Rozdział 3
- KIM! - zdawało się słychać już z daleka... i to z ust potwora? Czyżby to był przeistoczony Ivan? - Kto teraz jest przestraszonym kotem?
Postanowiłem stanąć między nimi.
- Kotem na pewno nie jest, ja tu jedyny jestem dachowcem. Może ze mną powalczysz? - powiedziałem do niego poważnie, w duchu modląc się, żeby nie zrobił ze mnie jajecznicy. Wyciągnąłem kij, którego podstawowy mechanizm chyba zacząłem ogarniać. Pod naciskiem mojego palca urządzenie wydłużyło się o jakieś trzy metry. Ustawiłem się jakbym przygotowywał się do walki w karate, co ku mojemu zdziwieniu wyszło mi naturalnie. Z pewnością robiłem wrażenie. A Kim uciekł w popłochu...
- Ja z tobą nie rozmawiam, Kiciu! - Ivan wymierzył zamach w moją stronę. Ja znowu jakby miał we krwi sztuki walki odskoczyłem i uderzyłem potwora w głowę kijem. Kamienne serce wtedy rozświetlił się i powiększył. Był teraz dużo większy.
W panice zacząłem rozglądać się za partnerką. Stała teraz na murawie i przerażona patrzyła na całą akcję. Pewnie była tak przerażona jak ja, tyle że ja pod wpływem adrenaliny nie pokazywałem tego. Wzrokowo przesyłając jej słowo "pomocy!", stale walczyłem i próbowałem znaleźć rzecz, którą mogła opanować akuma. Tyle że kompletnie nie wiedziałem o co chodzi, i jak niby mam znaleźć tą przeklętą rzecz?
Kamienny stwór w złości, że nie może mnie trafić, wyrwał bramkę do piłki nożnej i cisnął we mnie. Kiedy dosyć efektownie uniknąłem jej i bramka przeleciała górą, kątem oka zobaczyłem jak zbliża się do Ladybug. Ta sparaliżowana strachem nie zmieniła pozycji. Ja też byłem przerażony. Tym że jej coś się stanie. Szybkim susem dostałem się do niej i w ostatniej chwili wypchnąłem ją z obszaru zagrożenia. Metalowe słupy bramki i siatka wylądowały z wielkim gruchotem na ścianie.
- Wiem, że się boisz, ale pamiętaj, że to ty musisz złapać akumę. Ja tego ponoć nie potrafię, a jeśli zginiesz, to nie uratujemy Paryża. Pomóż mi, proszę, ty chyba też masz jakieś supermoce? Ufam że sobie poradzisz - uśmiechnąłem się do niej najszerzej jak tylko w tej szybkiej sytuacji mogłem.
Dziewczyna podniosła wysoko głowę. Przełknęła ślinę, przymknęła powieki i otworzyła je ponownie, jakby z mocą. I W jej oczach nie było już ani krzty strachu. Kiwnęła pewnie i powiedziała:
- Z tego co widzę, przy każdym ataku robi sie coraz większy. Nie możemy go uderzać. A jeśli chodzi o akumę... wydaje mi się, że jest tam gdzie jej nie widać. Ogólnie cały jest z kamienia... Czekaj! Widzisz? Jego jedna ręka jest zaciśnięta w pięść. Może tam coś trzyma?
Przyjrzałem się potworowi. Może faktycznie coś tam ma?
- Czyli jedyne co musimy zrobić, to zmusić go do otwarcia jego kamiennej dłoni? Spoko, ale za to proszę byś włączyła się do walki!
- A może użyję swojej mocy? - i zanim zdążyłem jej odpowiedzieć, krzyknęła - Lucky Charm!
Po chwili w jej rękach pojawiła się ogromna czerwona w czarne kropki zmiotka do kurzu. Wpatrywałem się w nią zszokowany.
- To tak działa twoja moc? Nie mamy robić porządków!
- Tikki powiedziała, że będę wstanie pokonać akumę tym przedmiotem, jeżeli dobrze się zastanowię jak go użyć - powiedziała z nutą zastanowienia, prawdopodobnie wspominając swojego Kwami. Nagle krzyknęła ostrzegawczo, bo zbliżał się Ivan, który przysuwał się ze straszliwą szybkością w naszą stronę. Objąłem dziewczynę w pasie i za pomocą szybkiego skoku niczym kot wykonałem unik przed potężnym uderzeniem, które spowodowało olbrzymią dziurę w trawniku. Strzępki murawy latały dokoła, a ziemia rozbryzgała się dokoła. Brrr.. Nie chciałbym być trawą w tej chwili.
- Wymyśliłaś już c-coś? - zacząłem nerwowo gadać, jak wtedy, gdy ktoś mnie przepytuje przy tablicy. Nie na żarty zacząłem się denerwować. Czy damy radę? Nie mam pojęcia. Dziwnie się czuję. Jak dziecko udające bohatera. Współbohaterka chyba wyczuła moje obawy i położyła wspierająco rękę na moim ramieniu.
- Zaciśnij pięść - powiedziała do mnie. Zaskoczony wykonałem polecenie bez szemrania. Po chwili ta zaczęła łaskotać mnie pod pachami. Od razu moje mięśnie się rozluźniły, no i w sumie ja też. Ale nie pora na takie zabawy! Już miałem jej to powiedzieć, kiedy ona wcięła się w moje słowa:
- Właśnie tak! Od razu otworzyłeś dłoń, zauważyłeś? Teraz wiem jak go podejść. Odwrócisz jego uwagę? Zmuś go, by jak najwyżej podniósł ręce!
Na jej polecenie od razu pobiegłem na potwora. Starając się go nie atakować, a jedynie rozdrażnić na tyle, by na mnie szarżował, zacząłem skakać nad jego głową. Niczym olimpijczycy skaczący o tyczce, tak ja wsparty o mój kici kij zacząłem irytować skalniaka. Starając się mnie trafić w powietrzu nie zdawał sobie sprawy z istnienia Ladybug. Ta podeszła do niego i używając kurzowej miotełki, wymusiła na nim wyczekiwaną przez nas czynność. Zaczął się o dziwo śmiać donośnie i upuścił przedmiot, który okazał się zmiętą kartką papieru koloru czarnego, jakby pomalowanego markerem. Postanowiłem teraz ja zadziałać z mocą. W końcu nie mamy pojęcia jak się niszczy zainfekowane przedmioty. Może do tego potrzebna jest moja moc? Wypowiedziałem: "Cataclism!" i poczułem potężną energię przepływającą przez moją prawą rękę. Woaw... Niezwykła moc. Czułem że cokolwiek dotknę, zniszczę. Dotknąłem kartkę, a ta rozpadła się i wyleciał z niej czarny motyl. Wpatrywałem się w niego jak zaczarowany, jak i Ladybug. Akuma była coraz wyżej. Nagle w głowie rozbrzmiał mi głos Plagga: Ma ją złapać!
- Ladybug, łap zanim odleci!
Ta wyrwała się ze swego zauroczonego stanu. Za pomocą swego Yo-Yo wykonała parę piruetów, zamknęła go i po chwili tej magii wyleciał z jej broni biały, przepiękny motyl. Jakby pod wpływem impulsu chwyciła w ręce wyczarowany przedmiot i cisnęła nim w powietrze krzycząc "Miraculous Ladybug"!! W niesamowity sposób wszystko wokół zaczęło się naprawiać, jakby nigdy w życiu nie odbyła się tu walka.
Skalny potwór także się rozpłynął i został po nim tylko Ivan. W sercu zagościło uczucie radości. Na mych ustach uśmiech. Czyli tak czują się ci wszyscy herosi bo ratunku świata. Zestaw otrzymanej endorfiny i dopaminy sprawił że czułem się wręcz nieziemsko. Usłyszałem ciche pykanie dochodzące z mojego pierścionka i z kolczyków mojej partnerki. Z trzech kropek na jej kolczykach zrobiły się dwie, a na mojej łapce w pierścionku zabrakło jednej z poduszek. Już mieliśmy się zbierać, kiedy zza kontenera wyszła Alya trzymająca w rękach telefon. Zdawała się nadzwyczaj podekscytowana i podchodziła do nas wykrzykując:
- Ale numer! Kim jesteście, wspaniali superbohaterzy?! Przedstawicie się do kamery? - skierowała najpierw smartfona na czerwoną.
- Ladybug! - rzekła dziewczyna z uśmiechem i używając swej broni zwiała jak najszybciej z zakresu pola naszego widzenia. Dziewczyna posmutniała, ale zaraz obróciła się w moją stronę. Miałem jeszcze trochę czasu. Powiem coś więcej.
- A ty przystojniaku? - spytała cała drżąca z podniecenia.
Uśmiechnąłem się w stronę kamery.
- Chat Noir, wasz nowy obrońca Paryża.
Natychmiast wróciłem do domu. Jakby w idealnym czasie dotarcia na balkon przemieniłem się i z niesamowitego supermana stałem się na powrót nudnym sobą. Tak. Znowu jestem zwyczajnym Nathanielem. Ekstra... Ledwo przeszedłem przez próg, a moja rana wróciła ze zdwojoną siłą bólu. Aż się zagiąłem.
- Ach, młody, tylko mi nie zemdlej - zaśmiał się Plagg, który przeleciał mi przed nosem - Zapomniałem ci powiedzieć, ale jak mówiłem że strój działa jako przebranie, miałem na myśli, że wszystko tak się zmienia, żeby ukryć wszelkie niedoskonałości, takie jak rany i urazy na przykład. Tak na wszelki wypadek, jakby się okazało, że koś jest sprytny i cię rozpoznał po jednym zadrapaniu. Niestety, moc która ukrywa oznaki musi je przywrócić. A przywracanie może troszkę boleć. A więc, gdy będziesz transformował się, a będziesz miał nogę w gipsie, przygotuj sobie wielki zapas środków przeciwbólowych. A no tak... To Francja, ciężki cię los z lekami czeka - zarechotał głośno, po czym spoważniał - A teraz dawaj mi jeść! Dawaj SERA!
Ledwo doczłapałem się do kuchni. Ależ ten stwór jest wredny! Ale dzięki Bogu, że wszystko przynajmniej wyjaśnia. Mimo wszystko mógłby być milszy. Ach! Moje biedne oko... Zaraz nie wytrzymam...
Wziąłem byle jaki ser z lodówki oraz butelkę wody dla siebie i udałem się do pokoju. A niech się nim wypcha, zażartowałem sobie w duchu. Położyłem go na stoliku, a sam usiadłem na kanapie i upiłem duży łyk wody. Plagg od razu rzucił się na ser i wcinał go ze smakiem.
- Ej Plagg, jak to jest że lubisz ser, skoro jesteś kotem? Nie powinieneś lubić mleka, czy coś? - zapytałem nagle z ciekawości. Zrobił strasznie obrażoną minę i odburknął:
- Po pierwsze: jestem KWAMI Kota, a nie kotem. Po drugie: czyli jak jesteś francuzem, to wcinasz tylko bagietki i żabie udka?! Wybacz, ale jak każdy mam prawo wyboru i mogę jeść, to co chcę.
- Dobrze, już dobrze, nie obrażaj się. Po prostu byłem ciekawy - westchnąłem. Po czym znów spojrzałem w jego stronę i zapytałem - A czym jest właściwie Kwami?
- Kwami to magiczne stworzenia zamieszkujące Miraculum, czyli magiczną biżuterię, taką jak twój pierścień. Nie mówiłem ci o tym? Nie? W każdym razie daję wybrańcowi moc. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - Ugryzł ser i zajadał się nim ze smakiem.
- Cóż jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - zastanowiłem się - Co by się stało, gdybyśmy dali akumie odlecieć?
- Nie chciałbyś wiedzieć - odrzekł poważnie stwór. Po tych słowach poczułem się trochę nieswojo. Oj, to dobrze że złapaliśmy... On ma rację, nie chciałbym wiedzieć, co by się stało.
Zrezygnowany włączyłem telewizję i upiłem łyk wody. Głos prezenterki Nadji Chamack rozbrzmiał po całym pokoju:
- ...uratowali przed atakiem kamiennego potwora zwanego Stoneheart. Dostaliśmy nagranie świadka walki niezwykłych bohaterów. Z niego wynika, że dwójka niezwykle silnych i sprytnych ludzi jest wstanie nas...
Ze zdziwienia wyplułem płyn na podłogę.
- Cooo? Jestem w telewizji?! - rzekłem, przyglądając się postaci nagrywanej z perspektywy Alyi.
Plagg zaśmiał się z mojego zdziwienia.
- Myślisz, że po tym co tak niezwykłego uczyniłeś, nie będziesz sławny? Nie martw się, po po kolejnych akcjach będziesz bardziej sławny.
- Będzie więcej takich akcji?! - rzekłem wzburzony, patrząc się na ekran z wybałuszonymi oczami - Ja... Ja wcale nie ejstem taki wspaniały... Nigdy nie byłem...
- Dzieciaku, jednorazówka temu miastu nie pomoże. Nad miastem czuwa, niestety w negatywnym sensie, ktoś, kto posiada Miraculum Motyla i nie jest zbyt przyjazny. Delikatnie mówiąc. Normalnie Miracula nie dostają złe osoby... ale te wpadło w niepowołane ręce zaraz po... Nieważne. To ciężka sprawa. Kiedyś się dowiesz.
- Plagg? Jest chyban jeszcze jedna, ostatnia sprawa, którą chcę wiedzieć - wziąłem oddech dużo głębszy od pozostałych - Dlaczego zostałem wybrany? Przecież nie jestem najmądrzejszy, najsprytniejszy, jestem niezdarny, chodzę z głową w chmurach, a także nie jestem wysportowany ani nawet przystojny. Czemu ja? Jestem tylko nędznym artystą, który społecznie jest wycofany...
Patrzył się długo na mnie swoimi zielonymi oczami. Jego usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu:
- Bo masz dobre serce. Ten, który cię obserwował zauważył to - po jego słowach się uspokoiłem, lecz ten nagle się wkurzył i powiedział - A teraz daj mi więcej sera bo nadal jestem głodny!!!
- KURDE, nie mam takich zapasów!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro