. – wzięłam, rzeczy.
- Zadzwoni do Ciebie mój asystent i wszystko z tobą obgada.- ułożyłam palce w „ok" i wyszliśmy.
- Co obgada? Nie chcesz chyba znowu wyjechać?!- spojrzałam na Jimina.
- Nie, ale się dowiecie wszystkiego w swoim czasie. Tak jak reszta.- uśmiechnęłam się do nich i poszłam przed siebie. W recepcji czekała reszta gromadki.
- Gdzie Cię wcięło?- zapytał Hope rozwalony na fotelu.
- No, nie wierzę. Macie prawko, a nie możecie sami pojechać? Albo poprosić menadżera? Ehhh... całą waszą karierę nie będę was woziła.- spojrzeli na mnie dziwnie.- No co?- nie ogarniam ich. Machnęłam na nich ręką i ubierając kurtkę kierowałam się w stronę wyjścia.
~~~~~Następny dzień~~~~~
-Kogo mam zatłuc, za dzwonienie do mnie o tej porze?- spojrzałam na telefon: "Nie znany numer". Kto to do jasnej... - Słucham?
- Witam, z tej strony Lee, asystent twojego wujka. Miałem zadzwonić.- asystent.
- Aaa~... ale czemu tak wcześnie? Jest...- spojrzałam na zegarek... fuck! Była 11.- Przepraszam, nie wiedziałam, że tak późno. Ugh.
- Nic się nie stało. Twój wujek też ma problemy ze wstawaniem. Potrafię do niego dzwonić ze dwadzieścia razy i nie odbierze.- zaśmiał się.
- Wiem, coś o tym... ja go budziłam dzwonkiem, ale jak to nie pomagało wchodziłam do jego domu, bo kiedyś mi klucze dawał i wylewałam na niego szklankę wody. To zawsze działa. Zapewniam.- zachichotałam, a on to odwzajemnił. Coś czuję, że znajdziemy wspólny język.
- To, o której i gdzie możemy się spotkać?- mhm...
- Może, o 14 w kawiarni tej na przeciwko BigHit?
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia, jedź ostrożnie.- i się rozłączył. Będę, będę. Dziś chłopaki mają wolne, więc dupy nie będą mi zawracać. Wstałam i zrobiłam to co się robi rano. Zeszłam na dół. W salonie Tae i J-Hope grają na konsoli, Rapi czyta... słownik? Nie wnikam. Jimin coś przegląda w telefonie, tak samo jak Kookie. A Suga śpi. Ehhh... nic nadzwyczajnego. Poszłam do kuchni. Zjadłam sobie śniadanie i szłam w stronę wyjścia, ale ktoś mnie zatrzymał. Tym ktosiem był Jimin.
- A ty dokąd? Mamy wolne.- zmartwienie na jego twarzy idealnie wymalowane.
- Wy tak, ale nie ja. Nara.- ubrałam kurtkę, buty i wyszłam.
<Jimin>
O czym ona pierdzieli? Znalazła pracę i nic nam nie powiedziała? Ale dlaczego? Muszę się tego dowiedzieć. Ubrałem buty, kurtkę i też wyszedłem. Kurde, pojechała samochodem, ale moment GPS. Kiedyś potrzebowaliśmy, bo ktoś go nam zajebał i szukaj wiatru w polu. Pojechałem tam taksówką. Zapłaciłem i wysiadłem. Widziałem samochód, czyżby była w wytwórni? Rozglądałem się i znalazłem ją, była w kawiarni z... jakimś gościem w garniaku. Uścisnęli sobie ręce, ten jej odsunął krzesło. Co tu jest grane? Uśmiechała się i śmiała, on też. Stałem tak jak wryty. Nagle dostrzegłem jaką teczkę, ona ją otworzyła i wyjęła jakieś papiery. O co tu? Upiła łyk napoju z filiżanki i znowu przeglądała papiery. Ten jej coś tam gadał, a ona kiwała głową. Postanowiłem dłużej na to nie patrzeć tylko wrócić do dormu, ale pieszo. Przechodziłem przez park. Nie wiem ile tak chodziłem po tym parku, ale nie było już nikogo. Spojrzałem na telefon kilka nie odebranych wiadomości i połączeń. Prychnąłem, było już po szesnastej. Nagle ktoś mnie od tyłu przytulił, myślałem że jakaś fanka mnie rozpoznała. Chciałem się wyrwać, ale była silna, nagle usłyszałem cichy szloch. Zamarłem.
- Myślałam, że coś Ci się stało.- ten głosik. Moje serce zaczęło szybciej bić. Ona jeszcze mocniej mnie objęła i przytuliła się do moich pleców. Nie wytrzymałem, wyrwałem się z jej uścisku i obróciłem się w jej stronę. Miała zapłakaną twarz, łzy wylewały się z jej oczu, oczy lekko przekrwione, usta krwisto czerwone, różowiótki nosek i mocno różowe policzki. Ściągnąłem szalik i owinąłem go wokół jej szyi. Uroczo wyglądała. Chwyciłem jej ręce, były lodowate i ledwo nimi poruszała. Zacząłem na nie chuchać i pocierać o moje ręce. Ta tylko pociągała nosem. Urocza, urocza, urocza... kurwa! Przepraszam Cię Jin. Chwyciłem jej głowę jedną ręką, a drugą pociągnąłem za nadgarstek do siebie. Nasze głowy były blisko siebie, tak blisko że czułem jej ciepły oddech, ona pachnie landrynkami... jak to możliwe? Patrzyła mi prosto w oczy, jej zielone tęczówki zaczarowały mnie już dawno temu i dopiero teraz mogę to pokazać jak bardzo. Zamknąłem oczy, a niech się dzieję co chce. Całowałem delikatnie jej lekko spierzchnięte od zimna usta. Myślałem, że nic się nie stanie. W końcu była dziewczyną Jina, była z nim w ciąży, kochała go. Ale to co się teraz stało zaskoczyło mnie i to mocno. Gdy chciałem się już odsunąć, ona się przybliżyła i delikatnie zaczęła całować. Moje emocje poszły w górę, przybliżyłem ją do siebie obejmując ją w talii, a drugą ręką przybliżyłem jej głowę, do mojej. Ona nie była mi dłużna. Jedna jej ręka objęła mnie za szyję, a drugą wplotła w moje włosy. Wzdrygnąłem się od jej zimnem dłoni, która dotknęła mojej głowy, ale lałem na to. Byłem w tym momencie w raju, byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Pogłębiłem pocałunek i delikatnie wbiłem język w jej usta. Oddawała każdy móc pocałunek. Nasze pocałunki, były wolne, czułe i delikatne z pełną miłością. Kocham ją, tak bardzo długo na to czekałem. Pewnie gdyby Jin żył nadal, nie miałbym szans, ale nie przeszkadzałoby mi to. Dla mnie najważniejsze byłoby to, aby była szczęśliwa i pogodna. Nie wiem ile tak staliśmy, ale dużo mnie nie obchodziło co się teraz działo w okół nas. Liczyła się osóbka w moich objęciach. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Wytarłem jej łzy z policzków kciukiem. Uśmiechnąłem się do niech, a ona odwzajemniła to ciepłych, promiennym i uroczym uśmiechem.
- Odbieraj telefony, gdy chłopaki zadzwonili i powiedzieli, że wyszedłeś bez słowa i nie odbierałeś od nich telefonów, myślałam że coś się tobie stało. Mało na zawał nie zeszłam.- uśmiechnęła się blado. Przytuliłem ją i schowała swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi. Głaskałem ją bo włosach, a drugą ręką mocniej przybliżyłem jej ciało, obejmując ją dalej w talii.
- Przepraszam, nie chciałem ani chłopaków, ani zwłaszcza ciebie wystraszyć. Rita... Kocham Cię i nigdy nie chciałem żebyś cierpiała, zwłaszcza z mojej winy.- kiwnęła tylko głową, dalej mając ją w zagłębieniu mojej szyi.
- Oppa~ zimno, chodźmy do domu. Chłopaki odchodzą już od zmysłów.
- Nazwałaś mnie... Oppa?- oderwała się ode mnie i nie patrząc mi w oczy pokiwała głową, że "tak". Nie wytrzymałem i obróciłem ją w uścisku w koło.
- Pabo~! Poślizgniesz się i sobie coś zrobisz.- palnęła mnie w ramię. Heh... urocza jest. Pocałowałem ją w czoło chwyciłem jej dłoń i nasze złączone dłonie schowałem do kieszeni mojej kurtki i tak kierowaliśmy się w stronę samochodu, aby wrócić do dormu i dostać opierdziel od Rapiego i reszty. Ale coś tak czuję, że moja dziewczyna mnie obroni. Uśmiechnąłem się na słowo "dziewczyna".- Jeśli myślisz, że Cię obronię przed chłopakami to się grubo mylisz... należy Ci się ochrzan. A to, że oni na ciebie na krzyczą to nie znaczy, że ja też nie na krzyczę.- spojrzałem na nią i uniosłem jedną brew.- No, co? Nie chcę krzyczeć na cały regulator na tym zimnym powietrzu, jeszcze złapię zapalenie gardła. Nakrzyczę na ciebie w ciepłym dormie.- uśmiechnęła się złowieszczo. Ona mnie przeraża czasami. Posłała mi całusa w powietrzu i siadła za kierownicą, a ja obok niej. Ciekawe co mnie takiego czeka w dormie. Zaczynam się bać.
To wasz długo wyczekiwany nowy rozdział. Postaram się przez te święta skończyć ten ff, aby potem skupić się na nauce do matury. Tak mam niedługo maturę. Cykam się trochę.
Tachnęłam się na 2154 słowa (nie wliczając tego co teraz piszę pod tym rozdziałem).
★ + komentarz = motywacja ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro