Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zadanie 1

W ff tym występują wykorzystania seksualne, tortury - jeśli jesteś wrażliwy/a proszę nie czytaj!

Był trzydziesty sierpnia tego roku. Wszystko się zapowiadało na całkiem normalny dla zakszotu dzień. Przez to mam na myśli jakieś porwanie kogoś, napad na Car Dealera czy robienie jakiś głupich akcji z policją. To było typowe dla tej grupy i każdy się do tego przyzwyczaił. Jednak tego wieczoru, gdy Speedo sobie stał, jak zwykle na warsztacie, podeszła do niego pewna postać. Nie znał tej osoby, pierwszy raz ją widział, mimo to jej wygląd przypominał mu kogoś z opowieści Knucklesa.

Szarowłosy chłopak z włosami takimi, jak on miał. Nieduży zarost na brodzie i niebieskie oczy. Zmierzał w jego stronę dość niezdarnie, co chwile się chwiejąc. Albert podejrzewał, że mężczyzna musiał trochę za dużo wypić alkoholu... W końcu po chwili podszedł do niego, mamrocząc coś przepitym głosem. Zrozumiał, tylko tyle, że chciał zobaczyć Erwina, ale powodu nie znał.

Skanując go wzrokiem wiedział, że chłopak należy do tych upartych i nie odpuści. Niechętnie, więc wyjął telefon z kieszeni spodni i odblokował ekran, wybierając numer do właściciela warsztatu.

- Halooo Speedo - przeciągnął pierwsze słowo.

- Mam pewien problem - spojrzał się w stronę nieznajomego. - Przyszedł tu jakiś chłop i mówi, że cię zna i coś o jakimś Mokotowie, czaisz? Nieźle odklejony - opowiedział białowłosy, co chwilę parskając śmiechem.

- Jak on wygląda? - zapytał poważnie siwowłosy. Miał swoje przypuszczenia kim ta osoba mogła, by być...

- Wysoki dość, szare, krótkie włosy, niebieskie oczy chyba i jest pijany w trzy dupy - streścił opis jasnowłosego.

Nastała chwili ciszy w słuchawce, po czym głos Knucklesa z nutką ekscytacji w głosie odpowiedział:

- Już jadę - Na te słowa Albert rozłączył się z swoim przyjacielem i z powrotem schował telefon do kieszeni. W tym czasie nietrzeźwa osoba przyglądała mu się uważnie.

- Spokojnie Erwin zaraz przyjdzie - Uśmiechnął się lekko do niego, by sprawiać pozory miłego dla klienta.

Chłopak, tylko pokiwał głową na te słowa, przekazując tym samym, że zrozumiał co powiedział mechanik. Czekali tak sobie, bo na warsztacie nie było nikogo kogo można byłoby obsłużyć.

W końcu po jakiś dziesięciu minutach siwowłosy łaskawie postanowił się zjawić. Może jego auto dymiło i prawie przejechał go, jak wjeżdżał do środka, ale to było typowe dla niego. Nie umiał jeździć, więc trze było mu to wybaczyć.

Złotooki zaparkował pojazd i na widok swojego dawnego przyjaciela momentalnie otworzył drzwi auta i podbiegł do niego. Był to nie kto inny, jak Dorian Lych - osoba, która była, jak brat dla niego. Razem zazwyczaj robili najwięcej przypału, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich czynów.

Niebieskooki od razu na widok tej szarej czupryny ruszył do niego, by się przywitać.

- Si-iema Erwin, ko-ope lat - powiedział co chwilę się jąkając przez swój stan.

- No cześć, widzę, że nic się nie zmieniłeś. Pijany, jak zwykle - zaśmiał się.

- Oj tak, a Erwinku kochaniuuutki - Chłopak, już wiedział co drugi miał go zamiar zapytać.

- Tak przyjmiemy cię, na jutro ogarniemy jakąś zajebistą akcje - rozmarzył się, po czym najechał swój wzrok na białowłosego mechanika. - Ty Speedo wymyślisz plan! - krzyknął.

Albert zaskoczył się na te słowa. Serio myślał, że to jakiś obcy facet, a się okazało, że jego szef bardzo dobrze go zna. Na dodatek kazał mu plan wymyślić specjalnie z okazji pojawienia się go w mieście. Nie ukrywał trochę go to rozzłościło, bo wiedział, że jak nie wymyśli czegoś dojebanego to chłopak chyba coś mu zrobi. Wyciągnął już telefon, by napisać do Vasqueza, by pomógł mu z tym...

W tym czasie oboje znajomych ze starych czasów rozmawiało sobie w najlepsze.

Time skip – kolejny dzień około 19:30

Wszyscy z zakszotu, jak zwykle urządzili sobie spotkanie za warsztatem, by przedstawić plany na dzisiejszy dzień. Na spotkaniu zjawił się również Lych, którego każdy mierzył wzrokiem. Nie byli pewni kim była ta osoba, dopóki złotooki tego im nie potwierdzi.

- No, więc zanim Speedo przedstawisz nam plan, który miałeś wymyślić - Spojrzał wrogo na chłopaka, oznajmiając tym samym, że jak go nie ma to może sobie iść do innej ekipy. - Chce wam przedstawić mojego dawnego przyjaciela z Mokotowa, oto Dorian – wskazał palcem na niebieskookiego.

- Siema - przywitał się.

Po chwili Erwin opisał w paru słowach każdego z członków grupy, by było wiadomo kto za co odpowiada i z kim można "odwalać". Wiedział, że chłopak pewnie zna niektórych, jak na przykład Carbonare, ale co mu szkodziło powiedzieć kilka słów o nich ponownie.

W międzyczasie Albert stał niespokojnie, stresując się czy spodoba się im co wymyślił. Siwowłosy może być bardzo wymagający... Nagle usłyszał swoje nazwisko na co lekko podskoczył, co wyglądało komicznie. Niektórzy lekko parsknęli śmiechem na ten widok.

- T-to tak, parę dni temu był tu taki p-policjant Igor, co mówił coś, że Capela ma syna Krackersa. Sobie pomyślałem, że m-może by porwać ich obu i kazać Dante zrobić wyzwanie w zamian za i-ich uwolnienie? - jąkał się co chwilę widząc, jak każdy patrzy na niego. Nienawidził być w centrum uwagi.

Nastała chwila ciszy, każdy czekał na werdykt lidera.

- Zajebisty plan Speedo! O to chodziło - pochwalił białowłosego.

- Nawet git, podoba mi się - wyraził swoje zdanie Carbonara.

- Wchodzę w to - powiedział radośnie nowy członek grupy.

Natychmiastowo zaczęli wszystko dokładnie planować. Co chwilę zmieniali wszystko, a biedny Labo co chwile skreślał swoje notatki, by zastąpić je nowymi. Temu się to nie podobało, a tamtemu tamto i postanowili finalnie wzywania dla czarnowłosego wymyślić dopiero, jak już go porwą.

W końcu skończyli wymyślanie, teraz trze było wcielić to w życie. Erwin zadzwonił do Montanhy, by się zapytać czy potrzebna mu dwójka jest na służbie. Dowiedział się, że jest i nawet są razem w patrolu, co ucieszyło go. Natychmiastowo podzieli się w pary i zaczęli ich szukać po mieście. Było to nie lada wyzwanie, bo niedawno była akademia policyjna przez co doszło sporo nowych osób. Dlatego też ulice były przepełnione radiowozami.

Po jakiś dłużącej się godzinie finalnie znaleźli ich. Stali na światłach obok Pacyfica w crown victori z numerami "412". Pasażer w pożyczonym od Iversona pojeździe od razu zawiadomił wszystkich, że znaleźli to czego szukali, a Nicollo powoli podjeżdżał coraz bliżej policyjnego pojazdu.

"Oni jeszcze nie wiedzą" - pomyślał, szyderczo uśmiechając się Knuckles.

Nie długo po telefonach chłopaka zjawiło się więcej aut w ich okolicy. Wiedzieli, że pora zaczynać. Carbonara agresywnie ruszył przed światła i wyszedł po chwili z pojazdu z Erwinem celując do funkcjonariuszy. Z daleka było widać również inne celujące osoby do tej dwójki. Nie mieli szans, muszą się poddać.

Ernest i Dante bardzo dobrze to wiedzieli, więc ostrożnie i powolnie rzucili swoje pistolety na ziemie i dali swoje dłonie za plecy w geście poddania. David, który do nich dołączył szybkim ruchem zabrał broń z drogi i zakuł policjantów linami. Przeszukał ich dokładnie, zabrał im paralizatory, pałki i inne przedmioty, dzięki którym mogli zrobić krzywdę napastnikom. Na koniec również wyrzucił nadajniki i wsadził obu niechlujnie do pojazdu należącego do Luckasa, samemu po chwili biegnąc do swojego.

Teraz policja była już zawiadomiona o prawdopodobnym porwaniu, więc mieli mało czasu. Migiem odjechali z miejsca zdarzenia kierując się w stronę farmy Dii. Może się wydawać, że to bardzo spokojne miejsce i niebudzące podejrzeń, ale w jednej z szklarni jest ledwo widoczna klapa w podłodze. Znajduje się tam piwnica, w której Garcone najczęściej torturuje podpadające mu osoby. Przed tym oczywiście wiąże im oczy i odwiązuje je na miejscu.

W samochodzie panowała dość nerwowa atmosfera, choć co się dziwić. Obaj zakładnicy mieli dość różne charaktery, co denerwowało napastników, a zwłaszcza Erwina. Capela siedział spokojnie i spoglądał przez szybę, obserwując widoki. Jego "syn" natomiast się darł na cały samochód. Krzyczał, że jest porwany, chciał jakoś zwrócić uwagę innych na siebie. Po jakimś czasie złotooki w końcu nie wytrzymał, nie mógł dłużej tego słuchać, więc wyciągnął taśmę.

- Jak się zaraz nie zamkniesz to zakleję ci tą mordę! - groził szatynowi spoglądając na niego złowrogo.

Czarnowłosy się nawet nie przejął tym, może to i lepiej, bo faktycznie wył już jakieś dwadzieścia minut bez chwili przerwy. Ernest w odpowiedzi na słowa porywacza zrobił obrażoną minę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o siedzącego obok policjanta. W końcu nastała cisza, a ucieszony siwowłosy schował z powrotem przedmiot do kieszeni. Napawał się tą chwilą wytchnienia od hałasów.

Właściwie byli już prawie na miejscu, zaparkowali nie daleko szklarni. By nie wzbudzać podejrzeń odwiązali ich i normalnie prowadzili do owego szklanego pomieszczenia. Nie chcieli, aby jakiś świadek wezwał policję, bo cały ich plan, by się posypał. Dia, który dojechał na miejsce przed nimi, otworzył powoli klapę w podłodze i kazał wszystkim wejść do środka, co też uczynili.

Była to dość duża piwnica podzielona na dwa pokoje. Jeden główny, gdzie były narzędzia do tortur na półkach i dwa krzesełka na środku. Drugi był zamknięty, więc nie było wiadome co tam jest. Od razu na wejściu poczuli mocny zapach krwi i środków czyszczących. Dzięki czemu pomieszczenie wyglądało na dość czyste, lecz niektóre miejsca były niedomyte przez co pozostały ślady bordowej cieczy czy innych nieznanych substancji.

- Siadać! - rozkazał Dorian, który dołączył do nich po jakiś pięciu minutach wraz z Davidem.

Dwoje zakładników niechętnie, ale usiadło na wskazanych meblach. Ich ręce i nogi były ponownie związane, ale tym razem do krzesła. W międzyczasie rozglądali się po pokoju. Trochę ich przeraziły te strzykawki, skalpele, noże na metalowej tacce oraz plamy na ścianach, jednak nie skomentowali tego.

- Słuchajcie, teraz odpowiecie nam na kilka pytań - powiedział szyderczo siwowłosy.

Związani, tylko pokiwali głowami na znak zgody.

- No, więc Capela... To jest twój syn, prawda? - zapytał upewniając się.

- Nie prawdziwy, można powiedzieć, że adoptowany mentalnie - odezwał się po raz pierwszy przez całą akcje. Odpowiedział zgodnie z prawdą, bo nie warto było w jego sytuacji kłamać.

- Zrobił byś dla niego wszystko czyż nie? - Spojrzał psychopatycznym wzrokiem Lych na czarnowłosego.

Policjanta trochę zmartwiły te oczy, nie wiedział co te "wszystko" do końca oznacza. Co chcą im zrobić... Z jednej strony nie miał zbyt wielu przyjaciół i Krackers był dla niego bardzo ważny, ale czy najważniejszy? Zerknął na chłopaka siedzącego po jego lewej. Po raz pierwszy w życiu widział go przerażonego czymś i siedzącego tak spokojnie. Musiał to być jego pierwszy raz będąc porwanym, dlatego się tak stresował. Teraz są uwięzieni, więc nawet jakby chcieli coś zrobić to nie mogą.

- Tak czy nie?! Szybka odpowiedź! - ponaglał Glinkenly.

- Tak, zrobiłbym... Jest bardzo bliski mojemu sercu - odparł lekko zestresowany.

Na te słowa Ernestowi zrobiło się ciepło w środku, a nawet się zdziwił. Capela nigdy nie powiedział, że mu na nim zależy, a teraz zgodził się na cokolwiek co każą mu zrobić porywacze. Po raz kolejny mu zaimponował swoim zachowaniem.

Napastnicy byli trochę zszokowani odpowiedzią, ale też za razem ucieszeni, bo to idealnie wpasowuje się w ich plan. Bez słowa odeszli do pomieszczenia obok, by przedyskutować zadania dla niego...

- Na serio to powiedziałeś? - zapytał się związany obok niego szatyn.

- Oczywiście, że tak. W końcu jesteś dla mnie najważniejszą osobą w tym mieście, więc to nie był, by problem dla mnie - uśmiechnął się lekko do chłopaka.

- To miłe, ale za razem też smutne tato. Na pewno sobie znajdziesz kogoś, a ja ci w tym pomogę! - pocieszył go.

- Jak zwykle jesteś optymistyczny - roześmiał się, Ernest zawsze był w stanie poprawić mu humor.

Rozmawiali tak z sobą, by nie myśleć zbyt wiele o okolicznościach w jakich się znajdują. Lepiej pomyśleć o czymś dobrym w złej sytuacji, prawda? Jednak ich pogawędkę przerwał im dźwięk skrzypiących drzwi, które się właśnie otwierały. Weszło do pomieszczenia z powrotem pięciu zamaskowanych mężczyzn. Ewidentnie ich oczy z iskierką ekscytacji nie zwiastowały niczego dobrego...

- Wymyśliliśmy trzy zadania dla ciebie! - powiedział próbując brzmieć, jak najbardziej dramatycznie potrafił siwowłosy. - Musisz je wykonać, byście się mogli wydostać!

"Aż trzy?! Boje się co ten psychopata mógł wymyślić..." - Capela spojrzał się z lekkim niepokojem porywaczy. Niestety, jednak nie mógł nic wyczytać z ich twarzy.

- Co to za zadania? - zapytał niepewnie Ernest.

- Będę wam mówić po kolei, więc najpierw pierwsze i za razem najłatwiejsze, czyli zdjęcie - rzekł wesoło złotooki.

Zbliżył się w międzyczasie do czarnowłosego i położył swoją rękę na jego podbródek, tym samym agresywnie pociągając go do góry. Chciał, by niebieskooki patrzył mu prosto w oczy, gdy każe mu coś zrobić. Uwielbiał przyglądać się przerażonym twarzom swoich ofiar. Dzięki temu czuł, że posiada władzę i jest kimś ważnym, kogo trzeba się obawiać.

. -Będziesz musiał zrobić sobie upokarzającą fotografie - mówił jakby to nie było nic wielkiego. Po czym szepnął cicho do jego ucha – Nie bój się, to będzie pamiątka, tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji - Oddalił się ostrożnie od policjanta i oparł się o ścianę naprzeciwko niego.

Dante był zdezorientowany po tym co właśnie usłyszał. Nie wiedział co ta osoba miała na myśli, przynajmniej nie w tym momencie.

- Nie zgadzaj się na to! Ja to zrobię, ty masz za dużo do stracenia. Jestem, tylko oficerem, a ty asystentem szefa, więc ciebie zaboli bardziej strata wizerunkowa! - wykrzykiwał, by jakoś przekonać jego tatę do zmiany zdania.

- Przesadzasz, poza tym mam gdzieś co sobie ludzie o mnie myślą - próbował uspokoić tym szatyna, po chwili dodał - Dlatego też zgadzam się na to co powiedział napastnik

"I tak nie mam wyboru" - pomyślał lekko przy tym przygryzając wargę.

Siedzący obok chłopak był całkowicie zdziwiony tym co właśnie usłyszał. Nie zgadzał się z jego decyzją, było to bezsensu według niego. Po co niby miał on ryzykować swoim stanowiskiem dla niego? Zawsze myślał, że nikomu na nim nie zależy poza jego rodzicami i dalej w to wierzył.

W dzieciństwie miał dość ciężko, gdy miał dziesięć jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nikt z jego rodziny nie chciał go przygarnąć, brzydzili się go i uważali za słabego. Jednak za dociskiem z strony sądu został zaadoptowany przez jego wujka, który mieszkał w Japonii. Wtedy zaczął się dla niego strasznie trudny okres w życiu...

Wujek jego był alkoholikiem przez co pod jego wpływem był bardzo agresywny. Wyżywał się na nim fizycznie i mentalnie za śmierć jego żony, mimo że nie miał z tym nic wspólnego. Nawet, gdy był trzeźwy dogryzał chłopakowi. Przy każdej okazji oznajmiał mu, jak beznadziejny jest.

W pewnym momencie Krackers nie mógł tego słuchać i po prostu jednego wieczoru po cichu uciekł z ich domu. Myślał, że życie na ulicy będzie lepsze niż to z jego wujkiem, ale nie w Japonii. Tu na każdym kroku w uliczkach są zamaskowani ludzie, którzy przynależą do jakiegoś ważnego gangu. Jeden zły ruch i możesz nim łatwo podpaść. Gdy to się stanie zostaniesz zabrany do ich miejsca spotkań, które zazwyczaj nie jest najczystsze. Zostaniesz rzucony brutalnie na podłogę, po czym będziesz oczekiwać na swoją karę.

To się właśnie przytrafiło Ernestowi, podpadł yakuzie. Jednak nie zginął, bo jednemu z członków było mu go żal i poszedł do ich szefa. Przekonał go jakoś i dzięki temu załatwił sobie dach nad głową, ale nie za darmo. Codziennie dostawał małe porcje jedzenia, musiał kraść albo wyłudzać jedzenie od przechodniów. W jego rutynie również znajdowało się ćwiczenie po minimum cztery godziny dziennie. Uczył się, specyficznego do ich gangu stylu walki, ale też między innymi jak włamywać się do cudzych mieszkań i ogólnego sposobu na przetrwanie. Nikt się o niego nie troszczył, wujek o nim zapomniał, a nikt w yakuzie nie był do niego specjalnie pozytywnie nastawiony. Gdyby zginął mieli, by po prostu słabe ogniwo z głowy i jedną osobę mniej do wykarmienia...

Z zamyślania wyrwało go pytanie zamaskowanej osoby:

- To co odwiązuje cię i idziesz grzecznie ze mną do drugiego pomieszczenia na zdjęciu?

Capela, tylko pokiwał głową na znak zgody. Zauważający to podpierający się chłopak odsunął się od ściany i zmierzał coraz bliżej czarnowłosego. Krackers chciał już zacząć krzyczeć, że się nie zgadza i by wzięli go, jednak złowrogi wzrok i ostrzegawczy gest palcem ciemnoskórego porywacza zamknął jego usta na dobre. Gdyby się nie posłuchał to możliwe, że zrobili by coś gorszego Dante, a tego nie chciał.

Napastnik będąc już przy dwójce zakładników, uklęknął obok czarnowłosego i zaczął ostrożnie odwiązywać linę przywiązaną do krzesła. Nie zajęło mu to długo, już po około dwóch minutach niebieskooki był w stanie się normalnie poruszać. Co też uczynił powoli wstając z krzesła, lecz to się za dobrze dla niego nie skończyło...

- Gdzie kurwa bez mojego pozwolenia wstajesz, zasrany psie?! - krzyknął zdenerwowany złotooki. Nienawidził, jak ktoś coś robi bez jego zgody, dlatego też, by uświadomić to porwanemu z całej siły walnął go w lewą stronę twarzy. Capela ledwo co nie upadł na ten ruch, było to mocne uderzenie. Cały policzek miał teraz czerwony, co chwile syczał z bólu. - Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy - powiedział oschle chłopak po czym złapał rannego za rękę i zaciągnął do drugiego pokoju.

Rzucił nim na podłogę jakby był nic dla niego nie warty. Szybkim ruchem zamknął drzwi na klucz, by nikt, aby na pewno im nie przeszkadzał.

- To co kotku, wiesz już w jaki sposób mam zamiar cię upokorzyć? - zapytał lekko uwodzicielskim głosem.

Capele zamurowało. Myślał, że się przesłyszał. Jaki napastnik mówił tak do zakładnika? Czarnowłosy coraz bardziej zaczął się stresować i niepokoić zachowaniem chłopaka przed nim. Szybko, lecz ostrożnie podniósł się z podłogi. Trochę się skrzywił na ból, ale mimo to postanowił oddalić się, jak najbardziej od siwowłosego na ile mógł. Cofał się do tyłu, dopóki w końcu nie natrafił na ścianę, przymknął oczy przeklinając w myślach tak małą powierzchnie pomieszczenia. Przeszedł go dreszcz spowodowany zimną nawłoką. Teraz to nie wiedział co zrobić. Drzwi były zamknięte, a pokój wydawał się być wygłuszony, więc jego krzyki nic by nie dały... Jednym słowem był uwięziony i to on jego porywacza zależało co z nim zrobi.

Ten akurat widząc zmieszaną twarz Dante lekko uśmiechnął się pod maskę, by po chwili ją zdjąć tym samym odsłaniając swoją wesołą minę. Powolnym, lecz pewnym krokiem szedł w kierunku chłopaka.

Policjant jeszcze bardziej się przestraszył, gdy rozpoznał kto zmierza w jego stronę. Był to Erwin Knuckles jeden z najgroźniejszych i najbardziej nieprzewidywalnych przestępców w tym mieście. Wiedział, że niedawno siwowłosy przyłapał swojego partnera, Gregorego Montanhę na zdradzie z inną funkcjonariuszką Mią Clark. Bardzo go to rozzłościło przez co wyżywał się na kim popadnie, nawet na jego własnych przyjaciołach. Wygląda na to, że on będzie następny...

W czasie, gdy on myślał co go czeka, złotooki już stał niebezpiecznie blisko niego. Przez co czarnowłosy się spiął i spuścił lekko głowę. Niższego to jednak nie obchodziło i agresywnie podniósł z powrotem jego podbródek do góry.

- Masz się kurwa na mnie patrzeć cały czas, rozumiesz? - zapytał, a raczej rozkazał zimnym tonem. Siwowłosy lubił pokazywać swoją wyższość, a gdy widział w ofiarach strach mimowolnie podniecał się.

Capela nic nie odpowiedział, tylko pokiwał delikatnie głową. Na ten gest Knuckles oparł swoją jedną dłoń na ścianę, blokując tym samym drogę ucieczki chłopakowi, a drugą położył na jego policzek. Przyglądał się mu dokładnie, jego przestraszonej minie czy ogólnemu wyglądowi.

"Nawet ładny" - pomyślał, patrząc przy tym bez wyrazu w oczy niebieskookiego.

Po czym bez ostrzeżenia złączył ich usta w pocałunku. Dante bardzo się zdziwił na taki obrót spraw, dlatego próbował jakoś odepchnąć od siebie Erwina, lecz to mu opornie szło. Na jego nieszczęście drugi to zauważył i zbliżył się jeszcze bliżej, jeśli w ogóle było to możliwe. W tej chwili wiedział, że nie powinien się opierać, bo to się skończy dla niego bardzo źle. O czym się przekonał, bo napastnik coraz bardziej agresywnie go całował i nawet zaczął wpychać swój język do jego buzi.

Gdy na chwilę się oderwali od siebie, by zaczerpnąć powietrza, tylko usłyszał:

- Bądź grzeczny, a może pomyślę czy być dla ciebie delikatnym

Po czym ponownie złączył ich usta, ale przełożył opierającą dłoń na jego włosy i zaczął się nimi bawić. Capela nie wiedząc co zrobić, położył ostrożnie swoje ręce na talie chłopaka przed nim. Co ewidentnie zadowoliło niższego, bo cicho mruknął w jego twarz. Czarnowłosego, tylko przeszedł zimny dreszcz po plecach, czuł się nieswojo. Nie podobała mu się ani trochę ta sytuacja, ale nie mógł zrobić nic oprócz oddania się mu w pełni. Co też postanowił uczynić, kompletnie się już nie bronił. Chciał, by to się jak najszybciej skończyło...

Nagle poczuł, jak kolano niższego wpycha się pomiędzy jego krocze. Zaczął powoli nim przesuwać, tym samym chcąc nie chcąc Dante czuł się coraz bardziej podniecony. Z początku myślał, że Erwin chce się z nim tylko pobawić, ale jak widać nie o to chodziło. Nawet nie zauważył, kiedy łzy zaczęły spływać po jego bladej twarzy. Po chwili siwowłosy urwał ich pocałunek i przeniósł swoje usta na szyje chłopaka. Zjeżdżał nimi po całej długości jego karku, schodząc coraz niżej, co jakiś czas robiąc malinkę.

W pewnym momencie zdjął z niego górną część munduru i rzucił gdzieś w drugi kąt pokoju. Jednak coś mu nie pasowało, nie był w pełni zadowolony. Zauważył, że niebieskooki powstrzymuje swoje odgłosy rozkoszy, oprócz tego widział też szloch, ale on go nie obchodził. Dla niego w tym momencie chłopak był, jak dziwka. Miał wykonywać to co oczekiwał klient, w tym przypadku porywacz.

- Kochanie, ale ja bym chciał cię usłyszeć - powiedział. Skierował swoją głowę na jeden z sutków chłopaka i zaczął się nim bawić. - Zajęcz dla mnie - nalegał i by stało się to bardziej prawdopodobne zaczął ssać czuły punkt na klatce piersiowej.

- Mhmm - wymruczał czarnowłosy, tym samym wykonując rozkaz. Wolał się nie przekonywać co by było, gdyby tego nie zrobił.

W ciągu kilku kolejnych minut każde miejsce na jego torsie zostało wycałowane i oznaczone czerwonymi śladami. Z tego też powodu Knuckles zaczął rozpinać rozporek niebieskookiego. Widać było, że spodnie go uwierały, więc zrobił mu tylko przysługę. Przynajmniej tak sobie wmawiał siwowłosy. W między czasie samemu ściągnął z siebie całe odzienie. Był nagi przez co Capela mógł zauważyć dużo blizn na ciele swojego porywacza. Wiedział, że to przez jego kryminalne życie, rany postrzałowe, zadrapania...

Rozkojarzony nawet nie wychwycił momentu, kiedy jego spodnie wraz z bokserkami zostały zdjęte. Zorientował się dopiero, jak poczuł ślinę na swoim przyrodzeniu, na co mruknął. Zachęcony tym odgłosem Erwin coraz szybciej zaczął ssać, przez co jęki się nasiliły. Jednak, gdy chłopak był już na skraju rozkoszy, niższy wyjął członek wyższego z swoich ust. Za to przetarł lekko ręką łzy z twarzy Dante, gdyż on przez cały ten czas płakał na znak tego, że nie robi tego z swojej woli.

- Ciii kochanie, spokojnie - położył dłoń na policzku chłopaka i lekko go pogładził. - Teraz może trochę zaboleć, ale zobaczysz potem to już, tylko będzie lepiej - uśmiechnął się chytrze patrząc prosto w zaszklone niebieskie oczy.

Drugi nic nie odpowiedział, ale wiedział co go czeka przez co wybuchł płaczem. Starał się nie wydawać przy tym dźwięku, bo to by mogło rozzłościć siwowłosego.

Po jakieś chwili poczuł agresywne wbicie się Erwina swoim przyrodzeniem w środek jego ciała przez co krzyknął. Knucklesowi się to najwyraźniej podobało, bo zaczął przyspieszać swoje ruchy i pogłębiać. W końcu natrafił na czuły punkt czarnowłosego na co bardzo się ucieszył. Cały czas tam uderzał przez co jękom nie było końca, tak samo jak dreszczom i łzom.

Niewiele czasu minęło, a niebieskooki doszedł na brzuch drugiego i swój, przez co to samo uczynił złotooki, ale w jego środku. Dopiero po tym wyjął swój członek z wnętrza chłopaka i dodatkowo kazał mu go wyczyścić z białej substancji. Zrobił to, bo nie miał innego wyboru.

Po skończeniu, upadł prawie bezwładnie na podłogę i się skulił. Głowę miał spuszczoną, opartą o swoje kolana. Zaczął jeszcze bardziej płakać, w końcu mógł wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które towarzyszyły mu w trakcie tej okropnej dla niego chwili.

W myślach zaczął się obwiniać, że to on chciał pojechać obok Pacyfica, by odebrać wypłatę. Gdyby tam nie pojechali to, by nie zostali porwani, prawda? Nie miał pojęcia nawet czy to miało jakiekolwiek znaczenie. Wiedział jedno, że w tym momencie się zeszmacił i został potraktowany, jak najgorsza dziwka. Jeśli Erwin wrzuci to na twittera to będzie skończony w policji, a co dopiero w oczach swoich kolegów z pracy, mieszkańców miasta czy najważniejsze w oczach swojego syna...

Całej scenie przyglądał się dokładnie siwowłosy. Miał ubaw, że chłopak się przejmuje czymś takim, dla niego to było normalne. Prawie codziennie pieprzył się z swoim byłym już parterem. Zdrada bardzo go zabolała. Postanowił, że chce jak najszybciej zapomnieć o nim przez co zabawił się Capelą. Nie miał, jednak wyrzutów sumienia. Zawsze był egoistą z czego wynikały często nieprzyjemne sytuacje. Nie myśląc o tym zbyt długo zrobił, tak jak powiedział wcześniej, zdjęcie. Przedstawiało one właśnie wyniszczonego człowieka. Człowieka, który właśnie przeżył coś traumatycznego i nie przyjemnego. Płakał i krzyczał, będąc przy tym nagim.

"Te zdjęcie mogłoby pójść nawet za parę baniek... Wielbiciele sztuki uwielbiają takie smutne, abstrakcyjne zdjęcia" - pomyślał, po czym zaczął się ubierać.

Gdy już był odziany, zaczął przyglądać się swojej galerii w telefonie. Leniwym ruchem kciuka dodał najnowszą fotografię do folderu z ulubionymi. Następnie schował swój telefon do jednej z kieszeni w spodniach i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Miał już chwytać za klamkę, ale się obrócił w stronę siedzącego na ziemi chłopaka.

- Mogę ci obiecać, że nikomu nie powiem o tym co się tu wydarzyło - powiedział oschle, patrząc na zmarnowanego człowieka. - Ale lepiej zacznij się już ubierać, za dziesięć minut przyśle tu kogoś

Czarnowłosy z jednej strony się lekko ucieszył, że nikomu tego nie pokaże. Jednak nadal najgorszy był sam czyn, który zrobił mu siwowłosy. Nie wybaczy mu tego...

- M-Miałeś zrobić mi, t-tylko zdjęcie, a ni-ie coś bez m-mojej zgody – ledwo wypowiedział niebieskooki, bo powoli zaczynał się dławić własnymi łzami. Za kolanami była ukryta jego twarz, a była ona cala czerwona od bezustannego szlochu. Włosy rozwalone, każdy kosmyk w innym kierunku. Wyglądał znacznie gorzej niż w chwili, w której go porywali.

- Ja nic nie mówiłem konkretnego, powiedziałem po prostu, że cię upokorzę i to zrobiłem. Nie wiem czego ty się kurwa spodziewałeś - Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia z hukiem zamykając drzwi.

Capela w tym momencie został sam w pokoju. Sam z swoimi przemyśleniami i traumą, która zostanie z nim już na długo. Wiedział, że zaraz ktoś po niego przyjdzie, a nie chciał by tak ta osoba go zobaczyła, więc musiał się w miarę ogarnąć. Powoli i ostrożnie podpierając się na rękach, wstał z podłogi. Lekko się zachwiał, ale podparł się dłonią ściany na czas, bo by upadł. Zmierzał wyniszczony w kierunku drugiego kąta pokoju, by zabrać swoje ubrania.

Doszedł tam po paru minutach, schylił się i podniósł swoje rzeczy z podłogi. Po czym zaczął je delikatnie nakładać na swoje ciało. Towarzyszyło mu przy tym obrzydzenie, w końcu to był jego mundur policyjny, w którym chodził na co dzień. Gdy już był cały odziany, ostatni raz się poprawił, by jego ubrania nie było aż tak bardzo pogniecione. Nie chciał, by ktoś nabrał podejrzeń przez to. Następnie próbował jakoś przywrócić swoje włosy do poprzedniego stanu. Ręką je formował, by je zaczesać po chwili na prawy bok. Wyglądał w miarę dobrze, tak jakby zaspany i nieogarnięty przyszedł do pracy. Co pryz obecnym jego stanie psychicznym było nawet niezłe. Ostatnią rzecz, jaką zrobił to położył powoli dłonie na swojej twarzy. Ostrożnie wycierał łzy z swojej twarzy. Jego policzki nadal były całe czerwone, ale z tym już nie dało się nic zrobić.

Spuścił lekko głowę po czym z powrotem ją podniósł, ale z fałszywym uśmiechem.

"Teraz, tylko udawać, że nic takiego się nie stało. Zawsze to robię, więc będzie to łatwe, prawda?" - Na tą myśl prawie znowu wybuchł płaczem. Gdy przytrafiło mu się coś okropnego czy to prywatnie. czy na służbie, swoje emocje ukrywał głęboką w środku. Dopiero, jak zostawał sam, cierpiał i wyrzucał je z siebie poprzez szloch. Na co dzień zawsze przybierał twarz w miarę uśmiechniętego policjanta i z tego ludzie go kojarzyli. Przestępcy go lubili za jego unikatowe i ludzkie podejście do wyroków.

Kiedyś na ich komendę zjawiła się cała zapłakana dziewczyna. Była bardzo roztrzęsiona, a jej twarz była cała czerwona. Jej ubrania były po części rozerwane, ledwo co zakrywały jej miejsca intymne. Starał się ją wtedy przesłuchać, dowiedzieć co się stało, ale dziewczyna nie współpracowała. Wiedział, że musi jej być ciężko, ale nie wiedział, jak dokładnie musiała się czuć. Niestety, teraz już wie...

Dopiero po długich godzinach rozmów z psychologiem, kilku ciepłych czekolad i siedzenia u boku Dante w końcu odważyła się coś powiedzieć. Czarnowłosy dowiedział się, że została napadnięta pod klubem, w którym przebywała co tydzień. Rosły mężczyzna zachęcił ją do pójścia za nim, niestety nie pomyślała nad tym co robi przez upojenie alkoholowe. Mężczyzna zgwałcił ją, zostawiając samą w ciemnej uliczce. Miała blisko do komendy, więc postanowiła się tam udać, nie wiedziała, gdzie się podać. Jej dom znajdował się kilka przecznic stąd, a każdy znajomy był zajęty.

Teraz Capela wiedział co czuła w tamtym momencie ta dziewczyna. Bała się komuś o tym wspomnieć, czuła brud na całym ciele, nie czuła się sobą... Zupełnie jak on.

Z użalania się nad sobą wyrwał go dźwięk skrzypiących, otwierających się drzwi do pokoju. Zobaczył zamaskowanego, ciemnoskórego mężczyznę podchodzącego do niego. Wyprostował się i westchnął cicho. "Zaczynamy tą szopkę" - pomyślał i uniósł lekko kąciki ust. Napastnik złapał go za ramię i zaprowadził do pomieszczenia, w którym był wcześniej. Zobaczył zmartwiony wzrok Krackersa, ale uśmiechnął się, by go uspokoić. Nie zamierzał, by młodszy się o niego martwił i tak wiedział, jak musiał być przerażony swoim pierwszym porwaniem.

Usiadł powoli na krześle obok szatyna. Już widział po jego minie, że ma zamiar wypytać go o to co zaszło pomiędzy ich dwójką. Nie zamierzał powiedzieć mu czegokolwiek, nie chciał się upokarzać, a po za tym co miał powiedzieć? "No wiesz co, zgwałcił mnie"? No to nie miałoby najmniejszego sensu. Dante na samą myśl poczuł łzy pod powiekami.

- Tato co tam się stało? - zapytał szeptem Ernest. Czarnowłosy nie zwrócił na niego uwagi. - Halo! Tato, możesz mi powiedzieć czemu tyle wam zajęło robienie jednego zdjęcia? - cisza. - Tato! - krzyknął zwracając uwagę napastników.

- Zamknij się młody! Możecie iść spać, na dzisiaj macie spokój - powiedział zimno siwowłosy, na co Capele przeszedł zimny dreszcz po plecach, słysząc jego głos. Krackers to zauważył. Niebieskooki nie potrafił zapomnieć, chociaż na chwilę o tym co się stało. Napastnicy rozwiązali swoich zakładników i kazali im się położyć na starych materacach. Po czym sami wyszli z pokoju, udając się na górę i najprawdopodobniej zmierzając do swoich domów. Usłyszeli tylko zamykanie kilku zamków, gdy wyszli.

- To powiesz mi co się stało? - zapytał szatyn kładąc się na brudnym materacu. Czarnowłosy położył się na swoim i przykrył się cienkim kocem, który dostał od jednego z porywaczy.

- Daj mi spokój Krackers - szepnął niebieskooki, a po jego policzku spłynęła łza.

Najwidoczniej nie będzie miał ani chwili spokoju. Czy to przez chłopaka, czy to przez jego własne natrętne myśli. Wiedział, że dzisiaj będzie mu trudno zasnąć, o ile w ogóle mu się to uda.

- No powiedz proszę! - próbował jakoś wybłagać wyższego.

- Nie rozumiesz kurwa, że nie chce o tym gadać? Nie pytaj mnie, bo nie odpowiem - Zdenerwował się na szatyna. Powoli nie wytrzymywał i dał po części upust swoim emocjom.

Ernest trochę się zdziwił na tak gwałtowną reakcje czarnowłosego. Jednak wiedział, że musiało się tam stać coś okropnego, skoro nie chciał mu powiedzieć. Cicho westchnął i położył się obok Dante, by pokazać mu w jakiś sposób wsparcie.

Tak jak myślał, jego myśli nie dawały mu spokoju przez całą noc. Nawet nie zorientował się, kiedy jego porywacze z powrotem weszli do pomieszczenia. Kazali im usiąść na krzesłach i znowu zostali związani. Chciał już skończyć te zadania, mieć spokój, wziąć urlop i załamać się we własnym mieszkaniu... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro