Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

three

Chuuya uważał, że ten dzień nie mógł być piękniejszy. Zaczynając od tego, że pogoda ich naprawdę rozpieszczała, to zaraz ma kończyć zmianę, a zła wcielonego, Dazaia Osamu, nadal nie było i nic nie wskazywało na to, że się pojawi.

Co nie zmieniało faktu, że jego praca była najnudniejszą robotą na ziemi. Wszystko tu było takie monotonne, nie działo się nic ciekawego, bo to tylko pieprzona restauracja.

Ale i tak chciał skakać z radości.

Do czasu.

Obsługiwał właśnie kobietę, jakoś tak po czterdziestce, kiedy zauważył Dazaia przekraczającego próg restauracji. Kiedy tamten napotkał jego wzrok, uśmiechnął się i usiadł przy tym cholernym stoliku, który był wolny tak często, że wydawał się tylko czekać na Osamu i krzyczeć: Usiądź przy mnie!

Za to jego mózg krzyczał: Boże, czemu mnie tak karzesz?

Dazai wyglądał olśniewająco i to trzeba było mu przyznać. Brązowe włosy były rozwiane na wszystkie strony, co wcale nie czyniło go mniej atrakcyjnym. Brązowe tęczówki patrzyły na niego wyczekująco, z czego nie był zadowolony.

Zanim jednak zdecydował się pójść obsłużyć Dazaia (bo inni kelnerzy zaczęli go ignorować, żałosne), poszedł do okienka przy kuchni i zostawił tam zamówienie, by biedna kobieta nie musiała na nie czekać wieki.

Z westchnieniem się obrócił i spojrzał w miejsce, z którego prawdopodobnie nie wyjdzie przez najbliższe pół godziny lub dłużej. Zwrócił uwagę na to, że Dazai miał odsunięte krzesło i prosto wystawione nogi, tak że ktoś z łatwością mógł się o nie przewrócić.

Gdy Osamu napotkał jego spojrzenie, szeroko się uśmiechnął, a Chuuya przewrócił oczami i powoli ruszył do stolika numer dziewięć. Mori powinien zacząć mu płacić więcej za męczarnie z tym typem.

W pewnej chwili obawy Nakahary się spełniły. W zwolnionym tempie zobaczył, jak wysoki, łysy, muskularny mężczyzna, który nie zauważył długaśnych nóg Osamu, wywala się o nie i ląduje na czarnym dywanie.

Z wrażenia aż stanął.

Makrela obrzuciła faceta krótkim, leniwym spojrzeniem i zaczęła przeglądać coś w swoim telefonie. Nie podał nawet ręki, nie zapytał też, czy wszystko w porządku.

Chociaż ten mężczyzna nie potrzebował tego wszystkiego, bo już po chwili stał na nogach i krzyczał na Dazaia, który nadal go ignorował. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zdenerwował się jeszcze bardziej (Chuuya zastanawiał się, czy zacznie mu dymić z uszu) i podniósł go za kołnierz.

W zasadzie, to nie wiedział, jak to możliwe, że udało mu się podnieś kogoś tak wysokiego jedynie za kołnierz koszuli, ale nie wnikał. Duzi ludzie rządzą się swoimi prawami.

No ale tego już zignorować nie mógł i trzeba było zainterweniować. Praktycznie tam biegł, klienci na niego patrzyli zdezorientowani, najwyraźniej nieświadomi tego, co się dzieje. Stanął przy mężczyźnie, którego imienia nie znał i Dazaiu.

- ... mówi śmieciu? - usłyszał nieprzyjemny głos faceta.

- Proszę go zostawić - odezwał się zadzwiająco spokojnie, dziwiąc samego siebie. Czyli opłaca się co rano pić melisę. Żaden z nich nie zwrócił na niego uwagi.

- Mogłeś uważać jak łazisz - odpowiedział bezczelnie i uniósł ręce do góry, choć Chuuya nie sądził, że się poddaje.

- Mogłeś uważać, gdzie kładziesz giry - warknął i opuścił Dazaia na podłogę, choć nadal trzymał kołnierz jego koszuli. Osamu przewrócił oczami.

Obok Chuuyi pojawił się Akutagawa, ale nawet ślepy by zauważył, że kompletnie nie wie, co robić.

Facet bez ostrzeżenia uderzył Makrelę w twarz, a jego twarz wykrzywiła się w bólu. Nakahara zacisnął oczy, bo bynajmniej nie był to przyjemny widok, a od patrzenia rozbolał go nos.

To jest ten moment, kiedy mądrości Moriego mogą iść się pieprzyć. Czekał na to całe półtora roku, odkąd tu pracuje.

- Dobra facet, wypierdalaj stąd, albo wezwę policję. - Odepchnął go od Dazaia i spojrzał z nienawiścią. Gościu się zaśmiał.

- A co ty mi możesz zrobić, karzełku? - zadrwił i lekko pociągnął za jego włosy.

Chuuua poczuł się, jakby dostał w twarz, choć ucierpiała tylko jego fryzura (ona i tak już była okropna, ten typ to tylko pogorszył). Niewyobrażalna złość nad nim zapanowała, chciała się uwolnić z jego strefy emocjonalnej, zniszczyć wszystkich i wszystko dookoła, a w pierwszej kolejności właśnie tego mężczyznę. Rzadko tracił nad sobą panowanie w pracy do tego stopnia, że chciał kogoś pobić, ale teraz otaczało go dwóch debili, z czego jednego miał ochotę mocno uszkodzić (no drugiego trochę też, ale teraz było mu go szkoda).

Najpierw mocno kopnął łysola w krocze, a potem, kiedy upadł na kolana i złapał się za to miejsce, mocno się zamachnął i uderzył go z pięści w nos, tak mocno, jak potrafił. Nie było to zbyt trudne, bo był wściekły, a wyżywanie się nad osobą, która cię rozzłościła to najlepsze uczucie świata.

- Miłego dnia - syknął i patrzył z satysfakcją, jak facet praktycznie się czołga do wyjścia.

To może strasznie dziwne, że czuł tak ogromną satysfakcję z tego, że zadał komuś cierpienie, ale nie był się w stanie teraz się tym przejmować, bo adrenalina płynęła w jego żyłach, jak po rollercoasterze, w chęć rozwalenia wszystko wcale nie uciekała.

Odwrócił się do Dazaia, siedzącego na krześle, obok którego stał Akutagawa i sprawdzał, czy jego nos nie jest złamany. Trzymał się dzielnie, nie jęczał, nie histeryzował, nie wykłócał się, nie zagadywał nikogo, jak to miał w zwyczaju, po prostu siedział na krześle i pozwalał Akutagawie macać jego nos.

Powoli do niego podszedł i się mu przyjrzał. Z jego nosa powoli leciała krew, a z boku był lekko siny, ale raczej nie było to nic poważnego.

- Bardzo cię boli? – zapytał, widząc wykrzywioną w bólu twarz Dazaia. Osamu pokręcił głową i wstał z krzesła. Lekko się zatoczył, ale po chwili już stał prosto.

– Już pójdę, Chuuya...

– Ale nie możesz, a jeśli zemdlejesz...

– ... wrócę jutro i znów będę piękny – dokończył, uśmiechął się i zostawił oniemiałego Chuuyę samego z Akutagawą.

– Jakiś pojebany – skomentował Ryuu i wypuścił powietrze z ust. Nakahara rozejrzał się po sali. Znacząco opustoszała, na stołach wciąż były talerze z niedojedzonymi posiłkami, a klienci, którzy zostali patrzyli się na niego z oburzeniem.

– Darmowy obiad dla wszystkich? – odezwał się piskliwym głosem i nerwowo uśmiechnął.

Nie zamówił niczego.

---

ten rozdział miał być wstawiony jeszcze przed moimi urodzinami, eh, ale nie chciało mi się go pisać, mimo że od tamtego czasu dopisałam tylko sto słów, jak żyć

następne już będą częściej i jeszcze w sierpniu mam w planach skończyć kelnera

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro