38
O świcie wyruszyliśmy do odbudowanego Chicago. Po walce z Deceptikonami miasto było w ruinie, ale dzięki pomocy wielu ludzi wróciło do poprzedniego stanu a nawet lepszego.
Alice i Mary nadal tam mieszkały, ale od ataku na mnie i Optimusa nie utrzymuję z nimi kontaktu. Nie chcę ich zarażać.
Po 4 godzinach wyjechaliśmy do miasta. Nadal wiele budynków na przedmieściach było zrujnowanych.
Ukryliśmy się w starym, zniszczonym kościele. Do dokoła nad było tylko kilka budynków mieszkalnych więc uznaliśmy to za idealną kryjówkę.
Dzięki rozmowie z Optimusem moje bóle głowy trochę ustąpiły, ale tylko na chwilę...
Wieczorem objawy powróciły i to ze zdwojoną siłą. Optimus wyraźnie się tym przejął, ale ja uspokoiłam go tym że jak się położę to mi przejdzie.
Byłam w błędzie... Nawet sen nie dawał mi ulgi. Udawanie że nic mi nie jest stawało się coraz trudniejsze.
Cade, Tessa i Shane w tym czasie ustalili plan którego byłam częścią. Mieliśmy wjechać Bee przez hangar z samochodami a potem wejść do laboratorium. Cade miał zbadać główną część a ja w innej formie miałam przejść do części biurowej. Mieliśmy ruszyć następnego dnia.
Cade razem z Bee podrabiali karty dostępu, Tessa i Shane się przytulali co wkurzało jej ojca.
Ja stałam przed rozbitym lustrem z dala od hałasu który jeszcze bardziej powiększał ból.
Zmieniałam wygląd. Podczas dnia przechodząc obok biura KSI zeskanowałam paru przechodniów. Ostatecznie przystanęłam przy wysokiej murzynce. Miałam długie czarne włosy spięte z tylu w kucyk, miała ładną, smukłą sylwetkę a ubrana była w obcisłą czarną sukienkę na ramiączka i do tego czerwone szpilki.
-Na pewno dasz sobie radę?- Spytał się ktoś a w lustrze dostrzegłam odbicie Optimusa.
-Musi mi się udać.- Powiedziałam, ale on nadal wyglądał na nieprzekonanego.- Obiecuję że nie będę się wychylać!
Optimus dał w końcu za wygraną.
-Przepraszam.- Odezwał się Cade gdy wieczorem Tessa i Shane leżeli obok siebie na kanapie.- Proszę mi tu bez macanek!
-Ale z Ciebie sztywniak.- Narzekała dziewczyna.- Kto jeszcze tak mówi?
-Zero szacunku.- Powiedział Cade do Optimusa.- Czasami to jest nie do zniesienia.
-Tak...- Zgodził się Prime.- Przechodziłem to z Bumblebee...
-A ja z wami.- Odezwałam się a Tess zaczęła się śmiać.
Następnego dnia razem z Cade'm i Shane'm pojechaliśmy w Bee do hangaru KSI.
Cade i ja siedzieliśmy spokojnie, ale Shane cały się trząsł z nerwów.
-Tu się liczy spokój, a nie wygląd.- Odezwał się Cade kiedy byliśmy już prawie przy kontroli.- więc zdejmij okulary.- Blondyn posłuchał go.- Miesiąc temu, w środku nocy usłyszałem hałas. To byłeś ty?
-Co? Nigdy w życiu.- Zaprzeczył chłopak.
-Nie kłam chłopcze...- Przerwał mu Cade.- Widzisz tego gościa z bronią?
-Są tu tylko tacy.- Odpowiedział blondyn.
-Cade nawet nie próbuj...-Zagroziłam mu bo wiedziałam do czego jest zdolny.
-Powiem mu, że chcemy się tu włamać.- Oznajmił Yeager.- Co mi tam...już się nażyłem...
Załamałam się nimi.
-Mistrz poruszania złych tematów w złym czasie.- Powiedział Shane.
-Mówisz prawdę, czy mam nabroić?- Oznajmił Cade otwierając drzwi i wołając jednego z ochroniarzy.
-To byłem ja! To ja!- Krzyknął spaniknowany Shane.- Przepraszam
Cade odwołał ochroniarza a my podjechaliśmy do kontroli.
Otworzyłam okno:
-Do skanowania?- Zapytał się ochroniarz.
Przytaknęłam i podałam mu kartę którą on zeskanował. Chwilę przyglądał się mi i zdjęciu po czym pozwolił nam pojechać dalej.
-Zabiję cię...- Zagroził Cade Shane'owi.
Wjechaliśmy do środka. W hangarze stało mnóstwo samochodów. Bee pojechał do jakiegoś pomieszczenia gdzie stał robot zaskakująco podobny do Bradera tylko że był turkusowy i... nowszy.
-Udoskonaliśmy starą technologię kosmitów- Odezwała się kobieta z reklamy lecącej na ogromnym ekranie.- Przedstawiamy Stingera. KSI to my tworzymy świat. To jest przeszłość. A to przyszłość.
-Wygląda jak ty Bee.- Odezwał się Shane.
-Budują własne wersje.- Zauważył Cade.
-Ale i tak ty jesteś lepszy od nich wszystkich Brader.- Powiedziałam wychodząc.
-Przynajmniej wybierają fajniejsze wozy.- Powiedział Sahane który nadal siedział na miejscu kierowcy.
Nagle kierownica piodniosła się i walnęło blondyna w szczękę po czym zaczęł dusić:
-Do mnie ta gadka!?- Odezwał się głos z radia.
-Warto było się wymądrzać?- Odezwał sie Cade.
-Bee jest bardzo wrażliwy więc go nie obrażaj albo dostaniesz też ode mnie.- Zagroziłam a Bee go wyrzucił na zewnątrz.
-Stinger- jego inspiracją był Bumblebee.- Gadała nadal laska z reklamy.- ale go przewyższa.
-Sukinsy...- Zaczął Bee ale ręsztę wyrazu zagłuszył pisk opon.
-Oszalał!- Krzyknął Cade.- Betty zatrzymaj go!
Nagle usłyszałam zbliżające się głosy:
-Brader ktoś idzie!- Ostrzegłam go.
Zza ściany wyszła grupka ludzi prowadzona przez prezesa KSI, który oczywiście nas zauważył i podszedł do nas. Mężczyzna był łysy, miał na sobie markowy garnitur i nosił okulary. Zabijał Cade'a i Shane'a wzrokiem a na mnie nawet nie spojrzał.
-Hej wy! Mechanicy!- Krzyknął na nich.- Co tu się dzieje? Co to za grat?
Nie skanujemy złomu. Wiecie co tu tworzymy? Tworzymy poezję. Jesteśmy poetami! Jeśli dla mnie pracujesz możesz się pomylić tylko raz.- Cade pokiwał głową.- Więc bierz tego żałosnego grata i spadaj z nim stąd.- W końcu mnie zauważył i podszedł do mnie.- Co tu robi taka ładna kobieta jak ty?
-Emmm ja od dzisiaj tu pracuję i...nie wiem zabardzo co mam robić...- Skłamałam.
-Dobra to chodź od dzisiaj jesteś moją sekretarką tylko nie bądź jak ostatnia którą wyrzuciłem po dwóch godzinach.- Powiedział i kazał mi iść za nim.
Ukradkiem spojrzałam na chłopaków któż Tak samo jak ja nie ogarniali co się właśnie stało.
Westchnęłam i poszłam za swoim "szefem". Miałam złe przeczucia...
₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪₪
Przepraszam was za to że Tak długo nie wstawiałam, ale nie miałam weny a nie chciałam wam dać jakiegoś gniotu(chociaż i tak nadal słabo mi poszło...).
Mam nadzieję że się rozdział spodobał!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro