24
Pov Harry
Po zjedzeniu ciastka twarz Nikki się zaczerwienia, a ona sama zaczyna mocno kaszleć. Cholera co jej jest? Powoli zaczynam się o nią martwić.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? - pytam.
- Mam uczulenie na rodzynki - ledwo wypowiada te słowa między atakami mocnego kaszlu. Widać, że z trudem łapie oddech.
- Jasna cholera - mamrocze do siebie. - Kochanie, a masz na to jakieś leki?
Nie mogłe patrzeć tak bezczynnie na to jak ona się dusi. Moja malutka była już ledwo przytomna, muszę coś z tym zrobić.
- W mojej torebce jest strzykawka.
- Kurwa Harry ja nie płacę ci za siedzenie! - wykrzykuje Niall, ale jak zauważa w jakim stanie jest Nicole od razu do nas pobiega - co jej się stało?
- Dałem jej ciastko z rodzynkami na które ma alergię. Jej lek znajduje się w jej torebce, ale ja nie mam pojęcia gdzie ona ją ma - staram się mówić spokojnie, ale nie mam pojęcia czy to mi wyszło. Strasznie się o nią boję.
- Na górze w naszym pokoju leży tylko się pośpiesz.
Pov Niall
Serce mi się kraja gdy patrzę jak Nikki musi walczyć o każdy oddech. Najgorsza w takich sytuacjach jest ta bezradność nie potrafię nic zrobić by jej pomóc.
- Ćśśśś maleńka jeszcze tylko trochę, a poczujesz się już dobrze - delikatnie unoszę jej podbródek by chociaż odrobinę udrożnić drogi oddechowe. Cholera gdzie jest ten Harry? Moja malutka już prawie nie może oddychać.
- Już mam - podał mi pełną strzykawkę, a ja wbijam to w jej ramię. Po krótkiej chwili przestaje się dusić. Ja też mogę już odetchnąć z ulgą mojej ślicznej już nic nie zagrażała
- Niall ja naprawdę nie miałem o tym pojęcia chciałem jej tylko dać coś słodkiego - przerywam jego tłumaczenie.
- Spoko ja też nie wiedziałem. Czemu mi nie powiedziałaś? - tym razem zwracam się do mojej żony.
- Zapomniałam - nadal ma kłopot z mówieniem. Jej głos jest mocno zachrypnięty. Biorę ją na ręce i znoszę do naszego pokoju. Delikatnie układam ją na łóżku i całuję w czoło.
- Nikki jesteś jeszcze na coś uczulona? - pytam. Nie mam zamiaru po raz drugi przez to przechodzić.
- Nie. Tylko na rodzynki za to jest ona bardzo silna. To był już mój ostatni zastrzyk, a to Louis mi zawsze je kupował.
- Później do niego zadzwonię i spytam się o nazwę - kładę się obok niej.
- Lepiej nie. On za bardzo panikuje, bo kiedyś też dał mi coś z rodzynkami i prawie przez to umarłem - kładzie głowę na moim torsie.
- Kochanie bez tego zastrzyku byś się udusiła. Nie chce ryzykować że cię stracę - daje jej szybkiego buziaka. - A teraz zaśnij na pewno jesteś tym wszystkim zmęczona.
Zamyka oczy i zasypia.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział. Może jeszcze i dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro