57
Jestem Betty Blame... Nieznana Prime.
Pochodzę z planety Cybertron.
Nasza planeta niegdyś była ostoją wszystkich ras zamieszkujących wszechświat. Niestety nasz dom został zniszczony tylko ja i kilka innych istot przetrwało tą tragedię.
Nigdy nie zapomnieliśmy o naszych rodzinach i innych którzy zgineli razem z naszą planetą.
Pewnego dnia oni powrócą...
Powoli otworzyłam oczy. Dokoła panował mrok. Złapałam się za obolałą głowę. Spojrzałam w góre, ale nie było widać otworu przez który spadłam. Spróbowałam wymacać na jakiej powierzchni się znajduję. Była to wilgotna ziemia a rósł na niej mokry mech.
Powoli wstałam na równe nogi. Spróbowałam zmienić postać, ale nic się nie stało. Postanowiłam więc urzyć swojej mocy.
Pomyślałam o płonącym ognisku i o skaczących do okoła niego czerwonych iskrach oraz o przyjemnym cieple.
Momentalnie w mojej prawej ręce pojawił się malutki płomyczek. Lekko przymrużyłam oczy by przyzwyczaić się znowu do światła. Poczułam przyjemne ciepło powoli ogrzewające moje ciało. Westchnęłam.
No lepiej to niż nic...
Rozejrzałam się dokoła, ale jedyne co było widać to zielony mecz i czarna ziemia. Przeszłam parę kroków. Nie było widać ani ścian ani wyjścia.
-Ciekawe czy Quintessa już się zorientowała że mnie nie ma...- Powiedziałam do samej siebie.
-Nie sądzę bo jeszcze nie słychać alarmów.- Odpowiedziała głos za mną.
Krzyknęłam i upadłam na ziemię. Serce waliło mi tak jakby zaraz miało mi wyskoczyć z piersi. Odwróciłam się do tyłu i pomachałam parę razy moją prawą ręką, ale ogień zgasł.
W ciemnościach majaczały dwa zielone punkciki i powoli się do mnie zbliżały. Nie zbliżały się do mnie po linni prostej a podskakiwały i opadały a temu towarzyszył odgłos uderzania o ziemię oraz przesuwanie się kilku części.
Znowu zapaliłam ogień w mojej ręce i wyciągnęłam ją przede mnie. Zamarłam.
Przede mną stał...królik, ale nie zwyky taki jak są tam na Ziemi. Ten był wielkości psa a w dodatku był metalowy i to trochę zardzewiały. Na szyi miał metalową kokardę z której łuszczyła się niebieska farba. Miał lekko różowe policzki i ogromny uśmiech na twarzy.
-Cześć Betty!- Odezwał się lekko zachrypłym melodyjnym głosem.- Dawno się nie widzieliśmy co nie?
-Przepraszam ja...straciłam pamięć i...- Odezwałam się nadal wpatrując się w niego jak zachipnotyzowana.
-A no tak!- Odezwał się. Mówiąc bardzo szybko.- Jestem Nick twój najlepszy przyjaciel! Jestem twoim pierwszym dziełem i oddanym kompanem!
Chwilę przyglądałam mu się ze zdziwieniem. Moje pierwsze dzieło?
-Co się stało Betty?- Odezwał się mój najlepszy przyjaciel podskakując do mnie.
Siedziałam przy łóżku wtulona w swoje kolana. Cicho płakałam. Właśnie miałam odpowiedzieć by sobie poszedł kiedy nagle Nick przytulił mnie do siebie:
- I tak nieważne przecież i tak jestem przy tobie. Zawsze będziemy razem co nie?
Z oczu zaczeły mi lecieć łzy. Podbiegłam do małego robota-królika i pochwyciłam to w ramiona.
-Przepraszam Nick!- Powiedziałam łamiącym się głosem.- Mieliśmy być razem a ja cie zostawiłam!
Czułam się okropie. On sam siedział tutaj czekając na mnie. Porzuciłam go!
Robot pogłaskał mnie po głowie:
-To nie twoja wina Betty!- Powiedział wycierając moją łze.- Chodź musimy uciekać.
Pomógł mi wstać i poprowadził mnie za rękę w głąb pomieszczenia.
-Gdzie idziemy?- Zapytałam się po paru minutach marszu.
-Do naszego statku!- Oznajmił i zatrzymał się.
Ja jeszcze przeszłam kilka kroków nagle przede mną pojawił się zarys czegoś ogromnego. Nick podszedł do tego czegoś bliżej i stuknął w to parę razy. Był to metal.
Nagle cały obiekt rozjaśniał białym blaskiem przez co zostałam oślepiona. Chwila minęła kiedy ponownie wszystko widziałam.
Stał przede mną znajomy mi ogromny statek. Tam gdzie stał przed chwilą stał Nick było wejście na pokład.
-Statek cieszy się że widzi swoją panią kapitan!- Oznajmił królik i ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
Weszłam na pokład. Wszystko było w idealnym stanie. Błękitne ściany połyskiwały a śnieżno biała podłoga nie miała na sobie ani jednej plamki. Było dużo drzwi prowadzących do innych pokoi. To miejsce było niegdyś dla mnie całym światem. Znałam tu karzdy kąt wszedzie leżały pluszaki. Ten statek był ogromną rozumną maszyną. Miał uczucia. Dotknęłan delikatnie ściany.
-Wróciłam.- Szepnęłam.
Nagle poczułam jak coś jest zakładane na moją głowę. Odwróciłam się. Za mną stał Nick w niebieskiej czapce z krótkim czarnym daszkiem i wyszytym złotym królikiem na środku.
No tak przecież to były nasze szczęśliwe bliźniacze czapki...
Też taką nosiłam. Przeszłam korytarzem do mostka. Stały tam dwa fotele. Wszystko było tak jak dawniej. Usiadłam na jednym z nich a Nick na drugim.
-Mam nadzieję że pamiętasz jak się steruje?- Odezwał się mój towarzysz.
-No oczywiście!- Oznajmiła cała się trzęsząc z radości.
Poprawiłam czapkę i chwyciłam za niby dżoisik i nacisnęłam na czerwony przycisk na jego czubku. Wystrzeliłan kilka pocisków które zrobiły dużą dziurę w odległej ścianie.
Do pomieszczenia które przez może nawet wieki stało w ciemnościach teraz wpadło ciepłe, słoneczne światło.
-Lecimy Nick?- Zapytałam się z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Z tobą zawsze i wszędzie Betty!- Odkrzyknął.
₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪
Kocham Nick'a! Moja ulubiona postać z całej książki! Wymyśliłam go na podstawie FNAF'a, Transformersów i mojej kochanej gry Warframe.
Mam nadzieję że rozdział się spodobał kochani!
Chciałabym prosić kogoś utalentowanego o rysunek Nick'a i Betty. Zaiteresowanych zapraszam na zgłaszanie się na priv❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro