Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36

Minęły kolejne dni i nadeszła sobota. Jestem już w pełni zdrowy. Siedzę sobie w parku napawając się ładna pogodą. Taa dopiero wyzdrowiałem i odrazu wychodzę na dwór. Nie mogłem się powstrzymać. Siedziałem tam rozkoszując się spokojem do czasu kiedy moje myśli pochłonęła szkoła. A mogło by się wydawać ,że moje dręczenie nie miało miejsca. Teraz odnowa się zacznie i odnowa. Westchnąłem i wstałem z ławki. Zacząłem kierować się w stronę mojego domu. Nagle zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu ukazał się numer ojca.

- halo?- zapytałem trochę niepewnie.

- wracam jutro- usłyszałem. Jednak było to coś dziwnego, coś dziwnego w jego głosie. Po plecach przebiegł mi dreszcz.

- rozumiem- powiedziałem trochę przyspieszając. Usłyszałem dźwięk kkmczicy rozmowę. Przełknąłem ślinę, nie dokońca widząc co o tym myśleć. Może mi się tylko wydawało? Tak, napewno mi się wydawało. Oddetchnąłem głęboko, stając tuż przed drzwiami. Wyjąłem klucz z kieszeni spodni i próbowałem otworzyć zamek. Dobre określenie próbowałem. Jeśli mi się tylko wydawało to czemu ręce mi się trzęsą?. W pewnym momencie klucze upadły mi na zimie. Schyliłem się by je podnieść i kiedy wrcalame do swojej wcześniejszej pozy, poczułem uścisk na ramieniu.

Odruchowo zamachnalem się do tyłu uderzając zapewne w twarz osoby, która położyła mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się szybko i bardzo szybko się zarumienilem że wstydu.

- ał? Za co to było?- usłyszałem cichy jęk ze strony jasnowłosego.

- sorka, to było niechcący, po za tym mówiłem ci już kiedyś ,żebyś się tak do mnie nie skradal- powiedziałem, zwalakc winę na niego. Uspokojony w końcu przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi.- chodź, dam ci lodu- powiedziałem ,widząc jak rozsmasowywyje sobie Poloczek. Weszliśmy do środka." Serio? Serio znowu go uderzyłem? A co jakby to był na przykład jakiś starszy pan, serio muszę się uspokoić". Mówiłem do siebie w myślach. W międzyczasie doszliśmy do wspomnianego kuchni, a chłopak usiadł przy blacie. Podszedłem do lodówki, gdzie mój zwrok na moment zatrzymał się w tamtym miejscu. Otrzsnolem się szybko i zacząłem poszukiwać lodu, jednak znalazłem chyba coś lepszego. Zimny kompres. Wziąłem go i podałem Ciemnookiemiu. Wykonał cicho przykładając sobie rzecz do twarzy.

- najwidoczniej zapomniałem - zaśmiał się.- nie widać tego po tobie ,ale serio możesz mocno przywalić- trochę się skrzywił. Prychnąłem na jego uwagę, choć gdzieś w środku byłem dumny za tą swego rodzaju pochwałę.

- oczywiście, że tak- odrzuciłem moje włosy na plecy.

- nie jesteś chory i humorek ci dopisuje, to chyba dobrze- powiedział patrząc na mnie. Wzruszyłem ramionami.

- tak wogóle to poco przyszedłeś?- zapytałem siadając.

- stwierdziłem ,że pewnie się nudzisz samemu więc przyszedłem cie odwiedzić.- wzruszył ramionami- ał, chyba mi szczękę przestawiłeś- powiedział skrzywiony.

- przeprosiłem już- popatrzyłem na niego spod byka- poza tym, nadal uważam ,że to twoja wina- prychnąłem. " No jak on może mnie obwiniać? ". Zrobiłem niezadowoloną minę.

- dobra, już się tak nie złość, bo ci zmarszki zostaną- powiedział rozbawiony.

- pff- prychnąłem.- napewno nie szybciej niż Soemok- zaśmiałem się, zasłaniając dłonią usta. Po kilku minutach usłyszałem też cichy śmiech jansowlosego.

- dobra, to było śmieszne- uśmiechnęłem się .

- oczywiście ,że tak- powiedziałem z dumą i odrzuciłem włosy do tyłu. Zaśmiałem się z samego siebie. Zauważyłem , że chłopak odkłada zimny okład na blat.

- aj, chyba mi policzek zamarzł- zaśmiał się. Parsknąłem lekko ze śmiechu.

- chcesz herbaty?- zpaytałem.

- jasne- opowiedział.- i słodzę jedną łyżeczkę- uśmiechną się. Pokiwałem głowo i ruszyłem w stronę czajnika, gdzie nastawiłem wodę i zaczekałem chwilę. W między czasie do dwóch kubków włożyłem torebki z herbatą. Następnie wlałem tam wrzątek, i do obu po zaparzeniu się dodałem po łyżeczce cukru, zamieszałem i dodałem trochę wody chłodnej. Następnie położyłem kubek na blacie przed nami.- dziękuję.- powiedział.

***
Siedzieliśmy tak rozmawiając około czterech godzin, w pewnym momencie chłopak powiedział ,że musi już wracać. Więc stoję teraz razem z nim przed drzwiami, się żegnając.

- do poniedziałku - powiedziałem.

- do zobaczenia- powiedział i wyszedł. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do swojego pokoju. Usiadłem na swoim łóżku i cóż, nic nie robiłem. Westchnąłem opadając na plecy. " Jescze jeden dzień i wracam do szkoły, tak bardzo nie chce do niej wracać. Już widzę te wszystkie pary oczu zwrócone w moim kierunku, albo nowe siniaki na moim ciele" . Mój zwrok powędrował w stronę okna. Było ciemno, uśmiechnęłem się na wapnienie dzisiejszego spotkania. To bardzo miłe z jego strony ,że chce się przyjaźnić z taką osobą jak ja. Moje myśli przeniosły się na moment w którym zadzwonił ojciec. Wzdrygnąłem się. Mocno wierzę ,że chłód w jego głosie był tylko wymyślony. Nie chce, nie che by znowu to robił. Z oczu wypłynęły mi łzy, uderzając o kołdrę. Przełknąłem ślinę. Tak bardzo, tego nie chce. W tym momencie poprostu cicho szlochałem. Szlochałem ze swojej bezradności, ze swoich pomysłów, za swoje błędy, za to , że nie umiem sobie poradzić.

Łkałem patrząc, jak na niebie pojawia się pierwsza gwiazda. Potem następna, i kolejna. Moje gardło zaczęło mnie boleć. Moja głowa pulsowała. Sam dźwięk łkania, doprowadzał mnie do większego smutku. Nie przestawałem, myślę ,że poprostu muszę to z siebie wyrzucić. Całe emocje. To odpowiednia pora. Jest cicho, a jedynymi towarzyszami są gwiazdy widoczne z okna.

_________________________________

818 słów.

I tak oto kończymy rozdziały na dzisiaj. :D
Mam nadzieję że się podobało

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro