39
Podniosłem się chwiejnie na nogach, jednak upadłem. Muszę dostać się do pokoju. Jak szmaciana lalka ruszyłem w stronę schodów.
"Nie chcę"
Ten koszmar znowu będzie się powtarzać. Znowu. Wszedłem do pokoju.
"Znowu ten horror będzie grał, ból. Masa bólu, strachu, walki"
Przed oczami pojawiły mi się złe wspomnienia, które przewijały się, jak w kalejdoskopie. Otworzyłem szufladkę obok łóżka. Z pustymi oczami wyciągnąłem z niej żyletkę i pokierowałem się do łazienki. Usiadłem, opierając się o wannę.
Zdjąłem bandaże. Nie mam miejsca? W takim razie przetnę wszystkie w poprzek. Przyłożyłem ostrze do nadgarstkach.
"Nie! Co ty robisz?!"
Zatrzymałem się gwałtownie. Mój oddech był ciężki i urywany. Rzuciłem przedmiotem w ścianę, odbił się do niej i z brzękiem wrócił pod moje nogi. Odsunąłem się panicznie patrząc na połyskującą żyletkę.
"Obiecałem babci, że nie będę już tego robił", pomyślałem żałośnie.
Drgającą ręką mimowolnie sięgnąłem w jej stronę. Nie. Zatrzymałem się i wstrzymałem oddech, przecież to będzie tylko jedno cięcie. Nic się nie stanie. Opuszkami palców dotknąłem metalu. Moje serce szybko biło, pompując krew, mogłem usłyszeć, jak mocno bije.
Zagarnąłem szybko żyletkę w dłoń. Zacisnąłem ją mocno. Syknąłem z bólu, ale nie przestawałem, zaciskałem ją mocniej i mocniej. Po policzkach toczyły mi się łzy. Pierwszy raz czuję się tak okropnie, kiedy się tnę.. Pierwszy raz również uważam to za coś złego. Otworzyłem dłoń. Ukazała mi się porozcinana skóra, a metal był cały we krwi. Wypuściłem ją. Załamany wplątłem ręce we włosy, ciągnąc je.
- Ci ty robisz idioto?! - mówiłem do siebie. - cholernym przegrywie, przestań to robić! - nie panowałem nad sobą. To był tylko jeden moment.
Jeden ułamek sekundy.
Rozciąłem sobie rękę.
"Nie, nie coś ty zrobił?!"
Zatkałem sobie usta nadgarstkiem, w którego się wgryzłem, aby nie krzyknąć. Płakałem mocno, czując okropny ból. Nie chcę na to spojrzeć, ale coś mnie do tego ciągneło. Spojrzałem. Przeraziłem się. Moja pokiereszowana ręka, która już powoli zdrowiała podczas, gdy się nie ciąłem, była... Była, rozdarta poprzez wszystkie strupy. Mimo niekontrolowanej siły, nie przciąłem żył, cudem. Zamknąłem oczy, szlochając. Odrzuciłem żyletkę. Czułem, jak krew wylewa się z ran, nie rany. Z ran, które się otworzyły.
Oparłem się o ścianę, dopadły mnie wątpliwości, przecież nikt się nie przejmie nową raną, nikt o tym nie wie, a nawet jeśli to babcia mieszka w Korei.
"Przecież nikomu na mnie nie zależy"
"Nikomu? Co ja gadam.."
"Chyba oszalałem"
"Ale.. Więcej jest tych, którzy mnie nie lubią"
"Pomocy"
Skuliłem się i mocno trzymałem się za ramiona, głowę przykładając do chłodnych kafelków łazienkowych.
- Proszę.. - szepnąłem, a po policzku spłynęła mi łza. - Nie chce znowu tego błędnego koła. - moim ciałem wstrząsał szloch.
"Czy ktoś jest ze mną?"
"Nie jestem sam, prawda? Przecież mam Axela, babcię, a nawet Mamoru i Kidou"
"Niech mnie ktoś przytuli, proszę, chcę poczuć, że kogoś mam"
***
Leżałem w łóżku pusto, patrząc w sufit. Nie płakałem, nie miałem już czym. Ranę opatrzyłem. Nie mogę ruszać ręką.
"Jesteś żałosny Terumi, jesteś głupim dupkiem, który tylko wszystkich rani"
"Skończony idiota, którego nikt nie zechce, czemu po prostu ze sobą nie skończę?"
"Nie mogę, w końcu znalazłem przyjaciela, ale to nie jest chyba tylko przyjaciel.."
"Kocham go"
"Tylko, czy on pokochałby takie ścierwo, jak ja?"
Moje oczy powoli zaczęły się zamykać i w końcu zasnąłem.
***
Wtorek.
Szedłem po szkolnym korytarzu z nadzieją, że nikt mnie nie napadnie. Byłem w swoim świecie, w bańce bólu, nakładając moją maskę. Przełknąłem ślinę. Nie miałem nic w ustach od wczorajszego popołudnia. Nie chcę jeść, kiedy patrzę na jedzenie, coś mnie odrzuca. Mam ochotę wymiotować. Dzisiaj nie przyszedłem z jasnowłosym. On sam dotarł o wiele później niż ja.
"Muszę tylko przetrwać ten dzień".
- Co ci się stało w dłoń? - usłyszałem po pierwszej lekcji od jeżyka.
- Ah, przeciąłem się nożem kiedy robiłem obiad. - powiedziałem. Oto i upieczone dwie pieczenie na jednym ogniu. Axel się martwić nie będzie i nie pomyśli o tym, że nic nie jadłem.
- Następnym razem bądź ostrożniejszy. - odpowiedział z troską. Pokiwałem głową, posyłając mu uśmiech.
Druga i trzecia lekcja minęły mi szybko. Czwarta zaś dłużyła mi się, ponieważ nauczyciel przynudzał. Piąta była w-f. Było tak jak zawsze, czyli dziwnie, siedziałem oddalony od nauczyciela o jakieś trzy metry, przypatrując się grze ludzi z klasy. Koniec końców i ta lekcja minęła szybko. Tak, właśnie teraz wychodzę ze szkoły i kieruję się do domu. Pokonałem szybko wszystkie uliczki i już siedziałem przed otwartymi zeszytami. Mogłem pisać, ponieważ ręka, która sobie przeciąłem nie była tą, którą piszę. Tak też odrobiłem pracę domową, a następnie poczytałem książkę i poszedłem spać.
Środa i czwartek minęły mi podobnie. Nadal nic nie jadłem, zakładałem maskę, ćwiczyłem w domu, dostałem z dwa razy od ojca. Dzisiaj jest piątek, czyli jutro w końcu wolne. Byłem strasznie niewyspany i wypompowany z energii i jakiejkolwiek chęci do życia. Pod oczami pojawiły mi się zarysy cieni. Wydawało mi się, że odcień mojej skóry stał się trochę bledszy, ale to mi się chyba tylko wydaje.
Jak zawsze szedłem do szkoły, tym razem towarzyszył mi chłopak. Rozmawialiśmy ze sobą miło. Dostaliśmy do szkoły, zmieniliśmy buty i poszliśmy do klasy. Czułem się okropnie. Pierwsza lekcja minęła mi szybko, o dziwo. Podczas drugiej czułem się jeszcze gorzej, ale wmówiłem sobie, że zaraz przejdzie. Nie przeszło.
Trzecia lekcja była koszmarem. Siedziałem w ławce, próbując się skupić, ale nic mi nie wychodziło. Wstałem z ławki i chciałem podejść do nauczyciela z zamiarem prośby o pójście do toalety, ale nie wyszło mi. Zakręciło mi się w głowie i zemdlałem, opadając głucho na podłogę.
"Cholera"
***
Obudziłem się, ale szybko zmrużyłem oczy z powodu jasnego pomieszczenia. To nie przypominało gabinetu pielęgniarki w szkole. Skrzywiłem się i rozejrzałem się.
"Nie, nie nie nie!"
Przestraszyłem się, kiedy zorientowałem się, że leżę w szpitalu. Do mojej ręki przyczepiona była kroplówka. Na moich nadgarstkach znajdowały się świeże bandaże. Zrezygnowany spojrzałem w drugą stronę. Otworzyłem szeroko oczy, widząc śpiącego obok Axela. Uśmiechnąłem się. Początkowo chciałem wyjść ze szpitala (uciec), ale po zastanowieniu się, nie było już sensu tego robić. Lekarze zapewne powiadomili już policję. Może to i lepiej?
Nagle usłyszałem lekkie mruczenie, a następnie oczy chłopaka otworzyły się. Spojrzał na mnie i miał zamiar wrócić spać, ale nagle gwałtownie podnosił głowę i z wielkim szczęściem w oczach.. Przytulił mnie!
- Nie strasz mnie tak więcej, myślałem, że się nie obudzisz! - powiedział.
Zdezorientowany, na początku delikatnie objąłem go ramionami, a później mocno się w niego wtuliłem. Brakowało mi takiego ciepła.
- Ile leżałem? - wycharczałem pytanie przez suche gardło.
- Około cztery dni. - odpowiedział, patrząc mi w oczy, odwróciłem wzrok zmieszany. "Trochę długo". - Powiedz mi, dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Ja... Przepraszam. - powiedziałem żałośnie, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. - Przepraszam. Nie chciałem, żebyś marnował swój czas na zamartwianie się o takiego idiotę, jakim jestem. Przepraszam. To moja wina. - rozpłakałem się.
- Co ty mówisz? Słyszysz siebie? - zapytał zmartwiony i zły. - Nie możesz tak o sobie mówić i przestań przepraszać, to nie jest twoja wina tylko twojego ojca. Poza tym, chętnie bym się o ciebie martwił. - zamrugałem zaskoczony.
"Co on właśnie powiedział?"
- Że co? - zapytałem, patrząc na niego zaskoczony.
- Martwiłem się o ciebie, nawet jeśli nie mam do tego powodu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się przeraziłem, kiedy lekarz powiedział, że nie jadłeś od wielu godzin i o wielkiej ranie, przez którą straciłeś dużo krwi. Twój organizm był wycieńczony. - powiedział. Słuchałem tego w szoku. - Ja, martwiłbym się o ciebie ponieważ... cię kocham. - w tym momencie mnie pocałował.
Otworzyłem szeroko oczy.
"Czy ja śnie?"
Nie oddałem na początku całusa, z powodu szoku, ale poprawiłem się. Oderwaliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach.
- Ja też, cię.. kocham. - powiedziałem z rumieńcem na twarzy. On też był zarumieniony. Posłałem mu uśmiech. Byłem szczęśliwy, nie... Byłem bardziej niż szczęśliwy. Nie pomyliłbym się, gdyby nazwał się teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W tedy drzwi sali się otworzyły i wszedł przez nie lekarz.jak tylko zobaczył ,że się obudziłem to uśmiechnął się. Przywitał nas i zaczął i informować mnie o moim stanie, zrobił jescze szybkie badanie i wyszedł.
- a co z moim ojcem?- zapytałem niepewnie.
- z tego co wiem jest teraz w areszcie- powiedział i złapał mnie za dłoń. - wszystko się w końcu ułoży- powiedział z uśmiechem. Kiedy miałem już coś odpowiedzieć, drzwi ponownie się otworzyły a przez nie weszła moja babcia. Otworzyłem szeroko oczy widząc ją.
- myślałam że na zawał padnę kiedy dowiedziałem się o tym że jesteś w szpitalu- powiedziała i odrazu mnie przytuliła. Spojrzałem niezręcznie na kołdrę. Przecież złamałem obietnice.- tragedia! Oby ten skurczybyk już nigdy nie wyszedł z więzienia.-powiedziała.
- ale...co ze mną?- zapytałem cicho z obawami, niechce się przeprowadzać do Korei, tutaj mam już kogoś dla którego chce zostać.
- jak to co? Przeprowadzam się tutaj, do czasu aż nie ukończysz pełnoletności- powiedziała jakby to było oczywiste.
- a dziadek?- spojrzałem na nią zaskoczony.
- Będzie miał wsparcie w sąsiadach oraz w pielegniarce, która będzie się nim opiekowała- uśmiechnęła się. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę to było jak marzenie.
Całe to wydarzenie wyglądało jakby było że snów.
Babcia oznajmiając ,że będzie ze mną mieszkać.
Brak ojca.
Odwzajemniona miłość.
Czy to nie brzmi jak sen?
Jeśli to sen to ja niechce się budzić już nigdy.
Uśmiechnąłem się szczerze i przytuliłem obojga.
- w końcu szczęśliwe zakończenie- szepnąłem cicho.
_______
1500
Koniec
Jestem zadowolona z tego rozdziału i było mi naprawdę przyjemnie pisać te opowiadanie( mimo że widzę te wszystkie błędy i rzeczy które w Japonii by wyglądały inaczej). Chciałam powiedzieć tylko tyle ,że dziękuję za czytanie ,komentowanie i gwiazdkowanie, mam nadzieję ,że również świetnie się bawiliście czytając rozdziały :D
Kilka faktów.
-Affo został w szpitalu przez tydzień ,a następnie został zabrany na komendę policji gdzie został przesłuchany.( Oczywiście towarzyszył mu Axel)
-jego ojciec został skazany na 10 lat .
- Sprzedali dom ( w jakiś sposób xD) aby nie przypominał im o okropnych wspomnieniach i przeprowadzili się do domku z małym ogródkiem.
- Nasza para żyje długo i szczęśliwie .😊
Jeszcze raz dziękuję ♥️
Ps.
Jak tam w szkole? Jacyś nowi znajomi czy może nadal ta sama klasa?
Miłego dnia ❣️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro