Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Budzą mnie promienie słońca padające na moją twarz. Czuję lekki ciężar na ciele, jednak po chwili orientuje się, że to ręką bruneta. Próbuję przypomnieć sobie kiedy wczoraj zasnęłam, pamiętam tylko, że obracałam w dłoni fiolkę od Beatrice. Właśnie, gdzie ona jest? Rozglądam się nerwowo dookoła siebie. Jednak po chwili napięcie ze mnie schodzi i sięgam po naszyjnik z fiolką, który mam na wyciągnięcie ręki. Nie chcąc budzić przyjaciół, otwieram fiolkę i wyciągam z niej zwiniętą w rurkę kartkę papieru. Rozwijam ją i patrzę na ciąg liter, które rozciągają się przez całą stronę.               

"Hej Lynn. Skoro to czytasz to mnie pewnie już nie ma. Umarłam. Brałam takie ryzyko pod uwagę, dlatego napisałam ten list. Byłaś dla mnie jak siostra, dopóki cię nie poznałam byłam jedynaczką. Boże, jak to banalnie brzmi. No nic. Chciałam ci podziękować za wszystko w czym mi pomogłaś. Piszę ten list kiedy śpisz i co chwila zerkam na twoją spokojną od snu twarz. Nawet lekko się uśmiechasz, pewnie śni ci się coś dobrego. Chciałabym móc być teraz z tobą, ale wiem, że jesteś  na tyle silna, że i beze mnie sobie doskonale poradzisz. Rozglądam się dookoła siebie i nie mogę uwierzyć, że może mnie tu zabraknąć. Boję się, wiesz? Boję się śmierci. Nie wiem jak to będzie. Ale raczej nikt kto żyje tego nie wie. Czy te wszystkie bujdy na temat światełka w tunelu, gdy się umiera to prawda? Wiem tylko, że kiedyś się tego dowiem. Mam nadzieję, że wam wszystko się uda. Wiem, że macie długą drogę przed sobą, ale wierzę, że ją przejdziecie. Pamiętam, jak kiedyś mi pomagałaś, w kilkukrotnym zrywaniu z Vivanem. Dziękuję ci za to, że wtedy mnie wspierałaś. Zapewne w twoim życiu jest jeszcze dużo tajemnic, ale mam nadzieję, że je rozwiążesz. Mam jeszcze prośbę do ciebie. Wygląda na to, że ostatnią.  Chciałabym po śmierci zostać spalona. I żebyście moje prochy oddali rodzicom. Wspieraj też Vivana. Przekaż mu, że pomimo tych wszystkich kłótni naprawdę go kochałam. I gdy nadejdzie odpowiedni moment oddaj mu ten list. Kartka się kończy, więc i ja się żegnam. Kocham was moje głąby, pamiętajcie o tym. "            

Ostatnie zdania ledwo mogę przeczytać. Próbuje zetrzeć łzy, jednak na ich miejscu pojawiają się nowe. W połowie kartki jest rozmazany tusz, mogę się tylko domyślić, że pisząc list, Beatrice również płakała. Nagle za mną porusza się Ashton. Zwijam szybko kartkę w rurkę i z powrotem chowam ją do fiolki, a tą z kolei do kieszeni.

-Hej- rozciąga się z uśmiechem, jednak, gdy zauważa moją twarz jego mina poważnieje- Co się stało? Czemu płakałaś?

-Nie ważne- wycieram łzy, które ciągle goszczą na moim policzku- musimy się zbierać. Dzisiaj też musimy przejść chociaż dwadzieścia kilometrów, żeby w piętnaście dni dotrzeć do urzędu.      

- Nie poznaję cię Lynn. Jesteś teraz bardziej tajemnicza. Nic mi nie mówisz. Ciągle nie wiem dlaczego cię tak ciągnie do urzędu. I napewno nie wrobisz mnie tym, że tak bardzo Ci zależy na Vivanie- mówi.

- Nie masz racji. Kocham Vivana, jak brata. Poszłabym tam z własnym interesem czy bez niego, ale akurat składa się, że mamy ten sam cel- odpowiadam krótko i wstaję z koca.         

Brunet nic nie odpowiada tylko patrzy na mnie co robię i rusza w moje ślady.  Podchodzę do śpiącego Petera i poruszam jego ramieniem, żeby się obudził. Mimo jego sprzeciwów i marudzeniu w końcu udaje mi się wyciągnąć go z jego "łóżka". Zauważam kątem oka, że Ashtonowi, również udaje się wyciągnąć zaspanego czerwonowłosego i jego siostrę. Mówię im, że trzeba się zbierać, dopóki nie zaczną tu węszyć patrole. Już po chwili wszystko jest spakowane, a my gotowi do drogi. Vivan jako pierwszy idzie przed siebię, a tuż za nim idzie Peter razem z Jayden. Ja razem z brunetem ubezpieczamy tyły. Jest cisza, nikt nie ma humoru, żeby jakkolwiek zacząć rozmowę. Ja dobrze czuję się z tą ciszą. Da radę chociaż  coś przemyśleć. Nagle do ucha dochodzą mi szmery. Odwracam się gwałtownie, żeby zobaczyć co jest ich powodem, jednak nic nie widzę. Przechodzimy kolejne kilka metrów, a ja ciągle nie mogę odrzucić wrażenia, że coś nas śledzi. W końcu po raz kolejny odwracam się za siebię, jednak tym razem zauważam duże, żółte ślepia wyłaniające się zza krzaków, kilkanaście metrów od nas.              

- Ash- mówię szeptem i trącę go lekko po ramieniu, nie spuszczając  wzroku ze zwierzęcia.- Ash - powtarzam nico głośnej. 

- Co?- mówi za głośno i bestia wychyla się lekko zza krzaków. Wyłaniając swój szary pysk. Nigdy nie miałam styczności z takim zwierzęciem, nie jestem pewna jak powinnam się zachować.                 

-Wilk- mówię jedno krótkie słowo, a chłopak cały zaczyna się spinać i odwraca się gwałtownie.

Zbyt gwałtownie, przez co zwierze nie czeka ani chwili i atakuje. Cała się spinam, nie mogę już zrobić ani kroku więcej, tak samo jak poprzedniego dnia. Czuję narastający stres, który mnie zżera od środka. Słyszę, że Ashton mnie woła jednak ja ciągle stoję w miejscu. Kiedy już zamykam oczy pogodzona z myślą, że zaraz bestia się na mnie rzuci. Jednak nie czuję nic. Słyszę tylko warczenie zwierzęcia i odgłosy walki. Otwieram oczy i patrzę, że brunet trzyma w ręku jakiś gruby kij, a wilk rzuca się na niego coraz szybciej, że Ash już powoli nie może nadążyć. Nagle zza moich pleców wyskakuje Peter i odpycha zwierzę silnym wiatrem. Bestia nie daje rady zaprzeć się o cokolwiek i leci do tylu. Na jej nieszczęście wali głową o kamień i już się nie rusza. Zerkam na Asha, który podpiera się rękami kolan i patrzy na mnie.                                    

- Chcesz zginąć? - pyta wkurzony.               

- Daj spokój - wtrąca się Peter - już się o to pytałem- mówi i zerkam na mnie, na co ja piorunuję go wzrokiem. Świetnie,  to teraz napewno nie obejdzie się bez gadania bruneta. Czemu wszyscy utrudniają mi życie.                                                      

W końcu czuję, że mogę się ruszyć i właśnie to robię. Jednak zamiast iść tam, gdzie powinnam, kieruję się w stronę zdechłego zwierzęcia.                                      

- Co ty robisz?! Nie podchodź do niego. On może ciągle żyć!- krzyczy za mną Vivan.   

Patrzę na zwierzę z bezpiecznej odległości i kiedy jestem pewna, że jego klatka piersiowa się nie unosi podchodzę do niego. Dopiero z bliska zauważam, że na jego szyi widnieje gruba, metalowa obroża. Kucam obok martwego ciała i dotykam dziwne urządzenie.                                           

- Co ty robisz? - pyta Ashton dobiegając do mnie.                                                                                  
-Co to jest?- pokazuje ręką na obroże oplatającą szyję martwego wilka.                 

- Wygląda mi to na nieźle skonstruowaną maszynę do zabijania- odpowiada Jayden.  

- Skąd to wiesz?- pytam zaciekawiona.        

- Ciekawi ją technologia- odpowiada za dziewczynę Vivan, na co ja tylko przytakuję.                                                                                      
Jayden ściąga z trudem z wilka obrożę i chowa ją do podręcznej torby, po czym wstaje i zbiera się do wyjścia.
                             
                                   *                  

Po dwudziestu kolejnych kilometrach Vivan tak jęczy, ze postanowiliśmy zatrzymać się, gdzieś na noc. Kolejny kilometr przechodzimy w poszukiwaniu dobrego noclegu, kiedy za pagórkiem zauważamy stary drewniany dom. Widzę, że czerwonowłosy jest na tyle ucieszony, że nawet nie myśli co robi i zbiega już z pagórka. Na szczęście Ashtona ręką łapie go w odpowiednim momencie.            

- Nie wydaje ci się to ani trochę podejrzane?- pytam zerkając z powagą na niego.                                                    

-Ani trochę- odpowiada speszony.    

- Wolna chata, pośrodku lasu, w czasie wojny. Naprawdę? Ani trochę? - pytam po raz kolejny, mając nadzieję, że zmądrzeje.

-Teraz jak tak mówisz, to może trochę- twierdzi.      

- Prześpijmy się tutaj. Jakby ktoś rano się tu kręcił czy w nocy to będziemy mieć go na oku- mówi Peter.

- Zgadzam się- przytakuję brunet razem z dziewczyną.

- Wybacz Vivan, ale jest przegłosowane, nie będzie luksusów- klepie chłopaka w ramię Ashton i bierze się za rozkładanie koców.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Trochę spóźnione co prawda, ale lepiej później niż wcale, nie? Mam pomysł na maraton. Co wy na to? Jednak pojawiłby  się on na wakacje. Muszę mieć czas napisać te rozdziały. A jeśli by się pojawił, to ile rozdziałów dodać? Tylko nie przesadzajcie, też jestem człowiekiem i chcę się oderwać od wattpada. Buziaki😂😍😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro