Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~14~

- Hej Nicuś - powiedział, po czym wystawił swój pistolet prosto na mnie.

Widziałam, że reszta też wystawia broń, nasi też. Przez cały czas patrzałam na blondyna, który uśmiechał się nadal trzymając broń.

- Cześć, David - odpowiedziałam spokojnie. - Jesteś niemiły.

- Dlaczego? - spytał swoim głosikiem...

- Wystawiać broń prosto na kobietę? Brzydkie zachowanie.

Chyba poczuł się zmieszany i schował broń. Gdy to zrobił, spojrzał się na mnie.

- To jak, Nicuś? - zaczął. - Dołączysz z powrotem do naszej bandy?

- Wybacz Davidzie, ale chyba za dużo się najebałeś - wkurzył się po tych słowach, no cóż...

- Co ty sobie wyobrażasz, dziewczynko - zaśmiał się. - Dziwisz się, że tamtego dnia cię porzuciliśmy? A po co mieliśmy brać ze sobą taki SZMELC?! Jeśli chciałaś się tego dowiedzieć, to już wiesz, więc spierdalaj, laleczko.

- Chciałam ci podziękować, a ty mnie obrażasz... Nadal jesteś niewychowany?

- Za co? - spytał drugi raz zmieszany...

- Za to, że dzięki tobie wyszłam z pogrążenia po stracie matki. No cóż, tylko tyle miałam ci do powiedzenia.

- Co? Jak to? Ty mi dziękujesz?! Ty?!

- A co, głuchy jesteś? - te słowa zbiły go z tropu. - Przyszłam też tu, żeby zakończyć tą całą farsę, tu i teraz.

David podniósł broń i miał już we mnie strzelać, gdy ja byłam szybka i to ja zadałam pierwszy strzał. Dostał w ramię, dlatego byłam na prowadzeniu.

- To jak? - spytałam, odwracając się do Doriana. - Zaczynamy?

- Pewnie! - krzyknął Dorian.

Zaczęła się strzelanina. Kule omijały mnie i Davida... Wiedzieli, że mamy do pogadania i dali nam spokój.

- J-Jak... mogłaś...? - mówił, trzymając się za postrzelone ramię.

- Ty mnie tego nauczyłeś, nie pamiętasz? - podeszłam odrobinę bliżej do niego i kucnęłam. - Chciałabym, żebyś zostawił mnie w spokoju, rozumiemy się, David?

Spojrzał na mnie przerażony... Nigdy go takiego nie widziałam... Szkoda, że nie wzięłam telefonu, bo mogłabym mu zrobić zdjęcie...

- Rozumiem.. - jego wzrok utkwił w ziemi. - Wiesz, że naprawdę cię kochałem?

Patrzyłam się na niego nie wyrażając uczuć... Cały czas zachowywałam powagę...

- Wiem to - powiedziałam. - Ale dla ciebie ważniejsza była twoja banda, nie ja.

Cisza... Nie słyszałam niczego, oprócz pękających gałęzi, szumu drzew, no i... strzałów... Widziałam jak jego bluza robiła się czerwona od krwi...

- Idź już - powiedziałam to, wstając z ziemi. - Bierz swoją bandę i się wynoście. Nie chcę, żebyś się tu wykrwawił.

Spojrzał na mnie, z odrobiną nadziei. Wstał, po czym zawołał:

- Idziemy!

Strzały ucichły. Jedynie słyszałam szum drzew, który mnie uspokajał, żeby tylko się nie rozryczeć...

- Wracamy, koniec tego...

Spojrzał się jeszcze na mnie ostatni raz, po czym poszedł zza opuszczony dom... Wygraliśmy, ale... czułam się smutna... Czy to dlatego, że David odszedł? Tylko dlatego?...

- Nico - podszedł do mnie Dorian. - Wracajmy, robi się zimno.

Widziałam, że nic mu nie jest, oprócz krwawiącej prawej ręki...

- Gdyby... - zaczęłam - Gdybym was tu nie ściągała, nie bylibyście ranni.

Położyłam głowę na jego ramię i zalałam się łzami. Reszta ruszyła do samochodu zostawiając nas samych... Płakałam na jego ramieniu, a chłopak objął mnie lewą ręką... Czułam się naprawdę dobrze w jego objęciu, ale... ciągle patrzałam na jego zakrwawioną rękę... Dziwnie się czułam, że ja jestem cała, a on nie...

- Dorian... przepraszam - powiedziałam.

- Nic się nie stało - objął mnie odrobinę mocniej. - Wszystko będzie dobrze, to nic poważnego.

Staliśmy jeszcze tak chwilę, aż się nie uspokoiłam... Po dłuższej chwili wróciliśmy do samochodu i wróciliśmy do domu... Już po wszystkim...

________________________


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro