Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Razem z moją mamą siedziałam na pomoście. Przed nami rozciągałam się płaska tafla jeziora. Było ciepłe lipcowe popołudnie. Ciepły wiatr poruszał trzcinę rosnącą na płyciźnie. Słychać było śpiew ptaków.

Spojrzałam na mamę. Była blądynką o pięknych, niebieskich oczach. Miała duże usta na których widać było błyszczyk. Ubrana była w zwiewną, błękitną sukienkę. Uśmiechała się do mnie.

- Betty...- Odezwała się swoim melodyjnym głosem. Poczułam szczęście...dawno nie słyszałam tego imienia.- Spójrz.

Wskazała taflę wody, na nasze odbicia.

Miałam około cztery lata. Włosy miałam kręcone i związane w dwa koczki po bokach głowy. Ubrana byłam w zieloną sukienkę.

Mama przytuliła się do mnie:
-Jesteś piękną dziewczynką.- Pochwaliła mnie a ja się uśmiechnęłam.

Nagle na piękną twarz mamy wkradł się grymas bólu:
-Mamo?- Zdziwiłam się.

- Betty kiedyś mnie już z tobą nie będzie...a chcę żebyś coś wiedziała...- Zaczęła mama i złapała mnie za ręce.- Kiedyś zła pani przyjdzie po ciebie, ale ty nie możesz z nią pójść.

-Nie można ufać obcym.- Powiedziałam próbując zrobić poważny wyraz twarzy.

Mama zaśmiała się, ale jej wyraz twarzy znowu zmienił się na poważny:
-Ty i ja jesteśmy wyjątkowe Betty. Różnimy się od innych ludzi.- Powiedziała mama.

-A tatuś nie?- Zapytałam się.

-Nie, on jest normalnym człowiekiem.- Odpowiedziała mama.- Przez to że jesteśmy wyjątkowe mamy wielu wrogów, ale ty Betty nie możesz się poddać. Jak już mówiłam pojawi się zła pani a ty nie możesz z nią iść chodźmy nie wiem co!  Przejdziesz bardzo dużo, ale będziesz otoczona swoimi przyjaciółmi i wiem że dasz sobie radę!

Pokiwałam głową na znak że zrozumiałam. Mama przytuliła mnie znowu.

Scena zmieniła się.

Mama i tata właśnie zbierali się do wyjścia. Czułam niepokój. Coś było nie tak.

-Betty!- Odezwał się tata.

Był bardzo wysoki. Miał czarne włosy i brodę. Zawsze miał uśmiech na twarzy. Ubrany był w garnitur.

-Chodź tu moja księżniczko!- Zawołał mnie a ja do niego podbiegłam.

-Musicie jechać?- Zapytałam się.

-Musimy... Z mamą jest coraz gorzej...- Oznajmił.

Pocałował mnie w czoło i wstał. Mama ubrana w czarne dresy otworzyła drzwi i wyszła a tata za nią.

Nie! Nie idźcie tam! Umrzecie!!

Z krzykiem otworzyłam oczy.

-Blame!- Krzyknął zaskoczony Optimus.- Jesteś bezpieczna nic Ci nie grozi.- Powiedział przytulając mnie.

Wtuliłam się w niego. Cała się trzęsłam. Powoli wszystko jeszcze bardziej traciło sens. W głowie miałam mętlik.

-Co się stało Blame?- Zdziwił się.

-Proszę...nie nazywaj mnie już tak...- Szepnęłam.- Jestem Betty, tą samą co poznałeś w zdemolowanym warsztacie.

-Wiem... Przepraszam...- Odpowiedział.- Powiedz co się stało.

-Przypomniałam sobie.- Oznajmiłam.- Moja mama wiedziała że coś takiego mnie spotka...

-Ale jak?!- Zdziwił się Optimus.

-Szister!- Krzyknął Bee który nagle pokawił się z nikąd razem z resztą chłopaków.- Już się dobrze czujesz?

- Ale nas nastraszyłaś szefowo!- Oznajmi Hound.

-Już chłopaki spokój.- Uciszył ich Optimus i pomógł mi wstać.

-A gdzie Cade i Shane?- Zapytałam się.- Odnalieźli Tessę?

-Tak.- Odpowiedział Cross.- Gdzieś się tu kręcą...

Westchnęłam:
-To teraz jakie mamy plany?- Zapytałam się.

Wyszliśmy na dwór. Była noc. Byliśmy na jakimś opuszczonym dworcu kolejowym. Optimus nadal pilnował bym nie upadła:
-W tym robocie KSI wyczułem Megatrona...Brains powiedział że stworzyli swoje prototypy za pomocą informacji z głów Deceptikonów. Nie wiedzieli że Megatron ich kontroluje więc ludzie stworzyli dla niego nowe ciało...- Oznajmił Optimus.

-Ten dziad chcę zdobyć Ziarno i aktywować je w największym mieście by zabić jak najwięcej ludzi i by stworzyć swoją armię.- Powiedział Hound.

-Ale co to jest to Ziarno?- Zapytałam się.

-Setki lat temu nasi twórcy zrzucili na tą planetę setki takich Ziaren i zamienili wszystko w metal by stworzyć nas...- Odpowiedział Prime.- Zniszczyli ten świat byśmy my mogli istnieć....

-I Megatron to powtórzy.- Oznajmił Drift.- W Hong-Kongu. Wyruszamy tam o świcie a po tym opuszczamy tą planetę!

-Co?!- Zdziwiłam się.

-Wiem Co czujesz Betty...- Odezwał się Optimus.- ale nie chcę stracić więcej towarzyszy... A teraz pdzygotować się za parę godzin będzie świt!

Wszyscy się rozeszli. Zostałam sama ze swoimi myślami. Podeszłam trochę na bok, usiadłam i spojrzałam na niebo. Tej nocy było czyste, gwiazdy i księżyc świeciły swoim białym blaskiem. Kiedyś siedziałam tak wieczorami ze swoimi rodzicami. Jak mogłam i nich zapomnieć?! O co mamie chodziło że jesteśmy wyjątkowe?!

-Betty...- Odezwał się znajomy mi głos.

-Tak, Optimusie?- Spytałam się.

-Mogę się dosiąść?- Spytał się a ja przytaknęłam.

Prime usiadł obok mnie. Przez chwilę w ciszy obserwowaliśmy niebo. Złapałem Optimusa za rękę:
-Dziękuję że ze mną jesteś...- Odezwałam się.

Prime był lekko zaskoczony.

-Co do jutra...- Zaczął.- Proszę uważaj na siebie...

Spojrzałam w jego niebieskie oczy fak jak kilka lat temu w rozwalonym warsztacie mojego dziadka. Uśmiechnęłam się:

-A ty na siebie.

₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪

Ale flaszbaki z przeszłości OMG!
Wielce romantyczny rozdział!
Chyba się spodobał, co nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro