Rozdział 1.2
Andrzej Duda
Czułem na sobie jego wzrok, ale zachowywałem się tak, jakby nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Nie liczyłem, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Nie byłem ani trochę na to gotowy.
Nie dość, że poczułem dziwne ukłucie w sercu, to jeszcze musiał być tak cholernie gorący. W liceum też był przystojny, ale teraz to aż wyjebał poza skalę.
Chyba powinienem się ogarnąć i przestawić swoje myśli na normalne tory. Jakby nie patrząc, miałem rodzinę, ułożyłem sobie „w miarę" życie - on zapewne też. Lepiej tej rutyny nie psuć, zostawić wszystko tak jak jest.
- Idę zapalić orzeszku. - powiedziałem do swojej córeczki - Jeśli chcesz, to możesz tutaj zostać, a ja zaraz wrócę.
- Tato, czy ty naprawdę musisz palić papierosy? - spytała Maja patrząc na mnie swoimi dużymi, czekoladowymi oczami.
Dobrze, że jeszcze nie przypomniała sobie jak obiecałem, że rzucę palenie. Chyba, że szanowny pan i władca zechce się zjawić po pół roku nieobecności i zrobi ze mnie potwora, który nie dotrzymuje obietnic.
Myślałem, że Donald jest zupełnie inny, ale maskę zdjął dopiero po jakimś miesiącu naszego związku. Czasami czułem się trochę jak w więzieniu, a nawet i gorzej.
Moje życie wyglądało trochę jak z tych wszystkich paradokumentów na Polsacie, z których każdy się śmieje - albo i nawet bardziej komicznie.
Dlatego wolałem mówić wszystkim, że moja córka jest adoptowana, byleby nie ujawniać prawdy. Na samą myśl o tamtej nocy, najchętniej rozwaliłbym wszystko dookoła siebie.
Na szczęście Majka była jedynym dobrem, w tym całym piekle. To ona mnie trzymała przy życiu. Gdyby jej nie było, wątpię, żebym trzymał się tak świetnie jak obecnie.
- Z papierosami jest trochę jak z cukierkami - jak spróbujesz raz, to chcesz ich więcej. - wyjaśniłem.
- Ale cukierki są zdrowsze od papierosów. - upierała się.
- Te twoje ulubione krówki nie są aż tak zdrowe. - zaśmiałem się - To jak będzie orzeszku? Pójdziesz podenerwować kurdupla? - spytałem wskazując na Kaczyńskiego.
Jarek nie odzywał się do mnie i Żółtka aż do tej pory. Podobno założył swój własny gang niedaleko mojego bloku, ale nigdy nie widziałem go z jakimiś znajomymi.
Wiecznie chodził wszędzie sam, albo wyprowadzał na spacer kota, który był równie dobrze ulany jak on. Chcąc nie chcąc, zdażyło mu się utyć przez te dziesięć lat. Nie mówię, że ja byłem w świetnej kondycji, bo bym nieźle skłamał, ale jakoś się trzymałem.
Zazwyczaj nabierałem parę kilogramów, kiedy byłem sam z Majką, bo kiedy wracał Trump to niekoniecznie miałem ochotę na jedzenie czegokolwiek. Wtedy mój dzień zaczynał się od papierosa i kawy, a kończył na miętowej herbatce.
W końcu pobiegła, żeby później zabrać mu beret, który trzymał w ręce i zmusiła go tym samym do biegania po całej galerii - na co uśmiechnąłem się pod nosem.
Skierowałem się w stronę wyjścia tak, aby Raffaello mnie nie zauważył. Dobrze wiedziałem, że i tak nie pogadamy, ale na wszelki wypadek wolałem pozostać incognito.
Na wejściu spotkałem Śmiszka i aż mnie zatrzęsło na jego widok. Co on tutaj do cholery robił? Bo na pewno nie został zaproszony przez Bosaka, ani tym bardziej Roberta.
- A gdzie twój książę z bajki Andrzeju? - spytał przesłodzonym głosem.
Dobrze wiedziałem kogo miał na myśli.
- A co Śmieszek? - uniosłem brew - Tusk ci uciekł i szukasz kogoś do ruchania?
Z tego co słyszałem to mieli jakiś kryzys w związku i w końcu się rozstali. Podobno Krzysztofa bardzo to zabolało, więc postanowiłem to wykorzystać.
- Słuchaj śmieciu. - złapał mnie za kołnierz kurtki.
- Plastik, papier czy szkło? - uśmiechnąłem się wrednie - A może jednak odpad mieszany?
Wkurzony puścił mnie, a ja nareszcie zrobiłem to co chciałem zrobić od samego początku, czyli zapalić papierosa. Liczyłem, że już się do mnie nie odezwie i da mi święty spokój, ale niestety się przeliczyłem:
- Ty to chyba nigdy nie dorośniesz.
- I kto to kurwa mówi.. - prychnąłem.
- Różnica między tobą, a mną jest taka, że ty masz dziecko.
- Ale ty jesteś spostrzegawczy.. - skomentowałem, starając się nie wybuchnąć śmiechem - Mów dalej, śmiało.
- Powinieneś dawać jej dobry przykład, skoro jesteś jej ojcem. Myślisz, że wyniesie coś dobrego z domu, patrząc na ciebie?
No z domu lepiej, żeby ona nic nie wynosiła - mogłyby być z tego niezłe problemy. Dlatego z jednej strony cieszyłem się, że Roberto jest jej wychowawcą.
Teraz niektórzy nauczyciele potrafią nasłać ci kontrolę, jak twoje dziecko nie pojawi się jednego w szkole. Wiem, bo Janusz i Kaja to przerabiali.
Pamiętam jak czasami odbierałem ich dzieci ze szkoły, mimo że byłem na liście osób uprawnionych do odbioru - to oczywiście musiałem pokazywać za każdym razem swój dowód osobisty.
Dobrze, że jeszcze nie chcieli mojego wzrostu mierzyć metrówką, aby się upewnić, że nie jestem raz za wysoki, a raz za niski.
- Moja córka nie musi być święta, bo ty tak chcesz. - odparłem - Poza tym, dzieci wolą naśladować rzeczy, które zobaczą w internecie, a nie swoich rodziców. Wiedziałbyś to, gdybyś sam był ojcem.
Naprawdę tak było. Majka siedziała w tych wszystkich duperelach, a potem się chwaliła czego się nauczyła. Oczywiście poza jakimiś głupimi filmikami w internecie, oglądała jakieś naukowe gówna.
Nie wiem skąd u niej taka chęć pogłębiania wiedzy, bo ja za dzieciaka byłem bardziej zainteresowany zabawą - jak chyba każdy z resztą.
- Tak sobie wmawiaj. Za kilka lat wyjdzie z niej drugi Andrzejek, albo będzie jeszcze gorsza. Chociaż.. być bardziej spierdolonym od ciebie to cud.
Wyrzuciłem papierosa i zgasiłem go nogą, po czym stanąłem blisko niego.
Miałem postanowienie noworoczne, żeby nie dawać się sprowokować debilom, ale niestety. Nigdy go nie spełnię.
- Powtórz to kozaku. - warknąłem.
- Na głuchego to ty mi nie wyglądasz, ale spoko. Powiedziałem..
Chciałem go uderzyć, ale w tym samym momencie wyszedł Roberto i odsunął mnie od Śmiszka.
Oczywiście nagadał się, że miałem wyjść jedynie na fajkę, a nie wdawać się w bójkę i kazał mi wrócić do środka.
Zdziwiłem się jedynie, bo nie poszedł ze mną, a został z Krzysztofem. Stara miłość nie rdzewieje czy o chuj chodzi?
- Co ty robiłeś tyle czasu? - spytał Bosak zaczepiając mnie niemal od razu, jak tylko wszedłem.
- Debatowałem sobie z twoim imiennikiem. - powiedziałem.
- Nie pierdol, że..
- No idź sobie zobacz jak mi nie wierzysz. - przerwałem mu.
Cristoforo niemal wybiegł na dwór, a ja rozpocząłem poszukiwania mojej małej księżniczki.
Nie słyszałem bluzgania kurdupla, więc Majka musiała się zlitowała i oddała mu jego własność. To co jeszcze mogła w takim razie robić?
Przeszukałem całą galerię i znalazłem ją na samym końcu razem z Rafałem, który pokazywał jej coś zabawnego w telefonie, bo cały czas się śmiała. Jej śmiechu mógłbym słuchać godzinami, ale zdecydowanie wolałbym, gdyby nie wywołał go u niej on.
- I jak ci poszło orzeszku? - starałem się zachowywać, jakby Trzaskowskiego tutaj nie było - Kurdupel się zdenerwował?
- Był czerwony jak pomidorek! - krzyknęła i znów zaczęła się śmiać.
- To dobrze. - złapałem ją za rękę - Chodź, wracamy do domu.
- A weźmiemy ze sobą Rafała? - spytała, a ja myślałem, że się przesłyszałem - On też ogląda TikToka tak jak ja i jest super!
- Yyy.. może innym razem. - odparłem lekko zakłopotany nie zwracając jej uwagi, że znów powiedziała do kogoś starszego od siebie, po imieniu - A teraz serio chodźmy.
Już mi chce dziecko przekupić, co za chujek. Skąd w ogóle Majka wpadła na genialny pomysł, żeby go zaprosić do domu? Zapewne musiał jej coś powiedzieć. Byłem tylko ciekaw co takiego.
*
- Rafał mówił, że byliście przyjaciółmi w liceum. - zaczęła się spowiadać, kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu.
Nie wiedziałem jak jej wytłumaczyć, że nie byliśmy „normalnymi" przyjaciółmi, bo przecież się całowaliśmy, uprawialiśmy seks i robiliśmy wiele innych rzeczy, których z pewnością przyjaciele nie robią. Dlatego wybrałem jedną z prostszych opcji - kłamstwo:
- Pamiętasz jak byłaś niegrzeczna i mówiłem ci, że przyjdzie niedobry pan i cię zabierze? - spytałem, a ona skinęła lekko głową - To właśnie Rafał jest takim panem.
- Ale Rafał jest bardzo miły. - zauważyła - Nie może być niedobrym panem.
- Każdy niedobry pan jest na początku bardzo miły. Dopóki nie zaproponuje ci cukierka i nie wciągnie cię do samochodu, a potem..
- Tato przestań! - przerwała mi.
- Cokolwiek sobie wymarzysz kochanie.
Dobra, chyba wystarczająco obrzydziłem jej Trzaska. Przede mną jeszcze gorszy etap, czyli obrzydzenie sobie Raffaello tak, abym nie miał mokrych snów z jego udziałem. Coś czuję, że dzisiejsza noc będzie poświęcona jemu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro