Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~7~

Całą drużyną wyszliśmy na salę gimnastyczną. Usłyszeliśmy oklaski oraz wiwaty... Motywacja jest naprawdę dobra, cieszy mnie to. W całym tłumie ludzi widziałam Cami, trzymającą moją bluzę, z napisem 'Im win'. Ciekawe skąd ją wytrzasnęła, skoro moja szafka była zamknięta na kluczyk...

Zebraliśmy się w kole, a w-f'ista narysował na kartce nasze ustawienie.

- Słuchajcie - mówił chłopak. - Tak wygląda ustawienie. Czy ktoś się nie zgadza?

- Ja - odezwałam się, po czym każdy spojrzał się w moim kierunku. - Musimy to zrobić w ten sposób.

Wzięłam jego czarny marker, po czym zapisałam zmiany na tej samej kartce. Teraz ja byłam na ataku razem z kapitan i jeszcze jedną, co dobrze grała, ale zapomniałam jej imienia... Obrona też trochę się zmieniła, ale wyglądało ok.

- Proszę - podałam kartkę mężczyźnie.

- A-Ale... czy to się sprawdzi?

- Pewnie, że tak - mówiłam pewna siebie. - Dam z siebie wszystko. Myślę, że nie będziecie bały się tamtych paniusiek?

Reszta dziewczyn spuściła wzrok na dół. Ech, trzeba ich zmotywować.

- Hej - przerwałam naszą ciszę. - Czemu to my musimy bać się ich? Niech one boją się nas.

- Ale jak to zrobimy? - powiedziała jedna z dziewczyn.

- Macie mnie - pokazałam palcem na siebie. - Jest już połowa sukcesu.

Dziewczynom wrócił humor i od razu puściły do mnie promienny uśmiech... i tak ma być! Paniusie przegrają, a my wygramy... Szykujcie się na wojnę, paniusie!

Wykonałyśmy jeszcze okrzyk naszej drużyny, po czym każda z nas poszła w wyznaczone miejsce. Po chwili byłyśmy gotowe, tak jak drużyna przeciwna... Naprzeciwko mnie była ta sama paniusia, z którą miałam wcześniej do czynienia... Mrugnęłam do niej, po czym się uśmiechnęłam, a ta już wyglądała na przerażoną... Ciekawe jaki plan obmyśliła z resztą...

Sędzia ustał na środku. Chwilę po tym usłyszałyśmy gwizd gwizdka i rzucił piłkę do góry. Nasza drużyna miała piłkę, po czym podała mi. Rzuciłam i trafiłam. 1:0 dla naszej szkoły♥. Myślałam, że będzie zabawnie, a tu normalnie zdobywam punkty... ech...

Dawałam z siebie wszystko. Zdobyłam już 4 punkty. Po 10 minutach gry, było już 5:3 dla naszych. Cała sala kibicowała nam jak najgłośniej, ale czułam spojrzenie większości osób na sali. Na pewno dziwią się, co tu robię, hehe...

Zdobyłyśmy jeszcze 6 punkty, a drużyna przeciwna 4, po czym nastąpiła przerwa. Ale musiało zdarzyć się coś złego, prawda?...

W następnej połowie widziałam, że większość dziewczyn biegnie na mnie. Próbowałam złapać piłkę w powietrzu, ale jedna z dziewczyn popchnęła mnie i wylądowałam na jakimś metalowym słupku... Ucierpiała tylko noga, ale wyglądało na to, że ją skręciłam...

- Wszystko dobrze? - podbiegła do mnie kapitan.

- T-Tak... - próbowałam usiąść, ale ból był nie do zniesienia...

- Musisz zejść z boiska! - mówiła. - Nie możesz grać w takim stanie.

Spojrzałam na drużynę przeciwną... Widziałam uśmieszek na twarzy kapitana tamtej drużyny... Chyba nie wiecie z kim zadarłyście...

- D-Dam radę - powiedziałam to, podnosząc się z ziemi. Na sali zapanowała lekka cisza.

- Nie możesz! Co jeśli ci się pog--

- Nic mi nie będzie! - wrzasnęłam. - Nie dam się tak łatwo!

- A-Ale... - próbowała coś powiedzieć, ale nie dałam jej.

- Po co tu jesteśmy?! - krzyczałam. - Żeby wygrać! Co z tego, że będą silniejsze, albo że będą nas szantażować?! - spojrzałam na drużynę przeciwną, po czym ponownie na kapitan. - Nie poddam się tak łatwo. Musimy, ale to musimy wygrać! Kto jest ze mną?

Cała nasza drużyna krzyknęła 'ja!'. Widziałam gniew na twarzy liderki przeciwników. Uśmiechnęłam się do niej szyderczo. Kostka nadal mnie bolała, ale muszę wygrać... dla mnie, jak dla drużyny!

Z bólem w nodze prowadziłam drużynę do wygranej... Wygrałyśmy... Wygrałyśmy... Wygrałyśmy!

Gdy nastał koniec meczu, wszystkie dziewczyny z mojej drużyny podbiegły do mnie i zaczęły mnie ściskać... Trochę tchu mi brakowało...

- Wygrałyśmy! - krzyczały dziewczyny. - Wygrałyśmy!

- Dałyśmy radę!

- Wszystko dzięki Nicolettcie!

- Powiedz coś! To dzięki tobie.

Mówiły i mówiły... Wszystkie się cieszyły, ale ja nie za bardzo, ze względu na ból w nodze...

- Zabierzcie... - mówiłam, cała zdyszana. - Zabierzcie mnie do pielęgniarki...

Powiedziałam to, po czym zemdlałam... Obudziłam się w pokoju pielęgniarki, a na krześle obok łóżka siedział nauczyciel od matmy... Mina mi zrzedł... Co on tu, do cholery, robi?

Gdy na mnie spojrzał, obróciłam się w przeciwną stronę i przekryłam kołdrą.

- Ej, Nicoletto - mówił mężczyzna. - Już się lepiej czujesz?

- Szczerze? Nie bardzo...

- A co ci dolega? - pytał nadal...

- Widzę pana, to i tak źle, a co jeszcze przebywanie z panem...? Tragedia!

- Bardzo mnie nie lubisz - słyszałam, że wstał z krzesła. - Pójdę już i powiem, że poczułaś się lepiej.

- Tak, tak...

Po chwili usłyszałam, że zamknął drzwi. Zdjęłam kołdrę z twarzy i zaczęłam wdychać powietrze... Pod kołdrą już go brakowało...

Siedziałam sama, po czym zaczęłam sobie przypominać, co działo się przed moim zemdleniem. Wygrałyśmy mecz... Poprawię swoją średnią... szkoda, że tylko kostkę mam skręconą... Obok łóżka leżała karteczka, na której pisało, że to nic poważnego i niedługo będzie dobrze, itp...

Siedziałam w ciszy, gapiąc się w okno, gdy nagle cała drużyna wbiła do mojego pokoju, krzycząc:

- Będzie impreza!

____________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro