+1+
Było ciemno. Zresztą, czego spodziewać się po godzinie osiemnastej tego ostatniego dnia października. Halloween. Święto, w które każdy chce się za kogoś przebrać, no dobra, nie każdy. Osoby, które były w stu procentach religijne potępiały ten obrzęd. Jednak dla ich pociech to była tylko zabawa.
Szedłem długą i krętą ścieżką, uroki odwiedzania znajomych. To był cud, że matka wypuściła mnie z domu. Bała się, że powtórzy się coroczna tragedia. O co chodzi? Już wyjaśniam.
Otóż - moja wieś jest nawet spora, jednak by dostać tytuł "miasta" wiele jej brakuje. Było tu wiele pustostanów, do których nawet bezdomni bali się wejść. Każdy, nawet najmłodszy wiedział, że są one nawiedzone. Byłem realistą, nie wierzyłem w istnienie duchów, ale jednak to święto było ciekawe. Co roku w jednym z tych budynków ktoś umierał.
Schowałem odziane w skórzane rękawiczki dłonie do kieszeni mojej kurtki. Była już za cienka jak na taką pogodę. Brakowało jeszcze śniegu, nigdy nie lubiłem zimy, a co za tym idzie także jesieni, która ją zwiastowała. Wtem usłyszałem dziwny dźwięk, który wyrwał mnie ze świata moich własnych myśli. Błażej. Może czegoś zapomniałem? No bo kto by dzwonił do kogoś, gdy widzieliście się ledwie dziesięć minut temu.
- Stary, uważaj przy tych domach. - rzekł skołowany.
- Śledzisz mnie? - zaśmiałem się nerwowo. - Zwykłe domy, wyluzuj.
- Mama powiedziała mi, że słyszała dziś stamtąd krzyki.
- Błażej, mamy Halloween, pewnie jakieś dzieciaki z okolicy chciały kogoś nastraszyć.
- Przecież wiesz, że od najmłodszych lat wybija się im z głowy te miejsca, bo są nawiedzone.
- Turyści? Matko, nie wiem. Jeśli chcesz, mogę to sprawdzić. - wiedziałem, że on tego nie zobaczy, ale mimowolnie uniosłem prawy kącik ust, co w moim przypadku wcale nie przypominało uśmiechu. Raczej jakiś grymas.
- Alan! Nawet o tym nie myśl!
- Pik-pik, coś mnie przerywa wiesz, słabo cię słyszę. O nie, Błacha! Ktoś tam jest, zginę. Pip-pip. Tam nic nie ma, gościu. Dobra, oszczędzaj kasę na koncie, żebyś potem mi nie jęczał, że nie masz ma dzwonienie.
Nie dałem mu dojść do słowa i najnormalniej w świecie się rozłączyłem. Chłopak zawsze był przewrażliwiony na punkcie morderstw. Był słaby psychicznie (jak i fizycznie), zawsze gdy byłem u niego, on musiał o wszystko dbać, by nie stała nam się żadna krzywda. I tak już od dwunastu lat. Że też ja nadal się z nim kumpluję. Dość o nim.
Spojrzałem na pustostany. No co, domy jak wszystkie inne. Obejrzałem się dookoła, nikogo nie ma. Ciekawiło mnie w sumie czy nasza miejska legenda o duchu zabitej tam Danieli była prawdą. To wszystko było kłamstwem. Ba, po prostu zwykłym kitem, który wciska się dzieciom.
Stąpałem delikatnie po marmurowych schodach, nie chciałem narobić hałasu, nie chciałem by ktoś z okolicy mnie zobaczył. Miałem opinię we wsi takiego realistycznego ignoranta. W skrócie - miałem wszystko gdzieś. Otworzyłem stare drzwi, które o dziwo nadal stały na swoim miejscu, niestety nie były oliwione chyba od wieków, dlatego wydały z siebie irytujący dźwięk. O zgrozo, jak tam było brudno. Nie, nie byłem pedantem, ale jednak porządek powinien być. Fakt, nie mieszkał tu nikt. Ganek nie był za duży, na prawo duża szafa z jakimiś ziołami i karmą dla psów. Kurz już dawno na nich osiadł, a gdy wziąłem jeden pojemnik w swoje ręce, by zobaczyć co to było, ten szary pył poleciał w moją stronę wywołując u mnie napad kaszlu połączonego z kichaniem. Niestety, miałem uczulenie na to. Westchnąłem cicho odkładając pudełko ze znaną mi już zawartością. Melisa. Było tu pełno herbat, które dopiero zauważyłem. Poszedłem króciutkim korytarzem dalej. Na lewo był pokój, a nawet dwa. Nie było drzwi, były ze sobą połączone, a jednak dzieliła je ściana. W tym pierwszym leżała na ziemi ogromną szafa, a w okół niej pełno było ubrań. Jakby ktoś w popłochu stamtąd uciekał. W drugim pomieszczeniu zaś, owszem też znajdowało się sporo ciuchów, ale też i pobitego szkła. Spadł żyrandol. Nawet łóżko tam stało. Nie wchodziłem głębiej, bo po co? Odwróciłem się do tyłu - kuchnia. Nic specjalnego, no może poza tym, że tu walało się sporo gazet i starych książek. Mimo wszystko moją uwagę przykuł spory piec. Tak wiem, nic szczególnego, jednak on był za stary jak na nawet nowoczesny dom. Na wprost znajdowała się łazienka, a obok schody i drzwi. Wpierw wolałem sprawdzić górę. Nie była dokończona. Nie jestem jakimś specem, jednak nowe panele potrafię rozróżnić. Przełknąłem głośno ślinę słysząc coś na wzór rzucenia łańcuchu o twardą ziemię. Wywnioskowałem, iż owy dźwięk pochodził z piwnicy. Alan, duchy przecież nie istnieją. Powiedział mój wewnętrzny głos. Więc jak znaleźć racjonalnie wytłumaczenie tego czegoś? Raz się żyje, prawda?
Zawsze igrałem ze śmiercią, co chwilę się o nią ocierając. A jednak jakoś przeżyłem te osiemnaście lat. Oh, dobra, mała poprawka - siedemnaście. Miałem urodziny pod koniec listopada. Eh, zazdrościłem osobom urodzonym na początku roku. Tak szybko mogli celebrować swoje święta, a ja nadal czekałem na swoje.
Otworzyłem drzwi prowadzące do piwnicy. Z tego, co mi się wydawało, z dworu było małe okienko na to pomieszczenie, jednak nie zajrzałem do niego. Głupek. Miałem chwilę słabości i nie potrafiłem podjąć decyzji. Iść czy zostać? A może po prostu uciec? Z dala od kurzu, melisy, ubrań i książek o chemii. Nie wspomniałem, pisma były naukowe, chemia, fizyka, prawo, chociaż dostrzegłem też "religijne", jeśli tak mogę nazwać książki o szatanie.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem latarkę, uprzednio sprawdzając stan mojej baterii. Dasz radę. Zszedłem powoli, wręcz bardzo powoli po stromych schodach uważając by nie zahaczyć głową o niski sufit. Od razu wszedłem w część po lewej, gdyż ona była bliżej i to do niej prowadziły schody. Na półkach znajdowało się multum słoików! Na wysokiej szafce stało sporo nawet dobrze wyglądających konfitur czy czegoś tam jeszcze. Odwróciłem się w drugą stronę i zamarłem. Na wprost mnie stała wysoka dziewczyna o bladej cerze, i wręcz przezroczystej skórze. Miała długie włosy, które lokami opadały na jej wąskie ramiona. Nie była jakoś specjalnie ubrana. Biały tank top i spodnie moro z wysokim stanem. Co przykuło moją uwagę w niej? Na jej nadgarstkach były szerokie bransolety z przyczepionymi łańcuchami.
- Daniela? - zapytałem po długiej ciszy wpatrywania się w jej puste oczy i kościste policzki. Była ładna, jednak zdecydowanie za chuda.
- Skąd znasz moje imię? Jak śmiesz stąpać po moim domu?
- Daniela to... To nie jest twój dom. Jesteś duchem, albo czym tam staje się po śmierci. Nie wierzę w to, jednak jestem świadomy tego, że stoisz przede mną. Pięć lat temu zmarłaś tu, ale to nie twoje miejsce...
- Zamilcz!
Gdy wydała z siebie ten przeraźliwy krzyk, czułem coś dziwnego, jakby jakaś niewidzialna siła zakneblowała mi usta. Daniela była dziewczyną z naszej wsi, zawsze pogodna i pomocna, dokładna odwrotność mnie. Żałoba po jej stracie jakby nie miała końca. Gdy ludzie dowiedzieli się, gdzie znalezione zostały jej zwłoki, zakazali już wstępu do każdego z tych opuszczonych domów. Jednak znajdowali się głupcy (w tym także i ja), którzy nie przejęli się ostrzeżeniami i tam weszli. Tyle, że oni już nie wyszli. Nie o własnych nogach. Wiedziałem, że jestem na straconej pozycji. Czeka mnie śmierć. Mój kres. Czułem na zmianę ciepło i zimno. Kiedyś siostra, która interesuje się zjawiskami paranormalnymi mówiła mi, że jeśli duch jest w pobliżu, albo przez ciebie przechodzi czujesz zimno, mimo że w pokoju panuje dostania temperatura.
- Skoro wiesz, kim jestem, wiesz też pewnie co się z tobą stanie. - i bach, nagle dziwne uczucie na ustach zniknęło.
- Owszem, domyślam się.
- Jesteś dosyć przystojnym chłopcem. - podeszła do mnie i zaczęła oglądać chyba z każdej możliwej strony. - Jak ci na imię, mój drogi?
- Alan.
- Ach, idealne imię dla ofiary.
Prychnąłem cicho na co otrzymałem karcące spojrzenia z jej strony. Rozmowa z duchem nie była wcale taka zła. Pomijając kwestię, że zaraz będę martwy wszystko było dobrze.
- Każdego uśmiercam bezboleśnie, jednak ciebie poddam torturom.
- Gdzie się podziała ta kochająca wszystkich Daniela?
- Mój drogi, przez to miejsce zrozumiałam, że życie nie jest takie, jakie nam się wydaje. Może i dla was, gdy kogoś zabijam jest stratą, ale dla mnie to powód do szczęścia, że pomagam im oderwać od ziemi. Pewnie myśleliście, że coś mnie zabiło. Fakt, miał w tym udział Łukasz, może pamiętasz go? - pokiwałem głową. Oczywiście, że pamiętam. Był pogodnym mężczyzną, który ledwie skończył dwadzieścia lat, a już pożegnał się ze światem żywych. Słuch o nim nagle zaginął, a parę miesięcy później jego ciało leżało na środku, między tymi domami. Widać było, że już dawno był martwy, jednak krew była świeża, nawet nie zdążyła zakrzepnąć. Jakby to była tylko otwarta rana, a on nadal oddychał. Jednak tak nie było. - On także miał swoją historię, jednak powiedział mi co nieco o tym co się z nim stało.
- I dlatego popełniłaś samobójstwo?
- Może tak, może nie. Co zrobi twoja rodzina widząc rozczłonkowane i zakrwawione ciało swego syna? Mówiłeś, że nie wierzysz w duchy, a więc uwierz, wszystko, za co ludzie przebierają się w Halloween istnieje, tyle że czasy nauczyły ich jak się ukrywać. Palenie na stosie czarownic wyszło z mody. Każda maskowała się jak najlepiej, a potem odeszli od tej tradycji. Przekazywały geny dalej. I do dziś znajdują się tacy, którzy coś potrafią, coś niespotykanego. Niby zwykły śmiertelnik nie potrafi zauważyć ducha. Musisz być wyjątkowy. Przyda nam się ktoś taki w szeregach.
- Skąd ta pewność, że będę chciał ci pomagać? Może od razu pójdę w świat?
- Osoby, które giną na tym terenie tu zostają. Mówi się, że to była dawna siedziba szatana. Że to w tym miejscu upadł Lucyfer. To tu otworzyła się Ziemia, by od razy strącić go do podziemia.
- Więc, kim ty jesteś?
- Jestem zwykłym pionkiem. Zbieramy siły, za rok chcemy wyjść z ukrycia i rozpętać tak zwane "piekło na Ziemi".
+
Dlatego nie mogę cię normalnie zabić, za długo byś regenerował swoje siły, a gdy bardziej ciebie zmasakruje szybko wyjdziesz ze swojej skorupy. Dziwi mnie to, że nie uciekasz.
- Skoro nie mam szans, to po co się męczyć?
"Jesteś bardzo mądry", wyszeptała materializując się za mną i wbijając we mnie nóż. Wydałem z siebie niekontrolowany krzyk. Czas pożegnać się z nudnym żywotem. Trzeba było posłuchać Błażeja, gdy dawał swoje ostrzeżenia, a nie jak ostatni głupiec iść sprawdzić wszystko na własne oczy. Ostrze nie tylko przebiło mnie na wylot, ale zaczęło się przemieszczać tworząc długą, prostą ranę na moich plecach jak i torsie. Daniela kopnęła mnie, przez co upadłem na twardą posadzkę. Moje ciało leciało jakby powoli. Mimo takiej rany, ja nadal kontaktowałem.
- Będziesz świadomy tego wszystkiego co ci zrobię, muszę wypędzić twojego ducha z ciała.
Mruknąłem cicho, nie mogłem już mówić. Nie tak wyobrażałem sobie swoją śmierć. Prędzej spodziewałem się upadku z dużej wysokości, a nawet potrącenia przez samochód. Dziewczyna usiadła na moich plecach i zaczęła wbijać we mnie kawałki szkła. Syczałem z bólu. najgorsze było to, że ja nadal żyłem. Szklane kawałki co chwilę ocierały się o moją nadal ciepłą skórę. Krew sączyła się ze mnie jakby litrami, jakbym miał jej nieskończony zapas. Gdy cały mój tył, był już przyozdobiony ona odwróciła mnie w drugą stronę. Nabiłem się jeszcze bardziej na nie.
- Mam nadzieję, że lubisz siekiery.
Powiedziała to i zgarnęła z półki narzędzie. Przełknąłem ślinę resztką sił. Czemu nadal nie mogę opuścić tego ciała?
- To miejsce strasznie chce ciebie żywego...
Jakby odpowiedziała na moje pytanie zadane w myślach, którego nikt nie miał prawa usłyszeć. Skołowany patrzyłem jak wpierw odcięła mi prawą dłoń. Krzyczałem z bólu. Czemu to nie może się już skończyć? Nacięła moje uda, tak by były głębokie ślady. Gdybym mógł, pewnie wiłbym się pod nią, jednak to nie było już możliwe. Łokcie, ramiona, stopy i wtedy wydałem z siebie głośny i dosyć dziwny krzyk. Wtem udało mi się. W końcu opuściłem ciało. Oddychałem głęboko, widząc jak ona nadal się "nade mną" znęca. To już nie byłem ja. Zabrałem zwinnie od Danieli siekierę i odłożyłem ją na miejsce.
- Witaj wśród trupów.
Obejrzałem się dookoła, nie byliśmy sami. Było tu pełno dusz, takich jak my. Poznałem wśród tłumu Elżbietę, to ona zginęła rok temu. Każdy się w tej wsi znał, więc potrafiłem powiedzieć, kto był kim. Jednak nadal nie wiedziałem, po co to wszystko. Tylko by być wiecznym? By przestraszyć ludzi.
- Co z tym wyjściem?
- Za rok. Każdy z nas wyjdzie na zewnątrz i zacznie się rzeź. To będzie Koniec Świata. Będziemy słuchać twoich instrukcji.
- Moich?
- Jesteś synem Lucyfera...
_______________________
Hej, będę tu publikować one-shoty (czasem może coś dłuższego) nie tylko o randomowych postaciach, znajdą się też takie np na podstawie filmów, książek, albo też o jakichś celebrytach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro