Rozdział 7
Na wstępie chciałabym podziękować wam za 1k pod tym gównem. Nie spodziewałam się tak dużej aktywności, ale cieszę się, że „lustro" się przyjęło.
Nie przedłużając, miłego czytania.
...
Rafał Trzaskowski
Z uśmiechem przyglądałem się Bosakowi i Biedroniowi. Byłem ciekawy co z tego wyniknie. Zapewne nie będą na tyle odważni tak jak ja i Endrju, ale my jesteśmy „trochę inni", więc lepiej nie będę się wypowiadał co, jak i kiedy robić.
- Nie mogę go pocałować w usta. - odparł Krzysiek - Jest w związku, więc to nie będzie w porządku.
Miał rację, ale nie mogłem się z nim zgodzić. Jak dla mnie związek Roberta jest skreślony. Fakt, stanowili dobrą parę. Jednak moim zdaniem pora na zmiany. Czasami coś jest przeterminowane i trzeba się tego pozbyć. W tym przypadku było podobnie.
- To w policzek. - zmienił zdanie Korwin.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy? - spytał Robert.
- On opublikował post ze mną i tym gryzoniem w roli głównej. - odparł wskazując na Zuzannę, na co ta rzuciła mu złowieszcze spojrzenie - A ja mu się za to ładnie odwdzięczę.
- Zrobię to. - postanowił w końcu Bosak.
Zauważyłem kątem oka jak Kosiniak-Kamysz wyciąga komórkę, więc mu ją zabrałem. Niech sobie nie myśli, że będąc w stanie nietrzeźwości wyłącza mi się myślenie. Jeszcze zrobiłby im zdjęcie i mieliby przez niego kłopoty.
Widziałem jak Krzysiek niepewnie przysunął swoją twarz do policzka Roberta i delikatnie go ucałował, na co tamten lekko się zarumienił. Oczywiście znaczna większość w kręgu (tak, ja też) zaczęli piszczeć i bić brawa.
Bosak przejął butelkę od Janusza i nią zakręcił. Chyba nikt nie musi wiedzieć jak wyglądała jego mina, kiedy wypadło na Zuzannę Wiewiórkę.
- Wyzwanie. - powiedziała nieco spanikowana.
- Rozbierz się do naga. - słowo „naga" najbardziej podkreślił.
Nikt się tego nie spodziewał, ale dziewczyna po prostu bez słowa wstała i wyszła trzaskając drzwiami. Liczyłem, że będzie się licytować o zmianę zadania, ale nic z tego.
- Co za pizdy. - skomentował Endrju i w tym samym momencie Krzysiek zakręcił znów butelką - Raffaello, pokaż im na co cię stać. - poklepał mnie po ramieniu, a ja spojrzałem w dół - widząc, że teraz czas na mnie.
W sumie to nie wiem czy powinienem pokazywać wszystkim to co robiliśmy przy kawie, herbacie i ciastku.. ale skoro mam pokazać to na co mnie stać, to czemu nie?
- Pytanie czy..
- Wyzwanie. - odpowiedziałem tym samym mu przerywając.
- Pocałuj najbrzydszą osobę w tym kręgu, albo nawet i domu. - odparł uśmiechając się szeroko.
Oczywiście mój wybór był oczywisty i nie musiałem zastanawiać się nad tym dwa razy. Zapewne Jaruś szykował na mnie kosę, kiedy przybliżyłem się do miłości jego życia. W końcu on nigdy nawet z nią normalnie nie rozmawiał, a ja ją pocałuję. Traumę będę miał do końca moich policzonych dni, ale mówi się trudno.
- Wolałbym tego nie robić, ale gra to gra. - wyjaśniłem po czym złapałem ją za twarz i z obrzydzeniem przycisnąłem jej usta do swoich.
Oczywiście ledwo się odsunąłem i już zobaczyłem wściekłą minę Kaczyńskiego. Mi też nie było z tym ani trochę dobrze, okej? Wolałbym już chyba pocałować naszą nauczycielkę od matematyki niż Godek.
- Kurdupel dostał wścieklizny! - krzyknął Korwin śmiejąc się.
- Nie tylko on. - skomentował Endrju odchodząc z koła.
To jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Było wiele imprez u Dudy, wiele grania w „prawdę czy wyzwanie", ale on sam nigdy z tej gry nie zrezygnował.
Westchnąłem ciężko i poszedłem za nim. Tak jak myślałem, zamknął się w łazience, bo w jego pokoju gościł kto inny. Stałem tam dobre pięć minut dopóki mi nie otworzył.
- Musiałeś tu przychodzić? - spytał zamykając drzwi na zamek, kiedy już wpuścił mnie do środka.
- W sumie to nie musiałem, ale i tak zrobiłem to co zrobiłem. - przyznałem.
- Płodek jest na dole. Chyba, że szukasz jakiejś innej szmaty. - mówiąc to, oparł się na wannie.
W ogóle nie rozumiałem jego zachowania. Przyszedłem, ale dla Andrzeja i tak zawsze będzie źle. Niezależnie co by się dla niego nie zrobiło to i tak mu się nie dogodzi. Podobno warto jest starać się o kogoś upartego, ale czy w jego przypadku faktycznie tak było?
- Jeśli uważasz, że jesteś szmatą to masz niezłe zdanie o sobie. - skomentowałem.
- Jak zwykle musisz dorzucić swoje zbędne grosze. - wywrócił oczami.
- Przynajmniej nie zachowuję się jak księżniczka. - wytknąłem mu siadając na pralce - Poza tym.. nie narzekałeś na to dzisiaj. - przypomniałem sobie.
- To do czego między nami doszło - nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Trochę mnie to zabolało, bo jednak nie skończyło się na zwykłych pocałunkach. Poza tym miałem z nim swój pierwszy raz. Może i nigdy otwarcie nie przyznałem, że nigdy tego nie robiłem, ale dla mnie miało znaczenie, że powierzyłem „ten zaszczyt" takiej, a nie innej osobie.
- To o co ci tak właściwie chodzi? - spytałem.
- O nic.
- To dlaczego odszedłeś od gry? - nie ustępowałem.
- Bo tak.
Miałem wrażenie, że on sam tak właściwie nie wiedział o co mu chodzi i było głupio mu się do tego przyznać. W sumie to nie byłem tym faktem jakoś bardzo zaskoczony, ale jednak mógłby wymyślić jakiś powód na poczekaniu.
- Bardzo rozbudowana wypowiedź. - skomentowałem.
- Z pewnością byś się dogadał z moim ojcem. - prychnął - Mówisz jak on, zachowanie też masz jego.
Nie znałem jego ojca. Widziałem go raz, może dwa na oczy, ale mogłem powiedzieć jedno: Duda nie był do niego ani trochę podobny.
- Czy ty sugerujesz, że nie jestem synem Andrzeja i Teresy Trzaskowskich? - spytałem śmiejąc się - Weź Endrju jak ty czasami coś wykombinujesz..
- Jesteś osobą, która mówi jedno, robi drugie, a myśli trzecie - to właśnie sugeruję.
Nie żeby coś, ale on w tej chwili opisał właśnie siebie.
- Wcale nie. - zaprzeczyłem - Przecież to ty mówisz, że LGBT to nie są ludzie, później lądujemy w łóżku, a w międzyczasie myślisz chuj wie co. - podsumowałem krótko.
- A ty niby robisz coś innego? Przecież sam nie darzysz mnie sympatią.
Myślałem, że się opluję. Skąd on to wziął do cholery? Przecież nic na to nie wskazywało.
- Przecież nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. - zauważyłem.
- Czy ty naprawdę myślisz, że jak kogoś nie lubisz, to musisz mu o to powiedzieć? - zirytował się - Wystarczy, że zrobisz coś co mówi samo za siebie.
- Czyli to, że oddychamy tym samym powietrzem znaczy, że cię nie lubię? - spytałem.
- Po prostu działasz mi na nerwy! - wybuchł nagle na co podskoczyłem - Wyglądasz lepiej ode mnie. W ogóle jesteś mądrzejszy, a orgazm możesz mieć we wszystkich językach świata! - wytknął, a ja strzeliłem facepalma - No co? Nie powiesz mi chyba, że nie używasz „żeli papą" czy tych innych żabojadowych zboczeń, kiedy dochodzisz?
Nie chciałem się czepiać, ale znałem jedynie pięć języków obcych i nie byłem z tego jakoś za bardzo dumny. Jednak moi rodzice ciągali mnie po tych wszystkich szkołach i dlatego wyszło to co wyszło. Jakby angielski w zupełności mi nie wystarczył.
- Co jest niby fajnego w znajomości wielu języków? Wystarczy umieć jeden. No nie wiem.. chcesz polecieć na stałe do Włoch - to uczysz się ich języka i tyle.
- Naucz mnie czegoś po włosku. - zarządał
- Okej. - zgodziłem się.
Pierwsze co pomyślałem to to, żeby powiedział jakieś przekleństwo. Po chwili wpadłem na pomysł, że nauczę go „kocham cię", ale jednak wybrałem coś lepszego:
- Ci sposeremo.
- Cipa co? - zmarszczył brwi.
- Ci sposeremo. - powtórzyłem wolniej.
- Jak ja niby mam to powiedzieć?
- Rozluźnij język. - poleciłem.
Andrzej wstał i niepewnie się przybliżył, a ja bez żadnego problemu go pocałowałem. Objąłem jego szyję i zacząłem delikatnie poruszać wargami tuż przy tych jego.
- Okej, chyba jestem gotowy. - odsunął się ode mnie wzdychając ciężko.
- To teraz powoli. Ci spo-se-re-mo.
Rozbiłem to na sylaby, żeby było mu łatwiej. W końcu po długich próbach, doszliśmy do perfekcji.
- Ci sposeremo. - powiedział.
- Con piacere. - odpowiedziałem uśmiechając się szeroko.
- Co to tak właściwie znaczy?
- „Ci sposeremo" znaczy: „chodźmy się napić". „Con piacere" - „z przyjemnością".
Z tym pierwszym go okłamałem. Tak naprawdę to znaczyło: „pobierzemy się", ale przecież nie musiał znać prawdziwego znaczenia. Zresztą nikt mu go nie poda, a on sam do jutra zdąży zapomnieć co powiedział.
- Ci sposeremo! - krzyknął radośnie i pociągnął mnie za nadgarstek po czym oboje wyszliśmy z łazienki. Schodząc po schodach, natknęliśmy się na wychodzącego Biedronia razem z Bosakiem.
- A wy dokąd? - spytał Andrzej - Gra się już skończyła?
- Kurdupel i Korwin zaczęli się bić, a mnie i tak miało tu nie być. - odpowiedział mu Bosak.
- Do zobaczenia w szkole! - rzucił Robert po czym oboje zniknęli za drzwiami wyjściowymi.
- Idź do łazienki i na mnie poczekaj. - odezwał się nagle Endrju.
- Ale po co? - zdziwiłem się - Mieliśmy iść pić.
- Przyniosę alkohol na górę. - wyjaśnił - No już zmykaj! Nie chcę cię tu widzieć!
- Jak sobie chcesz. - zaśmiałem się pod nosem i mimo wszystko zrobiłem to o co prosił.
Zapowiada się długa noc..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro