67
Był to kolejny biały pokój. Jednak różnił się od poprzedniego. Nie miał żadnych okien ani wygodnych foteli. Był pusty.
Zaraz jak przekroczyłyśmy próg przez pomieszczenie przeszedł przeciągły, melodyjny dźwięk. Na środku pokoju pojawiła się pomarańczowa, na wpółprzeźroczysta konsola która unosiła się w powietrzu.
Podeszłyśmy do niej. Były na niej symbole których nie zrozumiał by człowiek ani Transformer. Był to język Twórców. Przesunęłam palce po konsoli a przed nami trochę wyżej pojawił się ekran a raczej wiszące w powietrzu litery.
-Na początku trzeba załatwić sprawę z grawitacją.- Odezwał się Quintessa podchodząc do konsoli.
Zwinnie przesówała palce po konsoli która wystosowała się do jej wzrostu. Na ekranie pojawiały się nowe znaki. Nie minęło dużo czasu gdy prawie skończyła.
-Teraz wystarczy tylko-- Zaczęła Quintessa, ale zwinęła się z bólu.
Podbiegłam do niej i pomogłam jej wstać. Jej stan zaczął się pogarszać.W oczach zakręciły mi się łzy, ale nie pozwoliłam im wypłunąć. Jeszcze nie teraz.- Nie powiedziałam co o jednym Betty.- Odezwała się siostra opierając się o moje ramię.- Im bardziej Unicron jest wybudzony tym szybciej pogarsza się mój stan.
Nagle odepchnęłam mnie od siebie. Wszystko zagłuszył ogromny wybuch. Poczułam jak odłamki sufitu uderzają mnie dlatego zakryłam głowę. Leżałam tak dopuki się nie uspokoiło.
Obolała zerwałam się na równe nogi. Poczułam ogromny ból w lewej ręce. Próbowałam ją podnieść, ale nic się nie stało. Spojrzałam na nią. Mój krzykn zmienił się w jęk bólu i niedowierzania.
Upadłam na zimną posadzkę. Straciłam rękę. Koronkowa sukienka była pokryta szkarłatną krwią i pyłem. Zaczęłam drzeć dół sukienki i przy pomocy zębów zawiązałam prowizoryczny opatrunek.
Udało mi się wstać i chwiejnym krokiem zaczęłam iść przez pokój.
-Quintessa!- Krzyknęłam łamiącym się głosem.
Z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Leżała tam pośród gruzów. Jej ciało było w fatalnym stanie. Było całe pokryte krwią.
Uchyliła lekko oczy z których zaczęły lecieć łzy:
-Już więlszość jego systemów działa... Przebił się przez pole.- Powiedziała ledwo słyszalnym głosem robiąc krótkie przerwy po każdym wyrazie.- Betty twoja ręka.
-Martw się o siebie!- Krzyknęłam klękając przy niej. Łzy rozmywały mi obraz.
Usłyszałam zbliżające się ciężkie kroki, ale to już mnie nie obchodziło.
-Betty konsola...- Powiedziała wskazując trzęszącą się ręką Centrum.
-Nie obchodzi mnie to!- Przerwałam jej.- Ty jesteś ważniejsza!
-Przepraszam Betty.- Odezwała się Quintessa głosząc mnie swoją zmasakrowaną ręką po głowie.- Nie mam już czasu zaraz wystrzeli znowu.- Nie odpowiedziałam jej. Milczałam a łzy spływały mi strumieniami po popuchniętych policzkach.- Pozwól że użyję resztek swojej mocy by uratować ludzi tak jak ty i...- Dotknęła miejsce gdzie znajdował się mój prowizoryczny opatrunek i po chwili stworzyła mi metalową, lewą rękę.
-Nie przestań!- Krzyknęłam odchodząc od niej.- Przez to ty--
-Już dobrze.- Uspokoiła mnie i uciszyła.
Nagle ściana dzielące ten pokój od poprzedniego runęła i do środka wbiegł Optimus a za nim reszta.
-Betty czy nic-- Zaczął, ale umilkł widząc naszą dwójkę.
-Dasz radę.- Powiedziała Quintessa.
Zacisnęłam pięści i chwiejnym krokiem podeszłam do konsoli która zaczęła się zniżać.
Moja nowa ręka nie różniła się wagą od mojej prawdziwej tylko ruchy miała wciąż sztywne.
Zaczęłam wpisywać ostatnie znaki które pojawiały się po chwili na ekranie. W końcu zakończyłam proces i wcianęłam ostatni przycisk.
W okół nas słychać było jak wiele rzeczy upada na ziemię z łomotem. Udało się, ale to nie wszystko.
Nagle nad naszymi głowami rozległ się kolejny wybuch, ale nic w nas nie uderzyło.
Niebieskie światło rozświetliło ciemne niebo. Wszyscy przypatrywali się temu zszokowani.
-Udało mi się też reaktywować pole ochronne w okół całej planety.- Powiedziałam.
Zaczęłam kołysać się w miejscu a powieki same zaczęły mi opadać. Straciłam dużo krwii, nie mogłam zmienić postaci.
- Betty co się stało?- Zapytał się Megatronus podchodząc bliżej.
Powstrzymałam go ruchem ręki. Resztkami sił odwróciłam się i wróciłam do Quintessy.
-Jesteś niesamowita.- Powiedziała uśmiechając się smutno.
Nagle jej ciało zaczęło świecić. To był jej koniec.
Znowu się rozpłakałam. Złapałam ją za rękę:
-Nie zostawiaj mnie samej.- Zaczęłam łamiącym się głosem.- Dopiero co mnie znalazłaś. Jesteś dla mnie jedyną rodziną!
-Nigdy nie byłaś i nie będziesz sama.- Odezwała się znowu.- Masz wspaniałych przyjaciół którzy cię zawsze wspierają. Nie możesz cały czas trzymać się przeszłości.- Powoli stawała się coraz bardziej przeźroczysta. Małe, złote światełka wychodziły z jej ciała i leciały ku rozgwieżdżonemu niebu.- Kiedyś powiedziałam ci straszne rzeczy, ale teraz...- Zdołała się podnieść i przytulić się do mnie.- Dziękuję że pozwoliłaą mi być twoją starszą siostrzyczką. Kocham cię Betty.
Po tych słowach zmieniła się w złoty pył który po chwili rozpłynął się w powietrzu.
Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Siedziałam na ziemi wpatrując się tępo przed siebie.
-Dlaczego?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro