24
Ciocia pojechała swoim samochodem na zakupy, a ja z Bee, Wheeliem i Brainsem wróciliśmy do domu. Otworzyłam garaż, a Bumblebee wjechał do środka. Zamknęłam drzwi na klucz by nikt "przypadkiem" go nie zobaczył.
Weszłam do domu i od razu udałam się do łazienki. Po szybkim, ciepłym prysznicu i przebraniu się poszłam do garażu.
Bee siedział na ziemi i majsterkował coś przy działku. Wcześniej kiedy jeszcze chodziłam do szkoły przesiadywałam z nim tutaj. Na sofie siedzieli Brains i Wheelie.
-Lipa pani nas odprawiła...- Odezwał się Brains.
-Program ochrony świadków jest do kitu.- Dopowiedział Wheelie.- Choć bezpieczniej jest z tym żółtkiem i jego armatkami.
Podeszłam do Bee:
-Nie brakuje ci rozrywki?
Robot odpowiedział mi skinięciem głowy.
-Mi też.- Powiedziałam.
Do pomieszczenia wszedł mój pies i ułożył się obok Autobotów na sofie.
-Nazwała mnie posłańcem po tym co zrobiłam...- Wkurzał mnie ten fakt. Uratowałam( razem z Autobotami of kors) dwa razy Ziemie, a oni jak mi się odwdzięczają?!?
-Współczujemy.- Odezwał się Wheelie.- Ten brak szacunku to skandal!
Usiadłam na nodze Bee, a on poklepał mnie palcem po ramieniu.
-Trzeba coś z tym zrobić!- Oznajmiłam.- Bee... muszę się dowiedzieć, czemu zabijają ludzi.- Chwilę myślałam.- Może ekspert wie.
-Jaki ekspert?- Zdziwił się Wheelie.
-Kojarzysz tego idiotę z delikatesów?
-Aaaaaa chodzi ci o tego.... Simmonsa?- Zgadł Wheelie.
-Tak!
Usłyszałam jak ciocia wróciła do domu. Pobiegłam by jej nosić zakupy. Nie było tego dużo. Po przyniesieniu i rozpakowaniu zakupów ciocia poszła spać, a ja wzięłam coś do picia i wróciłam do Autobotów.
Gadaliśmy do późna w nocy po czym położyłam się obok Wheeliego, Brainsa i Hokiego na sofie i zasnęłam.
Obudziło mnie szczekanie psa. Bee się z nim bawił. Wyglądało to dość zabawnie Gigantyczny robot bawiący się z psem. Zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na zegarek była 7:20. Na szczęście nie musiałam iść do roboty bo jeszcze jej nie wyremontowali w dodatku była sobota.
Wypuściłam Hokiego do ogródka, a sama poszłam się ubrać. Cioci już nie było. Po przebraniu się w dres poszłam do salonu i włączyłam telewizor.
-Dzisiaj gościmy byłego agenta wywiadu...- Odezwał się prezenter, a ja zaczęłam coś podejrzewać- Który odważył się opowiedzieć o naszym sojuszu wojskowym z pozaziemskimi najemnikami.
Zamarłam w rogu ekranu pojawił się agent Simmons.
-Autor bestsellera "Kryptonim: bohater" .
Spojrzałam na szafkę z książkami i tam stał ten "bestseller".
-Seymour Simmons.
-Jestem wielkim fanem- Odezwał się Simmons.
-Uważa pan że korzystne jest popieranie jednej ze stron tej kosmicznej wojnie domowej?- Zapytał się prezenter.
-Druga strona chciała nas unicestwić, nie było wyboru.- Odpowiedział Simmons.- Deceptikony zabijają.
-Sondaże wykazały że pół świata czułoby się bezpieczniej bez Autobotów bezpieczniej.- Wstałam z miejsca. -Pozbądźmy się ich! Nie są nam potrzebni!
Co!?!? Przecież gdyby nie oni dawno by już nas nie było! Gdzie ci ludzie mają mózg!?
-Ja się bezpiecznie czuję z granatem pod poduszką.- Odezwał się Simmons.- Ale czy mam rację?
-Zdobyliśmy dokumenty- Prezenter podniósł jakąś teczkę do góry.- Według których zwolniono pana z "poważnych skłonności do urojeń".
Przez ekran u Simmonsa przeszedł jakiś staruszek.
-Agresywne dziennikarstwo- Odpowiedział agent. Nie dał się rozproszyć.- Chcecie prawdy o sojuszu z kosmitami? Kupcie moją książkę zanim będzie za późno! Chcecie mnie? Nagiego? Koniec wywiadu!
-Wow- Powiedziałam zdziwiona i rozśmieszona.
-Jest pan idiotą.- Powiedział prezenter.- Moja rada: lecz się.
Wyłączyłam telewizor bo mój mózg już nie wytrzymał tego cyrku. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Simmonsa. Odebrał jego "służący". Kazał mi czekać. Po chwili odezwał się głos byłego agenta:
-Czego chcesz?
-Deceptikony wróciły. Chce znać powód. Potrzebuję twojej pomocy!- Odpowiedziałam wchodząc do garażu.
-Wróciły?- Powtórzył.- To zwiększy sprzedaż.
-Znam tajemnice kosmitów z przed 50 lat.- Oznajmiłam.
-Nie kuś mojego nałogu. Jestem na odwyku.- Przerwał mi agent.- Dutch czy ta linia jest bezpieczna?
W tle usłyszałam odpowiedź: Nie. Przez chwilę nie odpowiadał. W końcu się odezwał:
-Co to za tajemnice?
-Apollo. Księżyc. Kosmici. Technologia przyszłości. Zamachy.- Powiedziałam w skrócie.
-Och, Apollo! Oczywiście że przyjadę!
Rozłączyłam się i przekazałam chyba dobre wieści Autobotom. Po pół godziny zjawił się:
-Powiedz Megatronowi że idziemy w tango!
Przyniósł tyle sprzętu że się załamałam, rozpakowywanie go i instalowanie zajęło nam godzinę. Brains się przydał jako laptop. Dzięki niemu zaskakująco szybko znajdowaliśmy potrzebne nam informacje.
-Astronautów dotknęła epidemia.- Podsumował Simmons- Zaginął. Zmarł. Zginął w wypadku. Zabity.- Pokazywał zdjęcia.- W kosmos latają a samochodu prowadzić nie umieją.
Ktoś zapukał do drzwi uchyliłam je, a tam stał mój szef. Wcześniej poprosiłam go o pomoc:
-Zdobyłem informacje!
-Dzięki Bruce...- Miałam już zamknąć drzwi, ale on je zablokował. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
-A teraz... Daj mi ich zobaczyć- Chodziło mu o kosmitów...typowe.
-Tylko szybko.
-Migiem.
Wpuściłam go do środka i zaprowadziłam do garażu. Simmons i Dutch podejrzanie na niego spojrzeli. A Bruce powoli podszedł do Bee.
-Lunar Orbiter.- Odczytałam prawdziwe imię i nazwisko Wanga. - NASA wysłało go w 2009 roku. Mieszał w kodzie. Dalszych obszarów księżyca nie dało się zmapować.
-Jesteśmy infiltrowani, zastraszani i zmuszani do współpracy.- Podsumował Simmons.- A po wszystkim...Duszzzz-(sama nie wiem co to był za odgłos)- uciszają.
-Ludzie pracują dla Deceptikonów.- Powiedziałam.
-Deceptikony nie przeszukują Księżyca oni coś ukrywają.- Powiedział agent.
Nagle mój szef (ps. nie przyznaje się) zaczął dziwnie się zachowywać. Jakieś "ruchy karate".
-Nawąchałeś się w dzieciństwie farby?- Odezwał się Bee używając radia.
-Dziwak.- Powiedział Simmons patrząc na mnie.
Nagle Bruce położył się na podłodze a Bee pogroził mu działkiem,a ten zaczął się śmiać jak psychopata.
-Proszę pana mamy tu ważne spotkanie wywiadu w sprawie kosmitów.- Uciszył go Simmons.- Nie dla chłopców na posyłki.
-Racja.- szef wstał, a Dutch wyprowadził go.
Barins zmienił się w swoja holoformę:
-Haruję jak wół. Ściągam dane rosyjskich kosmonautów.- Powiedział leciał z niego dym.- W 1972 roku Sowieci odwołali załogową misję na Księżyc.- Podłączył się do drukarki i zaczął coś drukować. - Dwóch kosmonautów ukryło się w Ameryce. Znalazłem ich.- Podeszłam i wzięłam kartki. Były na nich różne dane i nazwy miejsc.
-Jesteś genialny!- Pochwaliłam go.
Nagle drzwi się otworzyły a do pomieszczenia weszła ciocia wyglądała na zaskoczoną. Zaskoczony Bee uderzył w dach przez co zrobił wgniecenie.
-To było zręczne Bumblebee.- Odezwał się Wheliee.
Bee zakrył twarz pod swoja osłoną.
-Część- Powitałam ciocię.
-Co tu się wyprawia?- Zapytała poirytowana.
-Kim jesteś- Spytał Simmons.
-A ty?- Odpowiedziała pytaniem.
-Ja? Kto to? Dutch przeszukaj ją!
-Oczywiście- Odpowiedział i podszedł do cioci.
-Nie dotykaj mnie!- Zgromiła go wzrokiem.
-Pracowałam. Przepraszam...- Powiedziałam.
Ciocia odwróciła się i poszła a ja za nią pobiegłam. Zaczęła się przebierać. Na śmierć zapomniałam. Impreza.
-Mamy iść na imprezę do Dylana.- Przypomniała.
-Przyjaciele mnie potrzebują muszę zostać.- Powiedziałam. Nie chciałam jej samej puszczać do tego dziwnego gościa.
-Autoboty i wojsko nie poradzą sobie same?- Spytała się nadal nie patrząc na mnie.
-Wiem że się o mnie martwisz, ale muszę im pomóc!
-Czemu musisz?
Zatrzymałam się właśnie dlaczego muszę? Nie wiem dlaczego, ale coś mi wciąż mówiło żeby im pomagać że jestem im potrzebna. ale....dlaczego? . Coś mnie cały czas ciągnęło do Autobotów. Chciałam być blisko nich. DLACZEGO?!
-B..bo coś mi mówi że muszę...
Ciocia odwróciła się i weszła do swojego samochodu.
-Zaczekaj!- Złapałam ja za rękę.
-Do szczęścia potrzebne ci jest ryzyko.- Powiedziała ciocia.- Zam cię lepiej niż ty sama.
-Chce coś znaczyć.
-Dla mnie, dla twojej babci znaczyłaś...- Powiedziała. Martwiła się o mnie. Przecież w Egipcie moje serce zatrzymało się na dwie minuty...
Na ulicę wjechał Sideswipe i Dino pewnie Simmons po nich zadzwonił.
-Nie martw się poradzę sobie.- Wymusiłam uśmiech.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-Nie chcę cię stracić tak jak wtedy w Egipcie.- Powiedziała.- Jesteśmy dla siebie jedyną rodziną... Jedziesz ze mną?
Zacisnęłam pięści. J..ja:
-Nie mogę...
Ciocia ciężko westchnęła, wsiadła do samochodu i odjechała.
_______________________________________________________________________________
Ahhhhhhhhhhhhhhh
te problemy rodzinne Betty... Mam nadzieję że rozdział się spodobał.
żegnam <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro