Część 23
Następnego dnia obudziłam się z krzykiem,budząc przy tym Jasona.
Ja-Co się stało?
-Śnił mi się koszmar.
Ja-Co dokładnie?
-Że zostałeś postrzelony i umarłeś.
Ja-To tylko sen.
-Wiem,ale był bardzo realistyczny.
Ja-Rozumiem,ale teraz niestety opuszczę cię na chwilę,muszę się przyszykować do bitwy.
-Ja też,do zobaczenia,kochanie.
Ja-Pa kochanie.
Po tym jak wyszedł,spojrzałam na zegar,który skazywał godzinę 4 rano.Ubrałam czarną podkoszulkę z napisem "Death",na to w takim samym kolorze bluzę z długimi rękawami i szare jeansy.Uczesałam włosy w kucyka i założyłam specjalny pasek na broń.Moją bronią jest pistolet,katana i łuk.Gdy skończyłam przygotowania,zauważyłam godzinę 5:00.Zeszłam na dół i usiadłam na moim stałym miejscu przy stole,w kuchni.Na talerz nałożyłam tost z serem i szynką.Po skromnym śniadaniu udałam się na obrzeża lasu,gdzie zauważyłam już czekające na mnie przyjaciółki.
-Hej długo tu jesteście?
A-Przed chwilą przyszłyśmy.
-Gotowe na walkę?
Mi,N,P,O,A-I to jak!
-No to chodźmy.
Poszłam,więc z przyjaciółkami do rezydencji,gdzie już czekały pozostałe creppypasty i moi rodzice.Po paru sekundach z lasu wyszły wilki z Wiktorem na czele.Niektórzy z naszej grupy już chcieli je zaatakować.
-Słuchajcie mnie,te wilki są z nami i nic nikomu nie zrobią.
S-Jak ona tak mówi to trzeba jej uwierzyć.
TZ-To tak osoby,które dobrze posługują się łukiem lub pistoletem ukryją się na drzewach i będą z góry atakować.
-A pozostali mają ukryć się w całym lesie,gdy wojsko wejdzie do lasu zaatakujemy ich z zaskoczenia.
Ja-Niezły plan skarbie.
-Dziękuje,a teraz trzeba założyć demoniczne zbroje.
Po założeniu zbroi razem z Jasonem udałam się w las.
-Co ty na to ,abyśmy wspięli się na to wysokie drzewo i atakowali z góry?
Ja-To dobry pomysł.
Po około godzinie pojawili się w lesie pierwsi żołnierze.Razem ze swoim chłopakiem zaraz po wystrzeleniu przeze mnie wszystkich strzał,skoczyliśmy w sam środek bitwy.Przeciwnicy padali jeden po drugim.Poczułam,że mamy szansę wygrać.Walka była bardzo zaciekła,ponieważ wojsko miało przewagę.Szala zwycięstwa coraz bardziej przechylała się na naszą stronę.Na kilkaset wrogów poległo zaledwie kilku naszych.Moim przyjaciele trzymali się bardzo dobrze.W pewnym momencie zobaczyłam walczącą Jane.Kilka sekund później i ujrzałam jak jeden z żołnierzy odbiera jej miecz i zabija ją nim.
"Jane!Jak oni mogli?!Już po was!Zapłacicie mi za to"-zaczęłam walczyć jeszcze zacieklej niż dotąd.
Zabijałam jednego po drugim niesiona wściekłością.Odebrali mi koleżankę,teraz ją pomszczę.W pewnym momencie jednak się zatrzymałam.Zobaczyłam padającego na ziemię Jasona.
-Jason!
Upadłam koło niego na trawie pokrytą jego krwią.
-Proszę nie możesz mnie opuścić!
Ja-Kocham cię.Będę cię obserwował.
-Nie,nie,nie możesz umrzeć!
Płakałam nad ciałem ukochanego,przytulając się do jego ciała.Po kilku długich chwilach ,uspokoiłam się trochę i skupiłam na swojej mocy uleczenia.Przez następne kilka minut nic się działo.W tedy jeden z nielicznych żywych jeszcze przeciwników,rozpoznał mnie pomimo całkowitej zmiany wyglądu.
Z(Znajomy)-Julia?Co ty tutaj robisz z nimi?
-Proszę odejdź stąd,nie chcę twojej śmierci.Zbyt dużo drogich mi osób już odeszło.
Z-Nigdzie nie idę,ci twoi mordercy,z którymi się przyjaźnisz są niczym i tak umrą,a tak po za tym to za twoją skórę dostanę dużo forsy,więc na razie.
To mówiąc wbił mi nóż w dziurę w zbroi,idealnie w serce.Chwyciłam się za ranę i stęknęłam z bólu.
-Ty w ogóle ich nie znasz!Może i są mordercami,ale są najwspanialszymi ludźmi jakich poznałam!
Powiedziałam i osunęłam się na ziemie.Zanim straciłam przytomność,zauważyłam tylko sylwetkę jakiegoś chłopaka,który podciął żołnierzowi gardło i uklęknął przy mnie...
Ciąg dalszy nastąpi.....................kiedyś
Drodzy czytelnicy!
Hej to znowu ja.Nie umiem opisywać bitw,więc wszystko trochę skróciłam.Kto spodziewał się takiej akcji?Nikt....a to szkoda.Przed nami ostania część.Przygotujcie się porządnie,nikt nie wie co może się zdarzyć,no może ja wiem....albo nie....
Pozdrawiam
Julcia ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro