Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50

Lecieliśmy już od około dwóch godzin. Siedziałam cicho przy Bee a Cade wepchnął się do kokpitu i rozglądał się dokoła.

-Już jesteśmy.- Oznajmił Cogman lekko poirytowany zachowaniem Cade'a.

Po paru minutach wylądowaliśmy. Bee wyjechał z samolotu i od razu zmienił się w robota. Ja i pozostali wyszliśmy za nim.

Wszędzie rosła trawa, jakby świeżo co skoszona. Za nami rósł mały lasek a przed nami stał zamek. To właśnie tam się kierowaliśmy. W powietrzu czuć było słoną bryzę od morza.  Zmieniłam się w robota bo zaczęło mi być niewygodnie w formie człowieka.

Przy zamku zauważyłam starszego człowieka prowadzącego psa na smyczy a  jeszcze dalej stał czołg który przejeżdżał co chwilę kilka centymetrów. Nagle strzelił. Od ciągnęłam Bee na bok a pocisk trafił tuż obok jego nogi.

-Ej no co jest?!- Krzyknął poirytowany a ja tylko westchnęłam.

Czołg powoli zmienił się w transformera i zaraz zaczęły mu odpadać części.

-Zapraszam!- Krzyknął do nas staruszek. Podeszliśmy bliżej.- Przepraszam za niego on nadal myśli że jest 1918 albo 1914 wiecie pierwsza wojna światowa. Okopy pełne błota, krwii i śmierci. Podczas tej wojny wydali strasznie dużo pieniędzy...On cierpi na jakiś rodzaj robotycznej demencji. Bardzo smutna sprawa.

- Co to dom spokojnej starości dla transformerów?- Zapytał się Cade.

-O i Bumblebee...? Pamiętasz mnie? Byłem takim małym chłopakiem niższym albo wyższym, nie pamiętam, ale mam pamięć do twarzy.- Powiedział staruszek nie zwracając uwagi na zgryźliwe uwagi Yeagera.

Zaczęła się zastanawiać czy on z nas żartuje czy naprawdę jest idiotą.

-Nie wiem co palisz w tej fajce koleś...- Zaczął Cade bo staruszek rzeczywiście coś palił.- ale jeśli nie ma Pan nic ciekawego do powiedzenia to my spadamy.

-Ale przecież ty sam jesteś ciekawy i ty Pani Prime czemu cały czas przybywają tu na Ziemię.- Powiedział staruszek już bardziej poważnym tonem.

Nagle za nami rozległ się ryk silnika.
Wszyscy się odwróciła. W naszą stronę jechało Lamborghini.

-Ten ma dopiero niezłe wyczucie czasu.- Oznajmił staruszek.- To dopiero jest niezła fura.

Samochód zmienił się w robota a z jego wnętrza wyskoczyła kobieta. Odbiegła parę metrów z kijem do krykieta. Robot pobiegł za nią i prosił ją by się uspokoiła, ale nie dawała za wygraną.

Spojrzałam na Bee był wyraźnie pobudzony.

-Znasz go?- Zapytałam się.

-Jasne że znam to mój przyjaciel. Rot Hod.- Oznajmił podekscytowanym głosem.

Autobot i którym gadaliśmy w większości był czarny tylko krawędzie miał pomarańczowe. Miał ogromne niebieskie oczy. Jego całą budowa była bardzo chuda i zgrabna.

-To porwanie czy pierwsze spotkanie z Transformerem?- Zapytał się Cade gdy kobieta zaczęła staczać się że wzgórza.

-Obydwa chyba...- Odpowiedział staruszek.- Ale podziwiam jej instynk samozachowawczy.

Po dłuższym czasie kobieta uspokoiła się i przeprosiła nas wszystkich. Nadal patrzyła na nas Autobotów ze strachem.

-Bumblebee!- Krzynął uradowany Rot Hod z dziwnym francuskim akcentem.

Obydwa Autoboty uścisneli sobie dłonie i poklepali po plecach. Najwidoczniej byli dobrymi przyjaciółmi.

-Kto to jest?- zapytał się Rot Hod wskazując na mnie.

Bee podszedł do mnie i połorzył mi swoją rękę na moim ramieniu:
-Moja mała szister Betty. Jest Primem!- Oznajmił Brader a ja się uśmiechnęła.

Rot Hod pokłonił się nisko:
-Nie wiedziałem że to ty jesteś tym nieznanym Primem! Przepraszam!- Krzyknął.

-Nic się nie stało przecież jestem "nieznana".- Powiedziałam a on wstał.

Cogman zaprowadził nas do zamku. Usiedliśmy w salonie. Chwilę czekałam na resztę którzy przebierali się.

- Herbaty?- Spytał si Cogman, ale ja odmuwiłam.

-Zapomiałeś że Pani Prime nie czuje smaków?- Skarcił go Staruszek.

-Skąd tak dużo o mnie wiecie a nawet nie o mnie a o wszystkim?- Zapytałam się zaciekawiona.

-O tobie wbrew pozorom wiemy naprawdę niewiele a o reszcie powiemy później.- Właśnie przyszedł Cade a za nim ta kobieta.- Jestem Sir Edmund Burton 12 hrabia Folganu, ostatni żyjący członek bractwa Witwiccan.

Wszyscy usiedli. Bee i Rot Hod stali na zewnątrz i zaglądali do nas przez okno.

-Oni muszą tak stać i patrzeć?- Zapytała się kobieta.

Rot Hod powiedział coś nizrozumiałego chociaż ja to rozumiałam. Mówił po Francusku.

-To Rot Hod.- Oznajmił Edmund.- To przez ten Francuski akcent.

-Jest Francuzem?- Dopytała się kobieta.

-Nie po prostu bardzo lubi ten akcent.- Ospowiedział jej.

-Nie! Ja wręcz nienawidzę tego akcentu! Ale jakoś tak nie mogę się co wyzbyć...- Oznajmił Rot Hod.

-Jest żonierzem. Przysiągł twojemu ojcu że będzie Ciebie chronił.- Zwrócił się Edmund do kobiety.

-Niezłego miałaś tatę.- Odezwał się Cade.- Z taką furą mogłabyś wjechać do Palacu Buckingham.

-Ej ty Amerykanin!- Przerwała mu kobieta.- Cicho bądź! A tak wogólę co ja tu robię?

-No właśnie co ona tu robi?- Dokończył poirytowany Cade.

-To jest Vivian Wembley magister historii i doktor filozofii na Oxfordzie. I doktor honoris causa, chyba też na Oxfordzie- Przedstawił ją Edmund.-To jest...- Wskazał na mnie.- Blame Prime znana jako nieznany Prime, ale jej prawowite imię to Betty.

-Prime nie powinien być robotem?- Zapytała się Vivian.

-Jestem robotem.- Wyjaśniłam i zmieniłam się w Vivian na co ona zareagowała mikro zawałem serca.- Bardzo mi miło panią poznać.

Kobieta kiwnęła do mnie głową.

-A to jest Cade.- Przedstawił go Edmund.

-Cade Yeager.- Dokończył jeszcze bardziej poirytowany mężczyzna.- Jestem wynalazcą.

-O!- Ożywiła się Angileka.- A co takiego wynalazłeś?

-Różne rzeczy.- Oznajmił Yeager.

-Takie jak...?- Naciskała Vivian z uśmiechem.

-Takie jak różne rzeczy!- Powiedział podniesionym głosem Cade.

Postanowiłam uspokoić towarzystwo bo głowa znowu zaczęła mnie boleć a nie miałam ochoty cierpieć do końca dnia.

Odkąd Optimus opuścił Ziemię ta przypadłość coraz mniej mi dokucza a sny z metalową kobietą pojawiały się bardzo rzadko.

-Narazie możecie się nie sprzeczać o durnoty to przejdziemy do setna?!- Uciszyłam ich i kiwnęłam głowa do Edmunda.

On się tylko zaśmiał:
- Pani Prime wie jak postawić na swoim!- Oznajmił.

-Aha...- Dodała na koniec Vivian.

-"Aha"? Co to ma znaczyć?- Wkurzył się do reszty Cade.- Też tak mogę. "jestem Brytolem, nie muszę nic czuć". Ma mnie obrażać księżniczka z tytułem doktora w sukience striptizerki.

- Cade...-Odezwałam się.

-Striptizerki?- Zdziwił się Edmund.

Westchnęłam ciężko.

Nadchodzi koniec świata a oni się kłucą o sukienkę...

-Tylko w USA wyższe wykształcenie jest obelgą.- Odgryzła się Vivian.- Jeśli moja sukienka sprawia co tyle problemu może powinnam ją zdjąć?

-Proszę was...- Zaczęłam.

-Dobra.- Oznajmił Cade.

-Dość!- Krzyknął Cogman i rzucił się na Cade'a.

Fotel na którym siedział Yeager upadł pod ciężarem ich obu. Robot lokaj zaczął dusić Cade'a.

Wstałam z miejsca, ale Edmund zatrzymał mnie ruchem ręki.

-Cogman?- Zaczął mężczyzna.

-Pozbawić to głowy?- Zagadał robot do Vivian.

-To kuszące, ale sama potrafię bronić swojego honoru.- Oznajmiła kobieta.

- Ale na bardzo chciałbym zmiażdżyć mu tchawicę!- Powiedział błagalnym głosem Robot.

Podeszłam do lokaja i delikatnie złapałam go za rękę:
-Proszę Cogman puść go. Jest nam potrzebny.- Powiedziałam cichym, spokojnym głosem.

Lokaj uspokoił się trochę.

-Samokontrola.- Odezwał się Edmund.- Naucz się powstrzymuwać swoje złe emocje. Przekieruj je na coś innego.

Cogman puścił Cade'a i postawił go z porotem na fotelu.

-Dobrze, milordzie.- Oznajmił lokaj.- Na przykaład na słanie łóżek albo gotowanie jedzenia.- Sir Edmund pokiwał głową.- Polerowanie srebra. Staram się, milordzie.

-Jest "Headmasterem".- Przedstawił Cogmana Edmund.- To rzadki gatunek.

-On jest zdrowo porąbany.- Oznajmił Cade ciężko dysząc.

-Chodźcie za mną.- Polecił staruszek i ruszyliśmy korytarzami zamku.

₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪

Proszę taki dłuższy rozdział dla was. Mam nadzieję że się podobał.

Nya~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro