Rozdział 2
Z racji tego, że jestem leniwą dupą oraz że dzisiaj mam urodziny - kolejne, które nieuchronnie prowadzą mnie do śmierci :') to postanowiłam dodać nowy rozdział. Ot tak. Enjoy.
-------------------------------------------------------------
- O w dupę. - wyrwało mi się, gdy moje spojrzenie wylądowało na stojącego przede mną chłopaka, który uniósł kąciki ust w rozbawieniu.
- Nikt jeszcze tak na mnie nie zareagował, ale w końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz. - odpowiedział żartobliwie Dawid, pocierając dłonią swoje wąsy.
- Przepraszam cię. Nie na co dzień spotyka się swojego idola. - odparłam, rumieniąc się. - O Boże, to nie tak. - rumieniec pogłębił mi się na policzkach. Co za żenujący moment. To chyba cud się stał, że spotkałam akurat jego. I zamiast odpowiedzieć coś normalnego to pierdolę coś o idolu. Dawid zaśmiał się cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nic nie szkodzi. Jestem przyzwyczajony. - wzruszył ramionami.
- Ale i tak nie powinnam tego mówić. Pewnie masz tego dość. - mruknęłam, czując się coraz bardziej dziwnie.
- Na dłuższą metę jest to męczące i zazwyczaj nie wiem jak na to mam reagować, lecz da się to znieść. Zwłaszcza jeśli rozpoznaje mnie tak piękna dziewczyna jak ty. - wybałuszyłam oczy na te słowa, czując jak serce przyspiesza bicie. Z ust wyrwał mi się nerwowy chichot.
- Nie przesadzaj. Wiesz co, zawołam tu kogoś, żeby posprzątał to co zostało z majonezu. - odchrząknęłam i udałam się na poszukiwania jakiegoś pracownika sklepu. Po kilku chwilach zjawił się młody chłopak, który uprzątnął bałagan, który zrobiliśmy z Dawidem.
- Szkoda tego majonezu. - stwierdziłam, gdy resztki szkła znalazły się w koszu. Stojący obok brunet mruknął coś cicho, wkładając dłonie w kieszenie.
- W ramach rekompensaty, pozwól mi zapłacić za twoje zakupy.
- Nie musisz. To w końcu tylko majonez. - zaprotestowałam, kręcąc głową. Nie mogłam pozwolić na to, by chłopak za cokolwiek płacił. Nic się przecież nie stało. Nie przewidziałam jednak, że chłopak okaże się równie uparty jak ja.
- Nie ma mowy. Z mojej winy majonez został zbity. - uniósł kącik ust, zapewne widząc moja niezadowoloną minę.
- Nie ustąpisz, prawda? - spytałam, krzywiąc się lekko. To znacząco zwiększyło poziom wesołości u Dawida.
- Nie. - kiwnęłam głową na znak, że mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi. Brunet parsknął śmiechem, odchylając nieznacznie głowę.
- Bardzo zabawne. - skwitowałam, biorąc koszyk do ręki. Ruszyłam w stronę kasy, ignorując chichot za moimi plecami. Po drodze dorzuciłam paczkę cukierków. Wciąż czułam jak rumieniec rozgrzewa policzki, lecz już nie tak bardzo jak wtedy, gdy wpadłam na Dawida.
- Mnie bardziej bawi twoja reakcja. - chłopak stanął tuż obok mnie, gdy ja wyciągnęłam portfel.
- To cieszę się, że stałam się źródłem twojej rozrywki na dzisiejszy dzień. Polecam się na przyszłość. - uśmiechnęłam się słodko, by ponownie powrócić do mojej poważnej miny.
- Może się wkrótce o tym ponownie przekonamy. - na jego słowa uniosłam brew.
- Co masz na myśli? - rzuciłam, domagając się odpowiedzi. Spojrzałam na niego z tętniącym głucho sercem. Będąc blisko niego powodowało, że traciłam głowę. Musiałam się ogarnąć.
- To mam na myśli, że jest duże prawdopodobieństwo naszego kolejnego spotkania. - zdębiałam.
- Pewny tego jesteś. - skomentowałam i już miałam zapłacić, gdy ciepłe palce owinęły się wokół mojego nadgarstka.
- Mówiłem coś o płaceniu. - wywróciłam oczami, chowając portfel.
- A już myślałam, że cię przechytrzę. - odpowiedziałam z przekąsem, wkładając produkty do siatki.
- Nie ze mną te numery. Wogóle jak masz na imię nieznajomo?
- No to już wiem. A na jakie imię ci wyglądam? - nie zamierzałam ułatwiać sprawy.
- Lubisz komplikować rzeczy? A tak serio to może...- tu zamyślił się. - Może Natalia? - osłupiałam. Skubaniec.
- Tak się nazywam. - mruknęłam, szybko zabierając swoje zakupy. Dawid zrobił triumfującą minę, po czym wyszliśmy ze sklepu nie dostrzegając ciekawskich spojrzeń klientów.
- Szczęśliwy jesteś, że odgadłeś moje imię? - wyrwało mi się, gdy ponownie się ku niemu obróciłam. . Chłopak udał, że myśli jaką mi tu dać odpowiedź, po czym odparł:
- Chyba tak. Raczej tak, ale bardziej w kierunku napewno tak. - musiałam chyba zrobić głupią minę, gdyż zaśmiał się. Swoją drogą miał uroczy śmiech. Nerwowym ruchem poprawiłam włosy. Miło mi się z nim rozmawiało i pragnęłam, by ta chwila trwała nieskończenie długo, zwłaszcza, że brunet wyglądał na szczerze zainteresowanego dalszą konwersacją. Przygryzłam wargę, wpatrując się w niego z delikatnym uśmiechem. Widząc go tak na żywo, tak blisko mnie, powodowało palpitacje serca. Z drugiej zaś strony chciałam zejść na ziemię i przestać go idealizować. Ale nie potrafiłam. Wszystko było w nim idealne: głos, włosy, uśmiech, oczy. Dawid Podsiadło jest zwykłym człowiekiem, twardo stąpającym po ziemi, nie jakimś bożkiem. Rozmyślając, zauważyłam jak wiatr rozwiał ciemnobrązowe włosy chłopaka na cztery strony świata. Rumieniec wrócił mi na twarz. Zdałam sobie sprawę, że znów się w niego wgapiam jak idiotka. Zakochana małolata. Wzięłam głębszy wdech.
- No cóż. Dzięki za uratowanie moich zakupów. - rzekłam, nie za bardzo wiedząc jak się zachować, gdy zapadła niezręczna cisza między nami. Chłopak podszedł bliżej, by delikatnie, acz niepewnie dotknął mej ręki. Poczułam jak przeskakuje między nami iskra. TA iskra. Miałam wrażenie jakby miejsce, które dotknął Dawid zapłonęło. Na twarzy chłopaka wypłynął tajemniczy uśmiech.
- To do następnego? - rzuciwszy ostatnie spojrzenie w moją stronę, odszedł z rękoma w kieszeniach. Ja jedynie stałam jak kołek, patrząc jak jego sylwetka znika zza rogiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro