Rozdział 2
-Emm chyba nie chce się przekonać.-powiedziałam z zarzenowaniem przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi nikim więcej.
-Masz trzy sekundy na ucieczkę.- zmienił temat.
-Co?- zapytałam zdziwiona a no tak miałam uciekać przypomniało sobie z przerażeniem.
-1.-wstałam szybko z sofy potykając się prawie o własne nogi.
-2- jak najszybciej skierowałam się w stronę schodów co i tak prawdo podobnie nie miało najmniejszego sensu bo on i tak by mnie złapał.
-3- Usłyszałam za sobą wiec przyspieszyłam przewracając się na ostatnim schodku. Upadłam na rękę, Mateusz szybko do mnie podbiegł.
-Nic ci nie jest?-pytał z przerażeniem, prawdo podobnie zapominając ze miał mnie złapać, było widać ze się przejmował.
-Hem, oprócz tego że boli mnie ręką leżę na podłodze a ty zamiast pomóc mi wstać gapisz się to nic mi nie jest- odpowiedziałam ironicznie, próbując się podnieś bo ten debil najwidoczniej nie miał zamiaru mi pomóc. Podniosłam się z podłogi i skierowałam się z powrotem na dół do salonu, a on za mną.
Siedziałam w salonie i udawałam ze wogólę nie czuje tego że boli mnie ręką, w końcu nie wytrzymałam i na nią spojrzałam była lekko spuchnięta. Przestraszyłam się że mogłam sobie coś zrobić wiec poszłam do pokoju przebrałam się i udałam się w stronę przychodni.
Gdy weszłam była zdziwiona że o tej porze jest tyle ludzi, wybrałam swoją kartę i czekałam na swoją kolej.
Nareszcie przyszła moja kolej, głęboko odetchnełam i zapukałam do drzwi, weszłam gdy usłyszałam ciche proszę. Nigdy nie lubiłam doktorów, szpitali czy wszystkich innych rzeczy rzeczy tym związanych wiec byłam trochę podenerwowana.
-Dzień dobry- przywitałam się wchodząc do gabinetu.
- Dzień dobry. Co panienkę do mnie sprowadza?.- zapytał mnie starszy doktor, wyglądał na miłego wiec troszkę się uspokoiłam.
- Chyba zrobiłam sobie coś w rękę.- odpowiedział siadając.
-Proszę pokazać.- wyciągnęłam rękę w stronę doktora a on lekko ja przekręcić przyglądał się jej syknełam z bólu kiedy lekko ścisnoł mój nadgarstek.
- Jest mocno nadwyrężony ale to nic poważnego proszę nosić bandaż uciskowy i raz dziennie posmarować maścią na stłuczenia, a ból powinien ustąpić.- powiedział lekarz.
-Dziękuję. Do widzenia.- powiedziałam kierując się w tronie wyjścia. Odetchnełam z ulgą, dobrze że to nic poważnego bo za niedługo obóz, a potem wycieczki z rodzicami.
W drodze powrotnej do domu kupiłam bandaż jakaś maść na stłuczenia i wodę bo chciało się mi pić.
Gdy weszłam do domu zauwarzyłam że rodzice siedzą w salonie wiec do nich poszłam.
-Witaj córuś- juz coś chcą mówią tak do mnie tylko wtedy gdy coś chcą.
-Cześć.- odpowiedział ze sztucznym uśmiechem. Nie pomyślcie ze nie lubię rodziców ale oni po prostu mają dla mnie czas tylowe wtedy gdy coś chcą.-Chcecie coś?
-Jak by to powiedzieć...
-Prosto z mostu im szybciej tym lepiej- przerwałam mamie.
-Szcunku trochę- powiedział tata.
-Szcunku?! Teraz chcesz szacunku nigdy was nie ma w domu wiecznie jesteście w pracy tylko praca praca i praca. Przyjedziecie do domu tylko w tedy gdy coś chcecie ode mnie albo macie mi coś do powiedzenia i zaraz znowu gdzieś jedziecie.- powiedział im lekko podnosząc głos.
-Nie krzycz jak do nas mówisz. Jesteśmy twoimi rodzicami i masz mieć do nas szacunek.-krzyknął tata.
-To ja nie chce takich rodziców.- syknełam z jadem w głosie.
-Licz się ze słowami.- krzyknął na mnie tata.
-Adam, Vanessa uspokójcie się.- odezwała się mama i odwróciła się w moją stronę.- Przyjechaliśmy żeby Ci powiedzieć ze nie damy rade nigdzie pojechać na wakacje ponieważ wypadło nam coś ważnego i całe wakacje musimy spędzić poza miastem jak chcesz możesz jechać z nami lub zostać tu.
-No i widzicie znowu ważniejsza praca obiecaliście ze pojedziemy gdzieś ze spędzimy te wakacje razem, a teraz mi mówicie ze coś wam w pracy wypadło tak nagle i nie możecie jechać, a obiecaliście. Dla was się nie liczy dane słowo.- krzyknęłam i wybiegłam z domu nawet za mną nie wyszli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro