13
Pov Nicole
Nie potrafię nic wyczytać z jego miny znowu, mam ten kamienny wyraz twarzy, ale jedno wiem to nie wróży nic dobrego.
- Nikki ja naprawdę próbowałem, ale Niall jest nieugięty, nie pozwolił żebyś ze mną wróciła - chce mi się płakać, ale przecież czego ja się spodziewałam w końcu mówił, że nigdy od niego nie odejdę.
- Czyli mam czekać na to aż postanowi mnie zabić? - obejmuje mnie od tyłu kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- Nawet tak nie myśl. To co zaraz powiem może ci się wydać nie do przyjęcia, ale musisz mu się poddać. Jak będzie chciał z tobą uprawiać seks to się nie wyrywaj i leż spokojnie i nie myśl o tym co się dzieje. Tak naprawdę będzie lepiej.
- I co teraz ma tak być? Mam z uśmiechem na twarzy znosić wszystko co będzie chciał ze mną zrobić. Mam żyć we wiecznym strachu czy czymś go przypadkiem nie zdenerwuje albo co mu strzeli do głowy jak zechce się napić. Ja się nie nadaje do takiego życia już po kilku dniach mam dość, a tak ma wyglądać reszta mojego życia.
- Ty wiesz o czym mówisz? Nie masz pojęcia co ja czuję jak on wchodzi we mnie z całych sił, a gdy już skończy to mnie całuje, przytula i zasypia. A ja nie potrafię zasnąć przez resztę nocy - mocno mnie do siebie przyciska.
- Wybacz mi siostrzyczko ja nie miałem pojęcia że to będzie tak wyglądać - mimo wszystko to i tak wolę tą sytuację niż jeżeli ktoś miałby zabić Louisa. Kocham go.
- Czasu i tak już nie da się cofnąć, a poza tym tak jest lepiej niż miałabym organizować twój pogrzeb.
- Za to ja wolałabym umrzeć niż patrzeć co on z tobą robi.
- Nie mów tak. Poradzimy sobie - mimo że mój brat jest ode mnie osiem lat starszy to ja jestem dojrzalsza, nie robię tyle głupstw, bo Louis to jest takie duże dziecko. Niestety nie zdążył jeszcze dorosnąć.
***
Od wyjazdu mojego brata minęły już dwie godziny. Czuje się tu jak w złotej klatce mam tu wszystko ale nie mogę nigdzie sama wyjść. Co jest nie do zniesienia.
Mam już dość. Ide do Nialla w końcu sam powiedział, że mam mu o wszystkim mówić. Przed drzwiami spotkam Maxa który się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam to.
- Jest sam? - pytam. Nie wejdę tam gdyby był tam ktoś z jego gangu. Im mniej wiem o tym co robi tym lepiej.
- Tak ale nie jest w najlepszym humorze - to co mówi odrobinę mnie przeraża, ale i tak muszę się przyzwyczaić do tych jego zmian nastrój.
- Trudno i tak zaryzykuję - pukam do drzwi. Po chwili słyszę jak krzyczy żeby wejść. Max miał rację jest nieźle wkurzony. Niepewnie otwieram drzwi - Mogę? - pytam by się upewnić.
- Tak. Wchodź kochanie - odsuwa krzesło i daje mi znak bym usiadła mu na kolanach. Robię to. - Chcesz coś czy przyszłaś się tylko poprzytulać? - no na pewno nie to drugie.
- Nudzi mi się, mam już dość tego siedzenia w domu.
- Rozumiem - wyciąga portfel, a z niego złotą kartę kredytową - masz weź Maxa i idźcie na zakupy. Kupuj wszystko co tylko ci się spodoba.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro