Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

two

Palił papierosa i odliczał minuty do swojego wejścia do restauracji. Miał zacząć swoją zmianę za dwadzieścia minut i rozkoszował się ostatnimi chwilami wolności.

Zignorował dzwoniący telefon, na którego ekranie widniał napis "Akutagawa", bo jeszcze nie jest pracy, więc nie musi znosić jego towarzystwa.

Kiedy jednak dzwonienie powtórzyło się czwarty raz, wywalił papierosa i wszedł do pracy. Od razu zapachniało różnorakim jedzeniem i gdyby Chuuya już wcześniej nie jadł, to z pewnością by zgłodniał.

Od razu podbiegł do niego Akutagawa, a Nakahara chyba nie był jeszcze gotowy psychicznie na jego paplaninę.

Zaraz zacznie. Już wziął oddech, zaraz się odezwie.

– Przy dziewiątce siedzi jakiś facet i nie chce przyjąć od nas zamówienia, mówi że czeka na "Chuu" – wypalił na jednym wdechu. Wyglądał na trochę zdenerwowanego. Trochę bardzo.

W Chuuyę coś uderzyło. Ktoś siedział przy dziewiątce, ten ktoś nazywa go "Chuu", odmawia innego kelnera, czyli jest niezwykle upierdliwy i ma tupet.

Myślał, że zaraz zasłabnie.

On go nie obsłuży.

Nie ma mowy.

Nie w tym milenium.

– Nie idę do niego – rzucił i zdjął z siebie czarny płaszcz. – Żaden random nie będzie nam mówił komu powie swoje zamówienie, idź go obsłuż.

Akutagawa spojrzał na niego niepewnie i powolnym krokiem ruszył do dziewiątki. Stanął przy Dazaiu i coś powiedział. Klient nawet nie zwrócił na niego uwagi.

Czy on naprawdę...

Czy naprawdę wykazał się taką bezczelnością...

W Chuuyi się zagotowało. Nikt nie będzie tak traktował jego kelnerów, nawet jeśli go denerwują. To ich restauracja, ich zasady, żaden fagas nie będzie sobie wybierał, kto go obsługuje. I nikt nie będzie tak bezczelny.

Chuuya już wiedział, co zrobi.

Bardzo zdenerwowany podszedł do stolika numer dziewięć i stanął nad Dazaiem. Mężczyzna raczył na niego spojrzeć. Na jego ustach zawitał szeroki uśmiech. Nakaharze zachciało się wymiotować na ten widok.

– Cześć, Chuu – powiedział i podparł twarz na rękach. Żałosne.

– Proszę opuścić restaurację – odpowiedział beznamiętnym tonem, choć w środku się w nim gotowało.

Dazai głośno parsknął śmiechem i lekko odsunął krzesło, ale z niego nie wstał. Jego wybuch radości był tak fałszywy, że aż szkodliwy i Nakahara naprawdę był bardzo blisko od wywalenia go własnoręcznie za drzwi.

Nie, nie możesz wyrzucić klienta za drzwi, jeśli cię zdenerwuje, Chuuya.

Kiedy Nakahara zdecyduje się stąd zwolnić to będzie miał w nosie mądrości Moriego, ale teraz jakoś musiał je znieść. Ale to było tak kuszące, że o matko.

Wyzywająco patrzył na klienta z góry, kiedy ten nadal się śmiał i zapowiadało się na to, że się udusi, a tortury Chuuyi dobiegną końca.
Śmiech teraz brzmiał, jak paznokieć rysujący po masce samochodu i bynajmniej nie było to przyjemne dla jego uszu. Skrzywił się lekko.

– Co tam u ciebie, Chuu? Urosłeś od wczoraj? – wydusił i zaczął się śmiać jeszcze bardziej, jednak teraz był to śmiech szaleńca lub złej czarownicy porywającej dzieci.

A może Chuuyi się po prostu wydawało, że tak brzmiał, bo ten gościu go naprawdę wkurzał.

Spojrzał niepewnie na Akutagawę - jego mina wyrażała głębokie zażenowanie i ręką zakrywał pół twarzy. Tylko przez niego czy przez Dazaia? Czy tak bardzo ich śmieszy jego wzrost?

Powoli rozpączął odliczanie w myślach, aby się uspokoić, bo naprawdę miał już dość tego dnia, choć się dopiero rozpączął. Nienawidził, kiedy ktokolwiek sobie robił żarty z jego wzrostu, bo on, do cholery, nie miał na to wpływu. To tak, jakby zaczął się wyśmiewać z czyjegoś nazwiska lub kształtu nosa.

– No, Chuu, nie ignoruj mnieee – zajęczał Dazai, kiedy Nakahara doliczył do trzydziestu siedmiu i był już prawie spokojną istotą. Prawie.

W sumie to musiał śmiesznie wyglądać z zaciśniętymi oczami i miną skupioną na nie krzyczeniu na cały świat.

– Nie przeszliśmy na ty. Proszę coś zamówić lub opuścić restaurację – wycedził, czując że zaraz naprawdę wrzaśnie.

Dazai spoliczkował się obiema rękoma.

– Kurwa, przepraszam. Wobec czego przejdźmy na ty. Mam na imię Osamu.

Ta informacja była mu tak potrzebna, jak jego nazwisko. Nie zareagował na to, tylko dwoma rękoma wskazał mu oszklone drzwi, od środka z napisem "zapraszmy ponownie". Na zewnątrz był "zapraszamy".

– Tam są drzwi – powiedział szorstko Akutagawa, który najwyraźniej już miał dość tego delikwenta. Osamu nawet na niego nie spojrzał. Gdy przez dłuższy czas Ryuunosuke nie otrzymał reakcji to prychnął i odszedł za ladę.

Dzięki, że zostawiasz mnie z nim samego, chciał powiedzieć, ale się powstrzymał, bo Mori z pewnością by się dowiedział, jak mówi o klientach i dostałby kolejny wykład o tym, jak się ma zachowywać oraz nowy pakiet jego mądrości, których Chuuya z całego serca nienawidził, bo strasznie mu przeszkadzały w byciu sobą.

Spojrzał bez sił na Dazaia. Kilka minut w jego towarzystwie go męczyło, co będzie, jeśli przetrzyma go tak jak poprzedniego dnia? Na pewno to zrobi, więc kiedy Chuuya za kilka godzin wróci do domu, to ze zmęczenia się nie napije nawet odrobiny swojego ulubionego wina, tylko od razu padnie wycieńczony na łóżko.

– Jak masz na imię, Chuu?

– Chuuya to imię – wymamrotał i na niego spojrzał. – Co pan zamawia?

– Chuuya nie brzmi, jak imię. – Dazai nie ukrywał zdziwienia i wygodniej rozłożył się na krześle. Wyglądał jak zbuntowane dziecko z tymi rękami przełożonymi przez oparcie siedzenia. Brakowało, żeby położył nogi z brudnymi glanami na stół. A tego Nakahara by nie zdzierżył. – Więc jak masz na nazwisko?

– Co pan zamawia? – powtórzył się i spojrzał wyczekująco. Osamu zmrużył oczy i po chwili się lekko uśmiechnął.

– Więc taką taktykę obrałeś. – Patrzył na niego zadowolony, że rozszyfrował jego plany. – Jak ci mija dzień, Chuu?

– Wspaniale, dopiero przyszedłem do pracy, miałem nadzieję na spokojny dzień, ale nadęty bu... upierdliwy klient mi w tym przeszkodził i męczy mnie swoją osobą.

Dazai się zaczął śmiać.

Ten śmiech jednak nie był sztuczny, tylko Chuuya naprawdę wiedział, że jest on szczery. Od Osamu promieniowała teraz dziecięca radość, której nie miał serca przerywać. Gdyby to nie był Dazai, to może, po głębokim zastanowieniu się, powiedziałby mu, że ładnie się śmieje.

– Jak masz na nazwisko, Chuu? – powtórzył i położył się tułowiem na stole.

Bezczelny debil.

To w sumie interesujące, jak Dazai przed sekundą się śmiał, a teraz leżał znudzony na stole.

– Co pan zamawia? – Jego głos był coraz bardziej poirytowany, a on sam coraz bardziej myślał, że zaraz zabije tego idiotę.

– Jak masz na nazwi...

– Co pan, kurwa, zamawia?

– Zamawiam tajemnicę twoje nazwiska.

Chuuya już miał nadzieję, że Dazai złoży normalne zamówienie i będzie go miał z głowy na resztę dnia, ale nieee, niby dlaczego biedny, rudy i niski mężczyzna miałby zaznać spokoju w życiu, lepiej po prostu doprowadzać go do szału głupimi i bezsensownymi pytaniami.

Zmrużył oczy.

Jeśli mu powie swoje nazwisko, to jest spora szansa, że się odwali, pójdzie i go zostawi już na zawsze. W głowie zostawała mu myśl, że Dazai to zboczeniec, który zbiera o nim wszelkie możliwe informacje, aby potem porwać.

Nieee, nie wyglądał, jak zboczeniec.

– Nakahara. Co pan zamawia? – Znów przywołał się do spokoju i będzie bardzo zdziwiony, jeśli nie dostanie za to Nagrody Nobla.

Najwyraźniej opłaciło się być cierpliwym człowiekiem, bo następne słowa były najpiękniejszym i najgorszym, co usłyszał.

– I to było takie trudne? – prychnął i podniósł się do siadu. – Chcę wodę w szklance w jednorożce.

Znów go przetrzymał i znów zamówił pieprzoną szklankę wody.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro