Zadanie 2
- Witam ponownie naszych ukochanych zakładników! - krzyknął radośnie zamaskowany Dorian. - Widziałem zdjęcie, nieźle się musieliście wczoraj bawić - parsknął śmiechem, a Krackers uważnie przysłuchiwał się mu i zastanawiał się co ma na myśli.
Capele natomiast na te słowa zamurowało, lekko spuścił głowę. Przecież Erwin miał nic im nie mówić ani nikomu tego nie pokazywać. To miałoby być, tylko do jego dyspozycji, prawda? Jak zwykle został oszukany. "Nigdy nie ufaj przestępcom" - na każdym kroku było mu to powtarzane, lecz ten nigdy w to nie wierzył, nieważne, ile razy to się sprawdziło. Dawał szansę każdemu, a niektórym nawet kilka co było jego złym nawykiem. Jednak po tym co się stało dzień temu, miał zamiar w końcu posłuchać się tej rady.
- No dobra, dajcie już mu spokój - powiedział leniwie Knuckles. - Może przejdźmy do drugiego zadania? - zaproponował przy okazji gestykulując rękami. - Dante, będziesz musiał pojechać z nami na napad - oznajmił Erwin uśmiechając się szeroko pod maską.
Czarnowłosy myślał, że się przesłyszał. Spodziewał się, że zadania z czasem będą coraz trudniejsze, ale już po pierwszym nie miał siły na nic. Zniszczyło go to mentalnie, a kolejne zniszczy jeszcze bardziej. Od zawsze nienawidził przestępców. Głównie przez to co się stało w jego dzieciństwie. Jego własny ojciec pod wpływem alkoholu brutalnie zamordował jego matkę. Stąd też miał obrzydzenie do tej substancji odurzającej. Dużo czasu musiało minąć zanim się z tym pogodził i nie spoglądał na każdego bandytę, tak samo... A teraz niby miał się stać jednym z nich? Nie umiał sobie tego wyobrazić, on i napady? To się nie łączy w żaden sposób.
- Nie możecie mu kazać tego zrobić! - krzyczał szatyn. Nie chciał, by Dante to zrobił. Nie chciał tracić, tak dobrego szefa, który dobrze wiedział, jak rozporządzać jednostką. Przede wszystkim wiedział też, jak to wpłynie na chłopaka, bo znał jego przeszłość. Nie był by w stanie widzieć go w kompletnej rozsypce, już wczorajszy widok go wystarczająco zmartwił i dobijał.
- Ależ możemy, to my tu stawiamy warunki jakbyś nie wiedział - oznajmił mu oschle białowłosy mężczyzna. Odezwał się po raz pierwszy od początku porwania. Widać było, że gdy Lych wspomniał o zdjęciu, on odwrócił wzrok. Było mu żal policjanta, bardzo go lubił, a Erwin z powodu swojego bolesnego rozstania tak go potraktował.
Nagle do czarnowłosego podszedł jeden z napastników. Schylił się i zaczął go odwiązywać. Capela z powrotem mógł wstanie się poruszać. Przez chwilę w jego umyśle się pojawiła myśl o próbie poddania jednego z porywaczy i wynegocjowanie go na wyjście ich dwójki. Jednak nie był, by wstanie tego zrobić, a po drugie było bardzo małe prawdopodobieństwa powodzenia, dlatego postanowił tego nie robić. Powoli i ostrożnie wstał z drewnianego krzesła.
Od razu został złapany za rękę i pociągnięte do drugiego pokoju. Do pokoju, który teraz nie był mu obojętny, bo tylko przypominał mu o tym co tu zaszło. Gdy wszyscy napastnicy byli już w środku, białowłosy chłopak zamknął za nimi drzwi.
Pomieszczenie wyglądało na czystsze i na środku był nie duży okrągły stół. Niebieskooki nawet nie wychwycił momentu, kiedy coś tu było wnoszone. Na meblu były mapy ulic obok Car Dealera i plany środka. Wszyscy ustawili się obok tych przedmiotów.
- Zaraz wam wyjaśnię plan, a po tym dam Capeli ciuchy na przebranie – oznajmił z nutką ekscytacji siwowłosy. Jeśli chodziło o jakiś napad to on zawsze był podekscytowany, kochał tą adrenalinę. Był od tego uzależniony. Jednak to mu pomagało zapomnieć o niektórych problemach i przykrych sytuacjach.
Erwin tak, jak powiedział wyjaśnił im cały plan działania, a brzmiał on tak... Mieli się podzielić na dwa auta, by zgarnąć, jak najwięcej zakładników z apartamentów. W międzyczasie złotooki miał zabrać z swojego mieszkania rzeczy potrzebne do napadu. Gdy ten etap mieli, by już z głowy mieli się prosto udać pod sklep z samochodami. Tam rozłożyć porwane osoby, dwóch na tył obok auta, które chcą ukraść i pozostałych do środka.
W tej akcji mieli brać udział: Carbonara – jako kierowca i dostarczyciel drugiego auta do ucieczki, Knuckles – haker, Glinkenly – kierowca sportowego auta i celujący do zakładników, Lych – również celuje do zakładników, Capela – jako negocjator, jednak nie z własnej woli.
Wszystko już było wiadome, więc większość napastników wyszła i w pomieszczeniu został, tylko Dante z Erwinem. Czarnowłosemu bardzo się to nie podobało, momentalnie zaczął się stresować. Wiedział do czego zdolny jest siwowłosy, bo się przekonał o tym na własnej skórze... Z tego powodu odsunął się od niego na bezpieczną odległość. Bał się go, a złotooki to zauważył, więc powiedział:
- Uspokój się, nic nie zrobię. Zostawiam ci tu ubrania na przebranie - Położył na stolik stertę ubrań, po czym wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
Niebieskooki już mniej zestresowany, ale nadal niepewnie podszedł do mebla. Zatrzymał się przy nim i powoli zaczął się rozbierać. Następnie najpierw ubrał czarne buty sportowe, następnie bojowe spodnie. Wszystko robił delikatnie i na spokojnie. Aż, podczas, gdy zakładał koszulkę zauważył ślady z wczorajszego dnia na swojej klatce piersiowej. Ręce mimowolnie zaczęły mu się trząść i nie potrafił ich uspokoić. Ponownie, jak przeszło mu przez głowę wspomnienie tej okrutnej sytuacji, załkał. Nie umiał tak po prostu się po tym otrząść i nie przejmować się, jakby nic się nie stało. Dodatkowo możliwość, że mogliby wpaść przerażała go i jeszcze bardziej stresowała.
Słysząc ponaglające go krzyki, postanowił się pośpieszyć. Jednym ruchem ręki, niechlujne przetarł swoje łzy z twarzy i założył czarną, zasłaniające jego nos i usta maskę. Po czym wyszedł z pomieszania.
Wszyscy już na niego czekali, a Krackers wpatrywał się zmartwionym wzrokiem w niego. Teraz już doszła do niego myśl, że naprawdę ma zamiar to zrobić i to go niepokoiło. Wiedział, że nie przekona go do zmiany swojej decyzji, więc na pożegnanie szepnął mu ciche "Powodzenia". Może źle to brzmiało, ale po prostu chciał, by nic mu się nie stało.
Napastnicy, a wraz z nimi Capela zaczęli gęsiego wchodzić po drabinie do góry. Nie zajęło im długo wyjście na zewnątrz. Po niecałej minucie wszyscy już stali przed szklarnią. Czekali już tylko na znak ich lidera na rozpoczęcie planu. Nagle, jednak Erwin nic nie mówiąc podszedł w stronę Dante. Stanął na palcach i wsadził swoje ręce w włosy wyższego, niechlujnie rozczesując jego czarne kosmyki na różne strony. Teraz jego fryzura była bujna, nie przypominał siebie.
- To by cię nie rozpoznali, tak przypadkiem - oznajmił radośnie i uśmiechnął się lekko pod maską. Po czym odsunął się od chłopaka i podszedł do jakiegoś losowego auta, które stało na parkingu nieopodal.
Wytrychował je, ale przed tym dał znać gestem ręki, by pozostali podeszli do niego.
- Zaczynamy zabawę! Ty Capela jedziesz ze mną, a reszta, jak chce - rzekł siwowłosy, a właśnie w tej chwili udało mu się otworzyć pojazd.
Napastnicy, tylko pokiwali głową i rozeszli się w różne strony. Czarnowłosy, jak od jakiegoś czasu znowu został sam na sam z chłopakiem. Wciąż nie był przekonany do ich planu. Bał się, że coś może nie wyjść albo wpadną i co on niby wtedy zrobi? Nie miał zielonego pojęcia... W tym momencie patrzył, jak najgroźniejszy przestępca w mieście kradnie czyiś samochód i nic nie może z tym zrobić. Najlepsze jest to, że za około dwadzieścia minut on sam złamie prawo.
- Wsiądziesz łaskawie? - zapytał lekko podenerwowany siwowłosy.
Niebieskooki nic nie odpowiedział, tylko ruszył w kierunku miejsca pasażera, by chwili na nim usiąść. Nadal nie był w stanie odezwać się do Knucklesa. Zbyt bardzo się go bał i miał wewnętrzną blokadę, która mu to uniemożliwiała. Tak, jakby ktoś zaklejał mu usta w momencie, gdy znajduje się blisko niego.
Po paru sekundach siwowłosy odpalił silnik pojazdu i ruszyli pod apartamentowiec. Po drodze omal się nie rozbili w kilku miejscach, ale kierowca się tym zbytnio nie przejmował. Dla niego to była norma. Nie rozmawiali ze sobą w ogóle. Erwin był podekscytowany napadem i nic innego się dla niego nie liczyło. Natomiast Dante rozmyślał o wszystkich możliwościach niepowodzenia tej akcji.
Będąc już pod owym budynkiem mieszkalnym, siwowłosy wyszedł z pojazdu.
- Zaraz wrócę, idę po rzeczy - oznajmił, po czym biegiem ruszył do środka lobby.
Capela został sam. Mógł w tym momencie uciec, gdzieś się schować i byłby wolny, ale wtedy co by było z Krackersem? Nie mógł go zostawić. Jeszcze by mu coś zrobili, przez niego... W między czasie. tak rozmyślając, patrzył przez szybę samochodu. Zauważył nie daleko zatrzymanie drogowe. Widział, że znajdują się tam bardzo bliscy mu funkcjonariusze: Harris i Snitch. Normalnie, by do nich podszedł się przywitać, ale nie w tej sytuacji. Ogarnęła go wewnętrzna panika, że może jakimś cudem, jeśli spojrzą na niego go rozpoznają. Obniżył się na siedzeniu, by w jakiś sposób być mniej widoczny i cały czas obserwował otoczenie. Siwowłosy wychodząc właśnie z apartamentu dostrzegł niedaleko przeprowadzany FTS. Spojrzał w stronę pojazdu i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył wciąż siedzącego policjanta w ich aucie. Uśmiechnął się lekko, gdy zauważył, że Dante specjalnie chowa się, by go nie zobaczono.
Szybko z powrotem zasiadł na miejsce kierowcy, tym razem już z rzeczami potrzebnymi mu do napadu. Chwilę przeczekali, by policja odjechała gdzieś dalej, by mogli na spokojnie poddać obywateli i zaciągnąć ich do samochodu. Gdy to w końcu było możliwe, podjechali na boczny parking do grupki ludzi.
- Ręce do góry! - Wyjął pistolet i zaczął celować do nich Knuckles.
Czarnowłosy nie mógł nic zrobić, nie miał broni, więc nie był w stanie pomóc ani pokrzyżować planów chłopaka.
- No już! - ponaglał, a na jego słowa poddawane osoby zaczęły zakładać swoje ręce za plecy. - A ty masz to i idź ich związywać - szepnął do ucha niebieskookiego i podał mu linę.
Chłopak się zdziwił, ale nie mógł odmówić mu przecież. Wyszedł z pojazdu i podszedł do grupy ludzi. Siwowłosy, tylko się ucieszył na fakt, że Dante nie stawia mu oporu i posłusznie wykonuje jego rozkazy. Jego mniemanie o sobie ponownie się podwyższyło.
Capeli, jednak nie było za miło. Właśnie miał porwać bezbronnych i niewinnych obywateli tego miasta, tych samych których przysięgał chronić przy zostawaniu policjantem. Czuł się bardzo źle robiąc takie rzeczy, to nie jest zgodne z jego przekonaniami...
Powoli podszedł za zakładników i zaczął ich ostrożnie i delikatnie związywać. Było widać, że robił to pierwszy raz. Każdy inny przestępca w parę sekund robi tą czynność, niechlujnie i agresywnie. On jednak nie był taki. Był pacyfistą i wierzył, że zawsze da się znaleźć rozwiązanie, które nie wymaga przemocy. Czasem nie umiał pojąć czemu dochodziło do wjazdów. Brzydził się tym wszystkim, a teraz będzie się dodatkowo brzydził samym sobą, bo teraz jest po tej drugiej stronie barykady. Mimo, że nie z własnej woli, ale jest.
Po skończeniu swojego zadania, gestem ręki pokazał, by zakładnicy wsiedli na tył ich pojazdu. Otworzył im drzwi i sam po chwili zasiadł z powrotem na swoje miejsce pasażera z przodu. Erwin właśnie rozmawiał przez telefon pytając się swoich towarzyszy, ile ludzi już porwali. Po łagodnym tonie głosu chłopaka, Capela stwierdził, że mają wystarczająco albo dużo. Siwowłosy jednym ruchem kciuka rozłączył swoją rozmowę telefoniczną i położył swoje ręce na kierownicę.
Tym razem kierowali się w stronę Car Dealera, budynku, na który będą napadać tej nocy. Po drodze minęli jakiś pościg za niebieskim bolidem. Przez chwilę się spięli, ale gdy zauważyli, że nikt nie zwrócił na nich większej uwagi z powrotem się uspokoili. Po jakiś trzech minutach byli już w miejscu docelowym. Czekał już tam na nich Carbonara wraz z pożyczonym od Lucasa Calico, które miało być drugim pojazdem do ucieczki. Nie daleko niego stali również Dorian wraz z Vasquezem, którzy celowali do pięciu zakładników stojących przed nimi.
Erwin ostrożnie zaparkował gdzieś z tyłu i wyszedł powoli z Dante u boku i porwanymi osobami.
- Zakładnicy idźcie do tamtych – Wskazał palcem na pozostałych napastników.
Jak rozkazał, tak zrobili. Ponownie zostali sami, ale nie bez powodu.
- Masz tu kartę sim i telefon do negocjacji - powiedział leniwie i przekazał chłopakowi rzeczy. - Nie rób nic głupiego z tym, bo pożałujesz - dodał na odchodne.
Samemu się oddalił w stronę swoich towarzyszy, pewnie by oznajmić im, iż ich główna faza planu w końcu się zaczyna. Czarnowłosy postanowił, jednak nie podchodzić do nich. Podpiął kartę do dostanego przed chwilą telefonu i włączył twittera. Szybko założył sobie konto pod nazwą "Napastnicy_z_CarDealera", by następnie napisać i wysłać wiadomość na tym komunikatorze o treści:
Właśnie trwa napad na CarDealera, proszę by policja zareagowała i podeszła do negocjacji ze mną
Od razu każdy z porywaczy zauważył to, więc szybko rozstawili się i zakładników według ich planu. Byli trochę źli na Dante za niepoinformowanie ich uprzednio o tym. Podejrzewali, że to była próba sabotażu, jednak nie powiedzieli tego na głos.
Po jakimś czasie usłyszeli syreny, a przez szyby dostrzegli wychodzących z radiowozów policjantów, którzy obstawiali poboczne ulice barierkami, tym samym blokując ruch uliczny. Widział też, że jeden z funkcjonariuszy Gregory Montanha zmierza w kierunku garażu budynku, by podejść do negocjacji. Erwina ten widok wprowadził w szał i miał ochotę rozszarpać go za wszystkie krzywdy, które mu zrobił. Jednak Carbonara na to mu nie pozwolił i zamiast tego próbował uspokoić swojego przyjaciela. Co mu się w miarę udało, siwowłosy z lekkim grymasem na twarzy ruszył w kierunku konsol, by móc je zhakować.
W między czasie zamaskowany Dante stał w garażu budynku. Obok niego znajdował się Dorian, który celował do dwóch zakładników, a naprzeciwko sportowe auto. W pewnym momencie zauważył policjanta przed wejściem, więc powoli ruszył w jego stronę. Spodziewał się negocjacji telefonicznych, ale takie też mu odpowiadały.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, po dokładniejszym przyjrzeniu się mężczyźnie w mundurze zidentyfikował go jako jednego z swoich przyjaciół, a dokładniej tego, który dużo krzyczy i miał romans z Erwinem. Jego przypuszczenia się potwierdziły, gdy usłyszał:
- Gregory Montanha, numer odznaki 406, będę dzisiaj twoim negocjatorem - powiedział swoim basowym głosem.
- Dobrze p-panie Montanha, jak pan widzi trwa obecnie napad na Car Dealera, chciel - Zostało mu przerwane przez negocjatora.
- My się nie znamy może? Kojarzę z skądś ten głos - Zaczął się przyglądać posturze napastnika, na co Capela jeszcze bardziej się spiął. On nie może go rozpoznać, prawda?
- N-nie na pewno się n-nie znamy - odpowiedział przy tym trochę się jąkając, bo cały był zestresowany, a ta sytuacja dodawała mu więcej powodów do obaw.
- Cóż, jak cię złapiemy to się dowiem - Uśmiechnął się złośliwie, a czarnowłosego jeszcze bardziej zamurowało. Czuł, jak jego puls diametralnie podskoczył, a adrenalina w nim buzowała. W Zakszocie jest dużo dobrych kierowców, więc powinni uciec, ale i tak się bał o to... Przemknęła mu myśl w głowie, że może się mu trochę podobać ten strach, jednak skarcił siebie za to. - No to słucham żądań - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej brunet.
- Chcielibyśmy wolny odjazd na oba pojazdy - powiedział zniżając lekko swój głos, by brzmiał inaczej niż wcześniej i wskazał palcem na samochody, o które mu chodziło.
Montanha pokiwał głową i zaczął iść w stronę command postu, a niebieskooki postanowił wejść do środka budynku. Musiał się zapytać jakie żądania chcą kolejne, w końcu nikt mu tego nie powiedział. Rozglądał się chwile po pomieszczeniu, po czym zobaczył Erwina przy jednych z drzwi hakującego konsole obok nich. Podszedł do niego i szeptem zapytał:
- Co chcemy za tych zakładników?
- Nie przeszkadzaj mi teraz, zapytaj Carbo lub Vasqiego! - wydarł się na niego. Nienawidził, jak ktoś mu przeszkadza w jakieś ważnej czynności.
Nic nie mówiąc Capela oddalił się od chłopaka i ruszył w stronę napastników stojących obok. Wiedział, że za to przeszkodzenie siwowłosemu może się mu oberwać, zwłaszcza jeśli przez to zepsuł hacka.
- Ekhem - chrząknął, by zwrócili na niego uwagę.
- Tak, czego byś chciał? - zapytał z troską białowłosy.
- Zacząłem n-negocjować i chciałem się spytać co byś cię chcieli za żądania - szepnął, by przypadkiem nie był za głośno i nie dostał kolejnego zbesztania z strony Knucklesa.
- No to tak, dwa wolne odjazdy, brak kolczatek i jakby się udało to opóźnienie helikoptera - wymieniał, a niebieskooki notował wszystko w pamięci.
- Mhmm to idę tam - mruknął, po czym zaczął kierować się z powrotem do garażu, w oddali usłyszał ciche "Powodzenia najprawdopodobniej od Carbonary.
Przeszedł przez drzwi, minął Doriana i samochód i znalazł się przy wyjściu z budynku. Bruneta jeszcze nie było, więc zaczął się trochę rozglądać po otoczeniu. Zauważył, że w oddali stają bufalo, victorie i explo wraz z ich właścicielami. Wszystkie miały odpalone syreny, ale bez dźwięku. Przestraszył się, lekko podskakując, gdy usłyszał wesoły głos obok siebie.
- Hej - przywitał się policjant opierający się o ścianę, Capela jakimś cudem go nie dostrzegł przedtem. Był to kolejny jego znajomy z pracy, Paul.
- C-cześć - powiedział już trochę mniej zszokowany.
- Wiesz Grzesiek jeszcze z nimi trochę pogawędzi, więc jeszcze sobie poczekasz z parę minut - oznajmił napastnikowi, lecz ten się tym zbytnio nie przejął. Będzie tu stał, ile trzeba.
Nastała cisza, było dość niezręcznie, więc została ona przerwa szybko.
- Wiesz w ogóle, że Capele nam porwano? - odezwał się ponownie policjant, a czarnowłosy się ponownie lekko spiął. - Nie ma go już prawie dwa dni, przepadł, jak kamień w wodę. Martwię się, że coś mu się stało - odparł smętnie z troską w głosie.
- N-na pewno wszystko z nim dobrze - Próbował zapewnić o tym chłopaka, ale to nie przyniosło odwrotny efekt. Powiedział to zbyt szybko, dodatkowo się jąkając jakby faktycznie wiedział co się dzieje z porwanym, a to wzbudziło podejrzenia u Snitcha.
- Czy ty coś wiesz? - zapytał, po czym przestał się opierać i zaczął się przybliżyć do czarnowłosego, a ten na ten ruch zaczął się cofać do ściany. Gdy w końcu na nią natrafił, policjant położył swoje ręce obok, tak by napastnik nie umiał możliwości szybkiej ucieczki.
Całą sytuację obserwował Lych wraz z dwoma zakładnikami. Jednak siwowłosy był, jak zwykle nietrzeźwy przez co nie zwracał zbytnio na nich uwagi, tylko myślał jakie zyski przyjdą z tej akcji. Był zamyślony kompletnie. Jeśli chodzi o związanych ludzi to najprościej w świeci mieli gdzieś co się dzieje przed nimi. Martwili się, tylko o swoje życie, w końcu każdy człowiek jest egoistą. Jeśli negocjatorowi się coś stanie, to wybiorą po prostu kolejnego...
Dante momentalnie poczuł zimny pot spływający mu plecach i karku, a dodatkowo zauważył, że jego ręce zaczęły drżeć. Przestał panować nad swoim ciałem nie podobało mu się to, nienawidził w sobie niemocy. Wszystko to przez to porwane. Przestraszonym wzrokiem spoglądał na niższego chłopaka. Ta obecna poza przypominała mu, tylko o jednym. Policjant coś do niego mówił, lecz ten nie zwracał na niego uwagi. Jego umysł pokryły myśli i wspomnienia z wczorajszego dnia. Te okropne szepty w jego stronę, agresywne pocałunki, dotyk, na którego nie wyrażał zgody... To sprawiło, że znowu ogarnęło go uczucie smutku i obrzydzenia do samego siebie.
Jego ciało nagle ogarnął niepokój, że to co się stało może się ponownie powtórzyć. Zaczął się cały trząść, swoimi rękami zasłaniał twarz, jakby w geście obronnym, niemo oznaczającym "Nie rób mi krzywdy, proszę". Jego postawa była niepewna, nie wiedział co się z nim teraz stanie. Obstawiał najgorsze, panikował w środku przez co jego oddech stawał się coraz bardziej nierówny.
Policjanta zdziwiło zachowanie napastnika. Zwłaszcza, jak po chwili usłyszał cichy, stłumiony szloch przed sobą. Nie wiedział czemu mężczyzna, tak zareagował, przecież tylko docisnął go do ściany, by wyciągnąć informacje. Zastanawiał się nad przyczyną. Przez myśl mu przeszło, że tak nagła zmiana może być spowodowana jakąś traumą związaną z tą pozą. Momentalnie się odsunął, gdy uznał, że może być w tym jakieś ziarenko prawdy.
Chłopak opierając się o ścianę, powoli po niej zjeżdżał przenosząc się do siadu. Przyciągnął swoje kolana do siebie, a ręce nadal pozostawały na twarzy. Nie chciał, by ktoś widział, jak płacze, ale to nie od niego zależy, kiedy to robi. Czuł, jak przez niekontrolowany płacz zaczyna się dławić swoimi łzami przez co zaczynał się dusić. Czym bardziej rozpamiętywał tamtą sytuację, tym bardziej wybuchał emocjonalnie. Czego nie mógł zrobić w tamtym momencie... Jego oddech stał się bardziej przyśpieszony, a serce jakby zaczęło kołatać. Pojawiły się szumy w uszach od natłoku myśli, a głowa nagle postanowiła o sobie znać i poczuł jej silny ból, prawdopodobnie braku picia i jedzenia przez ponad dwadzieścia cztery godziny ma coś z tym wspólnego...
Snitch zauważył, tylko te widoczne objawy. Stwierdził, że być może wie co mogą one znaczyć. Na jednym z szkoleń medycznych uczyli się o ataku paniki i jak sobie z nimi poradzić. Nie wiedział czy dobrze zdiagnozował, ale nie miał nic do stracenia, chciał za wszelką cenę pomóc zamaskowanemu z jakiegoś powodu. Podszedł bliżej chłopaka i usiadł obok niego. Delikatnie swoimi rękami odsunął dłonie napastnika z jego twarzy i położył je na podłogę, by łatwiej się mu oddychało. Opadły bezwładnie. Drugi na ten ruch lekko drgnął, więc policjant by pokazać, że nie ma złych intencji splótł ich palce ze sobą. Wolną ręką przetarł twarz czarnowłosego z łez. Jego priorytetem jest ustabilizowanie oddechu, słyszał, jak niebieskooki kasłał, co nie był dobre. Musiał podjąć decyzję, jak to zrobić. Po paru sekundach już wiedział, ale potrzebował zgody.
- Ściągnę ci maskę, ale nawet jeśli cię rozpoznam nic nie powiem nikomu, okej? - zapytał, był mu to dłużny. W końcu to on doprowadził do tej sytuacji.
Capela niezbyt się to podobało. Ostatnim razem, jak ktoś złożył mu obietnicę to ją złamał... Chociaż teraz nie mówi tego jakiś przestępca, a jego przyjaciel. Niepewnie, więc lekko pokiwał głową, nie był w stanie mówić. Postanowił zaufać policjantowi, dawał każdemu szansę miał nadzieje, że tej nie pożałuje. Na niemą zgodę chłopaka, Paul delikatnym ruchem zsunął maskę w dół. Myślał, że będzie w stanie rozpoznać kto to, ale to się mu nie udało, może to i lepiej? Widział teraz dokładniej w jakim stanie był a osoba obok niego. Cala jego twarz była czerwona, oczy zaszklone wyrażające ból, usta desperacko próbowały zaczerpnąć powietrza przez co jeszcze bardziej pogarszał swój stan. Musiał go w jakiś sposób uspokoić. Postawił na jeden z najprostszych sposobów.
- Postaraj się wykonywać moje polecania, dobrze? - zapytał łagodnie, chciał zachować zimną krew. - Policz na spokojnie sobie do dziesięciu w myślach, przy tym spróbuj powoli oddychać, wdech i wydech - Zademonstrował na sobie.
Capela starał się to wykonać, ale szło mu to dość opornie. Przed oczami nadal miał ten okropny widok przed sobą. Snitch, jakby po jego mimice stwierdził o co może chodzić, więc zaczął delikatnie głaskać jego dłoń w geście troski.
- Zamknij oczy i wyobraź sobie, że siedzisz sobie sam na polu. Polu pełnym słoneczników, a na niebie właśnie słońce zachodziło, przez co wyglądało to przepięknie - Paul zaczął się ponosić wyobraźni. Kiedyś w dzieciństwie, jak było mu smutno, rodzice opisywali mu właśnie ten obraz, by przestał myśleć o dręczącej go sytuacji. Zawsze to działało na nim, więc stwierdził, że tego spróbuje na chłopaku.
Zauważył, że w jakimś stopniu pomagało to, gdyż łzy przestawały powoli spływać po policzkach napastnika, więc postanowił kontynuować - Nagle czujesz, że coś się o ciebie opiera. Jest to kociątko, które przyszedł do ciebie, by dotrzymać ci towarzystwa - powiedział samemu sobie to wyobrażając przez co również zamknął oczy.
- N-następnie pojawiasz się t-ty z jednym z słoneczników w ręce, w-wręczając go mi - odparł nadal trochę się jąkając, ale widać było, że jego oddech już prawie stał się równy. Najważniejsze, że przestał szlochać i się dusić, na tym najbardziej zależało policjantowi.
Snitch na słowa czarnowłosego lekko się uśmiechnął, cieszył się, że udało mu się go uspokoi.
- Tak, a następnie siadam obok i zaczynamy komentować co przypominają nam kształty chmur na niebie - oznajmił z lekkim śmiechem.
- D-dokładnie i siedzimy, tak aż do białego r-rana – Nadal drugi kontynuował historię.
- Może nie do rana, bo się nie obudzę do pracy i wtedy to będzie twoja wina, a ja będę musiał się tłumaczyć - mruknął udając smutnego. Wczuł się w tą rozmowę, tak jakby rozmawiał właśnie z jednym z swoich przyjaciół.
- Heh, no dobra - zaśmiał się i podniósł swoje kąciki ust, po czym otworzył oczy i odwrócił swoją głowę w stronę policjanta. - Dziękuje - wypowiedział cicho.
- Nie ma sprawy - odpowiedział i zaczął wstawać z podłogi, to samo uczynił napastnik.
Snitch zauważył jego mimikę, pomyślał, że pięknie wygląda, jak się uśmiecha. Co ważniejsze kojarzył ten specyficzny uśmiech z skądś, ale nie umiał sobie przypomnieć skąd. Najgorsze uczucie.
Dante z powrotem podciągnął swoją maskę na swój nos, a Paul udał się do ściany, by ponownie się o nią oprzeć. Tak jakby nic się nie stało. Capela w głębi duszy był bardzo wdzięczny za to, że mu teraz pomógł. Może i doszło do tej sytuacji przez niego, ale nie obwiniał go o to. Chłopak mu jeszcze bardziej zaimponował i cieszył się, że ma takiego dobrego przyjaciela. Przetarł delikatnie swoją twarz i podszedł do wyjścia z garażu.
Akurat, gdy zerknął w lewą stronę zauważył, że w jego kierunku zmierza Montanha. Odetchnął z ulgą, nie chciał wiedzieć co by było, jakby zobaczył go parę minut wcześniej. Pewnie utrudniał, by mówiąc, że skoro napastnik jest niestabilny emocjonalnie to powinni zmienić negocjatora plus dołożył, by jakieś ostrzeżenie.
Po minucie brunet w końcu znalazł się przy nich, jednak zauważył coś co go zaintrygowało.
- Czemu masz czerwone oczy i policzki? - zapytał z ciekawości, bo wcześniej ich nie zauważył, jak rozmawiali.
- To przez... Alergie na kurz! - Na szybko wymyślił jakąś w miarę wiarygodną wymówkę.
- Niech ci będzie - Przewrócił teatralnie oczami. - Supervisor zgadza się na dwa wolne odjazdy, jeden za jednego zakładnika, a drugi już macie załatwiony - przekazał informację.
- Dobrze, a może wydamy wam jeszcze jednego na dobre negocjacje? - zaproponował. Wiedział, że wtedy jest mniejsze ryzyko potencjalnego wjazdu.
- Może być - stwierdził szybko.
Capela lekko kiwnął głową, obrócił się na pięcie i ruszył w głąb budynku. Otworzył drzwi i ujrzał widok, którego się nie spodziewał, że zobaczy. Zakładnicy stali sami, nikt do nich nie celował, ale na szczęście policja tego najwidoczniej nie zauważyła. Nie wiedział, że ta grupa jest, tak bardzo nie zorganizowana i nie umie trzymać się prostego planu. Rozejrzał się bardziej po pomieszczeniu, jednak nikogo więcej nie dostrzegł. Stwierdził w myślach, że Erwin najprawdopodobniej hackuje, na samo jego imię wypowiedziane w myślach lekko się spiął. Zastanawiało go jednak co jest z Carbonarą i Davidem. Postanowił pochodzić po pomieszczeniu, w pewnym momencie idąc wzdłuż ściany usłyszał coś czego chyba nie powinien...
Był to jęk, najprawdopodobniej białowłosego. Nie wiedział co dokładnie się tam dzieje czy oni się tam biją, czy może chodzi o coś innego. Przystawił swoje ucho do ściany i nasłuchiwał odgłosów...
- Mhmm David, szybciej - mruknął namiętnie Nicollo.
- Na twoje życzenie kotku - oznajmił i najprawdopodobniej go pocałował, bo było słychać ciche mlaśnięcie.
Dante przeszedł zimny dreszcz po plecach. Momentalnie się odsunął przez co przewrócił się na podłogę. Na jego nieszczęście twarzą do nawierzchni. Poczuł natychmiastowy ból w okolicach nozdrzy. Przyłożył jedną rękę do nosa, a drugą się podpierał, by łatwiej mu było wstać. Gdy to się mu udało spojrzał na swoją dłoń. Była ona cała brudna od bordowej substancji. Skrzywił się na myśl, że właśnie złamał sobie nos. Czasem nie dowierzał, jak bardzo nieudolny potrafi być.
Chciał, jak najszybciej zapomnieć o tym co właśnie usłyszał, jednak z drugiej strony powinien powiedzieć Erwinowi... Jeśli mu nie powie, a on się o tym dowie, że wiedział, to może mieć coś innego złamane. Miał dylemat, pomyślał chwile, po czym już zdecydował co ma zrobić. Powie przez drzwi dwójce kochanków, by się pośpieszyli, bo inaczej dla nich też to będzie miało poważne konsekwencje.
Podszedł powolnym krokiem do drzwi należących do biura szefa. Zapukał delikatnie i powiedział:
- Jeśli Erwin się o tym dowie, to nie tylko ja będę miał przejebane, więc kończcie już - powiedział oschle i dodał - Biorę dwóch zakładników
Usłyszał ze środka, że dwójka mężczyzn była zszokowana, że ich przyłapał. Był wstanie usłyszeć ich szepty, bo ściany w tym budynku są wyjątkowo cienkie.
- Tak, tak zaraz wyjdziemy - oznajmił zawstydzony białowłosy.
Capela, tylko cicho westchnął pod nosem i zbliżył się do związanych ludzi. Stali sobie spokojnie, nawet nie próbowali uciekać. Czarnowłosemu trudno było uwierzyć, że nie są podstawieni.
- Wy dwaj za mną - Wskazał palcem na obu brunetów.
Posłuchali się i szli u jego boku. Dante, jakby właśnie zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Wczuł się w bycie napastnikiem, a nawet nie zauważył, kiedy. Przeraziło go to, nie miał pojęcia, że z taką łatwością mu to przyjdzie. Może powinien zmienić strony?
Szybko przestał o tym myśleć, przystał przy wersji, że robi to tylko dlatego, że jest do tego zmuszony. Powolnym krokiem mijali drzwi, następnie siwowłosego mężczyznę, który nadal był zajęty rozmyślaniem. Obok oczywiście stali zakładnicy, a dalej sportowe auto i drugi samochód do ucieczki.
Kierując się w stronę dwóch policjantów zauważył, że żywo o czymś rozmawiali, jednak, gdy znalazł się ponownie blisko nich, ucichli. Czarnowłosy miał dziwne wrażenie, że to o nim toczyli konwersacje, ale nie skomentował tego.
- Co ci się stało?! - wykrzyczeli obaj na widok rannego chłopaka.
- Potknąłem się i złamałem sobie nos - odpowiedział szczerze, a stojąca przed nim dwójka parsknęła śmiechem. - To nie jest śmieszne - Przetarł swój nos rękawem bluzy, by oczyścić go trochę z bordowej cieczy.
- Ależ jest - powiedział nadal roześmiany Snitch.
- Zakładnicy na lewo, do tego explo - Pokazał palcem Montanha na masywny samochód policyjny.
Związani ludzie pokierowali się w kierunku wyznaczonym przez policjanta, leniwymi krokami.
Natomiast atmosfera podczas negocjacji stała się luźna, cała trójka rozmawiała, tak jak dawniej. Był, tylko jeden mały szczegół, Capela był porwany, a dodatkowo nie wiedzieli, że to on. Mimo to miło im się rozmawiało, chwilę poplotkowali, po czym ponownie wrócili do żądań.
- Wcześniej nie było to powiedziane, ale mamy teraz pięciu napastników i również pięciu zakładników - oznajmił. - Może trzech za brak kolczatek na oba auta i dwóch za opóźnienie helki? - zaproponował.
- Nie no raczej czterech za kolczatki - Skrzyżował ponownie swoje ręce Gregory.
- A co wtedy z helikopterem? - spytał unosząc lekko brewi.
- Trzydzieści sekund opóźnienia - odpowiedział Snitch wzruszając przy tym ramionami.
Z jednej strony chciałby, by ich złapali i mógł się zgodzić na to, ale Krackers nadal był przetrzymywany i mogliby mu coś zrobić. Ma jeszcze, tylko jedno zadanie, więc uda mu się je przetrwać, prawda? W końcu przeżył już, według niego, najgorsze zadanie...
- Albo możemy dać wam trzy minuty, ale musisz podzielić się z nami jakąś informacją - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy brunet.
- Na przykład? - zapytał czarnowłosy, głośno przełykając przy tym ślinę.
- No nie wiem... Może co wiesz o Dante Capeli? Podobno coś o nim słyszałeś- Popatrzył się w oczy niebieskookiego, by chwycić jego reakcje. Była ona obojętna, ale zauważył, że z czoła chłopaka spływały małe krople potu.
- Wiem, że jest policjantem i niedawno został porwany - odpowiedział robiąc małe przerwy w mówieniu, by pomyśleli, że nie zna go za bardzo.
- I? - spytał podnosząc lekko brew Snitch.
- Nie wiem nic więcej - odparł spokojnie.
- Mhm, czyli nie powiesz - mruknął cicho pod nosem. - To ja idę przegadać żądania - powiedział nieco głośniej i ruszył w kierunku radiowozów, a drugi policjant dalej stał w tym samym miejscu.
Nastała cisza, nie wiedzieli co do siebie powiedzieć, więc stali w oczekiwaniu na powrót Montanhy. Jednak owy mężczyzna jest bardzo rozmowny o czym wiedziała ich dwójka, więc Capela zapytał:
- Może ja już wypuszczę dwójkę i jak on przyjdzie kolejną i z jednym wyjdziemy? - zaproponował.
- Może być - zgodził się Paul i zaczął zgłaszać na radiu to co właśnie mu powiedział.
Czarnowłosy zaczął powoli się oddalać i kierować do środka budynku. Ledwo co otworzył drzwi, a już usłyszał donośne wesołe okrzyki...
- Udało się, udało się! Panowie kurwa, jak zwykle zakszot top jeden wiadomo - krzyknął radośnie robiąc przy tym znak, tak zwanej "essy".
Nie, tylko on był w dobrym humorze. Nicollo i David, których wcześniej nie widział przy zakładnikach, teraz celowali bez narzekania do nich. Widać było oznaki spędzonego romantycznie czasu: rozczochrane włosy, pogniecione ubrania, malinki na szyi... Jednak siwowłosy był zbyt zajęty świętowaniem, by to zauważyć, więc o tamtej sytuacji wiedzieli, tylko oni i Dante.
Po paru kolejnych okrzykach szczęścia Erwin w końcu zwrócił uwagę na to, że do pomieszczenia weszła jakaś osoba. Popatrzył się pytającym wzrokiem na czarnowłosego, a ten widząc te spojrzenie odruchowo spuścił głowę i oznajmił:
- Wypuszczamy teraz dwójkę zakładników, następnie, jak wróci negocjator kolejną i wyjdziemy z jednym
Knuckles na te słowa lekko się zaskoczył. Myślał, że chłopakowi pójdzie znacznie gorzej lub będzie próbował jakiś sztuczek, ale wyglądało na to, że grzecznie wykonuje jego polecenia. Przybliżył się blisko niego i zarzucił swoją rękę za jego ramię.
- No i widzisz, jak chcesz to umiesz! - Klepnął lekko wyższego w plecy, na co przeszły go zimne dreszcze.
- Mhmm - mruknął cicho i smętnie.
Nie podobało mu się to. Znienawidził ten zimny dotyk jego dłoni, a raczej się go bał. Zaczęły mu drżeć ręce, a poziom stresu w jego organizmie diametralnie podskoczył. Mimo, że to był zwykły, przyjacielski gest nie umiał się normalnie zachować. Może gdyby byłby to Carbonara, Glinkely czy nawet Lych to inaczej, by zareagował. W końcu Erwin był nieprzewidywalny i bezwstydny, równie dobrze na oczach wszystkich mógłby go teraz pocałować. Na samo wyobrażenie tego, Capela poczuł obrzydzenie.
Na szczęście po paru sekundach ręka została zdjęta z barków czarnowłosego, tym samym uwalniając go z uścisku. Chłopak wziął głęboki wdech i go wypuścił. Następnie podszedł do zakładników i powiedział, by pozostała dwójka poszła za nim. Idąc do wyjścia zauważył na podłodze bordowe plamy jego krwi. Najwidoczniej wcześniej ich nie zauważył, szybko spojrzał na swoją koszulkę i faktycznie były tam zaschnięte strugi tej substancji. Nie mógł nic na to poradzić, więc po prostu szedł dalej aż doszedł do Montanhy i Snitcha.
Brunet ponownie wskazał, którędy mają udać się porwani ludzie, by ich przeszukano i mogli złożyć zeznania. Gdy odeszli ponownie zaczęła się rozmowa pomiędzy ich trójką.
- Supervisor zgodził się na żądania i helikopter na trzydzieści sekund, jak była mowa - oznajmił napastnikowi.
Capela przygryzł lekko wargę pod maską, wiedząc, że już za niedługo nastąpi pościg za nimi. Nie umiał przewidzieć, jak się on zakończy. Uciekną czy zostaną złapani? Nie cierpiał być w niewiedzy. Muszą uciec i w to wierzył. Był gotowy na cokolwiek co jeszcze będzie go czekać.
- Super, to ja idę po resztę zakładników - odparł kierując się do pokoju, z którego przed chwilą przyszedł.
Wszedł z powrotem do środka i tym razem było już znacznie spokojniej.
- Oddajemy tą dwójkę, więc możecie już iść do garażu - powiedział czarnowłosy lekko ściszając głos, gdy widział, jak wzrok Erwina powędrował na niego.
Nikt nic nie odpowiedział. David z Nicollo obrócili się na pięcie, a razem z nimi zakładnicy, do których cały czas celowali z pistoletu. Siwowłosy, tylko westchnął i cała szóstka ruszyła do drzwi.
Od razu po przejściu progu, Erwin zwrócił uwagę na pewnego policjanta. Na jego twarz pojawił się lekki grymas, a jego oczy momentalnie nabrały ciemniejszej barwy. Złość powoli się w nim zbierała, dało się przewidzieć, że nic dobrego to nie przyniesie...
Capela jako pierwszy wraz z związanymi ludźmi zjawił się obok Montanhy i Snitcha. Przekazał im dwójkę zakładników, gdy właśnie obok nich pojawił się Knuckles. Każdy zamilkł, miny im zmizerniały. Dante wraz z Paulem się odsunęli i postanowili się przyglądać całej sytuacji z bezpiecznej odległości, by przypadkiem nie dostać rykoszetem.
Dwaj mężczyźni patrzyli na siebie złowrogo, Gregory jakby wiedział doskonale kim jest zamaskowany przed nim napastnik. Stali w milczeniu, nikt nie chciał się odezwać pierwszy. Prawdopodobnie, gdyby nie pojawienie się pewnej blondynki przy nich, nic by się nie zmieniło.
- Grzegorzu, kiedy w końcu skończysz te negocjacje? - zapytała przesłodzonym głosem Mia.
- Już nie długo skarbie - oznajmił, a następnie przybliżył się do kobiety i pocałował ją delikatnie w lewy policzek.
W Erwinie, jakby coś w tym momencie znowu pękło. Jego serce przez zdradę chłopaka rozbiło się na parę fragmentów, ale po tym widoku poczuł, jakby podzieliło się na jeszcze więcej. Starał się unikać go, jak tylko mógł. Niby powtarzał sobie w myślach, że to przez to, że gdyby zobaczył bruneta to, by go rozszarpał i torturował, by poczuł się, jak on, lecz prawda była inna. W rzeczywistości, w głębi siebie, tej części, której się wypiera nadal go kochał. Przez co mógł mu wybaczyć, a on się bał takiej możliwości.
Siwowłosy w pewnym momencie, szybkim ruchem podszedł do blondynki. Z lekkim uśmiechem pod maską z całej siły walnął kobietę pięścią w to samo miejsce, które przed chwilą było ucałowane przez jego dawnego partnera.
- Nienawidzę cię żmijo, życie mi zrujnowałaś - Dziewczyna syknęła z bólu spuszczając przy tym głowę, jednak Knuckles nie chciał na to pozwolić. Złapał ją za podbródek i brutalnie podciągnął do góry, tak by patrzyła mu w oczy...
Całej scenie przyglądał się zdenerwowany Montanha, już wyciągał broń z kabury, lecz coś, a raczej ktoś mu w tym przeszkodził. Poczuł przystawioną do tyłu swojego karku zimną lufę pistoletu.
- Nawet nie próbuj nic głupiego - ostrzegł go oziębłym tonem jeden z napastników.
To samo zrobił Glinkelny z drugim policjantem. Wszyscy z ciekawością przyglądali się blondynce i siwowłosemu. Mówił jej coś bardzo cicho, tak by tylko ona usłyszała. Niestety nikt nie umiał czytać z ruchów warg, więc nie było wiadome co powiedział. Choć musiało to być coś poważnego, skoro postawa kobiety w jednym momencie zmieniła się z rozłoszczonej lwicy na przestraszonego królika.
Po tym, jak ta dwójka skończyła konwersacje, Mia pobiegła z smętną miną w stronę radiowozów, a Erwin z powrotem wrócił na swoje miejsce, gdzie stał chwilę wcześniej. Po czym podniósł do góry lewą rękę i nią machnął, oznajmiając, by puścili policjantów, co też zrobili.
Czarnowłosy był pod wrażeniem, jak szybko ta grupa może działać w spontanicznych sytuacjach. Zaimponowało mu to, jednak nie okazał tego w żaden sposób.
Atmosfera była napięta przez to co się przed chwilą stało. Widać było z miny Gregorego, że nie odpuści siwowłosemu za to co zrobił. Musiał te emocje chwilowo odłożyć na bok, bo w tym momencie negocjował. Teoretycznie mógłby zgłosić na radiu, że napastnicy zaatakowali funkcjonariuszkę policji i grozili mu, ale za to mogłoby stać się coś gorszego Mii.
- Wypuście ostatniego zakładnika, nic wam nie zrobimy już. Wszystko zostało przyklepane, więc teraz pozostanie czekać na gotowość jednostek - Postanowił się odezwać Snitch.
Capela pokiwał głową i ruszył w kierunku Lycha, który stał trochę dalej od nich. Zauważył, że chłopak nadal był zamyślony, dlatego stanął przed nim i pomachał ręką przed jego twarzą. Nie było żadnej reakcji z jego strony. Dante był lekko poirytowany tym faktem, lecz wiedział co na pewno go przywróci do rzeczywistości.
- Dorian, alkohol rozdają za darmo - szepnął do jego ucha.
Momentalnie siwowłosemu oczy zaświeciły, mrugnął i rozejrzał się po otoczeniu, gdy zobaczył brak procentowych trunków posmutniał.
- Żartowałem z tym, ale nie wiedziałem, jak inaczej cię wybudzić. Oddajemy tego zakładnika i ty możesz już iść do nas - oznajmił łagodnym tonem.
Lych cicho westchnął i udał się z porwanym w stronę pozostałych, to samo uczynił Dante. Gdy już dotarli wydawało się, że atmosfera stała się trochę bardziej luźna. Nicollo radośnie rozmawiał o czymś z Paulem.
Gregory zauważył ich przybycie, więc znowu pokazał, którędy ma się udać zakładnik. Ten posłuchał się i szedł wolnym krokiem w stronę radiowozów. Czekali tak aż do momentu, gdy pozostali policjanci skończą go przeszukiwać i wypytywać. Gdy w końcu się to stało Montanha zaczął zgłaszać na radiu komunikaty:
- U1 gotowe? U2? U3? Heli? Drugi pościg, U1? U2? U3?
Najwidoczniej każdy był już przygotowany.
- Dobra możecie wsiadać już do pojazdów, my też to zrobimy. Odliczcie sobie trzydzieści sekund - oznajmił spokojnie Snitch.
Tak, jak powiedział tak zrobili. David zasiadł jako kierowca sportowego auta, a wraz z nim Erwin. W drugim kierowcą był Nicollo, a pasażerami Dante i Dorian.
Widać było po Capeli, że zaczął się stresować. Był niespokojny i palcami wystukiwał w siedzenie. Zauważył to białowłosy chłopak, bo spoglądał właśnie w lusterko.
- Hej, wszystko będzie git, uciekniemy. W końcu jestem najlepszym driverem w tym mieście - Uśmiechnął się zadziornie pod maską.
Czarnowłosego trochę podniosło to na duchu. To co powiedział Carbonara to były fakty, zawsze uciekał policji. Rzadko, kiedy nie udawało mu się uciec.
Nagle sportowe auto ruszyło, najwidoczniej minęło już trzydzieści sekund. Wspomniane wcześniej jednostki ruszyły za pojazdem, a po kolejnych krótkich chwilach zaczął się również ich pościg.
Tak, jak przypuszczali nie potrwał on długo. Nicollo zgubił ich w uliczkach obok Benny'sa. Śmiesznie to wyglądało, Capela po raz pierwszy mógł zobaczyć, jak wygląda to od drugiej strony. Odetchnął z ulgą, gdy nie widział już żadnego radiowozu policyjnego.
W między czasie policjanci, którzy zostali na miejscu i badali teren zabezpieczyli próbki krwi z podłogi...
Zaczęli kierować się z powrotem na farmę, gdy nagle zadzwonił telefon.
Okazało się, że dzwonił Erwin. Podobno będzie trochę później na miejscu, bo pojazd, który ukradli trzeba na części rozłożyć i sprzedać, co trochę potrwa. Tyle zrozumiał Dante z tego co przekazał im Carbonara.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro