6. W pustyni i w głębi ziemi
- Przestaniesz się w końcu kręcić - warknął szeroki w komorze mech o krwistoczerwonym lakierze. Równie czerwoną optyką zmierzył krzywo swojego pacjenta.
Wrócił do przerwanej czynności. Przyłożył polerkę do barku Breakdown'a i wkrótce po pomieszczeniu rozniósł się szum działającego narzędzia.
— Mówiłem ci, że to nie jest konieczne — jęknął granatowy mech.
Jednak medyk Decepticonów nie słuchał go. Na uwadze miał doprowadzenie lakieru swojego pacjenta do perfekcji, choć ciężko mu było zadowolić swoje wygórowane oczekiwania w tej sprawie. Ślęczył nad tym już jakiś czas, a dalej nie był zadowolony z efektów.
Ostatecznie udało się osiągnąć efekt, na którym mu zależało. Mógł w końcu dostrzec swoje odbicie z czego bardzo był zadowolony. Uśmiechnął się do swojej kopii, przybliżając odrobinę twarz do barku przyjaciela. Skrzywił się jednak zaraz, kiedy tylko zobaczył w swoim odbiciu ślad sadzy na białych płytkach swojego policzka. Z przekleństwem na ustach zaczął wycierać fragment, zakładając, że musiał ubrudzić się akurat, gdy spawał pęknięcie na pancerzu Breakdown'a.
Kiedy tylko skończył, przejrzał się w swoim odbiciu jeszcze raz dla pewności, iż jego twarz jest w perfekcyjnym stanie. Obejrzał też dokładnie swój czerwony, smukły hełm, ozdobiony dwoma zagiętymi do tyłu częściami, które umieszczone były po bokach głowy oraz cienki róg na środku.
— Knock Out, co ty wyprawiasz! — wykrzyczał znudzony ciągłym siedzeniem Breakdown odwracając się do medyka. — Miałeś mi tylko wyklepać wgniecenie, a ty mi tu zaraz będziesz kolor lakieru zmieniał — rzucił ignorując to, że czerwony mech postanowił użyczyć sobie jego lakieru jak własnego lustra. Zwyczajnie do tego przywykł.
— Dobrze ci w tym kolorze. Poza tym miałeś mi się nie kręcić! — Knock Out wręcz brutalnie odwrócił pacjenta i wrócił do swojej pracy.
Gdy skończył, Breakdown zeskoczył z kozetki i wyprostował obolałe łożyska. Granatowy mech obejrzał się, po czym westchnął opuszczając z rezygnacją ręce.
— Coś nie pasuje? — zapytał Knock Out porządkując swoje narzędzia.
— Dzięki tobie nikt nie dowie się o mojej samowolce. Pomyślą, że megacykle spędziłem na polerowaniu zderzaka, zamiast na pracy — warknął poddenerwowany Breakdown.
— Przesadzasz — mruknął medyk. — Po za tym, jesteśmy na środku pustyni, gdy tylko wyjdziesz na zewnątrz cała moja praca pójdzie na marne — powiedział mech, krzywiąc się niezadowolony tym faktem.
Breakdown wywrócił optyką. Jednak był wdzięczny za pomoc medyka. Gdyby nie to, jego wypad i próba zamaskowania swojego błędu szybko wyszłaby na jaw. Nie przejąłby się nędznym skrzeczeniem komandora Decepticonów, tak jak wizją tłumaczenia się ze swojego niepowodzenia przed samym Lordem. Musiał coś zrobić, jednak na jego nieszczęście Autoboty zaczęły działać przed nim.
Mimo niepowodzenia swojej własnej misji cieszył się, że nie dowiedział się o niej nikt. Vehicony w lesie były zajęte walką i nie zwróciły uwagi na człowieka, który pojawił się na polu bitwy, z kolei Knock Out nie chciał za bardzo wypytywać przyjaciela o szczegóły, choć bardzo kusiło go, by przeprowadzić małe przesłuchanie. Oboje jednak wiedzieli, że dopóki as wywiadu znajduje się na Nemesis, ogormnym statku Decepticonów, nawet ściany potrafiły uważne słuchać. Teraz Breakdown odpowie tylko za nieudane przetransportowanie energonu. O ujawnieniu się człowiekowi i samodzielnej potyczce z Autobotami nie dowiedział się nikt. Przynajmniej o to modlił się do Primusa, gdy znów znalazł się na statku. Przez organizację, która poluje na Transformery, wszelkie kontakty z ludźmi zostały zakazane, nie chciano dopuścić by tak prymitywny gatunek żerował na ich osiągnięciach, a co gorsza uszczuplał ich zapasy czy nawet stał się z czasem realnym zagrożeniem. Można powiedzieć, że Megatron miał w tej sprawie łeb na karku. Ci, którzy złamali ten zakaz dostawali odpowiednią karę. Gorzej gdy ktoś z armii Decepticonów został złapany przez ludzi. Reszta zwyczajnie zostawiała takiego nieszczęśnika na pastwę losu, w końcu zgodnie ze swoją dewizą, Megatron oczekuje od swoich żołnierzy siły. Nie potrzebowali na statku słabszych jednostek. Lord Decepticonów chciał odbudować Cybertron eliminując słabszych i bezwartościowych Cybertrończyków, którzy doprowadzili do upadku jego domu. Przez korupcję, nieciekawie prowadzoną politykę oraz upadającą gospodarkę wielu podążało za nim na oślep. Sprawa zmieniła się odrobinę, gdy ktoś swingował zamach, a całą winę zrzucił na niego. Megatron latami wypierał się tej zbrodni, jednak nikt dokładnie nie wie co zaszło tego dnia. Był tam tylko on i Prime, spotkali się pozornie by tylko porozmawiać i naprawić szkody swojej współpracy, a skończyło się eksplozją jednego z największych Żłobków*, miejsca w którym wykluwały się Iskrzenia. Szybko rozniosły się plotki mówiące, że to Megatron wysadził w powietrze tysiące niewyklutych jeszcze Iskrzeń, będących potomkami wysoko ustawionych Cybertrończyków, w nadziei, że razem z nimi pozbędzie się najmłodszego z Prime'ów, którego tak bardzo nienawidził. Miałby to być akt zemsty za okropieństwa jakich doświadczyły niższe klasy społeczeństwa wymierzone w zamożniejszych. Inni mówili, że tego bestialskiego czynu dokonał Optimus, by postawić Megatrona w najgorszym świetle. Jak można się domyślić zwolennicy tej teorii nie darzyli sympatią potomków Primy. Co by nie było, całe to wydarzenie rozpętało i tak już wiszącą w powietrzu wojnę domową. O tym co dokładnie się tam wydarzyło wie tylko dwójka liderów oraz maleńkie Iskierki, które tego dnia połączyły się z Wszechiskrą. Potem Megatron śmielej głosił swoją dewizę „Pokażmy im naszą siłę", która w praktyce pokazała prawdziwe i brutalne oblicze Decepticonów. Od tego czasu stanie po stronie Megatrona było w pełni świadomym wyborem, już nikt nie podążał za nim na oślep, a z częstej chęci zemsty i zaprowadzenia nowego porządku.
Gdyby na jaw wyszło o samowolce Breakdowna i jego porażce. Mech wzdrygnął się widząc przed optyką czarne scenariusze.
— Nad czym się tak zastanawiasz? — zapytał medyk przerywając ciszę.
— Wyobrażam sobie reakcje Decepticonów na wieść, że nie udało mi się zdobyć nowych zapasów energonu — w głosie Breakdown'a było słychać nutkę napięcia.
— Cóż, pewnie będą łypać krzywo optyką — odparł Knock Out nie przemyślawszy swoich słów. Kiedy odwrócił się, zaalarmowany ciszą jaka znów zapadła, spostrzegł skrzywioną minę granatowego mecha. — Nie masz się co martwić. Lada dzień, Starscream potknie się i wywróci na tę swoją durna twarz i każdy zapomni o twojej porażce — dodał pocieszająco.
Breakdown zaśmiał się nerwowo, w głębi Iskry wdzięczny za próby pocieszenia. Zaraz jednak westchnął zasmucony. Sygnał jaki odebrał Soundwave był potężny, co mogło świadczyć o tak wielkim złożu energonu. I wszystko trafiło w łapska Autobotów. Miał szansę na zdobycie uznania wśród Conów, teraz będzie musiał się zmierzyć z złośliwymi uwagami oraz pogardliwym spojrzeniem Megatrona i jego komandora.
— Cholera — mruknął zaraz Knock Out majstrując przy swoim komunikatorze.
— Co się stało? — spytał zaciekawiony Breakdown.
— Chyba komunikator mi szwankuje — powiedział z zamyśleniem na twarzy.
— Ktoś się do ciebie dobija?
— Mhm — odparł jedynie marszcząc łuk optyczny.
Chcąc coś sprawdzić, postanowił nawiązać połączenie z Breakdown'em , jednak i ten jedyne co usłyszał to szum. Po tym starał się połączyć z Soundwavem jednak nie doczekał się odzewu.
— Coś blokuje sygnał — powiedział oświecony Breakdown.
Knock Out spojrzał na niego z politowaniem, na co granatowy mech pretensjonalnie wzruszył ramionami.
— Przynajmniej dobrze, że sam na to wpadłeś — mruknął medyk Decepticonów.
Widząc złowrogi błysk w optyce przyjaciela podniósł ręce w geście obronnym, dodając pod nosem, że tylko żartował. Po szybkim namyśle wolał wybrnąć z tego pod pretekstem dowcipu, niżeli zaryzykować swoim lśniącym lakierem. Niewinny kuksaniec ze strony granatowego mecha mógł skończyć się zarysowaniem lub co gorsza wgnieceniem na karoserii, czego medyk wolał uniknąć.
Ich małą potyczkę na spojrzenia przerwał dźwięk otwierającego się wejścia. Postać stojąca w cieniu odznaczała się masywnymi barkami oraz sporymi skrzydłami, swojego altmodu, umocowanymi na plecach. Oboje zlustrowali optyką kanciaste fragmenty odstające od hełmu.
— Starscream! Witaj w moich skromnych progach. W czymś pomóc? — wykrzyknął niemal od razu Knock Out, ledwo powstrzymując złośliwy uśmieszek.
Kiedy Seeker wkroczył do środka, cień korytarzy Nemesis odkleił się od jego zbroi, prezentując błękitny lakier z kilkoma szarymi wstawkami. Knock Out momentalnie dał upust swoim zdolnością aktorskim. Na jego twarzy zagościło zaskoczenie, zaraz zacisnął usta w wąską linię udając zakłopotanego. Jego gość natomiast piorunował go wzrokiem.
— Wybacz Thundercracker, w tym świetle trudno cię odróżnić od naszego komandora — dodał pośpiesznie nie kryjąc już swojego zadziornego uśmieszku.
— Na twoim miejscu uważałabym na słowa. Jak na czterokołowca jesteś dość wyszczekany — powiedział butnie Thundercracker.
— Coś sugerujesz? — medyk zmrużył wrogo optykę.
— Tylko to, że ktoś z altmodem auta któregoś dnia może przypadkowo wylecieć z pokładu naszego statku. Ciekawe ile takiemu zajmie spadanie — jego głos przybrał mrocznej barwy.
— Długo obmyślałeś ten tekst? — rzucił pewnie Breakdown.
Knock Out ledwo powtrzymał chichot, z kolei Thundercracker zmierzył większego od siebie mecha z pogardą. Przez moment kompletnie zapomniał o tym, że ten również jest w pomieszczeniu. Chociaż czego mógł się spodziewać, Knock Out i Breakdown chwilami byli nierozłączni. Nie wiedział, który przyczepił się do drugiego, jak rdza do zderzaka. Razem dołączyli do Decepticonów i seeker obstawiał, że razem nawet opuszczą ten świat. Z czego Thundercracker byłby nawet zadowolony, każdy czterokołowiec działał mu na nerwy, zwłaszcza ta dwójka. Całe życie czuł się upokorzony będąc zwykłym klonem, a porównywanie go do Starscream'a, co ta dwójka robiła nieustannie, przelewała tylko czarę goryczy. Jego cierpliwość miała swoje granice.
— Jesteś potrzebny na zewnątrz — skrzywiony odpuścił sobie potyczkę słowną i zwrócił się do Knock Out'a.
— Czyżby chodziło o zakłócany sygnał? — spytał medyk.
Seeker kiwnął zdawkowo głową i na pięcie odwrócił się wychodząc z pomieszczenia. Knock Out i Breakdown spojrzeli najpierw na siebie, a później od niechcenia podążyli za nim. Szli mrocznymi korytarzami Nemesis, w których dominowały fiolet i czerń. Z początku żaden nie odezwał się ani słowem, dopiero Breakdown, czując się nieswojo z tym, że Thundercracer nie chciał zdradzić im szczegółów zaczął drążyć temat.
— Coś poważnego wydarzyło się na zewnątrz?
— Zobaczysz jak dojdziemy na miejsce — odburknął seeker.
— Mam nadzieję, że nie wyciągasz mnie na zewnątrz z powodu urwanej anteny — zaczął swój wywód Knock Out. — Wszędzie tam jest tyle piachu. Wiesz ile zajmuje usunięcie całego kurzu z lakieru? Gorzej jeśli dostanie się między części.
Breakdown wywrócił oczami, a Thundercracer ledwo powstrzymywał chęć wyrwania medykowi przetwornika mowy.
— Pewnie któryś Vehicon coś uszkodził — wtrącił rosły, granatowy mech przerywając tym samym ubolewanie przyjaciela.
— Klony chyba w genach mają niezdarność — zgodził się z nim medyk.
Thundercracer błyskawicznie obrócił się, zacisnął palce na częściach komory iskier czerwonego mecha. Medyk nie spodziewając się takiego obrotu spraw nawet nie syknął z bólu, jaki wywołał uścisk seekera. Wlepił tylko spojrzenie w rozjuszoną optykę, starając się zachować spokój.
— Mówiłem ci już żebyś uważał na swoje słowa — obniżony głos niebieskiego mecha sprawił, że Knock Out poczuł, jak przechodzą go dreszcze, nie umiał nad tym zapanować. — Któregoś dnia wyrwę ci Iskrę pieprzony cwaniaczku.
Temat klonów nie był lubiany wśród seekerów. A często poruszano go by dopiec tej grupie. Od dnia stworzenia nie mieli łatwo, byli niewolnikami, a to jak zgasną nie interesowało niemal nikogo. Dołączając do Decepticonów mieli nadzieję na lepszą przyszłość oraz, że nie skończą jak jeden z ich braci. Co prawda, dzięki ambicji Starscream'a seekerzy szybko zaczęli coś znaczyć wśród Conów, jednak jego chęć udowodnienia wszystkim swoich racji, ego wielkości Cybertronu oraz nie szczędzenie w słowach ściągnęło jednocześnie na nich niechęć większości pobratymców. Na domiar złego jeden z nich uważał się za spadkobiercę mocy samego Primusa, przez co reputacja seekerów podupadła jeszcze bardziej. Nie dziwne więc, że Thundercracker oraz większość seekerów nerwowo reagowali na każdą obelgę czy żart.
Widząc furię w optyce Thundercrackera, Breakdown niemal od razu chciał zareagować i rozdzielić seekera od medyka, jednak powstrzymała go postać, która wyłoniła się zza rogu korytarza. Potężnie zbudowany i wysoki mech o ciemnofioletowym lakierze podążał w ich stronę. Widząc go, Breakdown'em zawładnął wręcz dziecięcy i jednocześnie paraliżujący strach. Mech stanął za plecami seekera, pojedyncza, duża, żółta optyka podniosła się na moment, na Breakdowna, który pod pływem tego spojrzenia zacisnął tylko mocniej szczękę, bojąc się choćby odezwać.
Shockwave spuścił wzrok na niebieskiego seekera i położył prawą dłoń na ramieniu niższego Cona. Ten wyprostował się jak struna i odwrócił głowę w stronę naukowca.
— Z tego co się orientuje na zewnątrz czeka nas poważne zadanie, w tym wypadku wasza kłótnia jest nielogiczna. Powinniśmy zabrać się do pracy i zniwelować problem, który zagłusza nasze komunikatory — powiedział Shockwave, głosem tak dobrze znanym niemal każdemu Decepticonowi, zupełnie pozbawionym emocji przez proces Shadowplay, polegający właśnie na stłumieniu wszelkich sentymentów.
Thundercracker nie widząc najmniejszego sensu w ciągnięciu tej sprzeczki, brutalnie odepchnął od siebie Knock Out'a. Zerknął wyczekująco na dłoń Shockwave'a, aż ten w końcu zabrał ją z jego ramienia.
— Nim ci przerwałem Skywarp, mówiłeś, że podobno nasi górnicy dokonali ciekawego odkrycia — dodał zaraz naukowiec, odwracając się od trójki Decepticonów.
Każdy z nich podążył wzrokiem za Shockwave'em, zatrzymując się na stojącej nieopodal ciemnofioletowej wersji Thundercrackera. Skywarp gdy zorientował się, że naukowiec mówi do niego energicznie pokiwał głową i wrócił do swojej opowieści.
— A więc na czym ja to? Ah tak! — zaczął żywo gestykulować. — Po tym jak górnicy zebrali trochę energonu, cały sprzęt zaczął wariować. Starscream kazał im wiercić głębiej. Znaleźli pod ziemią kolejne złoże, znacznie większe, ale im głębiej kopano kryształy zmieniały barwę. Fioletowy energon! Wyobrażasz to sobie? Później ziemia zapadła się pod górnikami powstała wielka dziura. Nie wiadomo na czym się kończy, ci którzy się tam udali nie odpowiadają. Starscream kazał wezwać ciebie i Knockout'a żebyście zbadali sprawę.
— Fioletowy energon powiadasz — początkowe Shockwave rozmyślał nad tym, że sprawa musiała być poważna skoro komandor zdecydował się prosić o jego pomoc, jednak zainteresowanie o znalezionym zjawisku stłumiło te rozmyślenia.
Reszta od razu podążyła za większym mechem.
— Wiesz co to może być? — zapytał Knock Out
— Mam pewne spekulację — odparł naukowiec.
Resztę drogi przebyli w milczeniu, co niektórym było to na rękę. Rozmowy z Shockwave'em były dość niekomfortowe. Taki stan zwłaszcza odczuwał Breakdown, masywny, fioletowy mech zwyczajnie przyprawiał go o dreszcze przerażenia. Jeszcze gorsze było jego laboratorium oraz to co się w nim znajdowało. Jego projekty cieszyły chyba tylko Megatrona, reszta patrzyła na nie ze strachem lub obrzydzeniem. Nowe dziecko Shockwave'a wzbudzało wielkie obawy całej załogi Nemesis. W końcu wystarczyłby jeden błąd, a niemal każdy Decepticon na pokładzie statku skończyłby rozszarpany przez prehistoryczne bestie. Niektórzy żywili nadzieję, że projekt ten nie dojdzie do skutku.
Dotarli w końcu do najniższych partii statku. Spore pomieszczenie w którym się znaleźli, nie różniło się wystrojem od innych części Nemesis. Przy ścianach sali stały maszyny wiertnicze, zostawione przez górników w razie nagłego przypadku i potrzeby szybkiego ich rozładowania. Na środku pomieszczenia znajdowała się potężna kolumna wykonana z grubego szkła o pomarańczowej barwie. Była wydrążona w środku i miała około dwudziestu metrów średnicy. Posiadała również kilka czarnych, metalowych obręczy oraz cztery belki (tego samego materiału co obręcze), podtrzymujące szklaną konstrukcje. Kolumna ta była w istocie windą i jednym z wyjść.
Grupka mechów udała się w kierunku konstrukcji. Stanęli w środku wyżłobionego na podłodze koła. Wystarczyła chwila, a cały mechanizm poszedł w ruch. Obręcze zakręciły się i z góry powoli zleciała walcowata ściana zabezpieczając transportowanych przed niechcianym wypadkiem. Z podtrzymujących konstrukcje belek wydał się cichy szczęk i w krotce podłoże na którym stali opuściło się.
Musieli zjechać kilka metrów nim znaleźli się na piaszczystym podłożu. Jednak nim zjechali, byli na odpowiedniej wysokości by z daleka zauważyć zainteresowanie jakie znalezisko wywołało u Decepticonów znajdujących się już na miejscu. Dostrzegli też rozrośnięte w jednym miejscu kryształy o równych kształtach. Ich czubki były niekiedy przeźroczyste lub jasno fioletowe, nasada bywała ciemnofioletowa lub całkowicie czarna. Z odległości w jakiej się znajdowały kryształy przypominały olbrzymie ametysty.
— Wygląda na to, że wszyscy są już na miejscu — mruknął zaniepokojony Breakdown.
— Nie traćmy czasu — rzucił zestresowany Thundercracker.
— Wam co? — spytał od niechcenia Breakdown widząc u Skywarp'a oraz Thundercrackera dziwne zdenerwowanie. Fioletowy klon szedł zgarbiony, a uśmieszek jaki często mu towarzyszył zmył się z jego twarzy, drugi natomiast szedł przed siebie nie umiejętnie ukrywając swoje spięcie.
— Coś wisi w powietrzu — odezwał się tajemniczo Skywarp, na co jego brat tylko przytaknął.
— Kurz! Mnóstwo piachu wisi w powietrzu! — wykrzyknął Knock Out niezadowolony z faktu, że piasek niemal od razu przyklejał się do jego lakieru.
Statek Decepticonów wylądował na jednym z najsuchszych obszarów na Ziemi. Gdy tylko Soundwave ustawił kierunek na pustynię Atakama znajdującej się w północnej części Chile Knock Out'owi zrzedła mina. Nawet potężny sygnał jaki mógł świadczyć o wielkim złożu energonu nie poprawiał mu humoru.
— Pieprzona kupa piachu — mruknął, kopiąc ziemię z miną niezadowolonego Iskrzenia.
— Już, nie dramatyzuj tak. Pomogę ci potem pozbyć się tego pyłu jeśli przestaniesz w końcu tak przeżywać — Knock Out jedynie fuknął coś pod nosem na ofertę Breakdown'a, jednak po chwili przystał na tę umowę.
Nowoprzybyli podeszli do komandora Decepticonów oraz stojącego przy nim asa wywiadu. Starscream nie różnił się za wiele od swoich braci, nie licząc koloru jego zbroi. Miał czerwony lakier z kilkoma niebieskimi zdobieniami na przedramionach i stopach wraz z szarymi wstawkami na tułowiu, ramionach oraz nogach. Jego hełm również miał ciemniejszy odcień szarości. Na piersi odstawały mu szyby kokpitu jego altmodu. Stojący obok komandora Soundwave, smukłej bodowy Decepticon o grafitowej zbroi, której niektóre części nabierały ostrzejszych kształtów. Cybertrończyk wyróżniał się od innych zebranych dłuższymi rękoma oraz wydłużonymi ramionami. Dużą uwagę zwracała też twarz Transformera, a raczej ciemny ekran, który ją zasłaniał. Fragmenty jego ciała były ozdobione granatowo-fioletowymi LED-ami.
Starscream żywo dyskutował z Soundwave'em, choć ciężko nazwać ich rozmowę dyskusją, zważając na to iż as wywiadu szczędził sobie słów. Monolog komandora przerwał Skywarp oświadczając głośno, że w końcu przybyli. Zwrócili się w ich stronę. Seeker zmierzył Shockwave'a niechętnie jednak w tej sytuacji nie miał innego wyjścia jak polegać na wiedzy naukowca. Widać było że Starscream był zdesperowany, równie co zaniepokojony. Starał się ukryć swoje zdenerwowanie, jednak widząc miny i drobne gesty swoich braci był pewny, że coś złego wisi w powietrzu, co jeszcze bardziej go podjudzało.
— Co to jest? — spytał Breakdown mierząc wzrokiem ogromne kryształy.
— Knock Out zbierz próbki przy otworze, o którym wspominał Skywarp — rozkazał Shockwave zainteresowany oglądaniem nowych surowców.
Medyk Decepticonów nie ucieszył się z powierzonego mu zadania. Nie podobała mu się funkcja mecha od brudnej roboty, a tym bardziej praca w pobliżu tunelu prowadzącego w głąb ziemi, w którym zaginęli górnicy. Jednak jeszcze większy strach wywołała niebezpieczny błysk optyki naukowca, ewidentnie niezadowolonego z tego, że Knock Out nie wziął się za swoją robotę od razu. Mech przeklął w myślach byłą władze Cybertronu, która dopuszczała do zabiegu Empuraty, polegającej na zamienieniu rąk oraz głowy uproszczonymi zamiennikami mającymi utrudnić życie. Dawniej dokonywano tej operacji na przestępcach jednak z czasem poddawani jej głównie byli przeciwnicy polityczni lub ci, którzy zbyt głośno wyrażali swoją opinię. Części Cybertrończyków kaleczono tylko ręce, zazwyczaj były to niegroźne jednostki, mówiące wszystko to co wpadnie im do procesora, przeciwnicy polityczni nie mieli już takiego szczęścia. Wymieniano takim głowy na uproszczone, posiadające tylko jedną optykę i pozbawione ust zamienniki oraz ręce na szczypce. Shockwave zaliczał się do pacjentów drugiego rodzaju. Jednak los sprezentował mu możliwość na wymienienie jednej okaleczonej części ciała. Ostatecznie zdecydował się na wymianę dłoni by łatwiej było mu pracować nad swoimi projektami. Knock Out przeklął w myślał i Shockwave'a ze ten wybór. Mógł zostawić sobie te nieszczęsne szczypce, przecież nawet młody medyk Autobotów pokazał, że da się z tym działać (co było jednym z powodów dlaczego Shockwave tak bardzo interesował się młodym mechem, drugim była niezwykła zdolność Autobota). Pojedyncza optyka wywoływała niejednokrotnie u medyka Decepticonów dreszcze, nie bardziej niż potężne działo, które mech posiadał zamiast swojej lewej ręki. Decepticon posiadający broń zamiast jednej kończyny może stanowić największe niebezpieczeństwo, a światło wydobywające się z lufy takiej broni może być ostatnią rzeczą jaką zobaczy się przed zgaśnięciem. Knock Out wzdrygnął się i nie zwlekając już więcej udał się w wyznaczone mu miejsce.
By dotrzeć do otworu musiał przedrzeć się przez labirynt przerośniętych, fioletowych kryształów. Mimo małego utrudnienia, zabłądził tylko dwa razy, a gdy doszedł do celu zdębiał. Miał ochotę wrócić i zwyzywać Seekerów za wzniesienie alarmu bezpodstawnie. Nie dostrzegł żadnego otworu. Stał w okrągłej przestrzeni otoczonej murem kryształów. Przestrzeń ta miała może z pół kilometra średnicy, a po dziurze, przy której podobno zaginęło kilkunastu górników, nie był ani śladu.
— Co wy pierdolicie, przecież tu niczego nie ma — burknął do siebie rozglądając się. — Optyka mi szwankuje?
— Te klony, zawsze coś podkoloryzują! — rozbawiony głos rozbrzmiał niewiadoma skąd. Odbijał się echem od kryształowych ścian.
Knock Out westchnął męczeńsko, zwyczajnie nie miał ochoty na potyczki słowne z właścicielką przesłodzonego głosu. Rozejrzał się dokoła chcąc zlokalizować femme, której nie darzył sympatią. Dopiero po chwili za sobą usłyszał kawałki kryształów, które z dźwięcznym odgłosem zsuwały się ze ściany i opadały głucho na piaszczyste podłoże. Knock Out błyskawicznie odwrócił się w tamtym kierunku i dostrzegł ją. Mechaniczną pajęczycę o czarnym lakierze z złotymi zdobieniami oraz fioletowymi fragmentami, która przyglądając mu się z sztucznym uśmiechem, z niezwykłą ostrożnością schodziła z kryształowej ściany. Jej ruchy miały w sobie sporo gracji jak i mocy. Zaostrzone końcówki sześciu pajęczych nóg wbijały się w kamienie zostawiając w nich sporej głębokości ślady. Ostrza na jej kończynach z łatwością mogły przeciąć metal. Odwłok pajęczycy transformował i femme zaraz stanęła na piaszczystym podłożu, na swoich szczupłych nogach, pajęcze kończyny natomiast przyległy ciaśniej do jej pleców. W południowym słońcu jej cień przypominał ciągnącego się za nią demona, a wszystko przez zbroję o ostrzejszych częściach oraz hełmie ozdobionym dwoma zakrzywionymi do zewnętrznej strony rogami. Różowawą optyką, z czarną obwódką wokół, zlustrowała powstałą w tajemniczy sposób arenę, żeby zaraz zwrócić spojrzenie na Knock Out'a.
— Niesamowite, tyle zamieszania dla jednak nieistniejącej dziury — powiedziała rozbawionym tonem.
Knock Out nie umiał się skupić na jej słowach. Zwracał większą uwagę na kłach błyszczących spod kształtnych warg femme, a w jego procesorze od razu pojawiła się myśl o żrącym kwasie, który Airachnid potrafiła wytwarzać. Insecticony wprawiały większość załogi w obrzydzenie.
Mniejsza od niego Decepticonka przeszywała go spojrzeniem wyczekująco i dopiero po chwili doczekała się odpowiedzi w postaci zdawkowego mruknięcia.
— Nie powinnaś zajmować się teraz czymś innym? — zapytał Knock Out, wyciągając spomiędzy części klatki piersiowej niewielki, szary czytnik z okrągłym ekranem oraz podłużną, kanciastą rączką.
Włączył urządzenie i przejechał ręką w powietrzu, na wysokości swoich barków. Czytnik zeskanował całą arenę i wszczął swoje obliczenia. Po chwili wydźwięczyło raniące audioreceptory piknięcie, a po nim następne znacznie głośniejsze. W końcu ustrojstwo medyka rozkręciło się na dobre i zdawać się mogło, że nic nie mogło powstrzymać nawiedzonego przyrządu. Wyło jak małe Iskrzątko łaknące swojej porcji energonu. Twarz Airachnid wykrzywił grymas. Knock Out starał się uciszyć zawodzący czytnik, ale szło mu to naprawdę opornie. Nie miał pojęcia co się dzieje, choć w głowie majaczyły mu słowa Skywarp'a. Po tym jak górnicy zebrali trochę energonu, cały sprzęt zaczął wariować. Czyżby coś rzeczywiście było na rzeczy?
Zastanawiając się nad tym niemal przestał słyszeć wyjące urządzenie. Airachnid z kolei odchodziła od zmysłów przez te dźwięki. Nie czekając na reakcję medyka, wystrzeliła z wyrzutników, zamontowanych w wewnętrznej części dłoni, klejąca substancję do złudzenia przypominającą pajęczą sieć. Pajęczyna przykleiła się do narzędzia Knock Out'a, po czym femme szybkim ruchem wyrwała mechowi przyrząd z dłoni. Następnie, wręcz brutalnie, wbiła jedną ze swoich odnóży w czytnik, tak że te zanurzyło się w piasku na niespełna metr. Gdy na dobre uciszyła opętane narzędzie, odetchnęła ciesząc się, że hałas nie mącił już jej w głowie.
— Świetnie — mruknął niezadowolony mech. — I jak ja mam teraz próbki zebrać?
— Nie jest to moim zmartwieniem — powiedziała przesłodzonym tonem femme.
— A żeby cię rdza...
Urwał kiedy spostrzegł, że odnóża Airachnid nastroszyły się zza jej plecami.
— Airachnid! — surowy głos odbił się od kryształowych ścian.
Na piaszczystą arenę wyszła para botów nieróżniących się za bardzo wielkością od Knock Out'a. Na czele szła czerwona femme, której pancerz miejscami przybierał okrągłych kształtów. Miała ostre rysy twarzy oraz dość prosty hełm z jednym, strzelistym ozdobnikiem przymocowanym po prawej części hełmu. Jej plecy przyozdabiały dwa, smuklej zakończone skrzydła skierowane ku dołowi. Tuż za nią szedł pewnie niebieski mech, kilka centymetrów niższy niż femme. Jego pancerz był pozbawiony jakichkolwiek ostrzejszych części. Jedynie na plecach odstawała jedna para skrzydło-drzwi. Hełm mecha był naznaczony trzema wcięciami wypełnionymi szarym kolorem
— Miałaś pomóc nam patrolować okolice — warknął niższy mech. — Może udałoby nam się znaleźć zaginionych górników.
— Patrolowałam z góry i natknęłam się na Knock Out'a — wyjaśniła szybko.
— Gdzie otwór, o którym mówiły Vehicony? — zapytała czerwona femme.
— Nie ma go— odparł Knock Out.
Shatter i Dropkick spojrzeli na siebie niepewnie. Zaraz jednak rozejrzeli się po arenie, myśląc, że są ofiarami durnych żartów dwójki Conów. Jednak medyk mówił prawdę, po wielkim otworze, który rzekomo wciągnął w głąb ziemi kilkunastu górników nie było śladu.
— Jesteś w stanie to wytłumaczyć? — pretensjonalny ton głosu Dropkick'a podniósł ciśnienie czerwonemu mechowi.
Medyk Decepticonów pokręcił głową, marnie maskując swój gniew. Był wściekły na seekerów, którzy podnieśli alarm bezpodstawnie, na Airachnid za zniszczenie jego sprzętu oraz na Dropkick'a za to jego oburzenie. Odruchowo kopnął, niewielki, wadzący mu kamień, który odleciał kilka metrów w głąb piaszczystej areny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dźwięk jaki wydał odbijający się od ziemi kamień. Czysty przedłużony brzdęk, wibrujący jeszcze chwile w powietrzu.
Czwórka Decepticonów zwróciła się w tamte stronę. Knock Out nie czekając, aż reszta choćby się odezwie podszedł bliżej centrum areny. Choć bardziej można by powiedzieć, że to ciekawość kierowała jego kończynami. Przystanął przy kamieniu, który chwilę temu kopnął i zaraz przy nim przyklęknął. Podniósł kamień, po czym z niewielkiej wysokości puścił go znów na ziemię, a wcześniej słyszalny brzdęk powtórzył się. Zdziwiony odtrącił ręką niewielki głazik i przejechał dłonią po piasku. Wielkim szokiem było dla niego kiedy pod cienką warstwą piasku spotkał się z powłoką nieznanego mu metalu o ziemisto-brunatnym kolorze.
Rozkopał więcej piasku, a im więcej go przesypywał, z tym większym płatem metalu się spotykał. Wbił tępo optykę w swoje znalezisko, sam do końca nie wiedząc z czym ma do czynienia.
— Co to jest? — usłyszał znad swojego ramienia głos Shatter.
— Sam chciałbym to wiedzieć.
Ich uwagę odwrócił inny dźwięk, wybrzmiewający wysoko nad ich głowami. Szum przelatującego z zawrotną prędkością, cybertronskiego myśliwca rozdarł przestrzeń.
— Megatron wrócił — mruknęła Airachnid.
Cztery pary optyk wbite w niebo, wpatrywały się tam gdzie jeszcze chwilę wcześniej przelatywał Lord Decepticonów. Ciężko było powiedzieć co malowało się na ich twarzach. W głowach natomiast, na pewno tliła się nadzieja, że ich przywódca będzie wiedział co poradzić na tę zagadkową sytuację.
Ale nim zdążyli się go poradzić, nastąpiła dość niespotykana kolejność zdarzeń.
Ziemia pod ich stopami zatrzęsła się, Knock Out podparł się dłońmi o piaszczyste podłoże, żeby nie przewrócić się od nagłych drgań. Później przestrzeń rozdarł przeraźliwy zgrzyt ocierającego się o siebie metalu oraz zardzewiałych części. Cisza jaka zapadła zaraz potem, była ciszą przed burzą. Dźwięk raniący audioreceptory potworzył się z zdwojoną mocą, a ziemia zaczęła się rozstępować. Fragmenty metalowej powłoki, przypominające kły, lub zaostrzone płatki kwiatów, rozeszły się, a piasek zaczął wsypywać się między powstałe i ciągle rozrastające się szczeliny.
Czwórka Decepticonów na swoje szczęście, stała idealnie w centrum jednej z ruchliwych części. Gorzej tylko, że fragmenty te nikły, składały się i transformowały, ukazując w całej swej okazałości, źródło ich problemu. Otwór w ziemi w krótkim czasie osiągnął około dwustu metrów średnicy, a części dalej były w ruchu.
— Musimy się stąd wynosić! — wykrzyknęła Shatter starając się przekrzyczeć zgrzyt mechanizmu.
Chwyciła Knock Out'a za ramię i z niezwykłą mocą podniosła go z ziemi. Medyk zachwiał się, omal nie lądując na zderzaku, ale nie przejął się tym. Nie umiał oderwać optyki od mroku czającej się w głębi otworu. Potwornie zdziwił się kiedy zdawało mu się, że zauważył we wnętrzu ruch. Ignorował szarpiącą jego ramię Shatter, która co chwilę krzyczała do niego chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Przygwoździł wzrok do czerni, która nie chciała ustąpić przed pustynnym słońcem, wypatrując jakichkolwiek oznak życia. Nie chciał wierzyć swoim optyką.
Istota z niezwykłą szybkością wyskoczyła z wnętrza. Wyglądała jakby wyrwała się prosto z obrazów Beksińskiego, czy Heksela, nad którego dziełami zachwycali się w ostatnim czasie Blitzwing oraz Shatter (co jest niezwykle zaskakujące, zważając na to, z jaką odrazą Decepticony odnoszą się do ludzi. Mimo to ta dwójka nawiązała nic porozumienia dzięki ziemskiej sztuce). Trzymetrowa bestia przystanęła na czterech nogach zakończonych pobłyskującymi, zdawać by się mogło, że nawet metalowymi szponami, na przeciwko Dropkick'a. Nie można było określić czy wpatruje się w niego, ponieważ stwór ten zdawał się nie mieć oczu. Jego głowa była odkrytą zwierzęcą czaszką, z szorstką sierścią nachodzącą na czoło i policzki. Sierść porastała też plecy oraz nachodziła odrobinę na biodra, których szarawa skóra była naszpicowana kablami. Jeden ze stawów odnóży potwora był zastąpiona mechanicznymi częściami.
Dropkick nie chciał nagłym ruchem zmusić bestii do ataku. Nie znał przeciwnika, wolał więc zbędnie nie ryzykować. Będąc jeszcze młodziutkim mechem, był świadkiem wielu potyczek gladiatorów w Koanie. Zbyt dobrze wiedział, jak kończą ci, którzy niepotrzebnie zaryzykowali.
Zupełnie inaczej postąpiła Airachnid. Odnóża zza jej plecami nastroszyły się gotowe do ataku, co zwróciło uwagę istoty. Ta również nastroszyła swoją sierść, a z gardła, z którego skóra odchodziła płatami, wyrwał się skrzek. W końcu smród bestii dotarł do receptorów węchu Conów. Skrzywili się obrzydzeni odrażającym zapachem. Airachnid syknęła przeciągle, co sprowokowało potwora do ataku. W mgnieniu oka znalazła się przy pajęczy i nim ta zdarzyła jakoś zareagować, leżała już plecami na ziemi siłując się z łapami bestii, które może i z łatwością mogłyby rozłupać jej pancerz. Ostro zakończone odnóża wbijała w bok stwora, przez co wkrótce femme całą była w czarnej posoce. Wściekła i odrobinę już słabnąca Airachnid z okrzykiem godnym gladiatora Kaonu wbiła swoje kły w szyję atakującej ją bestii, pompując tym samym swój jad w żyły i przewody przedziwnego cyborga. Chwila nie minęła, jak potwór opadł całkowicie z sił. Jad pajęczych wyżerał jego wnętrzności. Zleciał z femme wierzgając jeszcze przez krótki moment nogami by zaraz zastygnąć w bezruchu. Airachnid z kolei zerwała się na kolana. Jej różowawa optyka wypełniła się strachem. Krztusząc się drapała swoje gardło, nie przejmując się tym, że zostawiała na nim bruzdy.
Knock Out wyrwał się Shatter i podszedł do rannej femme, widząc czarną ciecz spływającą po jej podbródku zaniepokoił się. Nie wiedział czy będzie w stanie jej pomóc, ale na jego szczęście Airachnid zdołała pozbyć się nieznanej cieczy ze swojego przełyku. Podpierając się roztrzęsionymi rękoma, zawisła nad spienioną wydzieliną, którą jeszcze kilka nanocykli miała w gardle.
— Co to do cholery było? — wyrzuciła zdyszana, zerkając wyczekująco na medyka.
— Sam chciałbym wiedzieć.
Mówiąc to czerwony mech wyciągnął podłużną fiolkę oraz niewielką szpatułkę zza części swojej zbroi na przedramieniu. Ignorując obrzydzone spojrzenie czarno-fioletowej femme pobrał próbki, które na ten moment tak bardzo go interesowały.
— Czy jest możliwe, że to małe, paskudne stworzenie załatwiło naszych górników? — spytał Dropkick, gdy stanął nad bestią i szturchnął ją stopą.
— Było dość silne i szybkie, mogłoby zabić z zaskoczenia maksymalnie czterech, więc gdzie reszta? — odparła jednym tchem Airachnid, co było dla niej niezwykle męczące.
— Najwyraźniej to coś nie było same — dodała Shatter wpatrując się czerń otworu.
Przez całe zamieszanie z nieznanego gatunku stworem, nie zwrócili uwagi na to, że fragmenty otworu zaprzestały dalszego przemieszczania się, odgłosy mechanizmów również ustały.
— Zabierajmy się stąd zanim skończymy jak oni — powiedział stanowczo Knock Out.
Zgrzyt metalu znów wybrzmiał, raniąc audioreceptory. Airachnid zerwała się na równe nogi, a reszta stanęła w gotowości. Zdążyli zobaczyć tylko wielką łapę zakończoną ostrymi jak brzytwa szponami, wystającą z otworu nim zarządzili odwrót. Pajęczyca korzystając z tego, że jej trybem alternatywnym jest helikopter, szybko ulotniła się z areny. Reszta musiała męczyć się z kołami spowalnianymi przez piasek. Trójka Conów nie mogąc rozwinąć oczekiwanej prędkości, szybko stała się celem znacznie większej, bo tym razem około sześciometrowej i groźniejszej bestii. Istota rzuciła się biegiem, a od uderzeń ciężkich łap piasek wzbija się w powietrze. Gęsta ślina skapywała z kościstego pyska, sprawiając, że bestia wyglądała na wygłodniałą oraz chcącą nasycić się tym co posiadają Decepticony.
Potwór skupił się na czerwonym Astonie Martinie. Spanikowany Knock Out nie radził sobie z piaszczystym podłożem, przez niskie zawieszenie swojej alternatywnej formy. Jego umysł był jednak zbyt zdębiały, by Decepticon pomyślał racjonalnie i zaczął uciekać na własnych nogach. Szczęśliwie dla niego to zaćmienie szybko ustąpiło i medyk wkrótce biegł w dość pokraczny sposób. Wbiegł do labiryntu z kryształów, które zdawać by się mogły rozrosły się jeszcze bardziej. Odbijał się od ścian błagając samego Primusa o łaskę, a na plecach czuł obrzydliwy oddech dyszącej bestii. Przed kłami istoty uratował go nagły zakręt. Gdy ten skręcił, potwór nie zdołał powtórzyć manewru ściganego Cona. Stwór uderzył o kryształową ścianę z takim impetem, że wyższe fragmenty oderwały się i runęły mu na łeb. Knock Out niemal z oleistymi łzami w optyce uniósł głowę wykrzykując szybkie podziękowania Primusowi. Chwilę później zdołał wydostać się z labiryntu i zdyszany, ledwo stanął przed, jak zwykle niewzruszonym Shockwave'em, u którego boku stał wściekły Megatron. Szary i postawie zbudowany, ponad dziesięciometrowy mech o potężnych nogach oraz smukłych ramionach zakończonych szponami. Jego hełm miał ostrzejsze kształty, którego fragmenty zakrywały miejscami twarz o wyrazistych rysach. Czerwoną optyką mierzył medyka Decepticonów.
— Gdzie moje próbki? — spytał jak gdyby nigdy nic Shockwave.
— Sam po nie idź! — warknął Knock Out.— Nie mam zamiaru tam wracać, ten potwór prawie mnie dopadł!
Nie zląkł się kiedy dostrzegł niebezpieczny błysk w pojedynczej optyce przełożonego. Szczerze wolał zgasnąć przez jego działo niż przez kły jakiegoś bliżej nieokreślonego stwora. Inne Decepticony przypatrywały się tej potyczce na spojrzenia w milczeniu.
— Jaki potwór? — spytał nad wyraz spokojnie Shockwave.
Jak na zawołanie dostał swoją odpowiedź. Na wysokim, kryształowym murze przysiadło nie jedno a około czternastu istot. Różniły się od siebie wielkością, największa miała około siedem metrów, a najmniejsza dwa. Odróżniały się również umaszczeniem, kształtem czaszek oraz ilością dodatkowych mechanicznych elementów ciała.
— Co to jest? — wyskrzeczał Starscream.
— Kłopoty — odparł mu Dropkick wycofując się powoli.
— To coś musiało dorwać naszych górników — stwierdził Barricade, mech o dość proporcjonalnej sylwetce, mającej sporo odstających od jego ciała fragmentów karoserii alternatywnej formy.
— Przygotować broń, nie ważcie mi się zostawiać, choćby jednego przy życiu — warknął głośno Lord Decepticonów i większość od razu wykonała rozkaz przywódcy, a ci którzy początkowo zawahali się, widząc reakcje większości, sami przystąpili do ataku.
Pociski momentami z cudem trafiały szybkie istoty. Mimo tych utrudnień Decepticony szybko zdobyły przewagę. Ale potwory nie dawały za wygraną, ich szczęki z łatwością miażdżyły kończyny przeciwników. Czarna posoka mieszała się z błękitem energonu, by momentalnie wsiąknąć w piach. Trójka seekerów asekurowała się, broniąc nawzajem swoich tyłów. Żadna z istot nie mogła ich dosięgnąć. Podobnie było z niewzruszonym Shockwave'em oraz Breakdown'em i Knock Out'em. Działo naukowca skutecznie odstraszał potwory, z kolei niebieski mech i jego przyjaciel osłaniając się wykańczali bestie, jeden miażdżył ich swoim młotem, drugi zadawał śmiertelne rany piłą tarczową. Równie dobrze radziła sobie Shadow Striker, około pięciometrowa, młoda femme o specyficznej budowie ciała, prostym hełmie z kanciastym wachlarzem na środku oraz jedną optyką, która kojarzyć mogła się z monoklem. Decepticonka sprawnie unikała ciosów i kłów, i równie szybko odwdzięczała się atakującym ją bestią. Jej uderzenia były celne, sprawiały, że potwory odskakiwały od niej kwiląc z bólu. Rozwścieczone istoty, zaczęły ze sobą współpracować, zupełnie jak drapieżnicy polujący na zawzięcie opierającą się zwierzynę. Nim się obejrzała otoczyli ją i wkrótce femme tonęła pod ich cielskami. Kąsały ją wgniatając metal jej zbroi, czy też przebijając go kłami. Okładała ich pyski pięściami, napędzana wściekłością i chęcią zemsty, które zawsze pchały ją na przód, ale nie wiele dawało to przeciwko nowemu wrogowi. Nie musiała się jednak obawiać przedwczesnej śmierci. Decepticon o dość charakterystycznych dla siebie, dwóch, długich rogach przymocowanych do głowy, przybył jej na ratunek w poważaniu mając dewizę swojego Lorda. Ciął ciała potworów dwuręcznym mieczem, a jego fioletowy lakier szybko został zbryzgany czarną cieczą. Utorował sobie drogę do młodej femme, by zaraz, dość brutalnie, dźwignąć ją na równe nogi, mówiąc:
— Wstawaj, już i tak za dużo naszych zginęło.
Shadow Striker spojrzała na mecha zaskoczona ilością słów jakie usłyszała z jego ust. Zazwyczaj Cyclonus szczędził sobie w słowach, co prawda nie złożył ślubów milczenia jak Soundwave, mimo to dla niejednego Cona dziwnym doświadczeniem było usłyszenie jego głosu.
Femme zaraz jednak otrząsnęła się z szoku. Nie czas na takie rozmyślenia, gdy wokół wielu jej pobratymców gaśnie. Dobyła swojego pistoletu laserowego i wymierzyła w bestię, która jeszcze chwilę temu przygniatała ją swoim cielskiem. Kilka celnych strzałów i odsłonięta czaszka rozsypała się, a z dziury, zrobionej przez pocisk wypłynęło brązowawo-czarne mózgowie. Cyclonus w tym czasie pokonał dwie mniejsze istoty. Zdawać się jednak mogło, że przeciwników tylko przybywało. Zauważył to również Blitzwing, mech o zbroi w cieplejszym odcieniu szarości, z fioletowymi fragmentami oraz prostym hełmie z niewielkim daszkiem.
—Kończę z jednym, a na jego miejsce pojawia się trzech — powiedział głośno z słyszalnym niemieckim akcentem, przestrzeliwując kręgosłup przeciwnika. Niebieskie płytki twarzy Blitzwing'a zaczęły transformować i zmieniać barwę na czerwoną, w oczy zaczęła rzucać się wyrazista kwadratowa szczęka, oraz czerwony wizjer, który zastąpił monokl. — Zaczyna doprowadzać mnie to do szału! — wykrzyknął mech pięścią miażdżąc głowę konającego wroga.
— Dopóki trzymają tego trzeciego w ryzach będę spokojna — mruknęła Shadow Striker, komentując przypadłość Blitzwing'a i dekoncentrując się na chwilę.
Szybko do porządku ustawił ją Cyclonus, który zaalarmował walczące w pobliżu niego Decepticony o nadciągających posiłkach przeciwników.
Sam Megatron zdając sobie sprawę z nie najlepszej sytuacji w jakiej znaleźli się jego żołnierze, pomiędzy ciosami wypatrywał Airachnid. Niechętnie musiał przyznać, że potrzebował teraz pomocy femme i jej zdolności do komunikowania się telepatycznie z innymi jej rodzaju. Potrzebowali wsparcia Insecticonów, jak nigdy wcześniej. Wystarczy, że stracił jednego dnia kilkunastu górników i żołnierzy przez te bestie. Z niezwykłą siłą i brutalnością powalił sześciometrowe stworzenie na ziemię, gniotąc stopą jego żebra. Później udało mu się zlokalizować pajęczyce, wiszącą na wysuniętych z podwozia częściach Nemesis. Z tego miejsca mogła z łatwością uczestniczyć w walce bez obawy o to, że zostanie ranna. Mech likwidował z łatwością każdą bestie, która stanęła mu na drodze, a gdy stanął wystarczająco blisko wykrzyknął doniosłym głosem:
— Airachnid! — femme od razu zwróciła się ku niemu, wyczekując od niechcenia rozkazu. — Potrzebujemy Insecticonów, natychmia...
Urwał przez nagły huk zza jego plecami. Nim zdążył się odwrócić i zobaczyć jak znacznie większa od niego bestia niszczy mur kryształów, stwór ten w mgnieniu oka znalazł się przy nim. Swoje kły wbił w ramie Lorda Decepticonów. Megatron szarpał się zerkając wściekłe na pajęczyce, która niewzruszona przyglądała się tylko jego bólowi na twarzy. Mech wiedział, że nie mógł jej ufać, jednak sądził, iż strach jaki odczuwają przed nim jego podwładni, zadziała na femme zupełnie, jak na jego komandora. Obiecał sobie, że policzy się z nią, gdy to zamieszanie dobiegnie końca.
Zaczął okładać bestie po pysku, wbijać swoje ostrzej zakończone palce w oczodoły istoty, co ewidentnie przysporzyło jej cierpień, gdyż zaczęła miotać głową, zaciskając kły mocniej na ramieniu mecha. W końcu Megatron włożył palce między jej zębiska i podważył szczękę, by móc się uwolnić z uścisku. Wolny, odskoczył od potwora i stanął na przeciw niemu. Przewyższał Lorda Decepticonów o niespełna dwa metry. Megatron poczuł się, jakby znów stał na arenie Kaonu. Powrót tych wspomnień nie był czymś przyjemnym. Dał okładać się, a nawet upokarzać na początku swojej kariery gladiatora, dla bliskiej osoby, która i tak go zdradziła. Wizja zarobku i wyzwolenia siebie oraz przybranego brata z nędzy zmusiła go do wielu rzeczy. A wszystko po to, żeby później nazwano go mordercą Iskrzeń oraz tyranem. Wezbraną wściekłość wykorzystał do tej walki. Jego ciosy były czyste, pozbawione najmniejszego błędu, ale na tyle silne by zadawać bolesne i głębokie rany. Mając dość unikania zębisk przeciwnika chwycił jedną ręką za dolną, a drugą za górną szczękę potwora. Rozwarł paszczę bestii na tyle szeroko by po chwili usłyszeć głośne chrupnięcie. Zaraz potem trzymał w ręce oderwaną dolną szczękę. Odrzucił ją jak najdalej i skupił się padniętym przeciwniku, leżącym u jego stóp. Nie czekając aż ten się podniesie, przyłożył do głowy potwora swoje działo i wystrzelił dwa razy dla pewności, że ten nie będzie już chciał wbić swoich szponów w jego pancerz. Po swoim małym zwycięstwie zwrócił się na pole walki i zorientował się, że do bitwy dołączyły Insecticony.
— Najwyraźniej Airachnid ma więcej oleju w głowie niż na to wygląda — mruknął sam do siebie.
Przybycie posiłków, przesądziło na dobre o wygranej. Bestie, zupełnie jakby na rozkaz niesłyszalny dla audioreceptorów Decepticonów wycofywały się z walki. Część czmychnęła do otworu, to wspinając się przez kryształowy mur, to korzystając z wyrwy, która zrobił największy osobnik. Bardziej ranne zostawały dobite przez żołnierzy Megatrona.
Lord Decepticonów przyglądał się, jak ostatnia istota znika w otworze. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się ogromną dziurę.
— Panie, jesteś ranny — słowa Lugnuta wybudziły go z tego transu.
Zwrócił się do potężnie zbudowanego mecha o szarawo-zielonkawej zbroi z fioletowymi zdobieniami. Wpatrywał się przez chwilę w pojedynczą, czerwoną optykę mecha, która mimowolnie kojarzyła mu się z włazem i otworem.
— Zróbcie porządek z martwymi, a rannych opatrzcie — odparł po chwili ignorując uwagę Lugnuta. Nie umiał myśleć o swoich ranach w tej chwili. Podszedł do klęczącego nad kryształami Shockwave'a. — Czy doczekam się od ciebie wyjaśnień z czym mieliśmy dziś do czynienia?
Shockwave milczał, oglądając dokładnie surowce, leżące przy wyrwie. Nim odpowiedział wydarzyła się jeszcze jedna niespodziana rzecz. Z wnętrza otworu wyleciał czarny iskrzący się dym, który błyskawicznie zmieszał się z atmosferą. Kłęby dymu przybierały na sile, jakby pod ziemią wybuch ogromny pożar, a po niespełna minucie całkowicie ustać. Po czarnych chmurach nie było już śladu, jakby od początku były one tylko przywidzeniem Megatrona, wynikiem żartów jakie odgrywał na jego umyśle ból bijący z świeżej rany. Jednak samodzielnie zamykający i zapadający się pod ziemię właz upewnił go, że nie śni.
— Nie mam pojęcia czym to było i nie wiem, jakie skutki może to mieć na naszą najbliższą przyszłość — odparł szczerze Shockwave. — Ale wiem czym jest to i jak może nam pomóc — dodał pokazując Megatronowi trzymany w dłoni kawałek fioletowego surowca.
— Słucham więc.
Shockwave skinął palcem na Soundwave'a, który zaraz stanął przy nich wraz z ciekawym tej wymiany zdań Starscream'em.
— Jeszcze przed atakiem kazałem Soundwave'owi przeszukać informacji a Iacońskiej bazie danych, która przejęliśmy przed upadkiem Cybertronu. Tak jak myślałem, udało mu się znaleźć to czego oczekiwałem.
Soundwave bez zbędnych instrukcji wyświetlił na ekranie zakrywającym jego twarz, wyświetlił ilustracje przedstawiającą niewyraźne i stare jak sam Cybertron szkice podobnych kryształów oraz włazów z dopiskami w ich rodzimym języku.
— Jeśli opisy się nie mylą, a nie mylą, mamy do czynienia z mrocznym energonem.
— Krwią Unicrona? Przecież to tylko legendy, którymi straszono Iskrzęta — oburzył się Starscream.
— Również nie spodziewałem się takiego obrotu spraw — odparł mu spokojnie naukowiec. — Ale to nie wszystko. Jeśli wierzyć legendom, Unicron miał dar wskrzeszania zmarłych.
Megatron spojrzał na Shockwave'a z błyskiem ekscytacji w optyce. Dawno żadne plany naukowca nie wzbudziły w nim tyle życia. Mając te kryształy mogą oddawać życie poległym żołnierza, stworzyć armię niepokonanych wojowników.
— Gdyby przebadać skład tego energonu, ewentualnie ulepszyć formułę i przeprowadzić kilka badań moglibyśmy...
Megatron domyślił się, że wraz z Shockwave'em myślą dokładnie o tym samym. Spodobało mu się, iż umysł naukowca zrodził ten plan, ale nie miał zamiaru oddać mu tego zaszczytu, przerwał mu sam chcąc dokończyć to jedno zdanie.
— Moglibyśmy wskrzesić Cybertron, na naszej planecie znów istniałoby życie — radość jaka w niego uderzyła, była czymś niesamowitym. Wizja powrotu do domu i zaczęcia wszystkiego od nowa wywołała ekscytację nie do opisania. Dziwniejszym było tylko to, że tej radości towarzyszyło déjà vu, które zmroziło mu energon w przewodach.
Kiedy Megatron zastanawiał się nad tym prze cudacznym odczuciem, reszta Decepticonów radowała się z dobrej nowiny. Nikt już nie obawiał się eksperymentów Shockwave'a, wizja powrotu do domu odmieniła ich pogląd na tę sprawę.
Cieszył się nawet Starscream, który zawsze był głównym opozycjonistą eksperymentów szalonego naukowca. Jego świętowanie przerwał dający się we znaki komunikator. Razem z zniknięciem włazu, wrócił sygnał.
Nie zwlekając komandor odebrał połączenie i porządnie się zdziwił, gdy usłyszał szorstki głos dobrze mu znanej femme.
— Starscream?
— Dawno się nie słyszeliśmy Slipstream.
— Mam dla ciebie i informacje, które możesz wykorzystać na naszą korzyść.
Starscream spojrzał na Soundwave'a asystującego Shockwave'owi. Niby as wywiadu był zajęty, jednak nie warto było ryzykować. Seeker odszedł na sporą odległość i dopiero wtedy odpowiedział Decepticonce.
— Mów!
— Pamiętasz ten przytułek dla osieroconych Iskrząt, który sponsorował Optimus i jego zastępca zaraz po wybuchu wojny? Co ja gadam. Jasne, że pamiętasz! Twoja była też się tam udzielała.
— Przejdź do rzeczy — warknął poddenerwowany mech.
— Razem z Sunstorm'em pojmaliśmy jednego z podopiecznych tego przytułku.
— Żyje?
— Zbiegł, razem z trójką innych Autobockich ścierw, jeden z nich jest zdrajcą. Kierują się na Ziemię. Pomyśl tylko jaki Megatron będzie ucieszony jeśli dostarczysz mu ich.
— Co ja Tarn jestem, że zdrajców będę ścigał? — mruknął seeker, zastanawiając się jednak po chwili. — Rzeczywiście, nasz lord byłby szczęśliwy gdybym przyniósł mu głowę zdrajcy, ale co mi po tych sierotach?
— Myślisz, że marnowała bym czas na byle jakie dzieciaki? — oburzyła się Slipstream. — Starscream ja tu mówię o przybranych Iskrzeniach zastępcy Prime'a!
Seeker milczał nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Na jego twarz rozkwitł szeroki uśmiech, nie mógł powstrzymać chichotu.
— Cóż za piękne nowiny mi przynosisz siostrzyczko!
Mały poślizg czasowy, tak to jest, jak jest się debilem i nie umie odpowiednio rozplanować dnia xD
Żłobek* - miejsce w którym wykluwają się Iskrzenia.
Z rodzeniem się Transformerów u mnie różnie jest i będzie to wytłumaczone w najbliższych rozdziale. Ale szybko powiem, jak wygląda żłobek.
Jest to miejsce podzielone na sektory, zależne od urodzenia takiego iskrzenia. Jego stan zależy od miejsca, w którym jest wybudowany. Prosty przykład, żłobek jest na totalnym zadupiu jego stan jest opłakany, rzadko się zdarza, że ktoś pilnuje Iskrzeń, więc jeśli taki rodzic nie zorganizuje sobie dnia straży możliwe, że mały transformer zniknie w niewiadomych okolicznościach. W zamożniejszych miastach o takich sytuacjach nie ma mowy. Pielęgniarki w takich miejscach chodzą 24/7 i asystuje przy wykluciu Iskrząków. A rozwój maluchów wygląda tak:
(Zarodek) - kule w których znajdują się dopiero co stworzone iskry, otoczone specjalnym gęstym płynem. Pewien okres są jak pasożyt przyczepiony do iskry dorosłego osobnika. Kiedy przezroczysty pancerz kuli stwardnieje kula oddziela sie od iskry i jest przystosowana do przebywania poza ciałem rodzica.
Larwa - rozwija się w specjalnych kokonach w przystosowanych do tego miejscach zwanych żłobkami. Każde miasto państwo ma kilkanaście żłobków pobocznych i jedno główne przeznaczone dla wysoko urodzonych i znaczących Transformerów.
Iskrzenie - okres w którym transformer rozwija się ostatecznie ( rośnie, przybiera na masie)
Tu oczywiście mowa i tych co się rodzą, bo są jeszcze tworzeni i tacy, których iskry są od razu przerzucane do plotoformy.
To chyba na tyle z wyjaśnień
Nic tu po mnie, życzę miłego dnia 💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro