15.niewierze cz 2
-Na jasna Afrodytę i mroczny Tartar! Zapomniałem!-odpowiedziałem lekko przestraszony.Tak świetnie mi się rozmawiało, że zapomniałem o zakupach.Chlopak patrzył się na mnie dziwnie.
-wszystko okey?-zapytał.
- nie, zapomniałem ,że miałem zakupy a zostało mi..-spojrzałem na wyświetlacz w telefonie- jakieś czterdzieści pięć minut!
-no co ty, to tylko zakupy nie są długie- pokazałem mu listę-...okey, wiesz co pomogę ci.
-naprawdę?- zapytałem z nutką nadzieji.
-no pewnie ,chodź- pociągnoł mnie w stronę sklepu .Szybko wzięliśmy jakiś wózek i zaczęliśmy chodzić pomiędzy półkami.Odczasu do czasu rozmawialiśmy sobie lub żartowaliśmy, więc cały stres zszedł ze mnie.Odszukieanie danych produktów zajęło nam jakieś dwadzieścia pięć minut, a to trzeba jeszcze skasować i wziąć do domu.Napewno dostanę ochrzan.Kasowanie zajęło ekspedientce dobre dziesięć minut czyli zostało jeszcze dziesięć. Zapłaciłem i zakupione rzeczy wsadziłem do siatek. Szybkim tempem wyszedłem z sklepu razem z Midorikawą (?).
-może nie będzie tak źle?- zapytał.
- masz rację...będzie jeszcze gorzej- odpowiedziałem . Chłopak próbował mnie jakoś rozśmieszyć, co z resztą mu się udało.Nieatety , ale połowa drogi zeszła mi właśnie to dziesięć minut.Niewiem czy powinienem zwolnić czy może przyspieszyć. Stwierdziłem ,że przyspieszenie, ale to nic nie dawało ponieważ miałem dwie wielkie siatki.Podczas czekania na zielone światło chłopak musiał mnie opuścić, i Rzegnajac się odszedł w przeciwną stronę. Zestresowany i smutny czekałam na zielone, aż w końcu się zaświeciło.Szybko przeszedłem pasy i kierowałem się ku domu. Dojście tam zajęło mi jakieś kolejne dziesięć minutach.Czyli jestem spóźniony."cholera".Oczy zapiekły mnie od łez. Zamrugałem by się ich pozbyć.
Wszedłem ostrożnie do środka i po cichu ,choć było to trudne wszedłem do do salonu, sciągają wcześniej buty. Niestety ojciec siedział na kanapie, gdy mnie usłyszał wstał i podszedł do mnie.
-czemu się spóźniłeś?!-krzyknął, poczułem nagle ból w policzku.Upadlem, a siatki przewróciły się wysypując zawartość na ziemię. Następnie poczułem ból w brzuch, kopnął mnie.łzy znowu zapiekły mnie w oczy. Mężczyzna pociągnoł mnie za włosy do góry i powiedział.
- punktualność to podstawa, lepiej to sobie zapamiętaj- rzucił mną o ziemi i poszedł w kierunku wyjśća.Po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiami i przekręcanie zamka w drzwiach. Leżałem na zimnej ziemi z Łzami na policzkach i próbowałem się podnieść.Udalo mi się usiąść, załkałem cichutko co chwilę przecierając oczy.
- czemu to tak boli?- zapytałem się siebie łamiącym się głosem.Powoli zacząłem zbierać produkty ,które się wysypały, a następnie już trochę uspokojony poszedłem do kuchni gdzie porozkładałem je w szafkach, lodówce i na półkach. Przetarłem nadal łzawiące oko i oddaliłem się od tego pomieszczenia.Poszedłem na górę. Położyłem się na łóżku .Dzisiaj nie mieliśmy naszczeście nic zadane, więc mogłem chwilowo odpocząć.
Włosy wleciały mi do oczu, ale nic z Tym nie robiłem. Patrzyłem się smutno w okno.Wsumie to miłe ,że udało się mi spotkać dawnego przyjaciela. Niemyślałem że jeszcze kiedyś go spotkam, a do tego jest jeszcze reszta.Naprawde się cieszę, ale jest mi smutno bo wiem, że nie uda mi się z nimi spotkać.Gdzies w środku czuje jakąś tam nadzieję na to że, zielonowłosy wpadnie na jakiś dobry pomysł, ale są one złudne.
Wstałem z łóżka i zacząłem kierować się na siedzisko. Usiadłem na nim i zacząłem patrzeć na zewnątrz.Niebo czyste jak łza, piękna zielona trawa, którą porusza lekki wiaterek oraz ci wszyscy spieszących się jak i pełni życia ludzie. To wszystko wyglądało tak jakby mówiło "wyjdź!".Naprawdę tego chciałem, ale z drugiej strony myśl, że ojciec się o tym dowiaduje mnie paraliżuje.Wiem, że niedowiedział się (chyba) o tamtych ucieczkach jednakże czemu miało być tak i tym razem?.Jedyne co zrobiłem to usiądziecie na parapecie i wystawienie nóg prze otwarte ówcześnie okno.
-...3...2...1..szukam!- krzyknął zielonowłosy chłopczyk i zaczął się rozglądać dookoła.Pierwsze co zauważył to czerwone kosmyki włosów wystające zza krzaków.Podszedł tam szybko i dotknął odwróconego od siebie starszego kolegę.
- mam cię!- krzyknął ,na co czerwono włosy mruknął niezadowolony i nadymał policzki krzyżując ręce.Nastepnie odszedł i usiadł na werandzie patrząc jak jego znajomy poszukuje innych.Nie trwało to długo bo po chwili Znalazł kolejną dwójkę niebieskowłosą dziewczynkę z białym pasemkiem oraz bladego chłopczyka o również czerwonych ( wpadających w rudy) kolor włosów oraz o niezwykłych turkusowych oczach.
-okej ,mam już trójkę jeszcze dwie osoby- powiedział do siebie i zaczął ich szukać.Z tymi było już trochę gorzej. Przedostatnią osobę znalazł dopiero po jakichś dwunastu minutach i okazał się nim być chłopak o białych jak śnieg włosach, chowający się w dziwnej wnęce pomiędzy budynkiem sierocińca, a jakimś innym budynkiem ukryty za krzakiem.Ostatnim dzieckiem został mały długowłosy blondynek o ciemnych czerwonych oczach, tak zwany "aniołek", oczywiście inni też mieli ksywki , w końcu to dzieci. Przeszedł ogród w zdłuż i Wrzeszcz, ale nigdzie go nie znalazł. Trochę niezadowolony zaczął krzyczeć,że się poddaje, w ten usłyszał trzask za sobą więc szybko się odwrócił.Jedyne co zauważył to trzy białe pary skrzydeł, które po chwili się rozpłynęły i ostatniego wygranego uczestnika zabawy w chowanego .Szybko do niego podbiegł, co uczyniły też inne dzieci, które zauważyły co się stało ,w tym uczestnicy którzy przegrali. Okrążyli blondyna, który leżał teraz na trawie.
-affo! Nic ci nie jest?!-pierwszy wyrwał się białowłosy chłopczyk.
-nie, wszystko w porządku- uśmiechnął się pięknie do innych.
-teraz mamy przynajmniej dowód ,że jesteś aniołkiem- powiedział czerwono włosy chłopak o "płonących oczach".Wszyscy zaczęli cicho chichotać.
Po policzku spłynęła mi łza.To były piękne chwile szkoda, że już nie powrócą. Otarłem policzek i uśmiech są nieproszony wdarł mi się na twarz.Tak...to naprawdę były dobre czasy...
****
Leżałem, w łóżku przebrany w pidżamę oraz z świeżymi bandażami. Ojciec jeszcze nie wrócił.Z nudów więc ,wziąłem telefon i zacząłem patrzec media społecznościowe, niezabardzo odczuwałem jego brak w ostatnich dniach jednakże kiedyś trzeba było tam zajrzeć.Nagle przyszło mi powiadomienie na Facebooku.Kliknokem w nie.
Midirikawa Riju chcę cię przyjąć do znajomych.
Potwierdź. Odrzuć
Uśmiechnąłem się lekko i kliknolem potwierdź.Odrazu przyszła mi wiadomość.
Od.Midorikawa
Hej
Do.Midorikawa
Hejka
Od.Midorikawa
Mam pomysł co zrobić byś się z nami spotkał.
Do.Midorikawa
Naprawę?! Super!
.Od.Midirikawa
Tak, tylko niewiem czy ci się spodoba...
Do. Midirikawa
... nieważne powiedz ten pomysł.
Od. Midorikawa
To tak, mógłbyś np.uciec kiedy jesteś już pewien ,że niema twojego ojca i przez długi czas go nie będzie, albo oszukać go ze masz do zrobienia jakiś projekt klasowy.
Do. Midorikawa
Mmm...chyba wolę ta pierwsza opcję.
Tak jak myślałem, będzie kazał mi uciec ,ale to lepsze niż nic przynajmniej się starał.W sumie nie jest głupie wyjść zaraz po tym jak odjedzie i wrócić dopiero przed jego przyjazdem, może dopiszę mi szczęście.Nadal w głowie mam pomysł na to co może mi zrobić jak się dowie i mnie to... przeraża, ale chęć zobaczenia się z dawnymi przyjaciółmi jest większa. Uśmiechnąłem się.
Od. Midorikawa
Okey to kiedy? I o której?
Do. Midorikawa
Może w sobotę ( około trzech dni) o godzinie 15?
Od. Midorikawa
Okey, spotkamy się przy tym samym sklepie co dzisiaj. 😄
Do. Midorikawa
Okey.😊
Wyłączyłem telefon i odłożyłem go na szafkę nocną, a później przekręciłem Się na bok i zasnąłem.
_____________________________________
1121 Words.
Mam nadzieję, że się podobał ten rozdział :D
Przepraszam za wszystkie błędy, ale wattpad nie chciał współpracować ;-:...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro