Rozdział 18
Uwaga (tak to znowu ogłoszenie parafialne - tym razem krótkie)
Od tej pory rozdziały będą pojawiać się koło godziny 19, ale nie będą one codziennie. Jeśli po tej godzinie nie wejdzie rozdział - pojawi się on następnego dnia itp.
P.S Dziękuję za dużą aktywność w ostatnich dniach. To też dla mnie motywacja do pisania kolejnych rozdziałów.
Nie przedłużając, miłego czytania!
...
Andrzej Duda
Uznałem, że pójdę do Rafała i wszystko mu wytłumaczę. Nie wiedziałem czy to będzie takie łatwe, ale przecież mogłem spróbować. Po drodze zerwałem jakieś żółte gówno z trawnika. Co prawda jedyne z czym mi się kojarzyły kwiaty to pogrzeb, ale wziąłem je, żeby było miło.
Wziąłem głęboki wdech i zapukałem do jego drzwi, uprzednio dzwoniąc domofonem pod przypadkowy numer wmawiając, że to ulotki. Przecież nie mogłem zadzwonić bezpośrednio do Trzaska. Niech ten tępy chuj pomyśli sobie, że mam go w dupie - chociaż zależy w jakim tego słowa znaczeniu.
W końcu otworzył mi on we własnej osobie. Wyglądał jakby dopiero obudził się ze śpiączki, co nie zmieniało faktu, że dalej był przystojny.
- Endrju, co ty tu robisz? - spytał ziewając.
- Przecież mówiłem, że będziemy robić chemię u ciebie. - odpowiedziałem - Trzymaj. - wręczyłem mu kwiatki.
- To są mlecze. - skomentował rozbawiony - Ale i tak zbyt miło jak na ciebie. - dodał wpuszczając mnie do środka.
Zapewne jego rodziców nie było w domu, skoro w ogóle wszedłem do środka. Ktoś kiedyś powiedział, że nie powinno się mnie zapraszać, kiedy na chacie są czyiś starzy.. i chyba coś w tym było.
- O co ci chodzi? - spytałem ściągając buty.
- Zadaję sobie to samo pytanie, kiedy na ciebie patrzę.
- Przyszedłem, żeby z tobą pogadać. - powiedziałem szczerze - W dupie mam tą chemię.
- Chyba dzisiaj nie jest nam dane rozmawiać, nie uważasz? - westchnął ciężko.
Zapewne dalej gniewał się za to co mu powiedziałem dzisiaj. W sumie to się nie dziwię, sam byłem na siebie zły, bo po pierwsze - skrzywdziłem go, a po drugie - skłamałem.
- No to możemy nie używać słów. - poruszyłem znacząco brwiami, na co on strzelił facepalma - Okej, dobra. Przepraszam. Wcale nie będę nie tęsknić za tobą, kiedy pojedziesz. - przyznałem.
- To dlaczego powiedziałeś zupełnie coś innego?
- Miłe rzeczy nie są w moim stylu. - wzruszyłem ramionami - Nie rozumiem czemu chciałbyś je słyszeć ode mnie.
- A od kogo mam je słyszeć? Od Kaczyńskiego? - zaśmiał się.
- Gdybyś był Kają Godek przez jeden dzień to byłoby to możliwe, ale codziennie jesteś Rafałem Trzaskowskim i jesteś skazany na Andrzeja Dudę, który bardzo cię lubi, ale nie okazuje tego.. bo nie.
- Dlaczego mówisz o sobie w trzeciej osobie?
- Bo w pierwszej zabrzmiałoby to chujowo.
- Zabrzmiałoby to lepiej.
- Pocałujesz mnie czy nie?
Nie wiem czemu to w ogóle przeszło mi przez gardło, skoro tylko o tym pomyślałem.. chyba czasami jednak powinienem wyłączyć mózg w danych momentach - byłoby bezpieczniej.
- Dlaczego sam tego nie zrobisz? - Rafał uśmiechnął się wrednie, a ja jedynie przewróciłem oczami i cmoknąłem go w usta - Co z tobą? Nie pamiętasz już jak się na mnie rzucałeś?
- To samo tyczy się ciebie. - szepnąłem - Ja zrobiłem pierwszy krok, twoja kolej.
Nie musiałem długo czekać, żeby Trzask objął mnie w pasie i czule pocałował. Przedpokój nie był moim wymarzonym miejscem do takich rzeczy. Lepsza byłaby już kanapa, ale najlepszą opcją i tak jest łóżko. Co prawda było mi z nim dobrze, bo dobrze całował. Mógłbym nawet powiedzieć, że robił to lepiej ode mnie, a to już musi być cud, że czyjeś usta poruszają się sprawniej od moich.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Żaden z nas nie wiedział tak naprawdę czego konkretnie chce od drugiego. Chociaż wydawało mi się, że Rafał był w stanie się bardziej określić ze swoimi uczuciami co do mnie. W ogóle miał łatwiej w życiu niż ja. Zapewne nie musiał przypodobywać się swoim rodzicom, żeby chociaż raz na jakiś czas dostać od nich pochwałę.
- Dlaczego po prostu otwarcie nie powiesz czego chcesz? - spytał przerywając ciszę między nami - Nie możesz wiecznie przeczyć samemu sobie.
- Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale.. ja muszę to robić.
- Niech zgadnę. Boisz się nowej, „groźniejszej" wersji Jarka?
- Nie chodzi o niego Rafał. - zaprzeczyłem - Chciałbym ci powiedzieć, ale nie wiem czy mogę.
- Jeśli się boisz, że komuś powiem to zupełnie niepotrzebnie. Mogę dać ci słowo harcerza.
- Ale ty nie jesteś harcerzem. - zauważyłem.
- Wiem o tym, ale słowo harcerza jest jak Biblia dla chrześcijan. Chyba rozumiesz do czego zmierzam.
Tak właściwie, to gorzej przed nim wypaść nie mogę, a nie powiem tego Żółtkowi, albo kurduplowi. Oni byli tylko moimi kumplami, żebym miał z kim chodzić na przerwy, albo siadać w ławce. Nie znaczyli dla mnie tyle, ile znaczył dla mnie Rafał.. a mimo wszystko, zachowywałem się dla niego jak totalny dupek.
- Zanim zacznę.. nalejesz mi wody? - spytałem.
- Wybacz, że zachowuję się fatalnie jako gospodarz. Nie miewam innych gości poza moim kuzynem i ciotką. - wyjaśnił.
Przeszliśmy z przedpokoju do kuchni. Zająłem miejsce na taborecie, a on podsunął mi szklankę z wodą i usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie śmiej się i naprawdę, nikomu o tym nie mów. - upiłem łyka, a on jedynie przytaknął - Moi rodzice od dzieciaka powtarzali mi, że LGBT to ideologia i wszystkich „nieludzi" powinno zamykać się w jakichś piwnicach, żeby później ich torturować. Myślałem, że mają rację.. ale później pojawiłeś się ty i moje słowa były tylko wymówką, byleby ich nie zawieść. Gdyby się dowiedzieli o tym co robimy sam na sam - to chyba by mnie wydziedziczyli.
Myślałem, że będzie mi ciężko to z siebie wyrzucić, ale jednak z każdym słowem czułem się coraz lżejszy. Tak jakbym zrzucił z siebie pewien rodzaju ciężar. Nie sądziłem, że poczuję się lepiej, kiedy wreszcie ktokolwiek to usłyszy.
- Moi rodzice też nie są super. Ojciec wiecznie milczy, albo przytakuje matce, a ona wiecznie ściga się ze swoją siostrą, a moją ciotką, która z nich jest lepsza. Widziałeś chyba kiedyś mojego kuzyna Donalda. Moja matka wiecznie chce żebym był lepszy od niego.
- W sensie, że Tusk? - spytałem, a on skinął głową - Czy on przypadkiem nie był gejem?
- Jest, ale umawia się z tą Gośką, która buja się z Anką i Aśką. Te świruski czytające Wattpada. - wyjaśnił.
W sumie wpadłem na genialny pomysł. Oczywiście nie wiedziałem czy Trzask się zgodzi, ale można było spróbować.. poza tym - wyszłoby nam to na dobre.
- A gdyby tak.. - podniosłem się i usiadłem na jego kolanach obejmując jego szyję - ..twój ukochany kuzyn zabawiał nam Jarka? - na moją propozycję spojrzał z uniesionymi brwiami - Pomyśl Raffaello, zrobiliśmy dobry uczynek dla Kai płodek i dla nas samych. Kurduplowi nie będzie chciało się za nami latać.
- Myślisz, że to wyjdzie? - spytał.
- Jeśli Tusk odziedziczył po tobie coś w rodzaju uroku osobistego to Kaczor też się skusi. - oboje się zaśmialiśmy na moje słowa.
- Czy to miał być komplement?
- Możliwe, ale nie przyzwyczajaj się.
- Za późno. - skradł mi całusa.
W sumie na chuj robić nam tą chemię, skoro mieliśmy swoją własną w powietrzu? Prezentacja dla Kruka może trochę poczekać, Rafał niekoniecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro