Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Ciocia pojechała swoim samochodem na zakupy, a ja z Bee, Wheeliem i Brainsem wróciliśmy do domu. Otworzyłam garaż, a Bumblebee wjechał do środka. Zamknęłam drzwi na klucz by nikt "przypadkiem" go nie zobaczył.

Weszłam do domu i od razu udałam się do łazienki. Po szybkim, ciepłym prysznicu i przebraniu się poszłam do garażu.

Bee siedział na ziemi i majsterkował coś przy działku. Wcześniej kiedy jeszcze chodziłam do szkoły przesiadywałam z nim tutaj. Na sofie siedzieli Brains i Wheelie.

-Lipa pani nas odprawiła...- Odezwał się Brains.

-Program ochrony świadków jest do kitu.- Dopowiedział Wheelie.- Choć bezpieczniej jest z tym żółtkiem i jego armatkami.

Podeszłam do Bee:

-Nie brakuje ci rozrywki?

Robot odpowiedział mi skinięciem głowy.

-Mi też.- Powiedziałam.

Do pomieszczenia wszedł mój pies i ułożył się obok Autobotów na sofie.

-Nazwała mnie posłańcem po tym co zrobiłam...- Wkurzał mnie ten fakt. Uratowałam( razem z Autobotami of kors) dwa razy Ziemie, a oni jak mi się odwdzięczają?!?

-Współczujemy.- Odezwał się Wheelie.- Ten brak szacunku to skandal!

Usiadłam na nodze Bee, a on poklepał mnie palcem po ramieniu.

-Trzeba coś z tym zrobić!- Oznajmiłam.- Bee... muszę się dowiedzieć, czemu zabijają ludzi.- Chwilę myślałam.- Może ekspert wie.

-Jaki ekspert?- Zdziwił się Wheelie.

-Kojarzysz tego idiotę z delikatesów?

-Aaaaaa chodzi ci o tego.... Simmonsa?- Zgadł Wheelie.

-Tak!

Usłyszałam jak ciocia wróciła do domu. Pobiegłam by jej nosić zakupy. Nie było tego dużo. Po przyniesieniu i rozpakowaniu zakupów ciocia poszła spać, a ja wzięłam coś do picia i wróciłam do Autobotów.

Gadaliśmy do późna w nocy po czym położyłam się obok Wheeliego, Brainsa i Hokiego na sofie i zasnęłam.

Obudziło mnie szczekanie psa. Bee się z nim bawił. Wyglądało to dość zabawnie Gigantyczny robot bawiący się z psem. Zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na zegarek była 7:20. Na szczęście nie musiałam iść do roboty bo jeszcze jej nie wyremontowali w dodatku była sobota.

Wypuściłam Hokiego do ogródka, a sama poszłam się ubrać. Cioci już nie było. Po przebraniu się w dres poszłam do salonu i włączyłam telewizor.

-Dzisiaj gościmy byłego agenta wywiadu...- Odezwał się prezenter, a ja zaczęłam coś podejrzewać- Który odważył się opowiedzieć o naszym sojuszu wojskowym z pozaziemskimi najemnikami.

Zamarłam w rogu ekranu pojawił się agent Simmons.

-Autor bestsellera "Kryptonim: bohater" .

Spojrzałam na szafkę z książkami i tam stał ten "bestseller".

-Seymour Simmons.

-Jestem wielkim fanem- Odezwał się Simmons.

-Uważa pan że korzystne jest popieranie jednej ze stron tej kosmicznej wojnie domowej?- Zapytał się prezenter.

-Druga strona chciała nas unicestwić, nie było wyboru.- Odpowiedział Simmons.- Deceptikony zabijają.

-Sondaże wykazały że pół świata czułoby się bezpieczniej bez Autobotów bezpieczniej.- Wstałam z miejsca. -Pozbądźmy się ich! Nie są nam potrzebni!

Co!?!? Przecież gdyby nie oni dawno by już nas nie było! Gdzie ci ludzie mają mózg!?

-Ja się bezpiecznie czuję z granatem pod poduszką.- Odezwał się Simmons.- Ale czy mam rację?

-Zdobyliśmy dokumenty- Prezenter podniósł jakąś teczkę do góry.- Według których zwolniono pana z "poważnych skłonności do urojeń".

Przez ekran u Simmonsa przeszedł jakiś staruszek.

-Agresywne dziennikarstwo- Odpowiedział agent. Nie dał się rozproszyć.- Chcecie prawdy o sojuszu z kosmitami? Kupcie moją książkę zanim będzie za późno! Chcecie mnie? Nagiego? Koniec wywiadu!

-Wow- Powiedziałam zdziwiona i rozśmieszona.

-Jest pan idiotą.- Powiedział prezenter.- Moja rada: lecz się.

Wyłączyłam telewizor bo mój mózg już nie wytrzymał tego cyrku. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Simmonsa. Odebrał jego "służący". Kazał mi czekać. Po chwili odezwał się głos byłego agenta:

-Czego chcesz?

-Deceptikony wróciły. Chce znać powód. Potrzebuję twojej pomocy!- Odpowiedziałam wchodząc do garażu.

-Wróciły?- Powtórzył.- To zwiększy sprzedaż.

-Znam tajemnice kosmitów z przed 50 lat.- Oznajmiłam.

-Nie kuś mojego nałogu. Jestem na odwyku.- Przerwał mi agent.- Dutch czy ta linia jest bezpieczna?

W tle usłyszałam odpowiedź: Nie. Przez chwilę nie odpowiadał. W końcu się odezwał:

-Co to za tajemnice?

-Apollo. Księżyc. Kosmici. Technologia przyszłości. Zamachy.- Powiedziałam w skrócie.

-Och, Apollo! Oczywiście że przyjadę!

Rozłączyłam się i przekazałam chyba dobre wieści Autobotom. Po pół godziny zjawił się:

-Powiedz Megatronowi że idziemy w tango!

Przyniósł tyle sprzętu że się załamałam, rozpakowywanie go i instalowanie zajęło nam godzinę. Brains się przydał jako laptop. Dzięki niemu zaskakująco szybko znajdowaliśmy potrzebne nam informacje.

-Astronautów dotknęła epidemia.- Podsumował Simmons- Zaginął. Zmarł. Zginął w wypadku. Zabity.- Pokazywał zdjęcia.- W kosmos latają a samochodu prowadzić nie umieją.

Ktoś zapukał do drzwi uchyliłam je, a tam stał mój szef. Wcześniej poprosiłam go o pomoc:

-Zdobyłem informacje!

-Dzięki Bruce...- Miałam już zamknąć drzwi, ale on je zablokował. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.

-A teraz... Daj mi ich zobaczyć- Chodziło mu o kosmitów...typowe.

-Tylko szybko.

-Migiem.

Wpuściłam go do środka i zaprowadziłam do garażu. Simmons i Dutch podejrzanie na niego spojrzeli. A Bruce powoli podszedł do Bee.

-Lunar Orbiter.- Odczytałam prawdziwe imię i nazwisko Wanga. - NASA wysłało go w 2009 roku. Mieszał w kodzie. Dalszych obszarów księżyca nie dało się zmapować.

-Jesteśmy infiltrowani, zastraszani i zmuszani do współpracy.- Podsumował Simmons.- A po wszystkim...Duszzzz-(sama nie wiem co to był za odgłos)- uciszają.

-Ludzie pracują dla Deceptikonów.- Powiedziałam.

-Deceptikony nie przeszukują Księżyca oni coś ukrywają.- Powiedział agent.

Nagle mój szef (ps. nie przyznaje się) zaczął dziwnie się zachowywać. Jakieś "ruchy karate".

-Nawąchałeś się w dzieciństwie farby?- Odezwał się Bee używając radia.

-Dziwak.- Powiedział Simmons patrząc na mnie.

Nagle Bruce położył się na podłodze a Bee pogroził mu działkiem,a ten zaczął się śmiać jak psychopata.

-Proszę pana mamy tu ważne spotkanie wywiadu w sprawie kosmitów.- Uciszył go Simmons.- Nie dla chłopców na posyłki.

-Racja.- szef wstał, a Dutch wyprowadził go.

Barins zmienił się w swoja holoformę:

-Haruję jak wół. Ściągam dane rosyjskich kosmonautów.- Powiedział leciał z niego dym.- W 1972 roku Sowieci odwołali załogową misję na Księżyc.- Podłączył się do drukarki i zaczął coś drukować. - Dwóch kosmonautów ukryło się w Ameryce. Znalazłem ich.- Podeszłam i wzięłam kartki. Były na nich różne dane i nazwy miejsc.

-Jesteś genialny!- Pochwaliłam go.

Nagle drzwi się otworzyły a do pomieszczenia weszła ciocia wyglądała na zaskoczoną. Zaskoczony Bee uderzył w dach przez co zrobił wgniecenie.

-To było zręczne Bumblebee.- Odezwał się Wheliee.

Bee zakrył twarz pod swoja osłoną.

-Część- Powitałam ciocię.

-Co tu się wyprawia?- Zapytała poirytowana.

-Kim jesteś- Spytał Simmons.

-A ty?- Odpowiedziała pytaniem.

-Ja? Kto to? Dutch przeszukaj ją!

-Oczywiście- Odpowiedział i podszedł do cioci.

-Nie dotykaj mnie!- Zgromiła go wzrokiem.

-Pracowałam. Przepraszam...- Powiedziałam.

Ciocia odwróciła się i poszła a ja za nią pobiegłam. Zaczęła się przebierać. Na śmierć zapomniałam. Impreza.

-Mamy iść na imprezę do Dylana.- Przypomniała.

-Przyjaciele mnie potrzebują muszę zostać.- Powiedziałam. Nie chciałam jej samej puszczać do tego dziwnego gościa.

-Autoboty i wojsko nie poradzą sobie same?- Spytała się nadal nie patrząc na mnie.

-Wiem że się o mnie martwisz, ale muszę im pomóc!

-Czemu musisz?

Zatrzymałam się właśnie dlaczego muszę? Nie wiem dlaczego, ale coś mi wciąż mówiło żeby im pomagać że jestem im potrzebna. ale....dlaczego? . Coś mnie cały czas ciągnęło do Autobotów. Chciałam być blisko nich. DLACZEGO?!

-B..bo coś mi mówi że muszę...

Ciocia odwróciła się i weszła do swojego samochodu.

-Zaczekaj!- Złapałam ja za rękę.

-Do szczęścia potrzebne ci jest ryzyko.- Powiedziała ciocia.- Zam cię lepiej niż ty sama.

-Chce coś znaczyć.

-Dla mnie, dla twojej babci znaczyłaś...- Powiedziała. Martwiła się o mnie. Przecież w Egipcie moje serce zatrzymało się na dwie minuty...

Na ulicę wjechał Sideswipe i Dino pewnie Simmons po nich zadzwonił.

-Nie martw się poradzę sobie.- Wymusiłam uśmiech.

-Obiecujesz?

-Obiecuję.

-Nie chcę cię stracić tak jak wtedy w Egipcie.- Powiedziała.- Jesteśmy dla siebie jedyną rodziną... Jedziesz ze mną?

Zacisnęłam pięści. J..ja:

-Nie mogę...

Ciocia ciężko westchnęła, wsiadła do samochodu i odjechała.

_______________________________________________________________________________

Ahhhhhhhhhhhhhhh

te problemy rodzinne Betty... Mam nadzieję że rozdział się spodobał.

żegnam <3











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro