Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Następnego dnia, wstałam wcześnie rano zaczynając dzień od modlitwy, dzisiejszy dzień miałam spędzić z matką Aleksandra, która miała oprowadzić mnie po sforze i zapoznać z kilkoma kobietami, postanowiłam dzisiaj ubrać się bardziej komfortowo, aby nie odstawać od innych kobiet, wybrałam zwykłe spodnie dżinsowe oraz białą bluzkę z długim rękawem, zawiązałam hidżab i byłam gotowa do wyjścia. Dzisiejszego dnia, czułam się zdecydowanie lepiej, jak widać tak długi lot mi nie służy, byłam wdzięczna Aleksandrowi, że odstąpił mi swoją sypialnie.

-Mirayo, jak się dzisiaj czujesz?-spojrzałam z uśmiechem na matkę Aleksandra, która na mój widok szeroko się uśmiechała, ta kobieta zaraża mnie swoją pozytywną energią.

-Dziękuje, dzisiaj zdecydowanie lepiej, wczorajszy lot, odczułam bardzo boleśnie, a jak twoje zdrowie?-zaprowadziła mnie do kuchni, Była pora śniadania, dlatego w pomieszczeniu pachniało przeróżnymi zapachami.

-Wiem, że u was, są inne zwyczaje, dlatego postanowiłam je uszanować i w taki o to, sposób zjemy śniadanie. -wskazała dłonią na ziemię, na której były ustanowine małe stoliczki, było pełno jedzenia od słodkich potraw, po te słone, do wyboru do koloru. Moje serce radowało się, na takie gesty, byłam im naprawdę wdzięczna, że szanują moją kulturę. -Będziemy my i kilka dziewcząt z naszego stada, poznasz kilka osób.-odpowiedziała. Usiadłyśmy przy stole popijając filiżankę kawy, tak tego było mi trzeba. W jednej chwili, zauważyłam cztery starsze wilczyce, które kierowały się w naszą stronę. Zauważyłam zdziwienie na ich twarzy, gdy zauważyły, że siedzimy na ziemi zapełnionej pełno jedeniem.

-Witajacie. -przywitałyśmy się. Kobiety mi się przedstawiły. -Jak wasze samopoczucie?-spytała Alexsa, była najstarszą że swoich koleżanek, które z nią przyszły.

-Dziękuje, dobrze. -odpowiedziałam grzecznie.

-Więc, przyjechaliście w odwiedziny?-dopytywała się. Spojrzałam na matkę Aleksandra, która uważnie przyglądała się mojej rozmówczyni.

-Tak, moi rodzice stęsknili się za swoimi przyjaciółmi.

-Jak tam młode, Kate?-matka Aleksandra, postanowiła zmienić temat.

-Wybrały się z Leonem na polowanie.-odpowiedziała uśmiechając się szeroko. Ona jako jedyna, wydawała się, być miła.

-Mirayo, jesteś taka piękna, nie masz partnera?-spytała.

-Dziękuje, niestety nie.-odpowiedziałam. -U nas łączenie w pary wygląda trochę inaczej. -wyjaśniłam.

-Na naszym spotkaniu, mam nadzieję, że opowiesz nam trochę więcej. -wtrąciła kolejna z przybyłych.

-Oczywiście, najpierw opowiem trochę o sobie i o swojej kulturze, abyście nie czuły się obco, wiele kobiet, będzie pewnie opowiadać mi, o swoich zmartwieniach, nie chce, aby nasza relacja na spotkaniu, była przymusowa lub drętwa.-odpowiedziałam. Nałożyłam sobie śniadanie na talerzu i zaczęłam jeść.

-To świetnie jestem...-przerwało jej niespodziewane wtargnięcie Aleksandra, wszystkie spojrzałyśmy na niego i czekałyśmy, aż coś powie.

-Witam, wybaczcie, ale to pilna sprawa i potrzebna mi jest Miraya. -wyjaśnił. Spojrzałam na niego zdziwiona nie wiedząc co się stało, wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam za Aleksandrem.

-Co się stało?-spytałam, gdy już wyszliśmy z pomieszczenia w którym zostały kobiety.

-To pretekst, abyśmy zjedli razem śniadanie. -wyjaśnił uśmiechając się szeroko. Mi samej chciało się z niego śmiać, bez słowa pozwoliłam mu porwać się w nieznanym kierunku. -Widzę, że lepiej się czujesz, cieszę się.

-Tak, wczorajszy dzień, był naprawdę koszmarny, ale dzisiaj jestem jak nowonarodzona, gdzie idziemy?-spytałam zauważając, że wychodzimy za bramę watahy.

-Idziemy na ogromnego burgera. -pokazał dłońmi wielkość burgera, czy to źle, że w jego towarzystwie, czułam się naprawdę dobrze?

-Burger na śniadanie?-spytałam niedowierzając.-Choć zrobię nam śniadanie, na obiad wyskoczymy na wielkiego burgera. -pociągnęłam go w stronę domu głównego.

-Jak chcesz, ale w takim razie, chce naleśniki. -weszliśmy do wielkiej kuchni, wszystko było ładnie i schludnie urządzone, wszędzie panowała czystość zważając na taką ilość osób. Aleksander zajął miejsce na krześle, a ja zabrałam się za robienie nam śniadania. Chwilę mi zajęło, aby ogarnąć, co, gdzie leży, jednak udało się i zajęłam się tworzeniem swojego dzieła. Przygotowałam sobie nutelle i pokroiłam banany, znalazłam też bitę śmietanę, już wiedziałam, że moje dzieło będzie pyszne i tłuczone.

-Pachnie cudownie.-stwierdził Aleksander, gdy zaczęłam smażyć naleśnika.

-Kawa, czy herbata?-spytałam.

-Kawa.-mój gość. —Więc, jak pierwsze wrażenie?—spytał.

—Szczerze?—spytałam, odwróciłam się w jego stronę, a on kiwną głową na znak zgody.—Słabe, było tak jak przypuszczałam, jednak są pewne wyjątki. —odpowiedziałam.

—Jakie wyjątki?—spytał. Przygotowałam nasze porcje na talerz i położyłam na stole, zajęłam miejsce obok Aleksandra.—Polubiłaś kogoś?

—Może na, to trochę za wcześnie, jednak jak na pierwszy rzut oka, wydaję się naprawdę przyjazna, ciekawi ją moja kultura.

–Cieszę się.—odpowiedział zajadając się pierwszym dużym kęsem. —Moja mama, gdy tylko cię poznała, ciągle mówi, że oczarowałaś ją swoim błyskiem w oku.

—Błyskiem w oku?—dopytałam.

—Tak, mówi, że jesteś silną kobietą i bardzo zdeterminowaną, widać, że chcesz osiągnąć jak najwięcej. —wyjaśnił. Czy chciałam osiągnąć, jak najwięcej? Tak, jednak bardziej chciałam chronić i zapewnić, to co najlepsze ludziom i rodzinie, niż sobie, swoje pragnienia, odkładałam na bok.

—Wiesz, chciałabym wiele, chciałabym, aby ludzie żyli swoim życiem i nie bali się, że któregoś dnia zostaną poinformowani, o tym, że ich partnerzy, albo dzieci wyruszą na wojnę, chciałabym w końcu spokoju. —odpowiedziałam.

—A co chciałabyś dla siebie? —spytał. Przez chwilę na niego patrzyłam, odsunął od siebie już pusty talerz, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. –Czego ty pragniesz dla siebie?

—Nie wiem.—spojrzał na mnie uważnie.

—Nie uważasz, że jesteś dla siebie za surowa? —spytał. Kolejne pytanie, na które musiałam dłużej się zastanowić.

—Możliwe, że masz rację, jednak musisz przyznać mi rację.—westchnęłam.—Nie jestem zwyczajną dziewczyną i nie mogę pozwolić sobie na wszystkio czego pragnę. —wyjaśniłam. Do kuchni weszły dwie młode wilczyce, pokłoniły się delikatnie w stronę Aleksandra i zajęły się porzątkiem, były omegami.—Aleksandrze, muszę omówić z twoją mamą kilka ważnych kwesti. —wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam do drzwi. Nie czułam się komfortowo w obecności tych ludzi, te dziewczyny nie obdarzyły mnie nawet spojrzeniem, czuję się jak intruz. Aleksander poszedł za mną nic nie mówiąc, pewnie wiedział o co chodzi, nie trudno się domyśleć, szliśmy w nieznanym mi kierunku, zmierzaliśmy do białego dwupiętrowego domu.

–To był kiedyś mój dom. —wyjaśnił. —Tu mieszkałem ze swoją dziewczyną.

—Nikt już tu nie mieszka?—spytałam. Wyglądał na opuszczony, żadnych rolet, ani firanek w oknach, nie było nawet wycieraczki.

—Nikt tu nie zamieszkał odkąd dowiedziałem się o jej zdradzie.—wydawał się naprawdę przybity, może i był władcą, ale każdy normalny człowiek, też ma uczucia, człowiek całe życie nie jest wstanie, ukrywać się za maską obojetności. —Możliwe, że nie chce, aby ktokolwiek tu zamieszkał.

—To normalne, tu są twoje wspomnienia dobre i złe chwilę, jedyne co ci zostało. —podeszłam bliżej drzwi domu. Dom cały czas był przesiąknięty zapachem Aleksandra. —Przychodzisz tu?—spytałam, odwracając się do tyłu. Patrzył na mnie, obserwował, nie byłam pewna co kryję się za tym spojrzeniem.

—Czasami, kiedy mam bardzo zły humor, lub kiedy nie jestem wstanie sobie z czymś poradzić...—jego wypowiedź przerwał mu, mój ojciec, który szedł w naszą stronę z szerokim uśmiechem.—Szukałem was, Miray mój przyjaciel chce cię lepiej poznać, tak więc zapraszamy cię na wspólne polowanie.—wyjaśnił.

—Rozumiem, ale miałam się przygotować do spotkania z kobietami.—nie chciałam iść z nimi na polowanie, wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego.

—Zrobisz to jutro, dzisiaj polowanie. —odszedł zostawiając nas samych.

—O co chodzi?—spytał zdziwiony Aleksander.

—Szykują coś dla mnie Aleksandrze i nie jest, to nic dobrego. —wyjaśniłam przyglądając się ojcu, który coraz bardziej się ode mnie oddalał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro