50
Lecieliśmy już od około dwóch godzin. Siedziałam cicho przy Bee a Cade wepchnął się do kokpitu i rozglądał się dokoła.
-Już jesteśmy.- Oznajmił Cogman lekko poirytowany zachowaniem Cade'a.
Po paru minutach wylądowaliśmy. Bee wyjechał z samolotu i od razu zmienił się w robota. Ja i pozostali wyszliśmy za nim.
Wszędzie rosła trawa, jakby świeżo co skoszona. Za nami rósł mały lasek a przed nami stał zamek. To właśnie tam się kierowaliśmy. W powietrzu czuć było słoną bryzę od morza. Zmieniłam się w robota bo zaczęło mi być niewygodnie w formie człowieka.
Przy zamku zauważyłam starszego człowieka prowadzącego psa na smyczy a jeszcze dalej stał czołg który przejeżdżał co chwilę kilka centymetrów. Nagle strzelił. Od ciągnęłam Bee na bok a pocisk trafił tuż obok jego nogi.
-Ej no co jest?!- Krzyknął poirytowany a ja tylko westchnęłam.
Czołg powoli zmienił się w transformera i zaraz zaczęły mu odpadać części.
-Zapraszam!- Krzyknął do nas staruszek. Podeszliśmy bliżej.- Przepraszam za niego on nadal myśli że jest 1918 albo 1914 wiecie pierwsza wojna światowa. Okopy pełne błota, krwii i śmierci. Podczas tej wojny wydali strasznie dużo pieniędzy...On cierpi na jakiś rodzaj robotycznej demencji. Bardzo smutna sprawa.
- Co to dom spokojnej starości dla transformerów?- Zapytał się Cade.
-O i Bumblebee...? Pamiętasz mnie? Byłem takim małym chłopakiem niższym albo wyższym, nie pamiętam, ale mam pamięć do twarzy.- Powiedział staruszek nie zwracając uwagi na zgryźliwe uwagi Yeagera.
Zaczęła się zastanawiać czy on z nas żartuje czy naprawdę jest idiotą.
-Nie wiem co palisz w tej fajce koleś...- Zaczął Cade bo staruszek rzeczywiście coś palił.- ale jeśli nie ma Pan nic ciekawego do powiedzenia to my spadamy.
-Ale przecież ty sam jesteś ciekawy i ty Pani Prime czemu cały czas przybywają tu na Ziemię.- Powiedział staruszek już bardziej poważnym tonem.
Nagle za nami rozległ się ryk silnika.
Wszyscy się odwróciła. W naszą stronę jechało Lamborghini.
-Ten ma dopiero niezłe wyczucie czasu.- Oznajmił staruszek.- To dopiero jest niezła fura.
Samochód zmienił się w robota a z jego wnętrza wyskoczyła kobieta. Odbiegła parę metrów z kijem do krykieta. Robot pobiegł za nią i prosił ją by się uspokoiła, ale nie dawała za wygraną.
Spojrzałam na Bee był wyraźnie pobudzony.
-Znasz go?- Zapytałam się.
-Jasne że znam to mój przyjaciel. Rot Hod.- Oznajmił podekscytowanym głosem.
Autobot i którym gadaliśmy w większości był czarny tylko krawędzie miał pomarańczowe. Miał ogromne niebieskie oczy. Jego całą budowa była bardzo chuda i zgrabna.
-To porwanie czy pierwsze spotkanie z Transformerem?- Zapytał się Cade gdy kobieta zaczęła staczać się że wzgórza.
-Obydwa chyba...- Odpowiedział staruszek.- Ale podziwiam jej instynk samozachowawczy.
Po dłuższym czasie kobieta uspokoiła się i przeprosiła nas wszystkich. Nadal patrzyła na nas Autobotów ze strachem.
-Bumblebee!- Krzynął uradowany Rot Hod z dziwnym francuskim akcentem.
Obydwa Autoboty uścisneli sobie dłonie i poklepali po plecach. Najwidoczniej byli dobrymi przyjaciółmi.
-Kto to jest?- zapytał się Rot Hod wskazując na mnie.
Bee podszedł do mnie i połorzył mi swoją rękę na moim ramieniu:
-Moja mała szister Betty. Jest Primem!- Oznajmił Brader a ja się uśmiechnęła.
Rot Hod pokłonił się nisko:
-Nie wiedziałem że to ty jesteś tym nieznanym Primem! Przepraszam!- Krzyknął.
-Nic się nie stało przecież jestem "nieznana".- Powiedziałam a on wstał.
Cogman zaprowadził nas do zamku. Usiedliśmy w salonie. Chwilę czekałam na resztę którzy przebierali się.
- Herbaty?- Spytał si Cogman, ale ja odmuwiłam.
-Zapomiałeś że Pani Prime nie czuje smaków?- Skarcił go Staruszek.
-Skąd tak dużo o mnie wiecie a nawet nie o mnie a o wszystkim?- Zapytałam się zaciekawiona.
-O tobie wbrew pozorom wiemy naprawdę niewiele a o reszcie powiemy później.- Właśnie przyszedł Cade a za nim ta kobieta.- Jestem Sir Edmund Burton 12 hrabia Folganu, ostatni żyjący członek bractwa Witwiccan.
Wszyscy usiedli. Bee i Rot Hod stali na zewnątrz i zaglądali do nas przez okno.
-Oni muszą tak stać i patrzeć?- Zapytała się kobieta.
Rot Hod powiedział coś nizrozumiałego chociaż ja to rozumiałam. Mówił po Francusku.
-To Rot Hod.- Oznajmił Edmund.- To przez ten Francuski akcent.
-Jest Francuzem?- Dopytała się kobieta.
-Nie po prostu bardzo lubi ten akcent.- Ospowiedział jej.
-Nie! Ja wręcz nienawidzę tego akcentu! Ale jakoś tak nie mogę się co wyzbyć...- Oznajmił Rot Hod.
-Jest żonierzem. Przysiągł twojemu ojcu że będzie Ciebie chronił.- Zwrócił się Edmund do kobiety.
-Niezłego miałaś tatę.- Odezwał się Cade.- Z taką furą mogłabyś wjechać do Palacu Buckingham.
-Ej ty Amerykanin!- Przerwała mu kobieta.- Cicho bądź! A tak wogólę co ja tu robię?
-No właśnie co ona tu robi?- Dokończył poirytowany Cade.
-To jest Vivian Wembley magister historii i doktor filozofii na Oxfordzie. I doktor honoris causa, chyba też na Oxfordzie- Przedstawił ją Edmund.-To jest...- Wskazał na mnie.- Blame Prime znana jako nieznany Prime, ale jej prawowite imię to Betty.
-Prime nie powinien być robotem?- Zapytała się Vivian.
-Jestem robotem.- Wyjaśniłam i zmieniłam się w Vivian na co ona zareagowała mikro zawałem serca.- Bardzo mi miło panią poznać.
Kobieta kiwnęła do mnie głową.
-A to jest Cade.- Przedstawił go Edmund.
-Cade Yeager.- Dokończył jeszcze bardziej poirytowany mężczyzna.- Jestem wynalazcą.
-O!- Ożywiła się Angileka.- A co takiego wynalazłeś?
-Różne rzeczy.- Oznajmił Yeager.
-Takie jak...?- Naciskała Vivian z uśmiechem.
-Takie jak różne rzeczy!- Powiedział podniesionym głosem Cade.
Postanowiłam uspokoić towarzystwo bo głowa znowu zaczęła mnie boleć a nie miałam ochoty cierpieć do końca dnia.
Odkąd Optimus opuścił Ziemię ta przypadłość coraz mniej mi dokucza a sny z metalową kobietą pojawiały się bardzo rzadko.
-Narazie możecie się nie sprzeczać o durnoty to przejdziemy do setna?!- Uciszyłam ich i kiwnęłam głowa do Edmunda.
On się tylko zaśmiał:
- Pani Prime wie jak postawić na swoim!- Oznajmił.
-Aha...- Dodała na koniec Vivian.
-"Aha"? Co to ma znaczyć?- Wkurzył się do reszty Cade.- Też tak mogę. "jestem Brytolem, nie muszę nic czuć". Ma mnie obrażać księżniczka z tytułem doktora w sukience striptizerki.
- Cade...-Odezwałam się.
-Striptizerki?- Zdziwił się Edmund.
Westchnęłam ciężko.
Nadchodzi koniec świata a oni się kłucą o sukienkę...
-Tylko w USA wyższe wykształcenie jest obelgą.- Odgryzła się Vivian.- Jeśli moja sukienka sprawia co tyle problemu może powinnam ją zdjąć?
-Proszę was...- Zaczęłam.
-Dobra.- Oznajmił Cade.
-Dość!- Krzyknął Cogman i rzucił się na Cade'a.
Fotel na którym siedział Yeager upadł pod ciężarem ich obu. Robot lokaj zaczął dusić Cade'a.
Wstałam z miejsca, ale Edmund zatrzymał mnie ruchem ręki.
-Cogman?- Zaczął mężczyzna.
-Pozbawić to głowy?- Zagadał robot do Vivian.
-To kuszące, ale sama potrafię bronić swojego honoru.- Oznajmiła kobieta.
- Ale na bardzo chciałbym zmiażdżyć mu tchawicę!- Powiedział błagalnym głosem Robot.
Podeszłam do lokaja i delikatnie złapałam go za rękę:
-Proszę Cogman puść go. Jest nam potrzebny.- Powiedziałam cichym, spokojnym głosem.
Lokaj uspokoił się trochę.
-Samokontrola.- Odezwał się Edmund.- Naucz się powstrzymuwać swoje złe emocje. Przekieruj je na coś innego.
Cogman puścił Cade'a i postawił go z porotem na fotelu.
-Dobrze, milordzie.- Oznajmił lokaj.- Na przykaład na słanie łóżek albo gotowanie jedzenia.- Sir Edmund pokiwał głową.- Polerowanie srebra. Staram się, milordzie.
-Jest "Headmasterem".- Przedstawił Cogmana Edmund.- To rzadki gatunek.
-On jest zdrowo porąbany.- Oznajmił Cade ciężko dysząc.
-Chodźcie za mną.- Polecił staruszek i ruszyliśmy korytarzami zamku.
₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪
Proszę taki dłuższy rozdział dla was. Mam nadzieję że się podobał.
Nya~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro