33. zawsze cię kochałem.
- więc, jak u ciebie?- usłyszałem po mojej lewej. Uśmiechnąłem się w stronę babci, zaczynając jej opowiadać mniej więcej co się u mnie działo. Mam nadzieję ,że więcie co pominąłem. Starsza kobieta wydawała się być bardzo zaciekawiona tym co się u mnie działo, jak zawsze kiedy jej oczymś opowiadałem.
Po wielu godzinach w końcu zapadł wieczór i kiedy miałem się już kłaść zatrzymałem się na schodach i odwróciłem do babci.
- a na ile zostajesz?- zapytałem niewiedząc tego.
-tylko do jutra- uśmiechnęła się do mnie smutno. Westchnąłem cicho, przy tym lekko kaszląc i posłałem staruszce uśmiech.
- więc wykorzystajmy ten czas dobrze- uśmiechnąłem szeroko i poszedłem do mojego pokoju ,gdzie po przebraniu położyłem się na łóżku, ale nie mogłem się dobrze położyć, z powodu moich niedoknca zaślepionych ran. Zrezygnowany położyłem się więc na plecach patrząc w sufit. Po kilku minutach w końcu zasnąłem.
*. *. *.
Zbudził mnie ból biodra, który wskazywał na to, iż przez cały ten czas spałem w tej samej pozycji. Przekręciłem się na drugi bok i zamknąłem powieki. Chciałem, aby sen powrócił. Niestety nic z tego. Kręciłem się dobre kilkanaście minut mając nadzieję na jakiś cud.
Westchnąłem i położyłem się na wznak. Postanowiłem popatrzeć się w sufit. Był biały. W sumie co w tym dziwnego? Przekręciłem się na lewy bok i podłożyłem ręce pod głowę. Na dywanie widniał blask księżyca wpadający przez okno. Chwyciłem telefon znajdujący się na szafce nocnej oraz słuchawki. Włączyłem pierwszą lepszą muzykę i przymknąłem powieki. Sen automatycznie do mnie powrócił.
Poczułem szturchnięcie, przez co gwałtownie otworzyłem powieki. Serce podskoczyło mi do gardła, a oddech przyspieszył. Ahh, jednak nigdy nie pozbędę się tego nawyku. Uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy przed sobą zauważyłem nachylającą się nade mną staruszkę. Uśmiechała się przyjaźnie, a w dłoni dzierżyła mój telefon i słuchawki. Najwidoczniej musiałem zepchnąć je z łóżka w czasie snu. Musiałem mieć dosyć wystraszoną minę, gdyż babcia pogładziła mnie po włosach i najwidoczniej próbowała uspokajać.
- Wybacz, nie chciałam Cię wystraszyć. - powiedziała, po czym odłożyła na szafkę nocną słuchawki wraz z telefonem. - Spadło Ci.
- D-dobrze.. - wyjąkałem po czym podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Mam nadzieję, że lubisz tosty. - ponownie się uśmiechnęła.
- Jasne, że tak. - odwzajemniłem uśmiech i przeciągnąłem się.
Zupełnie zapomniałem o bandażach na swoich rękach, które zostały ujawnione przez dosyć luźną bluzkę. Staruszka ze zdziwieniem spojrzała w stronę moich rąk, a ja podążyłem za nią wzrokiem. Przekląłem w myślach i przygryzłem wargę. Automatycznie podciągnąłem rękawy, jednak wiedziałem, że było już za późno.
- Co Ci się stało? - zapytała siadając na łóżku.
Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Pomimo, iż wiedziała, jaką miałem sytuację nie chciałem jej o tym mówić. Już wystarczająco dużo się zamartwiała. Nie chciałem jeszcze bardziej wprawiać ją w przygnębienie.
- Nic takiego, zwykłe stłuczenia na boisku. - odparłem siadając po turecku i zaciskając usta w wąską linię.
Widziałem w jej oczach niepewność. Miałem wrażenie, że nie miała pewności, czy ma mi ufać, czy też nie, bo przecież skąd w grze w piłkę nożną mogły pojawić się stłuczenia na rękach? Ah, nie czekaj jednak mogą, no nieważne.
- Nie jestem głupia. - pokręciła głową i położyła dłoń na moich dłoniach. - Pamiętaj, mi wszystko możesz powiedzieć.
Wahałem się jeszcze przez chwilę, jednak stwierdziłem, iż nie ma to sensu. Naprawdę nie chciałem jej tego mówić, ale prędzej, czy później i tak by się dowiedziała.
Niepewnie odwiązałem jeden z bandaży i wystawiłem rękę w jej stronę.
- Domyślałam się. - spochmurniała i wlepiła wzrok w bok.
Po chwili, jednak gwałtownie przerzuciła wzrok w moją stronę i westchnęła wciąż trzymając mnie za dłonie.
- Nie jesteś sam. - powiedziała patrząc w moje tęczówki. - Masz mnie. Zawsze możesz mi się wyżalić, pamiętaj. Bardzo Cię kocham i nie przeżyłabym, gdyby Cię zabrakło, dlatego nie rób tego więcej. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze?
Jej oczy zaszkliły się. Widziałem, że powstrzymywała napływające do spojówek łzy. Tak bardzo cieszyłem się z tego, iż nie opuściła mnie z tego powodu. Zawsze mogłem na nią liczyć. Także, bardzo ją kocham. Poczułem, jak ciężar automatycznie znika z mego serca.
Rozłożyła ręce w geście uścisku, a ja wtuliłem się w nią. Pachniała swoimi różanymi perfumami. Rozpoznałem ten zapach. Pamiętam go jeszcze z dzieciństwa, kiedy miałem może z pięć lat.
Przerwała uścisk i wstała z łóżka. Przetarła oczy i poszła w kierunku drzwi.
- Pewnie śniadanie już wystygło. Będę na dole. - uśmiechnęła się przez łzy, po czym wyszła.
Wstałem i ogarnąłem się. Przemyłem twarz, zabandażowałem ręce i rozczesałem swoje włosy zostawiając je rozpuszczone. Wyszedłem z pokoju i dębowymi schodami pokrytymi czerwonym dywanikiem zszedłem na dół. Babcia krzątała się w kuchni, dlatego postanowiłem tam zajrzeć.
- Proszę. - dłonią wskazała na talerz z tostami polanymi ketchupem, z którego był zrobiony uśmiech.
Uniosłem kącik ust i chwyciłem naczynie w dłonie. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Babcia cały czas mi towarzyszyła.
- Obiecujesz? - zapytała wreszcie, gdyż widać było, iż bardzo chciała coś powiedzieć, ale trudno było jej to wydusić.
Domyślam się, iż chodziło jej o te rany..
- T-tak. - powiedziałem niepewnie zajadając kolejnego tosta. - Nigdy nie jadłem lepszych tostów..
Postanowiłem zmienić temat. Uśmiechnęła się promiennie.
- Schlebiasz mi. - zaśmiała się.
Tak bardzo brakowało mi jej śmiechu. Bardzo ją kocham.
Na zawsze tak pozostanie.
____________________________________
834 Words.
Ehh, nie ci powiedzieć, chciałabym podziękować bardzo mojej przyjaciółce _Skromna_ , bez której pewnie rozdział by się dziś nie pojawił ,a jednak jest z dość widocznymi różnicami w stylach, ale mam nadzieję ,że wam to nie przeszkadza.
Do zobaczenia w kolejny czwartek 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro