Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

- Ja to wezmę - powiedziałam zarzucając na ramię torbę Nialla. Dziś był ten dzień, kiedy w końcu mógł opuścić szpital.

- Nie, kochanie. Daj mi to - powiedział wstając z łóżka chwytając kule ortopedyczne, dzięki której mógł chodzić.

- Nie ma mowy - mrugnęłam i wyszłam z sali na korytarz, zanim mógł mi odebrać torbę.

- Jenny... - wymruczał wychodząc z pomieszczenia.

- Tak, Niall?

Pokiwał głową i już się nie odezwał.
Ruszyliśmy w kierunku wyjścia z budynku i przez ten czas Niall wymieniał wszystkie negatywne rzeczy, które mają konsekwencje z wypadkiem.

- Prawie miesiąc nie było mnie w szkole, oni mnie tam zamęczą - westchnął - A poza tym, nie paliłem w ogóle, więc mam nadzieję, że wzięłaś dla mnie fajki, o które cię prosiłem.

- Nie.

- Jak to?

- Nie paliłeś miesiąc, więc możesz nie robić tego przez kolejny.

- Oj, nie bawimy się tak. Chodź do sklepu - powiedział wskazując kulą na sklep spożywczy, gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu.

- Nigdzie nie idę - pokręciłam głową.

- Daj mi pieniądze.

- Nie - wytknęłam język, a Niall zmarszczył czoło zdenerwowany.

- W takim razie, spalę w domu całą paczkę. Myślę, że to jest gorsze od jednego...

- Okej, dobra - przewróciłam oczami. Dałam Niallowi pieniądze z jego torby, a on czując się wygrany udał się do sklepu i po chwili wrócił machając przede mną paczką Marlboro i zapalniczką.

- Nienawidzę cię za to - wymruczałam.

- Ups - wzruszył ramionami zapalając papierosa. - Och, jakie dobre. Mmm, tego mi brakowało - mówił przedrzeźniając mnie.

- Zaraz złamię ci drugą nogę - powiedziałam krzyżując ramiona na piersi.

- I tak jestem kaleką, więc... - wzruszył ramionami wypuszczając dym spomiędzy swoich ust.

- Nie mów tak.

- Kto nie może chodzić na imprezy, jeździć autem, ścigać się i brać udziału w meczach, a jego znajomi mogą to robić do woli? Pan Niall Pechowy Horan, proszę państwa.

- Niedługo będziesz mógł to robić.

- Nie wydaje mi się. Cóż... jestem zbyt negatywnie nastawiony, przyznaje się.

- Dlaczego?

Wzruszył ramionami i dokończył papierosa w ciszy. Chciał z paczki wyciągnąć kolejnego, ale widząc mój wzrok zrezygnował z tego mówiąc, że w takim razie zapali później.

Udaliśmy się na przystanek autobusowy, by pojechać prosto do mojego domu. Moja mama chciała się zobaczyć z Niallem, bo martwiła się o niego.

- Dzień dobry - Niall przywitał się z moimi rodzicami, którzy siedzieli w salonie na kanapie i oglądali telewizję.

- Niall, jak miło mi cię widzieć! - moja mama podniosła się i przyszła do nas, by powitać się z blondynem.

- Mi również - uśmiechnął się.

- Wszystko w porządku?

- Tak - pokiwał głową, ale według mnie nie powiedział tego przekonująco.

Podczas gdy moja mama poszła nam zrobić herbatę, Niall zaczął rozmawiać z moim tatą o samochodach. Bardzo się polubili, co naprawdę mnie cieszyło.

- Wie pan, Mustangi mają to do siebie, że... - mówił Niall, ale przerwał, gdy moja mama podała mu herbatę. Ja ze swoim napojem usiadłam obok swojej rodzicielki i właściwie nie wtrącałam się w tematy, jakie zostały prowadzone przez całą trójkę.

Gdy zaczęłam się nudzić, postanowiłam pójść do pokoju, bez słowa. Położyłam się na łóżku i po około pięciu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Nie dałam odpowiedzi, ale mimo to ktoś wszedł do pomieszczenia.

- Mała, coś się stało? - usłyszałam Nialla.

- Nie - powiedziałam przytulając do siebie maskotkę pandy.

- Hej, powiedz mi.

Po chwili poczułam uginający się pode mną materac. Niall położył się za moimi plecami.

- Małaaa - przedłużył wyraz dźgając mnie w żebro.

- Co?

- Powiedz mi.

- Nic się nie stało.

- Przecież widzę.

Odwróciłam się od niego i uderzyłam go misiem w twarz.

- Za co to? - powiedział marszcząc czoło.

- Tęsknię.

- Za czym?

- Za tobą.

- Przecież tu jestem.

- A co z tym? - musnęłam palcem jego usta - I tym... - przejechałam dłonią po jego włosach.

- Och, w takim sensie tęsknisz - uśmiechnął się zadziornie - Ale dziewczyny nie lecą na połamanych facetów - powiedział i odwrócił się do mnie plecami.

- Uważasz, że nie lecę na ciebie?

- Może...

- Tak się nie da.

- Bo co, bo jestem taki idealny, hm? Uprzedzam, że ty tak mówiłaś, ja siebie za takiego nie uważam, ani trochę.

- Jesteś.

Niall westchnął.

- Nikt nie jest idealny.

- To w takim razie co robisz na ziemi? - powiedziałam, a Niall zaśmiał się.

- Jestem tu z czystego przypadku, tak wyszło. I och, cholera, moja matka wraca za tydzień. Kurwa.

- To źle?

- Bardzo źle. Znów zacznie się to od czego codziennie uciekam. Jak zobaczy, że miałem wypadek, to zacznie mnie wyśmiewać, że ma rację, bo obstawiała, że w końcu wyścigi skończą się kalectwem czy tam śmiercią. Zgadnij po kim by nie płakała.

- Może tylko ty masz takie wrażenie, że ona tak myśli?

- Nie wydaje mi się. Nie znasz jej.

- Ale to niemożliwe, że możecie się tak kłócić.

- Dosyć na ten temat, okej?

- W porządku - westchnęłam. Po chwili przytuliłam plecy Nialla, ale on nawet się nie poruszył. Wpadłam na pomysł, więc podniosłam się lekko i sięgnęłam do szuflady szafki nocnej.

- Co robisz? - Niall spytał, a ja bez słowa wyciągnęłam czarny pisak.

- Nic takiego - uśmiechnęłam się i usiadłam u dołu łóżka po turecku. Otworzyłam pisak i zaczęłam rysować na gipsie Nialla.

- Hej - powiedział podnosząc się na łokciach. Gdy skończyłam rysować kotki, serduszka, uśmiechnięte buźki i kwiatki, napisałam "Kocham Cię".

- Nie wiem co tam rysujesz, ale jestem pewien, że mój wizerunek punka właśnie upadł.

- To nic, że psuje ci go twoja anielska buźka.

Niall westchnął i pokręcił głową uśmiechając się.

- Chodź tu do mnie - powiedział znów się kładąc i wyciągając do mnie ręce. Poraczkowałam do niego i położyłam się kładąc głowę na jego torsie. Niall objął mnie ramieniem i pocałował mnie w głowę.

- Jesteś jak taki kotek, który zawsze potrafi poprawić humor - powiedział.

- Nie wiem czy wiesz, ale narysowałam ci kotki na nodze.

- Myślałem, że narysujesz pandy czy coś.

- Po co mam rysować ciebie na tobie? - zaśmiałam się - Chociaż... Czekaj - powiedziałam odsuwając się od Nialla i znów wracając do jego gipsu z pisakiem. Narysowałam pandę i tygrysa trzymających się za ręce, a dookoła umieściłam serduszka.

- Teraz jest w porządku - powiedziałam z uśmiechem.

- Chyba nie narysowałaś mi czegoś, o co mógłbym posądzić Louisa, hm? Dobrze wiesz o czym mówię - podniósł brew.

- Nie zrobiłam tego - zaśmiałam się - Ale narysowałam coś, co się nie kończy.

- Znak nieskończoności?

- Tak, właśnie tak... - skłamałam.

Moją niekończącą się miłość do ciebie, kochanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro