Tveorpia
Białowłosy chłopak opierał głowę o szybę autobusu. Niebo powoli ciemniało, zwiastując że wkrótce zapadnie noc. Ze słuchawek wolno leciała jakaś piosenka, a on sam zamknął oczy, powoli zasypiając. Nagle autobus zakołysał się na nierównościach, a on uderzył czołem o okno.
- Głupie wyboje -mruknął, masując obolałe miejsce.
Poprawił się na siedzeniu i powiódł wzrokiem wokoło. Zauważył kilku osobników z jego klasy i klasy równoległej. Patrzyli na niego spode łba, nawet tego nie ukrywając.
Chłopak westchnął. Przyzwyczaił się do takich spojrzeń, ale nadal go irytowały.
Policzył do dziesięciu uspakajając się. Bardzo łatwo się irytował (przez co dochodziło często do bójek), co nie przysparzało mu przyjaciół w szkole. Dzisiaj znów był wzywany do dyrektora i to z oczywiście tego samego powodu, co wiele razy wcześniej. Znowu się pobił. Jak zwykle to on wszczął bójkę i jak zwykle to on wygrał. Jak na 15-latka był wyjątkowo dobrze zbudowany i wysoki. Jednak odmienny kolor włosów i ostry temperament nie pomagały mu w nawiązywaniu znajomości.
Pojazd zatrzymał się, a chłopak z niego wysiadł, odprowadzany wrogimi spojrzeniami chłopaków. Szybkim krokiem oddalił się od przystanku i ruszył w stronę domu.
Gdyby nie zła reputacja, byłby obiektem westchnień wielu dziewczyn. Był przystojny, miał dobre oceny. Prawie ideał.
- Wróciłem! -krzyknął od progu domu, zdejmując buty.
- Lio! Dzwonili ze szkoły! -odkrzyknęła mu mama
A więc już wie, przemknęło przez głowę chłopaka.
Mruknął coś pod nosem w odpowiedzi i wszedł do swojego pokoju, który mieścił się naprzeciw drzwi wejściowych. Znajdowało się w nim łóżko, biblioteczka i biurko. Ściany były oblepione plakatami i rysunkami. Skromnie, ale przytulnie. To był jego azyl, jego ucieczka od świata zewnętrznego. Tak samo zresztą jak las, który otaczał ich dom.
Lio rzucił plecak na łóżko i usiadł przy biurku. Zaczął szkicować smoka.
Nigdy nie lubił znajdować się wśród dużej ilości osób. Denerwowało go to, szczególnie w szkole, gdzie wytykano go palcami i szydzono.
Jego skupienie przerwał odgłos pukania. W drzwiach pokazała się jego mama. Westchnęła i usiadła na łóżku.
- Lio... Wiem że dla ciebie to może być trudne, ale musisz przestać wdawać się w bójki. Mogę cię zapisać na jakie zajęcia gdzie będą pomagać ci się uspakajać. Czy mogę cokolwiek dla ciebie zrobić?
Chłopak milczał.
- Proszę cię... synu...
- Nie. Nic nie możesz zrobić. Nie potrafię się powstrzymywać. Wszyscy mnie denerwują i wytykają palcami, tylko z powodu...
- Włosów? Chodzi ci o ich kolor? Wcale że nie. Masz piękne, śnieżno białe włosy. Wielu na pewno bardzo chciałoby takie mieć. Tutaj chodzi o twój charakter. Denerwujesz się o byle co, a potem masz pretensje.
Lio spojrzał na nią gniewnie.
- Mogłabyś mi dać trochę spokoju?! Też chcesz mnie denerwować jak inni?!
Mama ponownie westchnęła po czym wstała i po prostu wyszła. Widziała że jej syn jest na skraju wytrzymałości i w każdej chwili może wybuchnąć. A wtedy może zrobić coś nie tylko innym, ale także sobie.
Do chłopaka dotarł jeszcze jej stłumiony głos że ma wkrótce iść spać. Potrząsnął głową i dalej rysował smoka.
Pół godziny później wyprostował się. Od zbyt długiego garbienia bolały go plecy. Wstał i ruszył do łazienki. Wszedł pod prysznic i puścił wodę. Strugami spływała po jego ciele. Od jej wysokiej temperatury wkrótce w łazience zaczęła się unosić para.
Lio wyszedł z kabiny i powoli wytarł się ręcznikiem. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, wiszące nad umywalką. Duże, szare oczy, w których czaiła się cicha determinacja i chęć do walki. Białe, teraz mokre włosy opadały na twarz, częściowo ją zasłaniając.
Nagle chłopakowi pociemniało przed oczami i osunął się na ziemię. Zanim stracił przytomność, usłyszał jeszcze tylko huk. W tym momencie zrobiło się dziwnie gorąco.
♦ ♦ ♦
Lio powoli odzyskiwał świadomość. Docierały do niego dwa głosy.
- Kiedy on się obudzi? -spytał wyraźnie dziewczęcy głos.
- Lydia... Ja naprawdę nie wiem! -odparł tym razem męski głos.- Pytasz się o to już chyba dwudziesty raz!
Chłopak otworzył oczy. Wpatrywał się w kamienne sklepienie jakiejś jaskini. Spróbował się podnieść, ale jego obolałe mięśnie dały mu wyraźny przekaz że nie da rady tego zrobić. Jego klatkę piersiową przeszył ostry ból. Jęknął.
- Stop, chłopie! Jeszcze nie możesz wstawać! -u boku Lio pojawił się złotowłosy chłopak, o tylko jednym oku, koloru łososiowego. Drugie było przysłonięte czarną opaską.
- Gdzie ja jestem? -spytał zdezorientowany Lio.
- W jaskini.- odpowiedział z pełną powagą chłopak.
Lio wywrócił oczami.
- Chodziło mi o... kraj. W jakim kraju jesteśmy?
- Nie wiesz? Jak możesz nie wiedzieć? -jednooki zdawał się być bardzo zaskoczony. - Chyba straciłeś pamięć albo przyniosłeś się tutaj z jakiegoś innego świata, skoro nie wiesz!
- Podejrzewam to drugie. -mruknął chłopak.
- Co?
- Nic. A wiec gdzie jesteśmy?
- W Tveorpii.
Lio pokiwał głową na znak że zrozumiał. W rzeczywistości nic nie rozumiał. Ani dlaczego tu jest, ani dlaczego ten chłopak się nim zajmuje.
- Jak się nazywasz? -spytał jeszcze złotowłosy.
- Lio. A ty?
- Jestem... -nie skończył, bo mu nagle przerwano.
- Jestem Lydia! A to jest Axte... hmpfy! -do rozmowy wtrąciła się dziewczyna. Miała czarne włosy, sięgające ramion, poprzeplatane srebrnymi i złotymi pasemkami. Jej oczy błyszczały radośnie. Były różnego koloru. Prawe brązowe, a lewe limonkowe. Dość duży kontrast.
- Nie nazywaj mnie pełnym imieniem! Ono jest głupie! -chłopak zakrył usta Lydii, cały czerwony.
Lio przyglądał się tej scenie trochę rozbawiony. Nigdy nie miał przyjaciół z którymi mógłby się pośmiać. Czy tak to właśnie jest? Może w tej krainie jego życie towarzyskie się bardziej urozmaici?
Jednooki zwrócił się do chłopaka.
- Nazywaj mnie po prostu Ax. Ała!
Momentalnie zdjął dłoń z ust dziewczyny. Widniał na niej ślad zębów.
- Axteford -mruknęła jeszcze cicho, ale jej oczy błyszczały groźnie.
- Jesteście rodzeństwem?
- Nie! -krzyknęli równocześnie.
- Broń Boże! Całe szczęście że nie jestem jej bratem! -powiedział Ax.
Zaczęli się kłócić o plusy tego że nie są rodzeństwem.
Lio potarł kciukiem brodę. Podsumowując, trafił do innej krainy, która nazywa się Tveorpia. Ale czy to jest w ogóle możliwe?
- Jak się tu znalazłem? -spytał, a dwójka kłócących się spojrzała na niego.
- Do jaskini cię przenieśliśmy my.
Chłopak machnął ręką.
- Miałem na myśli jak się znalazłem w tej krainie.
- A więc nie jesteś stąd?
Lio zaczął im opowiadać z jakiego kraju pochodzi.
I dziewczyna, i chłopak, patrzyli na niego zafascynowani, szczególnie jak opowiadał o telefonach komórkowych.
- I dzięki temu pudełku, możesz rozmawiać z innym pudełkiem? -spytała Lydia.
- Tak.
- My mamy inne sposoby. Na przykład treony!
- Co to jest?
- To kawałek pergaminu, ale nie taki zwyczajny! On jest zaczarowany!- dziewczyna machała rękami, żeby uświadomić wszystkim wokoło jakie to treony są niesamowite.
- Lydia próbuje ci wytłumaczyć, że kiedy chwycisz do ręki ten pergamin, musisz sobie przypomnieć twarz osoby do której chcesz napisać. -powiedział Ax. -Wtedy zaczynasz pisać wiadomość...
- A na pergaminie tej drugiej osoby pojawia się twoja wiadomość! I jak zacznie ci odpisywać, to na twoim pergaminie pojawia się ta odpowiedź!
Lio otworzył szeroko oczy.
- Ale super! Używacie magii?
Axteford spojrzał na niego jak na wariata.
- Oczywiście że tak.
- Ale super! -Lio coraz bardziej żałował że nie urodził się akurat tutaj.
- U ciebie nie używa się magii?
- Nie.
- Więc w jaki sposób do nas trafiłeś?
- Też chciałabym to wiedzieć.
Ax westchnął.
- Znaleźliśmy cię nieprzytomnego i poranionego na polanie, w głębi lasu. Potem przenieśliśmy cię tutaj i od tamtej pory strzegliśmy.
- Masz fajne mięśnie. -Lydia zachichotała.
Lio spojrzał w dół. Miał na sobie tylko spodnie (które zresztą były w opłakanym stanie), a jego tors był owinięty licznymi bandażami.
Chłopak zarumienił się.
- Tak, tak Lydia. -Ax westchnął. -Miałeś poważną ranę na klatce piersiowej, kilka głębszych ran na plecach i całe mnóstwo nieszkodliwych zadrapań na całym ciele.
- Aha.
- Tylko „aha"? Tylko taki komentarz? Lio, po głębszych ranach pewnie zostaną ci blizny, po zadrapaniach raczej nie, ale po tej na klatce na pewno zostanie! I to takie których w życiu nie dasz rady zamaskować!
Lio pokiwał głową. Nie wiedział czy to dobrze czy źle.
- Dziękuje -powiedział tylko.
Jednooki mruknął coś w odpowiedzi.
- Musisz nauczyć się władać magią.- powiedziała Lydia.
- Po co? Nie żebym nie chciał, ale po co mi to?
- Żeby przeżyć.
- Dobra, nie strasz go dziewczyno. Wystarczająco długo tu leżał. Ruszamy dalej.- Ax wstał.
Lio zmarszczył brwi.
- Długo? Ile w takim razie tu leżałem?
-Trochę ponad dwa tygodnie.
Białowłosy zerwał się gwałtownie. Ból przeszył mu klatkę piersiową, przez co się ponownie położył.
- Ile? - wyszeptał szeroko otwierając oczy.
- Dwa tygodnie. To szmat czasu. Nawet nie wiesz jak myśmy się tu nudzili!
Axteford uklęknął przy Lio i pomógł mu powolutku usiąść. Zaczął zdejmować mu bandaże.
- Plecy się już miarę zagoiły... Nie drap ich tylko jeszcze, bo zerwiesz strupy i rany otworzą się na nowo. Zaraz zobaczymy jak tam z przodem.
Ostatni bandaż opadł na ziemię, odsłaniając rozległą ranę, przechodzącą przez sam środek klatki piersiowej, pozszywaną brązowymi nićmi. Chłopak przyjrzał się im.
- Szybko się goi.- mruknął Ax i się uśmiechnął. - To dobrze. W takim razie możemy ruszać.
Lydia klasnęła w dłonie i kiedy jednooki ponownie okładał bandażami Lio, wyszła przed jaskinię.
Usłyszeli jak gwiżdże przeciągle.
- Co ona robi?- spytał białowłosy.
- Wzywa nasz transport. -odparł Axteford, skupiony na wiązaniu bandaża.
- Myślałem że idziemy na piechotę.
- Po pierwsze ty nie możesz, a po drugie nam się nie chce. Dobra, wstajesz.
Ax zarzucił sobie rękę Lio na kark i pomógł mu wstać. Powoli kierowali się ku wyjściu z jaskini.
Na zewnątrz czekały na nich dwa piękne stworzenia. Głowa i skrzydła orła, a cały tył należący do lwa. Gryfy.
- I co? Zatkało? -zaśmiała się Lydia.
- Nie tego się spodziewałeś, nie? Spokojnie wkrótce załatwimy ci twojego zwierzaka.
Chłopak spojrzał na niego zaskoczony.
- Będę miał własnego gryfa?
- Niekoniecznie gryfa. Może syrenę? Albo harpię. Nie wiem. A może właśnie gryfa.
- Jak można zdobyć takiego pupila?
- Trzeba najpierw przejść specjalny trening...
- A można ten trening ominąć?
- Teoretycznie tak, ale...
- No to chcę już zdobyć takiego zwierzaka!
- ...ale istnieje ryzyko poniesienia śmierci przy tym.
- E tam, chodźmy od razu!
- Ale musisz najpierw przejść trening.
- Oj daj sobie spokój! Chodźmy od razu do Leża! - wtrąciła się do rozmowy Lydia.
- Najpierw musi przejść przez trening! A po za tym nie wydobrzał jeszcze najlepiej.
- Phi. -Lydia wzruszyła ramionami.- Li, chodź na mojego gryfa. Polecimy do Leża.
-Li? -spytał Lio, podnosząc brew. Jak on nie cierpiał jak ktokolwiek zdrabniał jego i tak już krótkie imię!
Dziewczyna podniosła ręce w geście poddania.
-Dobra, dobra! Lio! Wsiadaj do mnie i lecimy!
Chłopak usiadł tuż za dziewczyną, po czym wzbili się w powietrze.
- Opowiedz mi coś o tej Tveorpii.- poprosił chłopak.
- Hmmm... Co by tu ci powiedzieć... Wiedziałeś że mamy tutaj dwa księżyce? Pojawiają się one co noc! Jeden jest błękitny, a drugi taki... miętowy.
- A co z magią?
- Większość z nas uczy się jej od dziecka. A pupile zdobywamy w wieku 14 lat.
- To ile ty masz lat?
- 15, więc stosunkowo niedawno zdobyłam mojego Jaku.
- Jaku?
- Mój gryf nazywa się Jaku.
- Acha..
- Ogólnie rzecz biorąc, zazwyczaj rodzice oddają swoje dzieci w wieku 5 lat, pod opiekę Maga, który je trenuje w używaniu magii, przygotowuje do zdobycia pupila i takie tam. Kiedy uczeń zdobędzie pupila, przestaje być zależny od swojego mistrza i wyrusza w świat. Dla nas, Tveorpian, zdobycie takiego magicznego zwierzaka to osiągnięcie dorosłości.
Chłopak pokiwał głową.
-Czemu Ax nosi opaskę na oku?
-Cóż... Ax w wieku 11 lat postanowił zdobyć chowańca. Nie przeszedł do końca treningu, przez co ledwo uszedł z życiem, co i tak jest nie lada wyczynem, ale stracił oko. Do tego ma straszne blizny na całym ciele. Teraz już wiesz dlaczego tak bardzo chciał cię powstrzymać przed wyprawą do Leża bez odpowiedniego treningu?
Lio skinął głową.
- No! Koniec pogaduszek! Jesteśmy już na miejscu!
Lio wychylił się lekko żeby zobaczyć Leże. Była to góra, otoczona spalonymi ziemiami i doszczętnie zwęglonym lasem. Prezentowała się dość... przerażająco.
- Strasznie tu trochę.
- To ma odstraszać tych którzy nie chcą zdobyć chowańca. Słuchaj, wysadzę cię przy wejściu. Masz tutaj treon, w razie kłopotów napisz do mnie. Cokolwiek. Pamiętasz jak się pisze wiadomości?
- Oczywiście.- chłopak schował kawałek pergaminu do kieszeni.
- To dobrze. Powodzenia ci życzę! - uśmiechnęła się.
Gryf wylądował przed szczeliną u podnóża góry. Kiedy chłopak zsunął się z jego grzbietu i wszedł w ciemności, owiał go chłód.
Lio od razu zauważył kilka istot, które jednak uciekły kiedy tylko na nie spojrzał. Szedł powoli w głąb góry. Zaglądał do każdej jaskini, ale wszystko się przed nim chowało. Za każdym razem czuł rosnącą frustrację. A jeżeli nikt stąd nie zechce być jego zwierzakiem? Bo jest z innego świata?
Kiedy wszedł do chyba największej jaskini, zatrzymał go głęboki głos, przeszywający do szpiku kości. Lio poczuł na sobie czyiś wzrok, przewiercający go na wylot.
- Czemu tu jesteś chłopcze? Zgubiłeś się?
- Nie. Szukam dla siebie chowańca.
- A więc jesteś po treningu i wiesz co musisz zrobić?
- Eeeee... Prawdę mówiąc nie przeszedłem żadnego szkolenia.
Jaskinią zatrząsł śmiech.
- Dobre sobie! I co teraz? Będę musiał ci wszystko tłumaczyć?
- Wystarczy że powiesz jak zdobyć chowańca
- Ty nie ZDOBYWASZ chowańca, tylko chowaniec WYBIERA ciebie!
- Więc jak poznać że mnie wybrano?
- Jesteś chyba idiotą. Nie domyśliłeś się? Istota magiczna musi do ciebie przemówić. Nie zauważyłeś że wszystko przed tobą uciekało?
- Faktycznie... Właśnie się zastanawiałem dlaczego tak się mnie bały... Czyli że mnie wybrałeś?
- Tak. Zaintrygowałeś mnie, ale musisz jeszcze przejść próbę.
- Jaką...- Lio nie dokończył, bo na ziemię spadł wielki czarny cień, sprawiając że podłoże jaskini popękało.
Cień otworzył oczy. Miały one jaskrawoczerwone tęczówki i wąską, czarną źrenicę. Kiedy otworzył paszczę, błysnęły białe, ostre kły.
- Przygotuj się, chłopcze!
Lio ledwo zdołał uskoczyć przed falą płomieni.
- Hej! Czemu próbujesz mnie usmażyć?! -krzyknął ze złością.
Istota nie odpowiedziała, tylko dalej ziała ogniem.
Chłopak schował się za jakąś skałę. Wyciągnął treon z kieszeni i wtedy zorientował się że nie ma czym pisać.
- Szlag! -mruknął i zaczął się rozglądać wokoło.
Znalazł tylko kilka ostrych kamieni; wziął jeden i przejechał sobie nim po palcu, pozostawiając na nim krwawą kreskę. Zaczął pisać:
- „Co mam robić? To coś zaczęło ziać ogniem"
Po chwili pojawiła się odpowiedź.
- „Musisz wykombinować jak dotknąć tej istoty, przy okazji nie będąc spalonym". Super. Łatwo jej mówić, nie ma jej tu.- Lio ze złością spojrzał na kawałek pergaminu.
Wychylił jednak głowę zza skały i rozglądnął się. Wszędzie było ciemno. Żadnego błysku kłów. Nagle mały kamyczek uderzył chłopaka w głowę. Spojrzał w górę, idealnie w momencie, w którym stworzenie otwierało paszczę. Lio odskoczył, a szczęki kłapnęły powietrze w miejscu gdzie przed chwilą kucał.
Chłopak wystrzelił ręką przed siebie. Zdążył lekko musnąć końcówką palca twardą łuskę na pysku.
Jaskinia rozbłysła światłem, a Lio zasłonił oczy ręką, bo przywykł do ciemności. Kiedy w końcu przyzwyczaiły się do nowego natężenia światła, ujrzał przed sobą potężnego czarnego smoka. Jego ciało pokrywała czarna łuska, jedynie brzuch pokrywały ciemno szare płaty przypominające trochę zbroję. Na głowie miał parę rogów, a oczy lśniły mu na czerwono. Skrzydła miały złożone i machał niespokojnie ogonem, zakończonym dwoma szpikulcami.
- Przeszedłeś próbę. Gratulacje.
Lio prychnął.
- Możemy iść na zewnątrz?
Smok kiwnął głową i w błysku światła zmienił się w naszyjnik na rzemyku, na szyi chłopaka. Dotknął go.
- Naszyjnik? No dobra.- po tych słowach odwrócił się w stronę wyjścia.
Szedł szybkim krokiem i po chwili stał już przed Leżem. Czekała tam Lydia, opierając się o Jaku. O dziwo, obok stał Ax razem ze swoim gryfem.
- Brawo, żyjesz.-burknął obrażony złotowłosy.
- Cicho marudo. Jak będziesz takim gburem to nigdy sobie przyjaciół nie znajdziesz. - zbeształa go dziewczyna
Axteford prychnął w odpowiedzi.
- Brawo Lio! Jakiego masz chowańca? Pokaż, pokaż!
Chłopak pokazał jej naszyjnik i sam mu się dokładniej przyglądnął. Przedstawiał ukazanego z boku, czarnego smoka, z rubinowym czerwonym okiem, połykającego swój ogon. Miał rozłożone szeroko skrzydło, a całość zrobiona była na bazie okręgu.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- O...Boże... Ax, chodź zobacz! Patrz kto go wybrał. To po prostu niemożliwe!
Kiedy Ax zobaczył naszyjnik, zagwizdał.
- No, no, nieźle.
- Ale o co wam chodzi?- Lio był zdezorientowany.
- Po pierwsze: wybrał cię smok. Po drugie: smok klasy cienia. Po trzecie: to czerwonooki.
- No to co?
- Smoki same w sobie są bardzo potężne! Klasa cienia to jedna z najsilniejszych klas wśród smoków, a czerwonookie to już w ogóle odjazd!
- Uwolnij go!- poprosiła Lydia.- W życiu smoka nie widziałam!
- Ale...Chwila, co? Mam go uwolnić?
- No z postaci naszyjnika.
- Acha...Ale jak to zrobić?
- A, no tak. Nie przeszedłeś szkolenia. Więc najpierw musisz dotknąć naszyjnika, a potem wyobrażając jak się zmienia w smoka, wypowiedzieć słowa "uwalniam cię".
Lio zrobił jak mu kazano. Ozdoba lekko zaczęła wibrować. Zaczął się z niej wydobywać czarny dym, który po chwili stał się smokiem. Rubinowe oko naszyjnika zrobiło się czarne.
- Uo... Ale odjazd! Spytaj jak się nazywa! To urwali więź między wami!
Lio zwrócił się do smoka.
- Jak się nazywasz?
- Dorage. A ty jesteś Lio, dzieciaku, mam rację?
- Ej, czemu dzieciaku?
- Bo jesteś jeszcze dzieckiem. Mam rację co do twojego imienia?
Chłopak westchnął, ale skinął głową
- Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - spytał Dorage.
- Czemu naszyjnik został kiedy się... zmaterializowałeś?
- To potwierdza naszą więź. To ja już do niego wracam, bo widzę że nie jestem za bardzo potrzebny.
Smok zmienił się w dym, który został "wessany" do naszyjnika, a rubinowe oko ozdoby znów się zaczerwieniło, co nie uszło uwadze Lio. Domyślił się że kiedy smok jest uwolniony kamień jest czarny, a kiedy jest w zawieszce to jest czerwony.
Brawo pomysłowości, dzieciaku usłyszał chłopak w swoich myślach. Dorage? Tak. Kiedy jestem w naszyjniku możemy rozmawiać telepatycznie. Lio zaczął się zastanawiać czy by tak nie uwolnić smoka kiedy ten powiedział Wracamy, chłopcze. Co? Gdzie wracamy? Do twojego świata.
- Lio...Co się z tobą dzieje?- spytał Ax, chwytając chłopaka za ramię.
- A co ma się dziać?
- Spójrz na swoje nogi i ręce...
Kiedy tam spojrzał, o mało nie krzyknął. Kończyny zmieniały się w drobny, złoty pyłek który unosił się do nieba.
- Ja... Co się dzieje?!
Ten świat cię odrzuca. Musisz wrócić do swojego.
- Co się dzieje?- spytała go Lydia.
- Dorage mówi że ten świat mnie odrzuca. Bo pochodzę z innego.
Dziewczyna spróbowała chwycić go za rękę, ale spowodowała tylko że ta się rozpadła.
Lio uśmiechnął się smutno.
- A więc to pożegnanie. Żegnajcie. Mam nadzieję że się jeszcze kiedyś spotkamy.
- Ale my nie chcemy!- Lydia próbowała go przytulic, ale rozwiała resztę ciała Lio.
- Żegnaj...- wyszeptał Ax.
♦ ♦ ♦
Lio zerwał się gwałtownie i od razu został przytulony przez swoją matkę.
- Synku...- płakała.- Jak dobrze że już się obudziłeś...
- Co? Jak to się obudziłem?
- W domu wybuchł pożar. Kiedy go gaszono, nie można było cię nigdzie znaleźć. Obawiano się że spłonąłeś w ogniu! Nie było żadnych wieści o tobie przez ponad dwa tygodnie. A trzy dni temu znaleziono cię w lesie. Od tamtej pory byłeś nieprzytomny. Masz paskudną ranę na piersi. Nie wiemy od czego to może być...
Białowłosy gwałtownie podciągnął koszulkę, odsłaniając gojącą się już ranę. Taką samą jak miał w Tveorpii.
- Gdzie są rzeczy które miałem przy sobie kiedy mnie znaleźliście?
- Tam. -mama wskazała na krzesło naprzeciw.- Ale po co...
Chłopak już się zerwał, ignorując ból na piersi i zaczął przeszukiwać kieszenie spodni. To co się zdarzyło, musiało się zdarzyć. Musiało...
Znalazł. Kawałek pergaminu i naszyjnik ze smokiem. Szybko zawiązał rzemyk od ozdoby na szyi. Wziął jakiś długopis i zaczął pisać na pergaminie „Tu Lio. Możecie to odczytać?", wyobrażając sobie twarz Axteforda.
Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Na treonie zaczęła pojawiać się odpowiedź: „A tu Ax i Lydia! Nawet nie wiesz jak się cieszymy że nie utraciliśmy całkowitego kontaktu!".
Brawo, dzieciaku usłyszał głos w swojej głowie. Dorage.
A więc był tam. W Tveorpii. Istnieje drugi, równoległy świat. Świat w którym używa się magii, lata na smokach i gryfach.
Owszem, istnieje. Ale czy ty umiesz tam trafić?
Pierwotnie to opowiadanie miało być na konkurs, ale trochę je zmodyfikowałam i wstawiłam tutaj. Podobało się? Mi bardzo. Zastanawiam się czy nie stworzyć dłuższej książki na postawie tego one shota... Może kiedyś, w dalekiej przyszłości?
W każdym razie dziękuję za przeczytanie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro