Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

Zawsze śmieszy XD

...

Po lekcjach poszliśmy do tęczowego chłopca, żeby zrealizować część planu, a zapowiadał się on dosyć owocnie.

Witajcie po długiej przerwie. Jak już wiecie, nastąpiły drobne problemy, ale wszystko jest już pod kontrolą. Wracamy do szarej rzeczywistości robaczki. Nikt nie jest bezpieczny, kiedy Spotted: Warszawa króluje wśród stron na Facebooku.

- Naprawdę musimy to robić? - spytał przynosząc dwa kubki herbaty, które postawił na biurku - Nie chcę nikogo krzywdzić. - usiadł obok mnie.

Moim genialnym pomysłem było podszycie się pod tą super stronę. Wiadomo, że niektórzy nie zauważą różnicy, ale prawdziwy założyciel strony się oburzy i szybko do nas napisze - a przynajmniej na to liczyłem.

- Spokojnie. To nie potrwa długo. - zapewniłem całując go w policzek.

Nie musiałem długo czekać, żeby zaczęli pisać do mnie pseudofani z jakimiś nowinami czy tam plotkami. Trochę ich było, więc „Anonim" miał w czym wybierać. Nie brakowało mu informatorów. Jednak jedna wiadomość dała mi dużo do myślenia.

Janusz: Oddawaj stronę prawdziwemu Spotterowi ty podróbko!

Pokazałem to Robertowi, a on zadał to samo pytanie, które ja zadałem sobie w głowie:

- To on prowadzi stronę?

- Zaraz się o tym przekonamy. - mruknąłem.

Spotted: Nie jesteś właścicielem tej strony, nie oddam ci jej.

Janusz: Słuchaj człowieku.

Janusz: Wiem kim jest prawdziwy właściciel i z pewnością nie jesteś nim ty.

Spotted: Skąd ta pewność?

Janusz: Bo jestem z nim na łączach pajacu?

Spotted: Grzeczniej psie.

- Krzysiek.. - westchnął ciężko Robert.

- Co?

- To nie było miłe.

- On też nie był miły. Nazwał mnie pajacem! - oburzyłem się.

- To jest Janusz Korwin-Mikke, a ty jesteś Krzysztofem Bosakiem.

- Więc nie jestem Robertem Biedroniem i nie jestem dla wszystkich miły. - wywnioskowałem czytając kolejną wiadomość.

Janusz: Ciągnij wafla menelu obrzygany.

Spotted: Więc kim według ciebie jest prawdziwy Spotter?

Janusz: To oczywiste, że Kaczyński.

Janusz: Znaczy się nie, to z pewnością nie jest on.

Janusz: To KO-siniak kamyk, serio.

Janusz: A może jednak Kaczor Donald?

Janusz: Ej zoba, to brzmi niemal jak statek nazwa.

Co? Czym jest „statek nazwa"? A, chyba chodziło mu o „ship name". No takiego spolszczenia tego, to ja jeszcze nie słyszałem.

- Czy on przypadkiem nie jest pod wpływem narkotyków? - spytał.

Janusz: Sory, pierdolę jak potłuczony.

Janusz: Bosak miał lepszy towar, to co zapaliłem to jakiś shit.

Wyłączyłem szybko telefon, żeby tęczowy chłopiec nie zdążył tego przeczytać.

Cholera. Zapomniałem o tym, że jeszcze kilka tygodni wcześniej robiłem za dilera, ale naprawdę z tym skończyłem. Nie miałem zamiaru dłużej tego robić.

Mój dostawca był w Kanadzie, więc nawet nie było mowy, aby tutaj przyjechał. Oczywiście się wkurzył jak zrezygnowałem ze sprzedawania jego towaru, ale musiał się z tym faktem pogodzić.

- Co tam było? - zaciekawił się.

Nie wiedziałem czy powinienem mu o tym powiedzieć. Nie było mu to potrzebne do szczęścia, ale chyba lepiej, żeby usłyszał to ode mnie - niż od kogoś innego.

- Coś na temat tego, czym zajmowałem się kiedyś. - odparłem zgodnie z prawdą odblokowując telefon - Ale niech zostanie to między nami.

- Oczywiście. - przytaknął, a ja pokazałem mu ostatnią wiadomość.

Przez dłuższy czas patrzył w ekran telefonu i nic nie mówił. Nie wiedziałem czy był zły, czy może smutny, bo z jego twarzy mogłem odczytać tyle co nic.

- Mogę to wyjaśnić.. o ile chcesz jeszcze ze mną rozmawiać.

- Dlaczego nic nie mówiłeś, że jesteś uzależniony? - spytał mnie głosem, jakby miał się zaraz rozpłakać - Przecież bym ci pomógł i..

- Nie jestem uzależniony Robert. - przerwałem mu.

Złapałem go za policzki, kierując jego twarz tak, żeby na mnie spojrzał. Chyba zerwanie ze Śmiszkiem nim nie wstrząsnęło, tak jak to. Serce mi się krajało widząc go w takim stanie, ale sam byłem sobie temu winien.

- Nie brałem narkotyków, sprzedawałem je. - sprostowałem - Wiem, że i jedno i drugie nie brzmi dobrze, ale nie mam już z tym nic wspólnego. Nie robię tego odkąd.. - urwałem zdając sobie sprawę, dlaczego tak się stało.

- Odkąd? - tęczowy chłopiec nie miał zamiaru jednak dać za wygraną.

- Odkąd zaczęliśmy się ze sobą spotykać. - przyznałem w końcu - Wiesz.. chciałem mieć jak najmniej minusów u ciebie.

- Po co, skoro żadnych nie widziałem i dalej ich nie widzę?

- To na następną randkę zabiorę cię do okulisty. - powiedziałem, na co oboje się zaśmialiśmy.

Mieliśmy już paręnaście randek i każda była gdzieś indziej. Raz nawet wbiegliśmy do fontanny, ale później wygoniła nas z niej straż miejska pod groźbą mandatu.. a co jeśli byliśmy niewidomi i dlatego nie widzieliśmy znaku zakazu kąpieli?

Jedną mieliśmy razem z moją przyszłą (miałem nadzieję) teściową, oglądając Ukrytą Prawdę, czy co to tak było. Kazała mi mówić do siebie „mamo", ale uznałem, że będę mówić do niej „pani Heleno". Tak chyba było bardziej przyzwoicie.

- Gdybyś tylko mógł spojrzeć na siebie, moimi oczami Krzysiek.. - powiedział wzdychając ciężko.

- Zapewne nie musiałbym słodzić herbaty do końca życia, gdyby to się stało. - uśmiechnąłem się.

Cmoknąłem go w usta, ale tęczowy chłopiec najwidoczniej uznał, że cmoknięcie to za mało i przyciągnął mnie bliżej siebie do namiętnego pocałunku. Przy każdym z nich, posuwaliśmy się coraz dalej, ale koniec końców - do niczego nie dochodziło.

Niby wiedziałem, że nie muszę się go wstydzić, ale jakoś nie potrafiłem się przełamać. On jednak miał już swój pierwszy raz dawno za sobą, a ja? Jak tak dalej pójdzie, umrę jako prawiczek.

- Mogę zadać ci pytanie? - spytałem, kiedy się od siebie odsunęliśmy - Masz mi za złe, że nigdy nic więcej się nie dzieje?

- Co dokładnie masz na myśli? - Robert zmarszczył czoło.

- W sensie wiesz.. całujemy się, ale nie uprawialiśmy jeszcze seksu. - powiedziałem wprost - To znaczy, nie narzekam na to, ale chcę to zrobić, żeby nie było. To znaczy, albo nie. Ja już lepiej nie będę nic mówił..

Przecież to brzmiało tak źle.. a nie miało tak być. Nie wiedziałem nawet dlaczego tak cholernie poplątał mi się język. Nie mogłem po prostu powiedzieć czego tak naprawdę chcę, a czego nie chcę?

- Zrobimy to wtedy, kiedy będziesz gotowy i naprawdę będziesz tego chciał. Nie mam zamiaru zrobić czegoś wbrew tobie. - zapewnił.

- Chcę też twojego szczęścia i jeśli chcesz to zrobić - zróbmy to.

- Kochany. Będę szczęśliwy, kiedy ty też będziesz szczęśliwy. - powiedział przytulając mnie mocno, a ja czułem jak cały się rozpływam - Dlatego nie śpieszmy się. Mamy jeszcze dużo rzeczy do zrobienia.

- Tak? Na przykład jakich?

- Sprawdzenie czy Korwin faktycznie miał rację.. - zaczął wymieniać - Wyciągnięcie z ciebie, co chcesz dostać na tegoroczne święta. I nie mów mi, że nic, bo w to nie uwierzę.

- Jak mi kupisz węgiel rysunkowy to będzie najlepszy prezent, jaki w życiu dostanę pod choinkę. - powiedziałem to co pierwsze wpadło mi do głowy.

- Faktycznie.. że ja wcześniej nie wpadłem na to, żeby pójść w tym kierunku. Dostaniesz swój węgiel, ale i coś jeszcze. - postanowił.

- Robert. - jęknąłem - Chcę tylko jeden węgiel. Nie potrzebuję niczego więcej.

- Wiem, ale ja chcę dać ci coś więcej. - upierał się.

- Więc co ty byś chciał dostać?

- Niezależnie co mu kupisz, będę zadowolony.

No to żeś mi kurwa pomógł, dzięki ci Robert.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro